You again
: 25 lip 2023, 12:20
1.
Obudził się dzisiaj z wielkim grymasem na twarzy. Bolało go dosłownie wszystko. Kolano, które od czasu kontuzji non stop przypominało mu o tym, że jeszcze niestety żyje, a także plecy, bo materac hotelowy był naprawdę tragiczny. Widział różnicę nawet w czymś takim. Grając bezpośrednio dla londyńskiej drużyny, mieszkał w najlepszych hotelach, był traktowany jak lepszy rodzaj człowieka. Grając dla drużyny australijskiej, był traktowany jak gwiazda kina B. Każdy kojarzył twarz, ale absolutnie nikt nie potrafił dobrać do tej twarzy nazwiska. Ludzie tylko wiedzieli, że jest to ktoś „znany”. No i klub nie będąc zbyt obiecującym klubem, nie mógł sobie pozwolić na to, żeby zawodników traktować jak gwiazdy. A przynajmniej zawodników, którzy tymi gwiazdami najzwyczajniej na świecie nie byli. Kirby jeździł na mecze, siedział na ławce rezerwowych i te mecze oglądał. Nawet nie kibicował swojej drużynie. Po prostu tam siedział i się zastanawiał dlaczego drętwieje mu lewa noga. Odczucia te same jak przy dłuższym siedzeniu na muszli klozetowej. Cieszył się, chociaż absolutnie tego nie pokazywał, że rano ma samolot i będzie mógł wrócić do Lorne, gdzie będzie mógł być nieszczęśliwy, nieuprzejmy i brzydki, we własnym domu. Tam gdzie nikt nie będzie się go o nic czepiał.
Przed trenerem musiał udawać, że musi wcześniej wrócić do domu i przez to przegapi ten jeden, pomeczowy trening. Niby musiał się tłumaczyć, ale trenerowi tak naprawdę nie zależało, bo oboje dobrze wiedzieli, że i tak Kirby na murawę nie wyjdzie. I to nie tak, że trener Kirby’ego nie lubił, w końcu po coś w niego klub zainwestował. Po prostu chodziło o to, że nie było sensu marnować jego czasu skoro musiał zająć się chrześnicą, co było jego wymówką. Wymówka była oczywiście walidna, żeby nie było. Kirby NIGDY nie użyłby małej Polly jako fałszywej wymówki, tak jak pracownicy biurowi nie wymyślają chorób swoich dzieci, żeby nie pojawiać się w biurze. To działało dokładnie na tej samej zasadzie.
Wylądował w Cairns, dojechał do Lorne, ogarnął się i założył czysty zestaw czarnych ciuchów. Wypił sobie nawet espresso patrząc na tereny swojej farmy (tym razem był ubrany) i wsiadł do auta, żeby pojechać do szkoły po Polly. A, że był naprawdę fajnym wujkiem to jeszcze zajechał do kawiarni i sobie wziął kawę na wynos, tym razem nie espresso, a jej jakieś smoothie z pokrzywy i szpinaku i jarmużu, bo nie miał zielonego pojęcia co piją dzieci, a nie było smoothie o smaku smerfów czy gumy balonowej.
Chciałam napisać, że zaparkował na miejscu dla osób niepełnosprawnych, ale on nie robi takich okropnych rzeczy. Nie, nie Kirby. On zaparkował na miejscu dyrektora szkoły, którego ewidentnie na razie nie było w szkole. A Kirby też nie miał zamiaru zbyt dużo chodzić. Bolało go kolano. Wsadził ręce w kieszenie bluzy i od razu skierował się w stronę sali, w której uczyła się Polly. Ignorował uśmiechy dzieci i każde wesołe „dzień dobry” od nauczycielek, albo osób, które chciały mu wcisnąć jakąś ankietę. Do sali dotarł bez problemu. Był tutaj już tysiąc razy. Raczej był zszokowany tym, że Polly nie czekała na niego ubrana i gotowa do wyjścia. Nie zawołał jej, nie zagaił do niczego. Obserwował swoją chrześnicę i czekał, aż nawiążę z nią połączenie umysłowe, które sprawi, że dziewczynka go zauważy. Doszło do tego po około dwóch minutach co Vandenberga wkurwiło. Myślał, że jego czarny strój dosyć szybko rzuci się jej w oczy. Wycelował w nią palec i wykonał gest, który powinien dziewczynce zasugerować, że ma do niego podejść, bo wychodzą stąd, a on nie ma zamiaru odezwać się słowem do nikogo.
No i jego plan by się udał, gdyby nie to, że Polly nawiązała kontakt wzrokowy z nauczycielką czy tam opiekunką, na którą Kirby spojrzał i z którą on niestety też nawiązał kontakt. Ona. Znowu ona. Podeszła do niego, przywitała się, odpowiedział jej dosyć uprzejmym kiwnięciem głowy, poprosiła go o zostanie na chwilę, bo chciałaby z nim o czymś porozmawiać. Temat dotyczył Polly, więc nie miał wyboru. Jakby chciała pogadać o nim to by jej powiedział, gdzie może sobie iść. Polly wróciła do zabawy, a Kirby wrócił za kobietą. Usiadł na miniaturowym krzesełku, które było przeznaczone dla dzieci, a które stało przed jej biurkiem. Spojrzał na nią pytająco oczekując, że zacznie temat i że będą mieli to już za sobą. Nie miał czasu do stracenia. Kostki lodu w jego mrożonej kawie topiły się kiedy ona urządzała sobie pogawędki.
