Barefoot on the sand...
: 25 maja 2023, 15:04
Szyki zwarte i gotowe, wszyscy na swoich miejscach, każdy dokładnie wiedział, co miał robić. Joe, Tom i Ron mieli bardziej techniczne zdania i dopięcie wszystkiego na ostatni guzik. Dziewczyny zaś miały zaopiekować się wizualną częścią niespodzianki na później. Gabi należała do tych dziewczyn, które mają swoją świtę. Grupkę przyjaciół, którzy zrobiliby dla siebie absolutnie wszystko, włącznie z organizacją niespodzianki dla chłopaka przyjaciółki. Nie takie rzeczy się robiło! Nastolatka była z wszystkimi na łączach, całą drogę ściskała nerwowo telefon i reagowała na każdą wiadomość podskokiem. Denerwowała się czy wszystko wyjdzie, tak jak powinno, bo jeśli pierwszy element nie wypali to była w czarnej dupie. Do końca nie było wiadomo czy chłopakom uda się załatwić to co do nich należało. Po Gabi było widać, jak bardzo jest spięta, jak się denerwuje. Dobrze, że to Ares prowadził, bo ona by nie dała rady. Po drodze odwiedzili jeszcze aptekę i Gabi skorzystała z toalety, by przynieść sobie ulgę. Baba w aptece krzywo na nią patrzyła, ale ona miała to gdzieś. Nie skojarzyła jednego: babsztyl był dobrą koleżanką jej mamy. Ups.
Znaleźli się na pustej, mało uczęszczanej drodze w okolicy Port Douglas. Dziewczyna przez całą drogę bardzo mało się odzywała, chociaż bardzo chciała rozmawiać, to nerwy ją zjadały od środka. Ona się przejmowała dosłownie każdym detalem.
- Okej, to tutaj. Musisz się teraz zatrzymać, resztę drogi przejdziemy na pieszo. Nie martw się, to niedaleko. Tuż za zakrętem. Musisz mi zaufać, tak jak ja tobie.- głos jej drżał z emocji, nie chciała powiedzieć, o co chodzi aż do samego końca.
Kiedy zaparkowali samochód, Gabi wysiadła, nie czekając, aż Ares otworzy jej drzwi, na boga nie była księżniczką ani dziedziczką fortuny, no i się denerwowała.
Zaczęła szperać w małej torebce i wyjęła z niej jego krawat — tak ukradła mu krawat, dokładnie ten, którym on przewiązał jej oczy w nocy.
- Musisz zasłonić oczy, nie bój się, nie prowadzę cię na egzekucję. Będzie ekstra. Proszę, zawiąż to wkoło oczu, albo się pochyl i ja to zrobię, jesteś dla mnie za duży. - w zależności od decyzji Włocha tak zrobili, a Gabi po wszystkim złapała go za obie ręce. Ona szła tyłem, a on był "ociemniały". Szutrowa droga chrzęściła pod ich butami, z oddali do ich nosów dobiegał zapach oceanu.
- Jeszcze chwilkę, jeszcze tylko kilka kroków. Stój.
Cały spacer mówiła kiedy skręcić, kiedy podnieść nogę, bo leży większy kamyczek i dosłownie po dwóch minutach byli na miejscu. Pachniało benzyną, z przodu dochodziło do ich ciał dziwne ciepło.
Nastolatka przywitała się z chłopakami na migi i pokazała im kciuki w górę, co znaczyło tylko tyle, że ma się dobrze i było super. Była niezmiernie szczęśliwa, że przyjaciele stanęli na wysokości zadania.
Umówmy się — co możesz kupić komuś, kto ma absolutnie wszystko i może wszystko sobie kupić, nie zważając na nic. Żadne materialne rzeczy nie cieszą tak bardzo jak te, których można doświadczyć.
- Możesz zdjąć opaskę.
Puściła jego ręce, żeby mógł to zrobić. Szczerzyła się jak głupia do sera, chłopaki też wyglądali na dumnych z siebie i bardzo zadowolonych.
Przed Aresem a za Gabi, stały dwie wypasione, sportowe fury wyjęte rodem z GTA. Czarna nowiutka Corvette Z06, 680 KM, piękna, lśniąca bez grama kurzu. Drugim samochodem był McLaren Artura w kolorze głębokiego burgundu z wypucowanymi felgami i ognistym nadrukiem na jednym z boków.
