I'm looking for you, don't know where to go
: 21 sie 2023, 17:06
012.
Bez niego nic nie było takie samo.
Wystarczył jeden dzień jego nieobecności, by atmosfera na rodzinnej famie jego dziadków zaczęła się zmieniać. Schodząc na parter, Frankline omal nie potknęła się o drewnianą, podniszczoną komodę oklejoną różnymi naklejkami przedstawiającymi sportowców oraz muzyków (były bardzo popularne, kiedy była dzieckiem, bo można było znaleźć je w opakowaniach tanich słodyczy), która wcześniej stała w pokoju Sidneya. Zapamiętała ją, choć nieczęsto przekraczała próg jego sypialni. Harold zamierzał pozbyć się komody. Kiedy to do niej dotarło, zrezygnowała ze śniadania i pobiegła na górę. W pokoju był bałagan – większy niż dotychczas. Wiele rzeczy walało się na podłodze, jakby wyrzucono je z szuflad w pośpiechu, byle tylko opróżnić ich zawartość i pozbyć się mebla. Podejrzewając, że pozostałe rzeczy chłopaka czeka taki sam los, wyciągnęła kilka kartonowych pudeł i spakowała tyle, ile była w stanie. Bo chociaż Sidney zdecydował się na wyjazd, prawdopodobnie nie chciał, by jego prywatne szpargały wylądowały w śmieciach.
Nie myliła się. Po kilku dniach pokój na piętrze zupełnie nie przypominał tego, który zajmował Sidney. Jego ojciec zdawał się dążyć do tego, by nie został po nim na farmie żaden ślad. To doprowadziło ją do kłótni z mężczyzną, która zakończyła się dopiero za sprawą zaniepokojonej hałasem Emilii.
Przez ten czas próbowała skontaktować się z chłopakiem. Dzwoniła, pisała. Niestety nie doczekała się odpowiedzi. W złości napisała nawet kilka n i e m i ł y c h słów, ale wcale tego nie żałowała. Nie dając znaku życia, zachowywał się jak dzieciak, skończony egoista i dureń. A ona uparła się, że znajdzie sposób, by powiedzieć mu to prosto w twarz. Dlatego postanowiła skontaktować się z jego kolegami. Napisała pod pretekstem chęci oddania mu ważnych dla niego rzeczy i po kilku dniach otrzymała adres, pod którym Sidney się zatrzymał.
T o w n s v i l l e; miasto oddalone od Lorne Bay o prawie sześć godzin nieprzerwanej jazdy samochodem. Nie żartował, naprawdę chciał zniknąć.
Dopiero pod wskazanym adresem, stojąc przed zamkniętymi drzwiami, dopadły ją wątpliwości. Była zła i zamierzała go o tym poinformować, ale z drugiej strony, jeśli zdołał wypracować sobie spokój, którego nie mógł zaznać przy ojcu, czy miała prawo to niszczyć?
Zapukała. O mało nie zalała obcego chłopaka f a l ą wyrzutów, lecz w porę powstrzymała język. Odrobinę skrępowana wyjaśniła, co robi na progu jego mieszkania, a kiedy wszystko stało się jasne, zaprosił ją do środka, gdzie mogła poczekać na powrót Sidneya. Zasiedli przed telewizorem, rozmawiając beztrosko. Frankie nie chciała zdradzać mu zbyt wiele, nim nie porozmawia z Coningsbym.
Nim ten wrócił, minęły dwie godziny. Zdążyła wypić trzy szklanki wody z cytryną i obejrzeć kilka odcinków głupawego programu o tym, jak randkują „piękni i bogaci”.
Powrót Sidneya oznajmił dźwięk otwieranych drzwi. Frankline, która poszła do kuchni po kolejną szklankę wody, aż podskoczyła, gdy zamknęły się z trzaskiem. Nie zastanawiając się ani chwili, wyszła na korytarz. — Cześć nieznajomy — rzuciła, krzyżując ręce. Starała się przybrać rozdrażnioną minę, ale nie było to takie proste, kiedy w głowie wciąż miała tandetne teksty na podryw z oglądanego programu. — Pamiętasz mnie jeszcze?
