: 26 sie 2023, 16:11
Temat dzieci tak naprawdę jeszcze nie został na poważnie poruszony przez Angelo, ale wiedział, jaki ona miała do tego stosunek. I ona wiedziała, jaki miał on. Denaro zdawał sobie sprawę, że albo będzie musiał ją zmusić, albo odpalić twarde negocjacje, albo... cóż, zrobić to w inny sposób, jeśli nastolatka w określonym przez jego głowę czasie nie zdecyduje się na potomstwo z nim. Większość z tych metod była nieprzyjemna i nie tylko dla niej, dla niego też. Nie chciał jej krzywdzić, w żaden sposób, ale już czuł, że przespał idealny moment na płodzenie dzieci. Nie chciał być starym ojcem, w wieku, w którym powinien być już dziadkiem. Chciał móc wychowywać swoje dzieci w zdrowiu i pełni sił, to było dla niego bardzo ważne. Kochał Gabrielle Glass, była to niezaprzeczalnie miłość jego życia, ale miał również priorytety, które były dla niego niezwykle ważne. Musiało dojść do tej rozmowy, prędzej, czy później, ale Angelo postanowił dać nastolatce jeszcze trochę czasu, by właśnie zasmakowała życia pełną piersią i spełniła wszystkie, albo chociaż większość swoich marzeń, nim ją zapłodni.
Trochę się spiął, choć przecież nie zdradził zbyt wiele. Nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek powie im tyle, co wiedziała Gabi. O tych rzeczach, które robił, to chyba lepiej było zachować dla siebie. Nawet nie umiałby zliczyć, ilu ludzi zabił, jak wielu skrzywdził i jak świat ucierpiał przez decyzje jego i jego Rodziny. powaga sytuacji była zbyt wielka, jak na takich normalnych ludzi. Matce też oszczędzi tych krwawych szczegółów, gorzej jak zapyta. Nie chciał kłamać, wolał po prostu zatajać pewne szczegóły i tyle.
Czekał na reakcję siostry, czując wsparcie Gabi i był jej po raz kolejny wdzięczny. Nie musiała nic mówić, wystarczyło, że tylko była. Emanowała taką energia, jakby się z niej normalnie rozchodziła i go otulała, to było dziwne doznanie, dla niego dalej takie nowe, nie mógł się z nim oswoić, ale było po prostu... miłe.
Uśmiechnął się, a ciało wyluzowało,po pierwszych słowach siostry, ale później tylko westchnął w reakcji. Gdyby znała więcej szczegółów, bardziej mogłaby to wszystko zrozumieć, ale chronił nie tylko swoje mroczne sekrety, ale też swojej matki. Wolał, by to ona córce powiedziała więcej prawdy, niż on.
- To nie takie proste. - Wyjaśnił tylko, obserwując, jak młoda siostra idzie w jego stronę. Patrzył nią pytająco, dopóki go nie przytuliła. Wtedy zaśmiał się, tak radośnie i naturalnie, co przychodziło mu bardzo rzadko. Chwycił ją za ramiona, jakby chciał odwzajemnić to przytulenie.
- I to też nie takie proste. - Powtórzył nieco rozbawionym głosem, mając nadzieję, że siostra zrozumie,że to nie tak, że nie chciał z nimi być, ale po prostu nie mógł. Musiał wrócić do Australii, pilnować rodzinnego biznesu, to był jego obowiązek. A nawet, gdyby mógł stamtąd wyjechać, raczej wybrałby Włochy. Miał już jednak pomysł, w jaki sposób będą się komunikować.
