A Little Illegal...
: 30 kwie 2023, 13:47
Skoro Ares lubił ryzyko... To teraz oboje będą ryzykować nakrycie przez ochronę portu, a co za tym szło - aresztowanie przez wezwaną policję. Tak jak Gabrielle była pozytywnie nastawiona do całego tego pomysłu, to im bliżej godziny zero tym bardziej się denerwowała i chciała się wycofać.
Kilka razy wyciągała telefon, żeby zadzwonić do Aresa i jednak odwołać całą akcję, ale za każdym razem dochodziła do wniosku, że uzna ją za tchórzliwego kurczaka.
Była nim... Ale nie chciała, żeby ją za taką uważał! To byłaby potwarz, na bank straciłaby dużo w jego oczach.
Zaraz, zaraz... Dlaczego tak bardzo zależało jej na tym, by miał o niej dobre zdanie i żeby ją lubił i chciał się częściej spotykać? Czyżby mała, słodka Gabi wpadła na sam środeczek pajęczej sieci?
I nie chodziło tu o zakupy, o rzeczy materialne, które mogła mieć wchodząc z mężczyzną w romantyczną relację. Gabi to nie ten typ człowieka. Ona zwyczajnie lubiła spędzać z nim czas, bo dużo się śmiali, był względem niej cierpliwy i wyrozumiały, jak przy nauce jedzenia pałeczkami na ten przykład.
O 22:48 było już za późno by wszystko odwołać, Ares pewnie już był w drodze i pisanie do kogoś: sorry stary jednak nie mogę się spotkać, byłoby czymś paskudnym. Dziewczyna narzuciła na głowę kaptur czarnej bluzy i skryła się w cieniu, tuż przy ścianie z jakimś obscenicznym grafiti.
- Boże Gabi... Ty to jednak masz pomysły... Przez ciebie Ares może mieć kłopoty, nie wspominając o tobie. Kretynka... Nie da się tego inaczej skomentować. Przecież tyle rzeczy po drodze może pójść nie tak!- mamrotała do siebie pod nosem i cały czas zerkała na telefon. Minuty wlokły się jak spaghetti, którego nikt nie pociął na odpowiednią długość. Zaczęła panikować, poruszała się z miejsca na miejsce w odległości kilku metrów od jednego słupka do drugiego. Oddychała szybciej i sama się nakręcała, snując w głowie najczarniejsze scenariusze. Nie mogła iść siedzieć, bo to sprawi, że nie będzie mogła studiować, a z drugiej strony taka przygoda może się już nigdy w życiu nie przytrafić.
Wybiła 22:59 a jej się dosłownie od tego szybkiego oddechu zaczęło robić słabo, nagle usłyszała czyjeś kroki. Albo był to Ares albo ochrona portu wyczaiła jej obecność i ma przejebane...
Kroki były coraz głośniejsze a Gabi serce podchodziło do gardła.
- Ares? To ty?- powiedziała pół szeptem. Najśmieszniejsze jest to, że ochrona miała w dupie patrolowanie portu i dziadzio sobie kimał w swojej kanciapie, ale ona o tym nie wiedziała.
Ares Kennedy
Kilka razy wyciągała telefon, żeby zadzwonić do Aresa i jednak odwołać całą akcję, ale za każdym razem dochodziła do wniosku, że uzna ją za tchórzliwego kurczaka.
Była nim... Ale nie chciała, żeby ją za taką uważał! To byłaby potwarz, na bank straciłaby dużo w jego oczach.
Zaraz, zaraz... Dlaczego tak bardzo zależało jej na tym, by miał o niej dobre zdanie i żeby ją lubił i chciał się częściej spotykać? Czyżby mała, słodka Gabi wpadła na sam środeczek pajęczej sieci?
I nie chodziło tu o zakupy, o rzeczy materialne, które mogła mieć wchodząc z mężczyzną w romantyczną relację. Gabi to nie ten typ człowieka. Ona zwyczajnie lubiła spędzać z nim czas, bo dużo się śmiali, był względem niej cierpliwy i wyrozumiały, jak przy nauce jedzenia pałeczkami na ten przykład.
O 22:48 było już za późno by wszystko odwołać, Ares pewnie już był w drodze i pisanie do kogoś: sorry stary jednak nie mogę się spotkać, byłoby czymś paskudnym. Dziewczyna narzuciła na głowę kaptur czarnej bluzy i skryła się w cieniu, tuż przy ścianie z jakimś obscenicznym grafiti.
- Boże Gabi... Ty to jednak masz pomysły... Przez ciebie Ares może mieć kłopoty, nie wspominając o tobie. Kretynka... Nie da się tego inaczej skomentować. Przecież tyle rzeczy po drodze może pójść nie tak!- mamrotała do siebie pod nosem i cały czas zerkała na telefon. Minuty wlokły się jak spaghetti, którego nikt nie pociął na odpowiednią długość. Zaczęła panikować, poruszała się z miejsca na miejsce w odległości kilku metrów od jednego słupka do drugiego. Oddychała szybciej i sama się nakręcała, snując w głowie najczarniejsze scenariusze. Nie mogła iść siedzieć, bo to sprawi, że nie będzie mogła studiować, a z drugiej strony taka przygoda może się już nigdy w życiu nie przytrafić.
Wybiła 22:59 a jej się dosłownie od tego szybkiego oddechu zaczęło robić słabo, nagle usłyszała czyjeś kroki. Albo był to Ares albo ochrona portu wyczaiła jej obecność i ma przejebane...
Kroki były coraz głośniejsze a Gabi serce podchodziło do gardła.
- Ares? To ty?- powiedziała pół szeptem. Najśmieszniejsze jest to, że ochrona miała w dupie patrolowanie portu i dziadzio sobie kimał w swojej kanciapie, ale ona o tym nie wiedziała.
Ares Kennedy