and after the storm comes the day
: 06 sie 2023, 11:10
010.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że z czasem ta sytuacja stawała się łatwiejsza, że dało się przejść nad chorobą dziecka do porządku dziennego - nie dało. Nadal każde spojrzenie na wymęczoną przez nieustanną i nierówną walkę z niewidzialnym przeciwnikiem sprawiało, że matczyne serce wyło z bólu. Natomiast wykorzystując lata doświadczenia w trudnych sytuacjach Larabel zaadaptowała się do nowego rytmu, w jakim płynęło jej życie. Szczególnie, kiedy okazało się, że w życiu pani sierżant było spore grono życzliwych ludzi, którzy sprawili, że to wszystko było możliwe, że mogła spędzać połowę swojego czasu w dużo lepiej wyposażonym szpitalu w Sydney. I był to jakiś promyk nadziei, świadomość tego, że dobro ludzkie wraca i to w momentach, gdy było najbardziej potrzebne. Lara uzyskała je od funkcjonariuszy o różnym szczeblu na ich lokalnym komisariacie, dzięki którym nie musiała całkowicie rezygnować ze swojego stanowiska i odcinać się od płynności finansowej.
Jednakże nie umiałaby ubrać w słowa tego, jak wielkim wsparciem w tym wszystkim był dla niej Ephraim. Bo po prostu był. Chociaż jego samego wiodły dosyć niespokojne wody, chociaż głowę zaprzątało mnóstwo innych spraw, to jednak w tym chaosie ludzkiego życia, którego nie dało się zaplanować z żołnierską czy marynarską precyzją, znaleźli pewnego rodzaju spokój i upragnioną stabilność w sobie nawzajem. Nawet jeżeli ograniczała się ona do wspólnych powrotów do Lorne Bay, do spotkań podczas których Allie mogła na chwilę zapomnieć o chorobie jaka owładnęła jej życiem i spędzić czas ze swoim przyjacielem, bądź w krótkich wizytach w jego miejscu zamieszkania pod Sydney, gdy nie mogła już znieść okropnego ciśnienia wody w szpitalnej łazience. Drobne rzeczy, które pozwalały jej jakoś utrzymać się na powierzchni, które ułatwiały przywołanie na twarz uśmiech. A o ten czasem było trudno, szczególnie gdy choroba córki zbiegła się ze śmiercią ojca. I Lara starała się być dla niego, kiedy tego potrzebował - bo przecież rozwody nie mogły być łatwe. Nie, kiedy nie dotyczyły już tylko dwojga dorosłych ludzi, których drogi chciały się rozejść, ale przede wszystkim dzieci, które już na zawsze miały sprawić, że będą związani ze sobą na zawsze, nie tylko do momentu, w którym dzieci pójdą na swoje. Bo każde rozdanie dyplomów, każde wesele i narodziny wnucząt - do samego końca miały ich splatać w rodzinę, trochę może niekonwencjonalną, trochę inną niż to, od czego zaczynali, ale jednak rodzinę.
Dzień na jachcie razem z Ephraimem i dzieciakami brzmiał - w teorii - jako świetny czas na nieco cieplejszy, zimowy czas w Australii. W teorii, ponieważ Lara z pewną dozą nieufności patrzyła się w stronę jachtu. Ostatnim razem, gdy gościła na pokładzie jej żołądek nie polubił się z wzmożonym kołysaniem i chociaż wcześniej ani później problem się nie pojawił, to pewna niechęć pozostała. No, ale czy przez taką drobną niedogodność miała odmówić Allie chociaż chwili normalności? Nawet jeżeli była okryta nieco bardziej niż zazwyczaj, aby chronić jej nadwyrężony układ odpornościowy, to była zadowolona, bo wystawione na ciepło słoneczne kości bolały mniej. A w połączeniu z lekami była w stanie cieszyć się towarzystwem Jace'a, nawet jeżeli nie miała do końca siły na bieganie i inne aktywności, które kiedyś stanowiły obowiązkowy punkt ich wspólnych zabaw. Lara jednak z niemałym wzruszeniem zauważała wrażliwość chłopca na zdrowie koleżanki, który dopasowywał się do mniej intensywnych form zabawy z Allison. I patrząc na ten obrazek, Lara stanęła z boku, nie mogąc zdjąć uśmiechu z twarzy. Może nawet dziwnego rodzaju wzruszenie sielskością chwili zacisnęło dłoń na jej gardle. A gdy zdała sobie sprawę z obecności Ephraima w bliskiej odległości zwróciła się spojrzeniem ciemnych oczu w jego kierunku. - Dobrze widzieć ją uśmiechniętą, tak dla odmiany - wyznała. Ephraim zetknął się z nią w najgorszym z możliwych momentów, kiedy nieoczekiwanie stanął w drzwiach jej domu, przez co podobne wyznania wypadały z jej ust znacznie swobodniej. Jakby nie do końca zastanawiała się już na co mogła sobie pozwolić w jego obecności, a co zachować dla siebie.
