you’re a shooting star I see, a vision of ecstasy, when you hold me, I’m alive .
: 30 cze 2023, 23:14
#4
Cicha, spokojna melodia utworu Brainstorm wypełniała mieszkanie, po którym krzątała się Addison. Spodziewała się gościa, pierwszy raz od dwóch tygodni, chciała więc się odpowiednio przygotować. Tak, jak i wnętrze, które do tej pory nieco zaniedbała, snując się bez większego przekonania z kąta w kąt. Zmywarka nastawiona, bęben pralki starał dostosować się do rytmu muzyki, odkurzanie oraz kurze miała za sobą. Przeszła więc do kuchennej części, by zająć się posiłkiem. Po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni sięgnęła po butelkę wina, potrzebowała go do sosu, a skoro już je otworzyła... Mogła równie dobrze napić się odrobinę. Jeden kieliszek. By poprawić sobie nieco humor, dodać odwagi.
-and i said maybe... you, you, you.. - zanuciła pod nosem, przelewając sos z owocami morza do makronu Nie słuchała bezmyślnie utworu, wydawał się blondynce dość aktualny, jeśli chodzi o codzienność, w której tkwiła. Co jednocześnie dołowało ją podwójnie. Zerknęła na zegarek, westchnęła głośno. Godzina spotkania już wybiła. Czy zaskoczyło ją to, że Graham się spóźnia? Nie. Czy irytowało? Zdecydowanie. To nie pierwszy raz. Sięgnęła po kieliszek, upijając z niego dość spory łyk. Stresowała się. Od wizyty w szpitalu widywała się z Flanaganem, można uznać, że przelotnie. Na mieście, razem z Sally, wśród innych osób. Tego wieczoru mieli być sami, co wzbudzało w blondynce dość skrajne uczucia. Radość oraz ekscytację, bo przecież tęskniła za takimi momentami. Ostatnie miesiące nie były pod tym względem łaskawe, czuła się wręcz jakby każdą chwilę na osobności musiała wyrywać. Te pozytywne odczucia mieszały się z całkowitymi przeciwieństwami, którymi były lęk oraz niepokój. Callaghan nie była w ostatnich dniach w pełni szczera z Grahamem. Nie pracowała, przecież więcej, a dokładnie takich wymówek użyła trzykrotnie, by uniknąć spotkania. Zmęczenie nie wynikało też z tych nagłych zmian, ani pomaganiu matce w porządkowaniu ich starych, niepotrzebnych rzeczy. A drażliwość, której nie potrafiła zatrzymać, nie wynikała z nieprzyjemnych sytuacji, zmyślonych na poczekaniu, którymi dzieliła się na prędko, od niechcenia, by nieco wyjaśnić swoje irracjonalne zachowanie. I nie dokuczała blondynce żadna migrena, ani niestrawność, gdy zabawy z Sally się przedłużały, doprowadzając Addie do granicy względnej wytrzymałości. Tak, Addison nic nie powiedziała Grahamowi, i coraz trudniej było panować kobiecie nad sobą. Pragnęła podzielić się z nim absolutnie wszystkim, co ją spotykało - radościami oraz smutkami. Jednak... Nie czuła... Zaufania? Nie, ufała mu. Naprawdę. Nikomu od dawna nie pozwoliła na taką bliskość, ale... Bała się. Że go to wystraszy. A nie chciała, by to się stało. Obawiała się, co przyszłoby razem z tych strachem, gdzie on mógłby zaprowadzić "ich" oraz każde z osobna. A jednocześnie czy w ogóle mogła mówić o nich? Może o wiele zabawniejsze w ostatnich dniach okazywały się nietrafione żarty Molly, może śniadanie zrobione przez nią smaczniejsze, a troska okazywana Sally każdego dnia łapała za serce i wzruszała bardziej niż jakakolwiek uwaga okazywana przez Addison... Tak, była zazdrosna, choć znów... Czy w ogóle miała do tej zazdrości prawo?
Dzwonek do drzwi, przerwał rozmyślenia. Wyłączyła kuchenkę, wyłączyła muzykę. Szybko znalazła się przy drzwiach, poprawiając jeszcze w ostatniej chwili włosy, rzuciła ostatnie, kontrolne spojrzenie na swoje odbicie, zagryzając przy tym wargę. Chyba nie wyglądała najgorzej. Boże.. czemu zachowywała się jak nastolatka? -nie bądź głupia - mruknęła karcąco do siebie i przećwiczyła uśmiech, który miał być elementem promiennego powitania. Przekręciła zamek, nacisnęła klamkę, przepuściła Flannagana w drzwiach, wymawiając cicho -no hej, korki w Lorne? - zażartowała, posyłając nieco pobłażliwe spojrzenie mężczyźnie i nie czekając na to, że się rozgości, po prostu się w niego wtuliła. Nie pocałowała delikatnie, ani namiętnie, nie przeszła też do kuchni, by nałożyć im kolację, która nie powinna wystygnąć, za bardzo. Wtuliła się w niego, podążając za tą palącą potrzebą, którą miała od ponad dwóch tygodni, by skryć się w jego silnych ramionach. Tęskniła za nimi. Pomimo tego, że codziennie komplikacje, tak ją irytowały. Ba, doprowadzały do skraju wytrzymałości. I te wszystkie obawy... Teraz, choć na krótką chwilę, odłożyła je na bok. W końcu tu był. Nareszcie tu był. Tak?
