why don't you like me, why don't you like me, why don't you like yourself?
: 11 lip 2023, 21:59
Lekens, Norwegia, godzina 07:00
Nieproszony szmer rozmów osiadł na jego ciele; skradał się po drewnianych, chroboczących schodach, pchnął zawiasy otwartego w korytarzu okna, z zachwytem wślizgnął się przez uchylone drzwi jedynego w willi pokoju, do którego wstępu raczej nie powinien mieć nikt — a już na pewno nie nieproszona, zbyt wczesna pobudka.
Ignorowanie tłumionych głosów, nazbyt żwawych i paradoksalnie jak na tę porę energicznych, graniczyło z cudem. Nie pomagało ani intensywniejsze zamknięcie powiek, ani obłożenie twarzy puchową poduszką — sen odszedł kuszony cudzą rozmową, której autorów, Monty, przez kilka minut nienawidził. Zdawało się mu początkowo, że to służba — ale przecież ich odprawił — a potem, że musiały być to osoby, których obecność wymuszona została przez rodziców bądź głowę państwa. W każdym razie, Monty'ego niekoniecznie interesowała treść rozmowy; przeciągając plecy, a następnie poprawiając potargane snem włosy, podszedł w końcu do okna i uwolnił je spod ciężaru ciemnej rolety. Miał wrażenie, że w nocy spadło, o ile było to możliwe, jeszcze więcej śniegu; biały puch pokrywał sobą cały świat i w nieznośny sposób skrzył się w ostrym, porannym słońcu.
Zastanawiał się… zerkając przez ramię na korytarz ciężko było dostrzec sąsiadujący pokój. Co prawda uchylone drzwi, zarówno w jego, jak i Alty’ego sypialni, stanowiły swego rodzaju zaproszenie, ale w obecnej odległości nie był w stanie dostrzec, czy mężczyzna jeszcze śpi. Czy w ogóle był w stanie w nocy zmrużyć oczy? Czy koszmary wróciły? I czy Monty, poza użyczeniem mu swoich ubrań i tym gestem, który z całą pewnością wyzbyty był znaczenia, mógł cokolwiek zrobić? Bo, naturalnie — chciał. I to wcale nie z powodów ocierających się o jego egocentryzm; w tym, co czuł wobec niego, nawet jeśli się nie znali, kryły się wyłącznie c z y s t e emocje.
Kiedy więc rozmowa nie cichła, a chłód dobiegający z uchylonych okien przystroił jego skórę drżeniem, postanowił zaryzykować. Przeszedł zdecydowanym krokiem przez swój pokój, korytarz i nieproszony wtargnął do j e g o sypialni. Już w progu orientując się jednak, że przesiąknięta jest nieobecnością; nienagannie pościelone łóżko wyglądało niemal tak, jakby nikt od dawna w nim nie spał. A on wpatrywał się w ten obrazek z czymś równym pretensjom; skoro Alty nie był tutaj, musiał znajdować się na parterze. Z kimś. Może to nawet on był inicjatorem tejże rozmowy, która wyciągnęła go przedwcześnie z łóżka.