Dużo rozmawiali, śmiali się, czasami weszli na jakiś poważniejszy temat. Angelo tez poprosił siostrę, by opowiedziała mu o swoim dzieciństwie, o swoim życiu. Gdyby mógł, przesiedziałby tu kilka dni na samych rozmowach. Jego matka wypytywała o jakieś rzeczy Gabi, ale nie jakoś nachalnie, po prostu chciała ją bardziej poznać. Angelo czuł się dobrze w towarzystwie nowo odnalezionej rodziny, zastanawiając, czy brat jest też taki jak oni. Oddzwonił w końcu do matki, która przekazała mu też dobre wieści. Miał jutro przyjechać, na jeden dzień z rodziną wyrwać z Warszawy, bo w poniedziałek musiał wracać do pracy, takie informacje przekazała im Kasia, która wydawała się być w niebo wzięta, że będzie miała w końcu przy sobie wszystkie swoje dzieci. Bardzo chwaliła swojego drugiego syna, widać było, że jest z niego dumna. Miał dwadzieścia pięć lat, żonę Julkę i dwójkę dzieci, czteroletnie bliźniaki, syn Leon i córeczka Carla. Pracował w jakieś dużej korporacji w dziale finansowym, tyle się o nim dowiedzieli. Angelo ułożył sobie w głowie jego profil - spokojnego, dojrzałego mężczyzny z głową na karku. Podobno mieli mieszkanie w stolicy i dwa samochody. Kaśka nie mogła się nachwalić, a Angelo zastanawiało jedno... czy skoro jako jedyny tak świetnie sobie radził, to czy pomaga rodzinie? Nie zadał tego pytania, jutro to zrobi. Wprost.
Bawili się też z Majkelem, który wydawał się nie tylko pokochać Angelo, ale i Gabi. Dobrze mu się patrzyło na ot, jak jego laska hasa sobie z siostrzeńcem, znowu się rozmarzył, z założonymi na piersi rękoma. Czuł, że tego chce, bardzo, chyba nawet bardziej niż ślubu z tą dziewczyną, a przecież jeszcze nawet przed nią nie klęknął. To też była taka sprawa... nie był do końca pewien, czy na razie się odważy. To duży krok i choć tego chciał, podświadomie bał się, że dziewczyna tych oświadczyn nie przyjmie, z tego samego powodu, dla którego nie chciała teraz dzieci. Trochę mu się w głowie to wszystko mieszało, a przecież powinien być pewien.
Objął nastolatkę ramionami, patrząc na nią z dołu lekko świecącymi się oczami. Ta wódka Mirusia trzepała mocno, w głowie mu już szumiało, obraz lekko zamazywał, koncentracja obniżała. Oby nikt go nie wyprowadził z równowagi, bo właśnie w tym stanie był najbardziej zaczepny i agresywny.
- Bo nie potrzebuje mała. Ogarnę to w Australii. - Rzucił dość spokojnie. Wolał nie szwendać się po szpitalach w obcym kraju, starał się jak najmniej zwracać na siebie uwagę. Parzył w oczy ukochanej jeszcze chwile zastanawiając nad jej słowami, nim odpowiedział. - Dobrze. - Angelo Denaro ugodowy? Może robił większe postępy, niż mu się wydawało... jeszcze dwa, trzy tygodnie temu powiedziałby jej, żeby z nim nie dyskutowała i nie byłoby żadnej rozmowy, a teraz? Jego matka przyglądała im się rozczulona zza winkla, a Miruś zniknął gdzieś w kuchni, chyba kroił sobie ogórki.
- Nie zostaniecie na kolacji? - Zagaiła Kaśka. Jej głos wyrwał Angelo z tej miłej chwili, która mieli z Gabi. Jej bliskość była bardzo kojąca, jej zapach owładnął jego nozdrza i ciało przyjemnie.
- Podjedziemy z tą moją ręką, a później wrócimy do hotelu, jesteśmy wykończeni. Mamy za sobą dość intensywne dwa tygodnie i dużo emocji... Przyjedziemy jutro od razu na śniadanie. - Wyjaśnił Kaśce. Był ogólnie dziwnie spokojny jak na te wszystkie emocje, nie wiedzieć czemu. Pomógł wstać Gabi, poszedł pożegnać się z Mirkiem, który jeszcze w kuchni po cichutku zaproponował mu "rozchodniaczka", więc Angelo wychylił z nim kieliszka. Pożegnali się z Michaliną, uściskami i zapewnieniami, że rano wrócą, wyściskali Majkela na dobranoc, też obiecując, że rano znów się zobaczą i na końcu z matką, którą Angelo przytulił najmocniej i najdłużej, mówiąc jej, że też bardzo się cieszy, że tu przyszedł, gdy ta po raz kolejny o tym powiedziała. Długo się żegnali, długo, jakby wyjeżdżali na zawsze, a przecież mieli w planie wrócić.
