Where's the lamb sauce!?
: 05 maja 2023, 21:17
#2
Tak jak mogła podejrzewać, Jen w pełni zaangażowała się w przygotowywanie potraw z rodzinnych stron. Pomimo informacji, że jedynym gościem będzie Margo, małżonka zrobiła podejście do zupy, dania głównego i deseru. Alcatra, Caldeirada i Pastéis de nata. Z oczywistych względów, Beverly przypadła rola doglądania Olivera, który póki co, głównie spał i jadł. W jednym z poradników wyczytała, że trzy tygodnie to odpowiedni czas, aby kłaść malucha na brzuchu i pokazywać mu zabawki, którymi nieco później będzie się bawił. Póki co, robił niewiele, ograniczając manewry do poruszania rękoma, przekręcania głowy i wydawania typowo noworodkowych odgłosów. Na szczęście, obyło się dzisiaj bez płaczu, co Bev traktowała jako dobry znak. Nie było nic gorszego od uporczywego płaczu dziecka, które nie mogło nawet powiedzieć co jest nie tak.
Niesprzyjające warunki pogodowe nieco utrudniały spożywanie posiłków w ogrodzie, dlatego padło na jadalnię, zlokalizowaną za niską ścianką w części kuchennej. Po rozłożeniu zastawy, przyszła kolej na następne zadanie, polegające na podgrzaniu mleka dla Olivera. Zazwyczaj po karmieniu szybko zasypiał, więc nie powinien urządzać dodatkowych koncertów, w odzie do jedzenia.
Wystarczyło wcisnąć rozrobione mleko w butelce do podgrzewacza i… w tej samej sekundzie rozległ się dzwonek do drzwi, któremu zawtórował beztroski pisk niemowlaka, leżącego na kocyku w salonie.
- Otworzysz?
Jen doprawiała jeszcze zupę, z pełnym skupieniem wymalowanym na twarzy. Ilość zapachów portugalskiej kuchni mieszała się ze sobą, znajdując ujście w oczyszczaczu powietrza.
Poprawiwszy niebieską koszule, nieco wygniecioną od rąk Olivera, przeszła w kierunku drzwi wejściowych. Sprawnie przekręciła zamek i uśmiechnęła się do Margarity, stojącej po drugiej stronie.
- Hej, jak się dzisiaj czujesz? Już lepiej? - zapytała na wstępie, przesuwając się na bok, aby Margo mogła wejść do środka. - Mam nadzieje, że nie każesz mi w pojedynkę obalać butelki wina.
Gdyby Jen zrezygnowała z karmienia Olivera również przyłączyłaby się do małej alkoholizacji, a tak, pozostawały tylko dwie na placu boju.
Cierpliwie odczekała aż razem z gościem będzie mogła przejść dalej, w stronę kuchni. Musiała przecież pochwalić się swoją wielozadaniową małżonką. Na widok zapowiedzianej kobiety, Jennifer odłożyła drewnianą łyżkę i przetarła dłonie o krótki fartuch, zawiązany na wysokości bioder. Uśmiechnęła się ciepło w stronę kobiety, podchodząc tym samym nieco bliżej.
- Jen, oficjalnie przedstawiam ci najbardziej nieustraszoną panią doktor w Cairns - odezwała się pierwsza, stając nieco bardziej z boku.
- Bardzo mi miło – kobieta uścisnęła dłoń Margo, nie za lekko i nie za mocno. - Dacie mi jeszcze chwilkę? Dosłownie parę minut na doprawienie Alcatry.
Na takie specjały warto jeszcze trochę poczekać.
- W takim razie muszę cię jeszcze zapoznać z jedynym kawalerem w tym przybytku - zapowiedziała po wycofaniu, wskazując ruchem głowy salon. Dla bezpieczeństwa ułożyła Olivera na kocu, na podłodze, aby jakimś cudem nie sturlał się przypadkiem z kanapy. Teoretycznie, trzytygodniowe dziecko nie powinno się specjalnie wiercić, ale Beverly wolała dmuchać na zimne.
- Butelka! - głos Jen przypomniał o istotnej rzeczy, po którą Strand zdecydowała się wrócić, posyłając Margo przepraszający uśmiech.
