Sometimes all I think about is you, late nights in the middle of June.
: 17 cze 2023, 15:03
Jesień w Australii pachniała świeżym deszczem. Nie pamiętała dawno takiego zrywu ulew, burz i potopów, które bardziej przypominały biblijne niż atmosferyczne wydarzenia. Wydawało się, że świat oglądają jedynie przez szkło, które nie dość, że było zaparowane to skraplały się na nim pojedyncze krople. Obraz był więc niewyraźny, zamglony, cały świat nagle stał się jedną wielką impresją, w której nie było miejsca na wyraźne kontury bądź jaskrawe kolory. Wyblakłe wydawały się sylwetki przemykających pod parasolami ludzi, których nie imał się deszcz.
Julia Crane jak nigdy oczekiwała, że wreszcie się rozpogodzi.
Najwyraźniej jednak rodzina Atwood posiadała również znajomości w wydziale zarządzania pogodą, bo na ślub sobie wręcz ją zamówiła, zupełnie jak aura pochodziła z katalogu. Nagle przestało lać, mżyć i nawet słońce postanowiło wyjść zza chmury, choć było to wyjście iście angielskie- bez szaleństw i rażącego upału. Dostosowane zupełnie do państwa młodych, którzy wszak byli bardziej brytyjscy niż sama królowa. Musiała jednak przyznać, że promienie otulające ogród botaniczny nadały temu wydarzeniu splendoru i były dobrą wróżbą dla przyszłego małżeństwa. Niech im będzie, chciałoby się dodać, bo nigdy fanką tego typu wydarzeń nie bywała, ale przynajmniej pogoda nie podzielała jej opinii i postanowiła się poprawić.
Co właśnie przeklinała, bo późnym wieczorem wszystko parowało oddając cały ten deszcz i przyprawiając ją o kropelki potu, osiadające na jej skórze, muśniętej drogim pudrem. Przyjęcie okazało się udane, sztuka zaś wiecznie żywa, ale i tak najlepiej zapowiadała się impreza po, na którą wprosiła się bezczelnie do nowego domu Flanna. Nie tylko ona, trzeba było dodać to na swoje usprawiedliwienie.
Większość ich wspólnych znajomych zdecydowała, że trzeba oblać rozwód i jednocześnie przeprowadzkę do tego pięknego domu z widokiem na morze. Wprawdzie cała ta historia wyszła od Julii i musiała gęsto tłumaczyć się przed przyjacielem z tej improwizacji, ale przecież na dobre wyszło. Wszyscy potrzebowali oddechu od tego całego ślubnego zamieszania, a ona dodatkowo zaczynała nudzić się w Lorne Bay.
Nie spodziewała się, że w międzyczasie dopadnie ją ta cała czerwcowa gorączka i skończy mocno wstawiona na balkonie, który był jednym miejscem w tym domu do palenia papierosów. Wprawdzie
Crane daleko było do respektowania takich zasad (zwłaszcza tworzonych przez inne kobiety), ale przynajmniej mogła urwać się z towarzystwa, by zadbać o dobrostan gospodarza, który przecież nie przywykł do aż tak imprezowego trybu życia.
Wręcz przeciwnie, Julia widziała jak zgrzyta swoimi idealnymi, hollywoodzkimi ząbkami i nie mogła powstrzymać złowieszczego uśmieszku.
- Rozchmurz się. Masz dom, organizujesz imprezy - stwierdziła, gdy już balkon opustoszał i zostali sami. Wsunęła mu papierosa do warg i zapaliła nie spuszczając z niego wzroku. - Jak się czujesz, panie rozwodzę się za pięć minut? - nie mogła przestać z niego drwić i robiła to bezlitośnie, choć jak dla niej podjął słuszną decyzję. Tyle, że wypadałoby teraz pożyć na swoich zasadach, a nie pakować się od razu w tygiel związku.
Zupełnie swobodnie rozpięła guziki koszuli prezentując całkiem ładną braletkę i wachlując się się dłonią.
- Cholera, myślałam, że przynajmniej na zewnątrz będzie chłodniej, a czuję się jak w jakiejś pieprzonej dżungli. Marzę o Londynie, o maks piętnastu stopniach i trenczu. Masz jakiś rodzinny helikopter? - pytała dalej tak samo gorączkowo, zupełnie jakby udzieliła się jej ta cała spiekota i nie przejmowała się, że najwięcej energii traci wypowiadając kolejne zdania.
Wręcz przeciwnie, nadal w najlepsze się kręciła i wreszcie sięgnęła po głęboko zmrożonego szampana, którego zwędziła z przyjęcia. Wyjęła z niego truskawkę, która ułożyła sobie na dekolcie i spojrzała na Flanna badawczo.
- To jak się czujesz z tym wszystkim? - od tego należałoby zacząć, ale przecież ta gorączka nie pozwalała jej na spokojne ułożenie myśli, galopujących w absolutnie wszystkich kierunkach. Dobrze, kłamała, w takie czerwcowe noce tylko jedna osoba zajmowała jej głowę, ale przecież przez jej usta nie przeszłoby to imię, nawet jeśli wypiła już tyle szampana i doprawiła go taką ilością nikotyny, że tego typu wyznania można byłoby uznać za pijacki bełkot. Nie u Julii, ona nawet tutaj, na balkonie, w głębokim fotelu, w samej bieliźnie i z papierosem w ręku wyglądała jak jedna z tych bogato wyposażonych metres, które miały nieuchwytną klasę mimo wykonywanego zawodu.