- Jeśli chcesz żebym jechał do tego szpitala, to teraz. - Rzucił Angelo do Gabi, gdy schodzili po schodach na dół. Schodził za nią, trzymając jej dłoń, jakby ją asekurował.
- Dziękuję kochanie jeszcze raz, że mnie do tego pchnęłaś. Ja... zajebiście się ciesze, że tu przyjechaliśmy, wiesz? Fajni ci ludzie, kurwa mam rodzinę w Polsce, pojebane. Ale super. Ty też jesteś super, wiesz? - Chyba pierwszy raz wóda weszła mu nie na agresje, ale na jakoś dziwnie miło? Uśmiechał się do niej taki rozanielony i uspokojony. Zupełnie jak nie on. Wyciągnął telefon z kieszeni i zamówił ubera, pod adres, który wskazała mu matka - szpital, na którym mieli go przyjąć. Kurwa chlanie bez podkładu jest zjebane. Pomyślał, jak mu się w głowie zakręciło, gdy tylko wyszli na świeże powietrze. O dziwo w bramie już nikt nie stał dziedziniec był pusty, a ich taksówka już czekała na ulicy. Do szpitala daleko nie było, dojechali w kilka krótkich minut, w takcie których Angelo ciągle gadał do Gabi, jak bardzo się cieszy, że tu przyjechali i że mogliby dłużej zostać.
Na tym całym oddziale ratunkowym o którym mówiła im Kaśka, było tak dziwnie dużo ludzi. Angelo zastanawiał się, skąd oni wszyscy się wzięli, na takie małe miasto. Od razu kogoś zaczepił, ale ta niemiła, starsza kobieta powiedziała, że nie mówi po angielsku i żeby stanęli w kolejce, a kolejka była strasznie długa.
- Może ten Bytom w cale nie jest tak nudny... Patrz ile ludzi, wszyscy tu tak codziennie umierają? Fajnie. - Uśmiechnął się pijacko, ale wesoło pod nosem. - Ciekawe, czy są strzelaniny.... no nie patrz tak na mnie, chodź już, nie będziemy tu tak stać. - Pociągnął Gabi za rękę. Ludzie gromili ich wzrokiem, coś tam do nich gadali, ale wystarczyło jedno jego spojrzenie, żeby się przestraszyli i zamknęli gęby. Przepchnął się przez kolejne i władował do okienka, za którym siedziała jakaś starsza, niemiła kobieta. Od razu ją polubił. Zaczął do niej mówić łamanym Polskim, że on też nie chce tu być tak bardzo jak ona, ale że przypierdolił w rękę i muszą go natychmiast przyjąć. Wyciągnął portfel z kieszeni, dość ostrożnie, żeby nikt nie widział i wsunął tysiąc euro pod jakąś kartką, którą przesunął w jej stronę. Kobieta zerknęła na kwotę i poprosiła go o dane.
- Bob Clooney. - Reszta danych też była fałszywa. Kobieta poprosiła go o dokument, więc podsunął jej swój paszport, w który wsadził kolejny tysiąc dolarów. Kobieta nawet ni mrugnęła, gdy przyjmowała pieniądze i wstukiwała nieprawidłowe dane. Wskazała mu numer gabinetu i cieszyła z dość pokaźnej łapóweczki.
- Miałaś rację, kochają tu pieniądze - Szepnął pochylony do Gabi, prowadząc ją przez korytarze obskurnego szpitala. Chyba przechodzili niedaleko kostnicy, czy coś, bo ich nozdrzy dopadł charakterystyczny zapach śmierci. Angelo znów nachylił się do ukochanej, żeby nikt przypadkiem nie usłyszał, co mówi.
- Ładny zapach, czuję się jak w domu. - Nie mógł się przed tym powstrzymać, zaciskając usta w cienka linie, żeby ukryć rozbawienie. To mu się zebrało kurwa na żarciki...
Przyjęli go naprawdę szybko. Angelo wszedł do gabinetu, zostawiając Gabi na korytarzu. Musiał dać kolejną łapówkę dla lekarza, za to, że go przyjął, ale nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Zrobili mu prześwietlenie, oczyścili ranę i po jakieś godzinie spędzonej w tym dziwnym miejscu wylazł do Gabi z jakimś usztywniaczem tylko na dłoni, spod którego wystawały bandaże. Okazało się, że miał jakieś złamanie bokserskie musiał trochę wykłócić z lekarzem.
