Never drive after drinking alcohol
: 29 cze 2023, 21:37
Mruczenie silnika czuła pod stopami i pośladkami, samochód drżał, ale sunął po drodze tak lekko, jakby się unosił nad nią przynajmniej kilka centymetrów. Gia czuła nieziemski przypływ adrenaliny gdy tak pruła przez miasto, nie zważają na nic. Przecież przekraczanie prędkości jest nielegalne tylko wtedy, gdy patrzy na to policja, a póki na żadnych nie trafiła, to czuła się niezwyciężona. Pani życia i śmierci! Wystarczyło tylko skręcić odrobinkę, by wjechać w jakiś słup czy latarnię i wszystko by się skończyło. Problem w tym, że nie chciała kończyć, a adrenalina związana z szybkością i wykonaniem, jednego nieprawidłowego ruchu, który mógł zaważyć na być albo nie być, to nieziemskie uczucie. To właśnie kochała w samochodach, tę nieprzewidywalność! Swoich umiejętności prowadzenia tak szybkiego samochodu, jakim jest najnowsze Porsche 911, była pewna jak niczego innego na świecie, ale zaufania do innych kierowców nie miała za grosz.
Wracała właśnie z trzydniowej imprezy, gdzie alkohol lał się strumieniami, koks sypał się z każdego możliwego miejsca, a nagie ciała ścieliły się po domu niczym dywan. Nie przyjechała tu zawierać nowych przyjaźni, relacji damsko-męskich, ani w żadnych interesach. Z założenia miała się wyciszyć, odpocząć, odciąć od włoskiego życia. Cóż, jak widać, nie wyszło... Alkohol krążył w jej żyłach, koks podsycał poczucie niezwyciężenia.
Gia była pijana, naprawdę mocno wstawiona, a cholernie nieodpowiedzialnie prowadziła samochód, nie bacząc na życie swoje i innych. W samochodzie głośno grała muzyka, typowo imprezowa, a ona jeszcze wesoło się do niej bujała, popijając zwietrzałego szampana prosto z gwinta.
Niby wyglądała pięknie, ale jednak nie do końca... Było widać, że jest w stanie wskazującym na spożycie alkoholu i innych substancji, włosy miała posklejane w strąki, makijaż rozmazany - nie można było pomylić jej stanu z żadnym innym. Impreza była gruba, a ona kontynuowała ją w samotności. Zmierzała do domu swojego kuzyna, ale nagle poczuła przemożną chęć zatrzymania się przy moście nad rzeką i kontemplacji życia.
Wysiadła z auta wraz ze swoim towarzyszem - szampanem i niemal potykając się o własne nogi, które ledwie ją trzymały doczłapała do mostu. Drzwi samochodu były otwarte, wylewała się przez nie głośna muzyka, a nagłośnienie w aucie było bardzo solidne. Gia zaczęła się śmiać wesoło, po pijacku. Ciężko było jej ustać na niebotycznie wysokich szpilkach, więc zdjęła je ze stóp i oparła się plecami o barierkę mostu.
- Ale bym zajarała fajkę...- powiedziała do siebie, bo przecież o tak wczesnej porze nie było tu żywego ducha. Słońce ledwo wstawało, dzielnica jeszcze spała, a ona z butami w jednej ręce, z szampanem w drugiej, opierała się plecami o barierkę mostu i gapiła się w niebo, raz na jakiś czas pociągając łyk trunku prosto z gwinta. Chyba całkiem dobrze się bawiła we własnym towarzystwie, bo słuchała muzyki i nie myślała o niczym. Tego było jej trzeba, odłączyć głowę od ciała. Kręciło jej się w głowie, koks odpuszczał ze swoim działaniem, ale oczywiście głupoty nadal były jej w głowie. Poczuła przemożna chęć wdrapania się na barierkę mostu i tak też zrobiła, usiadła sobie na niej, z nogami przerzuconymi na stronę rzeki, że wyglądało to tak, jakby miała zamiar zeskoczyć, a ona sobie tylko siedziała, machała nogami i popijała szampana.