- Tadam!- Gabi rozłożyła dumnie ręce, prezentując samochody. Ona sama była zaskoczona, co chłopakom udało się załatwić, bo nikt z nich do końca nie wiedział, jakie fury tu przyjadą. Ojciec Joe miał wypożyczalnie samochodów i to on starego ubłagał o dwa na jakieś kilka godzin, takie które nie były zarezerwowane.
- Cześć, jestem Joe, ty musisz być Ares. Stary... Gabi nam tyle o tobie opowiadała, że wszyscy jak tu stoimy, Tom, Ron i ja, mamy wrażenie, że cię znamy.- chłopak wyciągnął rękę, by uścisnąć tą należącą do Aresa na powitanie. Machnął też na chłopaków, którzy stali kilka metrów dalej, opierając się o drogową barierkę. Typowe nastolatki, choć Joe wydawał się z nich wszystkich najbardziej sympatyczny i przyjaźnie nastawiony i na dodatek najbardziej przystojny. Tom i Ron patrzyli na Aresa mało przychylnie, jakby czuli pismo nosem i uważali, że to nie facet dla Gabi.
- Wcale nie mówiłam aż tyle!- dziewczyna burknęła oburzona i sprzedała przyjacielowi kuksańca łokciem między żebra. Odczuł to jak muśnięcie i się nie przejął.
- Terefere... Ares ma takie piękne oczy.... Ares tak cudownie całuje, a jakie ma...- zaczął przedrzeźniać Gabi, udając jej piskliwy głosik, co nie spotkało się z aprobatą dziewczyny. Urwał, widząc, jak ta zaplata ręce na klatce piersiowej, już wiedział, że trochę przegiął.
Jak jej się głupio zrobiło, to tylko ona wie. No... Przyjaciele i rodzina to potrafią zrobić wstyd jak nikt inny. Nastolatka przetarła twarz dłonią i westchnęła głośno. Machnęła na kolegów przy barierce a oni jak te pieski do niej podeszli i dali jej flagę w kratkę.
- Jako solenizant masz prawo do wyboru auta. Corvette czy McLaren? Będziesz się ścigać z Joe. Dwa okrążenia na tej trasie.- podała Aresowi kartkę z narysowaną mapką. Okrążenia nie były duże, może ze 4 minuty na jedno by wychodziło, nie więcej. Ależ ona była dumna ze swojego pomysłu! Wyprostowała się jak struna, zapominając o zakwasach i bólu krocza.
- Ja będę robić za ślicznotkę machającą flagą na start i zakończenie wyścigu.- obnażyła zęby w pełnej krasie, jej uśmiech był tak szeroki, że prezentowała chyba wszystkie białe perełki. Nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć minę Aresa na swój szalony pomysł. Co ciekawe... To nie był koniec!
Ares Kennedy
Znaleźli się na pustej, mało uczęszczanej drodze w okolicy Port Douglas. Dziewczyna przez całą drogę bardzo mało się odzywała, chociaż bardzo chciała rozmawiać, to nerwy ją zjadały od środka. Ona się przejmowała dosłownie każdym detalem.
- Okej, to tutaj. Musisz się teraz zatrzymać, resztę drogi przejdziemy na pieszo. Nie martw się, to niedaleko. Tuż za zakrętem. Musisz mi zaufać, tak jak ja tobie.- głos jej drżał z emocji, nie chciała powiedzieć, o co chodzi aż do samego końca.
Kiedy zaparkowali samochód, Gabi wysiadła, nie czekając, aż Ares otworzy jej drzwi, na boga nie była księżniczką ani dziedziczką fortuny, no i się denerwowała.
Zaczęła szperać w małej torebce i wyjęła z niej jego krawat — tak ukradła mu krawat, dokładnie ten, którym on przewiązał jej oczy w nocy.
- Musisz zasłonić oczy, nie bój się, nie prowadzę cię na egzekucję. Będzie ekstra. Proszę, zawiąż to wkoło oczu, albo się pochyl i ja to zrobię, jesteś dla mnie za duży. - w zależności od decyzji Włocha tak zrobili, a Gabi po wszystkim złapała go za obie ręce. Ona szła tyłem, a on był "ociemniały". Szutrowa droga chrzęściła pod ich butami, z oddali do ich nosów dobiegał zapach oceanu.