Bez niego nic nie było takie samo.
Wystarczył jeden dzień jego nieobecności, by atmosfera na rodzinnej famie jego dziadków zaczęła się zmieniać. Schodząc na parter, Frankline omal nie potknęła się o drewnianą, podniszczoną komodę oklejoną różnymi naklejkami przedstawiającymi sportowców oraz muzyków (były bardzo popularne, kiedy była dzieckiem, bo można było znaleźć je w opakowaniach tanich słodyczy), która wcześniej stała w pokoju Sidneya. Zapamiętała ją, choć nieczęsto przekraczała próg jego sypialni. Harold zamierzał pozbyć się komody. Kiedy to do niej dotarło, zrezygnowała ze śniadania i pobiegła na górę. W pokoju był bałagan – większy niż dotychczas. Wiele rzeczy walało się na podłodze, jakby wyrzucono je z szuflad w pośpiechu, byle tylko opróżnić ich zawartość i pozbyć się mebla. Podejrzewając, że pozostałe rzeczy chłopaka czeka taki sam los, wyciągnęła kilka kartonowych pudeł i spakowała tyle, ile była w stanie. Bo chociaż Sidney zdecydował się na wyjazd, prawdopodobnie nie chciał, by jego prywatne szpargały wylądowały w śmieciach.
Nie myliła się. Po kilku dniach pokój na piętrze zupełnie nie przypominał tego, który zajmował Sidney. Jego ojciec zdawał się dążyć do tego, by nie został po nim na farmie żaden ślad. To doprowadziło ją do kłótni z mężczyzną, która zakończyła się dopiero za sprawą zaniepokojonej hałasem Emilii.
Przez ten czas próbowała skontaktować się z chłopakiem. Dzwoniła, pisała. Niestety nie doczekała się odpowiedzi. W złości napisała nawet kilka n i e m i ł y c h słów, ale wcale tego nie żałowała. Nie dając znaku życia, zachowywał się jak dzieciak, skończony egoista i dureń. A ona uparła się, że znajdzie sposób, by powiedzieć mu to prosto w twarz. Dlatego postanowiła skontaktować się z jego kolegami. Napisała pod pretekstem chęci oddania mu ważnych dla niego rzeczy i po kilku dniach otrzymała adres, pod którym Sidney się zatrzymał.
T o w n s v i l l e; miasto oddalone od Lorne Bay o prawie sześć godzin nieprzerwanej jazdy samochodem. Nie żartował, naprawdę chciał zniknąć.
Dopiero pod wskazanym adresem, stojąc przed zamkniętymi drzwiami, dopadły ją wątpliwości. Była zła i zamierzała go o tym poinformować, ale z drugiej strony, jeśli zdołał wypracować sobie spokój, którego nie mógł zaznać przy ojcu, czy miała prawo to niszczyć?
Zapukała. O mało nie zalała obcego chłopaka f a l ą wyrzutów, lecz w porę powstrzymała język. Odrobinę skrępowana wyjaśniła, co robi na progu jego mieszkania, a kiedy wszystko stało się jasne, zaprosił ją do środka, gdzie mogła poczekać na powrót Sidneya. Zasiedli przed telewizorem, rozmawiając beztrosko. Frankie nie chciała zdradzać mu zbyt wiele, nim nie porozmawia z Coningsbym.
Nim ten wrócił, minęły dwie godziny. Zdążyła wypić trzy szklanki wody z cytryną i obejrzeć kilka odcinków głupawego programu o tym, jak randkują „piękni i bogaci”.
Powrót Sidneya oznajmił dźwięk otwieranych drzwi. Frankline, która poszła do kuchni po kolejną szklankę wody, aż podskoczyła, gdy zamknęły się z trzaskiem. Nie zastanawiając się ani chwili, wyszła na korytarz. — Cześć nieznajomy — rzuciła, krzyżując ręce. Starała się przybrać rozdrażnioną minę, ale nie było to takie proste, kiedy w głowie wciąż miała tandetne teksty na podryw z oglądanego programu. — Pamiętasz mnie jeszcze?