- Chcieli mi założyć gips, powiedziałem im, że jak tylko spróbują to im na mózg gips założę. Kurwa gips... - Prychnął jak obrażone dziecko. Stanął przed Gabi, opierając pod boki i nagle uśmiechnął. - Zadowolona? Jedziemy do hotelu, ja potrzebuję teraz nagrodę za bycie dzielnym pacjentem. Lody. Najlepiej śmietankowe. Ręcznie robione. - Jakże był z siebie zadowolony. Co się z nim kurwa dzieje... Ta wóda była jakaś felerna.
Trochę się spiął, choć przecież nie zdradził zbyt wiele. Nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek powie im tyle, co wiedziała Gabi. O tych rzeczach, które robił, to chyba lepiej było zachować dla siebie. Nawet nie umiałby zliczyć, ilu ludzi zabił, jak wielu skrzywdził i jak świat ucierpiał przez decyzje jego i jego Rodziny. powaga sytuacji była zbyt wielka, jak na takich normalnych ludzi. Matce też oszczędzi tych krwawych szczegółów, gorzej jak zapyta. Nie chciał kłamać, wolał po prostu zatajać pewne szczegóły i tyle.
Czekał na reakcję siostry, czując wsparcie Gabi i był jej po raz kolejny wdzięczny. Nie musiała nic mówić, wystarczyło, że tylko była. Emanowała taką energia, jakby się z niej normalnie rozchodziła i go otulała, to było dziwne doznanie, dla niego dalej takie nowe, nie mógł się z nim oswoić, ale było po prostu... miłe.
Uśmiechnął się, a ciało wyluzowało,po pierwszych słowach siostry, ale później tylko westchnął w reakcji. Gdyby znała więcej szczegółów, bardziej mogłaby to wszystko zrozumieć, ale chronił nie tylko swoje mroczne sekrety, ale też swojej matki. Wolał, by to ona córce powiedziała więcej prawdy, niż on.
- To nie takie proste. - Wyjaśnił tylko, obserwując, jak młoda siostra idzie w jego stronę. Patrzył nią pytająco, dopóki go nie przytuliła. Wtedy zaśmiał się, tak radośnie i naturalnie, co przychodziło mu bardzo rzadko. Chwycił ją za ramiona, jakby chciał odwzajemnić to przytulenie.
- I to też nie takie proste. - Powtórzył nieco rozbawionym głosem, mając nadzieję, że siostra zrozumie,że to nie tak, że nie chciał z nimi być, ale po prostu nie mógł. Musiał wrócić do Australii, pilnować rodzinnego biznesu, to był jego obowiązek. A nawet, gdyby mógł stamtąd wyjechać, raczej wybrałby Włochy. Miał już jednak pomysł, w jaki sposób będą się komunikować.
Dużo rozmawiali, śmiali się, czasami weszli na jakiś poważniejszy temat. Angelo tez poprosił siostrę, by opowiedziała mu o swoim dzieciństwie, o swoim życiu. Gdyby mógł, przesiedziałby tu kilka dni na samych rozmowach. Jego matka wypytywała o jakieś rzeczy Gabi, ale nie jakoś nachalnie, po prostu chciała ją bardziej poznać. Angelo czuł się dobrze w towarzystwie nowo odnalezionej rodziny, zastanawiając, czy brat jest też taki jak oni. Oddzwonił w końcu do matki, która przekazała mu też dobre wieści. Miał jutro przyjechać, na jeden dzień z rodziną wyrwać z Warszawy, bo w poniedziałek musiał wracać do pracy, takie informacje przekazała im Kasia, która wydawała się być w niebo wzięta, że będzie miała w końcu przy sobie wszystkie swoje dzieci. Bardzo chwaliła swojego drugiego syna, widać było, że jest z niego dumna. Miał dwadzieścia pięć lat, żonę Julkę i dwójkę dzieci, czteroletnie bliźniaki, syn Leon i córeczka Carla. Pracował w jakieś dużej korporacji w dziale finansowym, tyle się o nim dowiedzieli. Angelo ułożył sobie w głowie jego profil - spokojnego, dojrzałego mężczyzny z głową na karku. Podobno mieli mieszkanie w stolicy i dwa samochody. Kaśka nie mogła się nachwalić, a Angelo zastanawiało jedno... czy skoro jako jedyny tak świetnie sobie radził, to czy pomaga rodzinie? Nie zadał tego pytania, jutro to zrobi. Wprost.