Margo Bertinelli
Tak jak mogła podejrzewać, Jen w pełni zaangażowała się w przygotowywanie potraw z rodzinnych stron. Pomimo informacji, że jedynym gościem będzie Margo, małżonka zrobiła podejście do zupy, dania głównego i deseru. Alcatra, Caldeirada i Pastéis de nata. Z oczywistych względów, Beverly przypadła rola doglądania Olivera, który póki co, głównie spał i jadł. W jednym z poradników wyczytała, że trzy tygodnie to odpowiedni czas, aby kłaść malucha na brzuchu i pokazywać mu zabawki, którymi nieco później będzie się bawił. Póki co, robił niewiele, ograniczając manewry do poruszania rękoma, przekręcania głowy i wydawania typowo noworodkowych odgłosów. Na szczęście, obyło się dzisiaj bez płaczu, co Bev traktowała jako dobry znak. Nie było nic gorszego od uporczywego płaczu dziecka, które nie mogło nawet powiedzieć co jest nie tak.
Niesprzyjające warunki pogodowe nieco utrudniały spożywanie posiłków w ogrodzie, dlatego padło na jadalnię, zlokalizowaną za niską ścianką w części kuchennej. Po rozłożeniu zastawy, przyszła kolej na następne zadanie, polegające na podgrzaniu mleka dla Olivera. Zazwyczaj po karmieniu szybko zasypiał, więc nie powinien urządzać dodatkowych koncertów, w odzie do jedzenia.
Wystarczyło wcisnąć rozrobione mleko w butelce do podgrzewacza i… w tej samej sekundzie rozległ się dzwonek do drzwi, któremu zawtórował beztroski pisk niemowlaka, leżącego na kocyku w salonie.
- Otworzysz?
Jen doprawiała jeszcze zupę, z pełnym skupieniem wymalowanym na twarzy. Ilość zapachów portugalskiej kuchni mieszała się ze sobą, znajdując ujście w oczyszczaczu powietrza.
Poprawiwszy niebieską koszule, nieco wygniecioną od rąk Olivera, przeszła w kierunku drzwi wejściowych. Sprawnie przekręciła zamek i uśmiechnęła się do Margarity, stojącej po drugiej stronie.
- Hej, jak się dzisiaj czujesz? Już lepiej? - zapytała na wstępie, przesuwając się na bok, aby Margo mogła wejść do środka. - Mam nadzieje, że nie każesz mi w pojedynkę obalać butelki wina.
Gdyby Jen zrezygnowała z karmienia Olivera również przyłączyłaby się do małej alkoholizacji, a tak, pozostawały tylko dwie na placu boju.
Cierpliwie odczekała aż razem z gościem będzie mogła przejść dalej, w stronę kuchni. Musiała przecież pochwalić się swoją wielozadaniową małżonką. Na widok zapowiedzianej kobiety, Jennifer odłożyła drewnianą łyżkę i przetarła dłonie o krótki fartuch, zawiązany na wysokości bioder. Uśmiechnęła się ciepło w stronę kobiety, podchodząc tym samym nieco bliżej.
- Jen, oficjalnie przedstawiam ci najbardziej nieustraszoną panią doktor w Cairns - odezwała się pierwsza, stając nieco bardziej z boku.
- Bardzo mi miło – kobieta uścisnęła dłoń Margo, nie za lekko i nie za mocno. - Dacie mi jeszcze chwilkę? Dosłownie parę minut na doprawienie Alcatry.
Na takie specjały warto jeszcze trochę poczekać.
- W takim razie muszę cię jeszcze zapoznać z jedynym kawalerem w tym przybytku - zapowiedziała po wycofaniu, wskazując ruchem głowy salon. Dla bezpieczeństwa ułożyła Olivera na kocu, na podłodze, aby jakimś cudem nie sturlał się przypadkiem z kanapy. Teoretycznie, trzytygodniowe dziecko nie powinno się specjalnie wiercić, ale Beverly wolała dmuchać na zimne.
- Butelka! - głos Jen przypomniał o istotnej rzeczy, po którą Strand zdecydowała się wrócić, posyłając Margo przepraszający uśmiech.
Margo Bertinelli