- Jeszcze chwilkę, jeszcze tylko kilka kroków. Stój.
Cały spacer mówiła kiedy skręcić, kiedy podnieść nogę, bo leży większy kamyczek i dosłownie po dwóch minutach byli na miejscu. Pachniało benzyną, z przodu dochodziło do ich ciał dziwne ciepło.
Nastolatka przywitała się z chłopakami na migi i pokazała im kciuki w górę, co znaczyło tylko tyle, że ma się dobrze i było super. Była niezmiernie szczęśliwa, że przyjaciele stanęli na wysokości zadania.
Umówmy się — co możesz kupić komuś, kto ma absolutnie wszystko i może wszystko sobie kupić, nie zważając na nic. Żadne materialne rzeczy nie cieszą tak bardzo jak te, których można doświadczyć.
- Możesz zdjąć opaskę.
Puściła jego ręce, żeby mógł to zrobić. Szczerzyła się jak głupia do sera, chłopaki też wyglądali na dumnych z siebie i bardzo zadowolonych.
Przed Aresem a za Gabi, stały dwie wypasione, sportowe fury wyjęte rodem z GTA. Czarna nowiutka Corvette Z06, 680 KM, piękna, lśniąca bez grama kurzu. Drugim samochodem był McLaren Artura w kolorze głębokiego burgundu z wypucowanymi felgami i ognistym nadrukiem na jednym z boków.
- Tadam!- Gabi rozłożyła dumnie ręce, prezentując samochody. Ona sama była zaskoczona, co chłopakom udało się załatwić, bo nikt z nich do końca nie wiedział, jakie fury tu przyjadą. Ojciec Joe miał wypożyczalnie samochodów i to on starego ubłagał o dwa na jakieś kilka godzin, takie które nie były zarezerwowane.
- Cześć, jestem Joe, ty musisz być Ares. Stary... Gabi nam tyle o tobie opowiadała, że wszyscy jak tu stoimy, Tom, Ron i ja, mamy wrażenie, że cię znamy.- chłopak wyciągnął rękę, by uścisnąć tą należącą do Aresa na powitanie. Machnął też na chłopaków, którzy stali kilka metrów dalej, opierając się o drogową barierkę. Typowe nastolatki, choć Joe wydawał się z nich wszystkich najbardziej sympatyczny i przyjaźnie nastawiony i na dodatek najbardziej przystojny. Tom i Ron patrzyli na Aresa mało przychylnie, jakby czuli pismo nosem i uważali, że to nie facet dla Gabi.
- Wcale nie mówiłam aż tyle!- dziewczyna burknęła oburzona i sprzedała przyjacielowi kuksańca łokciem między żebra. Odczuł to jak muśnięcie i się nie przejął.
- Terefere... Ares ma takie piękne oczy.... Ares tak cudownie całuje, a jakie ma...- zaczął przedrzeźniać Gabi, udając jej piskliwy głosik, co nie spotkało się z aprobatą dziewczyny. Urwał, widząc, jak ta zaplata ręce na klatce piersiowej, już wiedział, że trochę przegiął.
Jak jej się głupio zrobiło, to tylko ona wie. No... Przyjaciele i rodzina to potrafią zrobić wstyd jak nikt inny. Nastolatka przetarła twarz dłonią i westchnęła głośno. Machnęła na kolegów przy barierce a oni jak te pieski do niej podeszli i dali jej flagę w kratkę.
- Jako solenizant masz prawo do wyboru auta. Corvette czy McLaren? Będziesz się ścigać z Joe. Dwa okrążenia na tej trasie.- podała Aresowi kartkę z narysowaną mapką. Okrążenia nie były duże, może ze 4 minuty na jedno by wychodziło, nie więcej. Ależ ona była dumna ze swojego pomysłu! Wyprostowała się jak struna, zapominając o zakwasach i bólu krocza.
- Ja będę robić za ślicznotkę machającą flagą na start i zakończenie wyścigu.- obnażyła zęby w pełnej krasie, jej uśmiech był tak szeroki, że prezentowała chyba wszystkie białe perełki. Nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć minę Aresa na swój szalony pomysł. Co ciekawe... To nie był koniec!
Ares Kennedy