Poza tym to był tylko czerwcowy impas, każdy tracił w tym miesiącu głowę, prawda?
Flann Rohrbach
Julia Crane jak nigdy oczekiwała, że wreszcie się rozpogodzi.
Najwyraźniej jednak rodzina Atwood posiadała również znajomości w wydziale zarządzania pogodą, bo na ślub sobie wręcz ją zamówiła, zupełnie jak aura pochodziła z katalogu. Nagle przestało lać, mżyć i nawet słońce postanowiło wyjść zza chmury, choć było to wyjście iście angielskie- bez szaleństw i rażącego upału. Dostosowane zupełnie do państwa młodych, którzy wszak byli bardziej brytyjscy niż sama królowa. Musiała jednak przyznać, że promienie otulające ogród botaniczny nadały temu wydarzeniu splendoru i były dobrą wróżbą dla przyszłego małżeństwa. Niech im będzie, chciałoby się dodać, bo nigdy fanką tego typu wydarzeń nie bywała, ale przynajmniej pogoda nie podzielała jej opinii i postanowiła się poprawić.
Co właśnie przeklinała, bo późnym wieczorem wszystko parowało oddając cały ten deszcz i przyprawiając ją o kropelki potu, osiadające na jej skórze, muśniętej drogim pudrem. Przyjęcie okazało się udane, sztuka zaś wiecznie żywa, ale i tak najlepiej zapowiadała się impreza po, na którą wprosiła się bezczelnie do nowego domu Flanna. Nie tylko ona, trzeba było dodać to na swoje usprawiedliwienie.
Większość ich wspólnych znajomych zdecydowała, że trzeba oblać rozwód i jednocześnie przeprowadzkę do tego pięknego domu z widokiem na morze. Wprawdzie cała ta historia wyszła od Julii i musiała gęsto tłumaczyć się przed przyjacielem z tej improwizacji, ale przecież na dobre wyszło. Wszyscy potrzebowali oddechu od tego całego ślubnego zamieszania, a ona dodatkowo zaczynała nudzić się w Lorne Bay.
Nie spodziewała się, że w międzyczasie dopadnie ją ta cała czerwcowa gorączka i skończy mocno wstawiona na balkonie, który był jednym miejscem w tym domu do palenia papierosów. Wprawdzie
Crane daleko było do respektowania takich zasad (zwłaszcza tworzonych przez inne kobiety), ale przynajmniej mogła urwać się z towarzystwa, by zadbać o dobrostan gospodarza, który przecież nie przywykł do aż tak imprezowego trybu życia.
Wręcz przeciwnie, Julia widziała jak zgrzyta swoimi idealnymi, hollywoodzkimi ząbkami i nie mogła powstrzymać złowieszczego uśmieszku.
- Rozchmurz się. Masz dom, organizujesz imprezy - stwierdziła, gdy już balkon opustoszał i zostali sami. Wsunęła mu papierosa do warg i zapaliła nie spuszczając z niego wzroku. - Jak się czujesz, panie rozwodzę się za pięć minut? - nie mogła przestać z niego drwić i robiła to bezlitośnie, choć jak dla niej podjął słuszną decyzję. Tyle, że wypadałoby teraz pożyć na swoich zasadach, a nie pakować się od razu w tygiel związku.
Zupełnie swobodnie rozpięła guziki koszuli prezentując całkiem ładną braletkę i wachlując się się dłonią.
- Cholera, myślałam, że przynajmniej na zewnątrz będzie chłodniej, a czuję się jak w jakiejś pieprzonej dżungli. Marzę o Londynie, o maks piętnastu stopniach i trenczu. Masz jakiś rodzinny helikopter? - pytała dalej tak samo gorączkowo, zupełnie jakby udzieliła się jej ta cała spiekota i nie przejmowała się, że najwięcej energii traci wypowiadając kolejne zdania.
Wręcz przeciwnie, nadal w najlepsze się kręciła i wreszcie sięgnęła po głęboko zmrożonego szampana, którego zwędziła z przyjęcia. Wyjęła z niego truskawkę, która ułożyła sobie na dekolcie i spojrzała na Flanna badawczo.
- To jak się czujesz z tym wszystkim? - od tego należałoby zacząć, ale przecież ta gorączka nie pozwalała jej na spokojne ułożenie myśli, galopujących w absolutnie wszystkich kierunkach. Dobrze, kłamała, w takie czerwcowe noce tylko jedna osoba zajmowała jej głowę, ale przecież przez jej usta nie przeszłoby to imię, nawet jeśli wypiła już tyle szampana i doprawiła go taką ilością nikotyny, że tego typu wyznania można byłoby uznać za pijacki bełkot. Nie u Julii, ona nawet tutaj, na balkonie, w głębokim fotelu, w samej bieliźnie i z papierosem w ręku wyglądała jak jedna z tych bogato wyposażonych metres, które miały nieuchwytną klasę mimo wykonywanego zawodu.
Poza tym to był tylko czerwcowy impas, każdy tracił w tym miesiącu głowę, prawda?
Flann Rohrbach