- Na zdrówko!- zawołała i wylała trochę szampana do wody, zaczęła się śmiać, zachwiała się niebezpiecznie, więc wypuściła z rąk buty, które wpadły do wody, bo przecież musiała się chwycić barierki, żeby nie wpaść do wody i przypadkiem się nie zabić. Ares by ją wskrzesił i zamordował jeszcze raz, za to, że zrobiła coś takiego pod jego nosem, zapewne ściągając mu na łeb problemy.
matthew diamini
Wracała właśnie z trzydniowej imprezy, gdzie alkohol lał się strumieniami, koks sypał się z każdego możliwego miejsca, a nagie ciała ścieliły się po domu niczym dywan. Nie przyjechała tu zawierać nowych przyjaźni, relacji damsko-męskich, ani w żadnych interesach. Z założenia miała się wyciszyć, odpocząć, odciąć od włoskiego życia. Cóż, jak widać, nie wyszło... Alkohol krążył w jej żyłach, koks podsycał poczucie niezwyciężenia.
Gia była pijana, naprawdę mocno wstawiona, a cholernie nieodpowiedzialnie prowadziła samochód, nie bacząc na życie swoje i innych. W samochodzie głośno grała muzyka, typowo imprezowa, a ona jeszcze wesoło się do niej bujała, popijając zwietrzałego szampana prosto z gwinta.
Niby wyglądała pięknie, ale jednak nie do końca... Było widać, że jest w stanie wskazującym na spożycie alkoholu i innych substancji, włosy miała posklejane w strąki, makijaż rozmazany - nie można było pomylić jej stanu z żadnym innym. Impreza była gruba, a ona kontynuowała ją w samotności. Zmierzała do domu swojego kuzyna, ale nagle poczuła przemożną chęć zatrzymania się przy moście nad rzeką i kontemplacji życia.
Wysiadła z auta wraz ze swoim towarzyszem - szampanem i niemal potykając się o własne nogi, które ledwie ją trzymały doczłapała do mostu. Drzwi samochodu były otwarte, wylewała się przez nie głośna muzyka, a nagłośnienie w aucie było bardzo solidne. Gia zaczęła się śmiać wesoło, po pijacku. Ciężko było jej ustać na niebotycznie wysokich szpilkach, więc zdjęła je ze stóp i oparła się plecami o barierkę mostu.
- Ale bym zajarała fajkę...- powiedziała do siebie, bo przecież o tak wczesnej porze nie było tu żywego ducha. Słońce ledwo wstawało, dzielnica jeszcze spała, a ona z butami w jednej ręce, z szampanem w drugiej, opierała się plecami o barierkę mostu i gapiła się w niebo, raz na jakiś czas pociągając łyk trunku prosto z gwinta. Chyba całkiem dobrze się bawiła we własnym towarzystwie, bo słuchała muzyki i nie myślała o niczym. Tego było jej trzeba, odłączyć głowę od ciała. Kręciło jej się w głowie, koks odpuszczał ze swoim działaniem, ale oczywiście głupoty nadal były jej w głowie. Poczuła przemożna chęć wdrapania się na barierkę mostu i tak też zrobiła, usiadła sobie na niej, z nogami przerzuconymi na stronę rzeki, że wyglądało to tak, jakby miała zamiar zeskoczyć, a ona sobie tylko siedziała, machała nogami i popijała szampana.
- Na zdrówko!- zawołała i wylała trochę szampana do wody, zaczęła się śmiać, zachwiała się niebezpiecznie, więc wypuściła z rąk buty, które wpadły do wody, bo przecież musiała się chwycić barierki, żeby nie wpaść do wody i przypadkiem się nie zabić. Ares by ją wskrzesił i zamordował jeszcze raz, za to, że zrobiła coś takiego pod jego nosem, zapewne ściągając mu na łeb problemy.
matthew diamini