Ephraim Burnett
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że z czasem ta sytuacja stawała się łatwiejsza, że dało się przejść nad chorobą dziecka do porządku dziennego - nie dało. Nadal każde spojrzenie na wymęczoną przez nieustanną i nierówną walkę z niewidzialnym przeciwnikiem sprawiało, że matczyne serce wyło z bólu. Natomiast wykorzystując lata doświadczenia w trudnych sytuacjach Larabel zaadaptowała się do nowego rytmu, w jakim płynęło jej życie. Szczególnie, kiedy okazało się, że w życiu pani sierżant było spore grono życzliwych ludzi, którzy sprawili, że to wszystko było możliwe, że mogła spędzać połowę swojego czasu w dużo lepiej wyposażonym szpitalu w Sydney. I był to jakiś promyk nadziei, świadomość tego, że dobro ludzkie wraca i to w momentach, gdy było najbardziej potrzebne. Lara uzyskała je od funkcjonariuszy o różnym szczeblu na ich lokalnym komisariacie, dzięki którym nie musiała całkowicie rezygnować ze swojego stanowiska i odcinać się od płynności finansowej.
Jednakże nie umiałaby ubrać w słowa tego, jak wielkim wsparciem w tym wszystkim był dla niej Ephraim. Bo po prostu był. Chociaż jego samego wiodły dosyć niespokojne wody, chociaż głowę zaprzątało mnóstwo innych spraw, to jednak w tym chaosie ludzkiego życia, którego nie dało się zaplanować z żołnierską czy marynarską precyzją, znaleźli pewnego rodzaju spokój i upragnioną stabilność w sobie nawzajem. Nawet jeżeli ograniczała się ona do wspólnych powrotów do Lorne Bay, do spotkań podczas których Allie mogła na chwilę zapomnieć o chorobie jaka owładnęła jej życiem i spędzić czas ze swoim przyjacielem, bądź w krótkich wizytach w jego miejscu zamieszkania pod Sydney, gdy nie mogła już znieść okropnego ciśnienia wody w szpitalnej łazience. Drobne rzeczy, które pozwalały jej jakoś utrzymać się na powierzchni, które ułatwiały przywołanie na twarz uśmiech. A o ten czasem było trudno, szczególnie gdy choroba córki zbiegła się ze śmiercią ojca. I Lara starała się być dla niego, kiedy tego potrzebował - bo przecież rozwody nie mogły być łatwe. Nie, kiedy nie dotyczyły już tylko dwojga dorosłych ludzi, których drogi chciały się rozejść, ale przede wszystkim dzieci, które już na zawsze miały sprawić, że będą związani ze sobą na zawsze, nie tylko do momentu, w którym dzieci pójdą na swoje. Bo każde rozdanie dyplomów, każde wesele i narodziny wnucząt - do samego końca miały ich splatać w rodzinę, trochę może niekonwencjonalną, trochę inną niż to, od czego zaczynali, ale jednak rodzinę.
Dzień na jachcie razem z Ephraimem i dzieciakami brzmiał - w teorii - jako świetny czas na nieco cieplejszy, zimowy czas w Australii. W teorii, ponieważ Lara z pewną dozą nieufności patrzyła się w stronę jachtu. Ostatnim razem, gdy gościła na pokładzie jej żołądek nie polubił się z wzmożonym kołysaniem i chociaż wcześniej ani później problem się nie pojawił, to pewna niechęć pozostała. No, ale czy przez taką drobną niedogodność miała odmówić Allie chociaż chwili normalności? Nawet jeżeli była okryta nieco bardziej niż zazwyczaj, aby chronić jej nadwyrężony układ odpornościowy, to była zadowolona, bo wystawione na ciepło słoneczne kości bolały mniej. A w połączeniu z lekami była w stanie cieszyć się towarzystwem Jace'a, nawet jeżeli nie miała do końca siły na bieganie i inne aktywności, które kiedyś stanowiły obowiązkowy punkt ich wspólnych zabaw. Lara jednak z niemałym wzruszeniem zauważała wrażliwość chłopca na zdrowie koleżanki, który dopasowywał się do mniej intensywnych form zabawy z Allison. I patrząc na ten obrazek, Lara stanęła z boku, nie mogąc zdjąć uśmiechu z twarzy. Może nawet dziwnego rodzaju wzruszenie sielskością chwili zacisnęło dłoń na jej gardle. A gdy zdała sobie sprawę z obecności Ephraima w bliskiej odległości zwróciła się spojrzeniem ciemnych oczu w jego kierunku. - Dobrze widzieć ją uśmiechniętą, tak dla odmiany - wyznała. Ephraim zetknął się z nią w najgorszym z możliwych momentów, kiedy nieoczekiwanie stanął w drzwiach jej domu, przez co podobne wyznania wypadały z jej ust znacznie swobodniej. Jakby nie do końca zastanawiała się już na co mogła sobie pozwolić w jego obecności, a co zachować dla siebie.
Ephraim Burnett