Bawili się też z Majkelem, który wydawał się nie tylko pokochać Angelo, ale i Gabi. Dobrze mu się patrzyło na ot, jak jego laska hasa sobie z siostrzeńcem, znowu się rozmarzył, z założonymi na piersi rękoma. Czuł, że tego chce, bardzo, chyba nawet bardziej niż ślubu z tą dziewczyną, a przecież jeszcze nawet przed nią nie klęknął. To też była taka sprawa... nie był do końca pewien, czy na razie się odważy. To duży krok i choć tego chciał, podświadomie bał się, że dziewczyna tych oświadczyn nie przyjmie, z tego samego powodu, dla którego nie chciała teraz dzieci. Trochę mu się w głowie to wszystko mieszało, a przecież powinien być pewien.
Objął nastolatkę ramionami, patrząc na nią z dołu lekko świecącymi się oczami. Ta wódka Mirusia trzepała mocno, w głowie mu już szumiało, obraz lekko zamazywał, koncentracja obniżała. Oby nikt go nie wyprowadził z równowagi, bo właśnie w tym stanie był najbardziej zaczepny i agresywny.
- Bo nie potrzebuje mała. Ogarnę to w Australii. - Rzucił dość spokojnie. Wolał nie szwendać się po szpitalach w obcym kraju, starał się jak najmniej zwracać na siebie uwagę. Parzył w oczy ukochanej jeszcze chwile zastanawiając nad jej słowami, nim odpowiedział. - Dobrze. - Angelo Denaro ugodowy? Może robił większe postępy, niż mu się wydawało... jeszcze dwa, trzy tygodnie temu powiedziałby jej, żeby z nim nie dyskutowała i nie byłoby żadnej rozmowy, a teraz? Jego matka przyglądała im się rozczulona zza winkla, a Miruś zniknął gdzieś w kuchni, chyba kroił sobie ogórki.
- Nie zostaniecie na kolacji? - Zagaiła Kaśka. Jej głos wyrwał Angelo z tej miłej chwili, która mieli z Gabi. Jej bliskość była bardzo kojąca, jej zapach owładnął jego nozdrza i ciało przyjemnie.
- Podjedziemy z tą moją ręką, a później wrócimy do hotelu, jesteśmy wykończeni. Mamy za sobą dość intensywne dwa tygodnie i dużo emocji... Przyjedziemy jutro od razu na śniadanie. - Wyjaśnił Kaśce. Był ogólnie dziwnie spokojny jak na te wszystkie emocje, nie wiedzieć czemu. Pomógł wstać Gabi, poszedł pożegnać się z Mirkiem, który jeszcze w kuchni po cichutku zaproponował mu "rozchodniaczka", więc Angelo wychylił z nim kieliszka. Pożegnali się z Michaliną, uściskami i zapewnieniami, że rano wrócą, wyściskali Majkela na dobranoc, też obiecując, że rano znów się zobaczą i na końcu z matką, którą Angelo przytulił najmocniej i najdłużej, mówiąc jej, że też bardzo się cieszy, że tu przyszedł, gdy ta po raz kolejny o tym powiedziała. Długo się żegnali, długo, jakby wyjeżdżali na zawsze, a przecież mieli w planie wrócić.
- Jeśli chcesz żebym jechał do tego szpitala, to teraz. - Rzucił Angelo do Gabi, gdy schodzili po schodach na dół. Schodził za nią, trzymając jej dłoń, jakby ją asekurował.