Graham Flanagan
Cicha, spokojna melodia utworu Brainstorm wypełniała mieszkanie, po którym krzątała się Addison. Spodziewała się gościa, pierwszy raz od dwóch tygodni, chciała więc się odpowiednio przygotować. Tak, jak i wnętrze, które do tej pory nieco zaniedbała, snując się bez większego przekonania z kąta w kąt. Zmywarka nastawiona, bęben pralki starał dostosować się do rytmu muzyki, odkurzanie oraz kurze miała za sobą. Przeszła więc do kuchennej części, by zająć się posiłkiem. Po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni sięgnęła po butelkę wina, potrzebowała go do sosu, a skoro już je otworzyła... Mogła równie dobrze napić się odrobinę. Jeden kieliszek. By poprawić sobie nieco humor, dodać odwagi.
-and i said maybe... you, you, you.. - zanuciła pod nosem, przelewając sos z owocami morza do makronu Nie słuchała bezmyślnie utworu, wydawał się blondynce dość aktualny, jeśli chodzi o codzienność, w której tkwiła. Co jednocześnie dołowało ją podwójnie. Zerknęła na zegarek, westchnęła głośno. Godzina spotkania już wybiła. Czy zaskoczyło ją to, że Graham się spóźnia? Nie. Czy irytowało? Zdecydowanie. To nie pierwszy raz. Sięgnęła po kieliszek, upijając z niego dość spory łyk. Stresowała się. Od wizyty w szpitalu widywała się z Flanaganem, można uznać, że przelotnie. Na mieście, razem z Sally, wśród innych osób. Tego wieczoru mieli być sami, co wzbudzało w blondynce dość skrajne uczucia. Radość oraz ekscytację, bo przecież tęskniła za takimi momentami. Ostatnie miesiące nie były pod tym względem łaskawe, czuła się wręcz jakby każdą chwilę na osobności musiała wyrywać. Te pozytywne odczucia mieszały się z całkowitymi przeciwieństwami, którymi były lęk oraz niepokój. Callaghan nie była w ostatnich dniach w pełni szczera z Grahamem. Nie pracowała, przecież więcej, a dokładnie takich wymówek użyła trzykrotnie, by uniknąć spotkania. Zmęczenie nie wynikało też z tych nagłych zmian, ani pomaganiu matce w porządkowaniu ich starych, niepotrzebnych rzeczy. A drażliwość, której nie potrafiła zatrzymać, nie wynikała z nieprzyjemnych sytuacji, zmyślonych na poczekaniu, którymi dzieliła się na prędko, od niechcenia, by nieco wyjaśnić swoje irracjonalne zachowanie. I nie dokuczała blondynce żadna migrena, ani niestrawność, gdy zabawy z Sally się przedłużały, doprowadzając Addie do granicy względnej wytrzymałości. Tak, Addison nic nie powiedziała Grahamowi, i coraz trudniej było panować kobiecie nad sobą. Pragnęła podzielić się z nim absolutnie wszystkim, co ją spotykało - radościami oraz smutkami. Jednak... Nie czuła... Zaufania? Nie, ufała mu. Naprawdę. Nikomu od dawna nie pozwoliła na taką bliskość, ale... Bała się. Że go to wystraszy. A nie chciała, by to się stało. Obawiała się, co przyszłoby razem z tych strachem, gdzie on mógłby zaprowadzić "ich" oraz każde z osobna. A jednocześnie czy w ogóle mogła mówić o nich? Może o wiele zabawniejsze w ostatnich dniach okazywały się nietrafione żarty Molly, może śniadanie zrobione przez nią smaczniejsze, a troska okazywana Sally każdego dnia łapała za serce i wzruszała bardziej niż jakakolwiek uwaga okazywana przez Addison... Tak, była zazdrosna, choć znów... Czy w ogóle miała do tej zazdrości prawo?
Dzwonek do drzwi, przerwał rozmyślenia. Wyłączyła kuchenkę, wyłączyła muzykę. Szybko znalazła się przy drzwiach, poprawiając jeszcze w ostatniej chwili włosy, rzuciła ostatnie, kontrolne spojrzenie na swoje odbicie, zagryzając przy tym wargę. Chyba nie wyglądała najgorzej. Boże.. czemu zachowywała się jak nastolatka? -nie bądź głupia - mruknęła karcąco do siebie i przećwiczyła uśmiech, który miał być elementem promiennego powitania. Przekręciła zamek, nacisnęła klamkę, przepuściła Flannagana w drzwiach, wymawiając cicho -no hej, korki w Lorne? - zażartowała, posyłając nieco pobłażliwe spojrzenie mężczyźnie i nie czekając na to, że się rozgości, po prostu się w niego wtuliła. Nie pocałowała delikatnie, ani namiętnie, nie przeszła też do kuchni, by nałożyć im kolację, która nie powinna wystygnąć, za bardzo. Wtuliła się w niego, podążając za tą palącą potrzebą, którą miała od ponad dwóch tygodni, by skryć się w jego silnych ramionach. Tęskniła za nimi. Pomimo tego, że codziennie komplikacje, tak ją irytowały. Ba, doprowadzały do skraju wytrzymałości. I te wszystkie obawy... Teraz, choć na krótką chwilę, odłożyła je na bok. W końcu tu był. Nareszcie tu był. Tak?
Graham Flanagan