Ellasandra Hamila
Obudził się dzisiaj z wielkim grymasem na twarzy. Bolało go dosłownie wszystko. Kolano, które od czasu kontuzji non stop przypominało mu o tym, że jeszcze niestety żyje, a także plecy, bo materac hotelowy był naprawdę tragiczny. Widział różnicę nawet w czymś takim. Grając bezpośrednio dla londyńskiej drużyny, mieszkał w najlepszych hotelach, był traktowany jak lepszy rodzaj człowieka. Grając dla drużyny australijskiej, był traktowany jak gwiazda kina B. Każdy kojarzył twarz, ale absolutnie nikt nie potrafił dobrać do tej twarzy nazwiska. Ludzie tylko wiedzieli, że jest to ktoś „znany”. No i klub nie będąc zbyt obiecującym klubem, nie mógł sobie pozwolić na to, żeby zawodników traktować jak gwiazdy. A przynajmniej zawodników, którzy tymi gwiazdami najzwyczajniej na świecie nie byli. Kirby jeździł na mecze, siedział na ławce rezerwowych i te mecze oglądał. Nawet nie kibicował swojej drużynie. Po prostu tam siedział i się zastanawiał dlaczego drętwieje mu lewa noga. Odczucia te same jak przy dłuższym siedzeniu na muszli klozetowej. Cieszył się, chociaż absolutnie tego nie pokazywał, że rano ma samolot i będzie mógł wrócić do Lorne, gdzie będzie mógł być nieszczęśliwy, nieuprzejmy i brzydki, we własnym domu. Tam gdzie nikt nie będzie się go o nic czepiał.
Przed trenerem musiał udawać, że musi wcześniej wrócić do domu i przez to przegapi ten jeden, pomeczowy trening. Niby musiał się tłumaczyć, ale trenerowi tak naprawdę nie zależało, bo oboje dobrze wiedzieli, że i tak Kirby na murawę nie wyjdzie. I to nie tak, że trener Kirby’ego nie lubił, w końcu po coś w niego klub zainwestował. Po prostu chodziło o to, że nie było sensu marnować jego czasu skoro musiał zająć się chrześnicą, co było jego wymówką. Wymówka była oczywiście walidna, żeby nie było. Kirby NIGDY nie użyłby małej Polly jako fałszywej wymówki, tak jak pracownicy biurowi nie wymyślają chorób swoich dzieci, żeby nie pojawiać się w biurze. To działało dokładnie na tej samej zasadzie.
Wylądował w Cairns, dojechał do Lorne, ogarnął się i założył czysty zestaw czarnych ciuchów. Wypił sobie nawet espresso patrząc na tereny swojej farmy (tym razem był ubrany) i wsiadł do auta, żeby pojechać do szkoły po Polly. A, że był naprawdę fajnym wujkiem to jeszcze zajechał do kawiarni i sobie wziął kawę na wynos, tym razem nie espresso, a jej jakieś smoothie z pokrzywy i szpinaku i jarmużu, bo nie miał zielonego pojęcia co piją dzieci, a nie było smoothie o smaku smerfów czy gumy balonowej.
Chciałam napisać, że zaparkował na miejscu dla osób niepełnosprawnych, ale on nie robi takich okropnych rzeczy. Nie, nie Kirby. On zaparkował na miejscu dyrektora szkoły, którego ewidentnie na razie nie było w szkole. A Kirby też nie miał zamiaru zbyt dużo chodzić. Bolało go kolano. Wsadził ręce w kieszenie bluzy i od razu skierował się w stronę sali, w której uczyła się Polly. Ignorował uśmiechy dzieci i każde wesołe „dzień dobry” od nauczycielek, albo osób, które chciały mu wcisnąć jakąś ankietę. Do sali dotarł bez problemu. Był tutaj już tysiąc razy. Raczej był zszokowany tym, że Polly nie czekała na niego ubrana i gotowa do wyjścia. Nie zawołał jej, nie zagaił do niczego. Obserwował swoją chrześnicę i czekał, aż nawiążę z nią połączenie umysłowe, które sprawi, że dziewczynka go zauważy. Doszło do tego po około dwóch minutach co Vandenberga wkurwiło. Myślał, że jego czarny strój dosyć szybko rzuci się jej w oczy. Wycelował w nią palec i wykonał gest, który powinien dziewczynce zasugerować, że ma do niego podejść, bo wychodzą stąd, a on nie ma zamiaru odezwać się słowem do nikogo.
No i jego plan by się udał, gdyby nie to, że Polly nawiązała kontakt wzrokowy z nauczycielką czy tam opiekunką, na którą Kirby spojrzał i z którą on niestety też nawiązał kontakt. Ona. Znowu ona. Podeszła do niego, przywitała się, odpowiedział jej dosyć uprzejmym kiwnięciem głowy, poprosiła go o zostanie na chwilę, bo chciałaby z nim o czymś porozmawiać. Temat dotyczył Polly, więc nie miał wyboru. Jakby chciała pogadać o nim to by jej powiedział, gdzie może sobie iść. Polly wróciła do zabawy, a Kirby wrócił za kobietą. Usiadł na miniaturowym krzesełku, które było przeznaczone dla dzieci, a które stało przed jej biurkiem. Spojrzał na nią pytająco oczekując, że zacznie temat i że będą mieli to już za sobą. Nie miał czasu do stracenia. Kostki lodu w jego mrożonej kawie topiły się kiedy ona urządzała sobie pogawędki.
Ellasandra Hamila