- Dziękuję kochanie jeszcze raz, że mnie do tego pchnęłaś. Ja... zajebiście się ciesze, że tu przyjechaliśmy, wiesz? Fajni ci ludzie, kurwa mam rodzinę w Polsce, pojebane. Ale super. Ty też jesteś super, wiesz? - Chyba pierwszy raz wóda weszła mu nie na agresje, ale na jakoś dziwnie miło? Uśmiechał się do niej taki rozanielony i uspokojony. Zupełnie jak nie on. Wyciągnął telefon z kieszeni i zamówił ubera, pod adres, który wskazała mu matka - szpital, na którym mieli go przyjąć. Kurwa chlanie bez podkładu jest zjebane. Pomyślał, jak mu się w głowie zakręciło, gdy tylko wyszli na świeże powietrze. O dziwo w bramie już nikt nie stał dziedziniec był pusty, a ich taksówka już czekała na ulicy. Do szpitala daleko nie było, dojechali w kilka krótkich minut, w takcie których Angelo ciągle gadał do Gabi, jak bardzo się cieszy, że tu przyjechali i że mogliby dłużej zostać.
Na tym całym oddziale ratunkowym o którym mówiła im Kaśka, było tak dziwnie dużo ludzi. Angelo zastanawiał się, skąd oni wszyscy się wzięli, na takie małe miasto. Od razu kogoś zaczepił, ale ta niemiła, starsza kobieta powiedziała, że nie mówi po angielsku i żeby stanęli w kolejce, a kolejka była strasznie długa.
- Może ten Bytom w cale nie jest tak nudny... Patrz ile ludzi, wszyscy tu tak codziennie umierają? Fajnie. - Uśmiechnął się pijacko, ale wesoło pod nosem. - Ciekawe, czy są strzelaniny.... no nie patrz tak na mnie, chodź już, nie będziemy tu tak stać. - Pociągnął Gabi za rękę. Ludzie gromili ich wzrokiem, coś tam do nich gadali, ale wystarczyło jedno jego spojrzenie, żeby się przestraszyli i zamknęli gęby. Przepchnął się przez kolejne i władował do okienka, za którym siedziała jakaś starsza, niemiła kobieta. Od razu ją polubił. Zaczął do niej mówić łamanym Polskim, że on też nie chce tu być tak bardzo jak ona, ale że przypierdolił w rękę i muszą go natychmiast przyjąć. Wyciągnął portfel z kieszeni, dość ostrożnie, żeby nikt nie widział i wsunął tysiąc euro pod jakąś kartką, którą przesunął w jej stronę. Kobieta zerknęła na kwotę i poprosiła go o dane.
- Bob Clooney. - Reszta danych też była fałszywa. Kobieta poprosiła go o dokument, więc podsunął jej swój paszport, w który wsadził kolejny tysiąc dolarów. Kobieta nawet ni mrugnęła, gdy przyjmowała pieniądze i wstukiwała nieprawidłowe dane. Wskazała mu numer gabinetu i cieszyła z dość pokaźnej łapóweczki.
- Miałaś rację, kochają tu pieniądze - Szepnął pochylony do Gabi, prowadząc ją przez korytarze obskurnego szpitala. Chyba przechodzili niedaleko kostnicy, czy coś, bo ich nozdrzy dopadł charakterystyczny zapach śmierci. Angelo znów nachylił się do ukochanej, żeby nikt przypadkiem nie usłyszał, co mówi.
- Ładny zapach, czuję się jak w domu. - Nie mógł się przed tym powstrzymać, zaciskając usta w cienka linie, żeby ukryć rozbawienie. To mu się zebrało kurwa na żarciki...
Przyjęli go naprawdę szybko. Angelo wszedł do gabinetu, zostawiając Gabi na korytarzu. Musiał dać kolejną łapówkę dla lekarza, za to, że go przyjął, ale nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Zrobili mu prześwietlenie, oczyścili ranę i po jakieś godzinie spędzonej w tym dziwnym miejscu wylazł do Gabi z jakimś usztywniaczem tylko na dłoni, spod którego wystawały bandaże. Okazało się, że miał jakieś złamanie bokserskie musiał trochę wykłócić z lekarzem.
- Chcieli mi założyć gips, powiedziałem im, że jak tylko spróbują to im na mózg gips założę. Kurwa gips... - Prychnął jak obrażone dziecko. Stanął przed Gabi, opierając pod boki i nagle uśmiechnął. - Zadowolona? Jedziemy do hotelu, ja potrzebuję teraz nagrodę za bycie dzielnym pacjentem. Lody. Najlepiej śmietankowe. Ręcznie robione. - Jakże był z siebie zadowolony. Co się z nim kurwa dzieje... Ta wóda była jakaś felerna.