I don't hate you but I have to critique, overrate you
: 23 kwie 2023, 17:03
5
To musiał być jakiś nieśmieszne żart. Uczyła się do tego gówna, mało tego, na własną rękę znalazła jakiś prymusów z przedmiotu, który prowadził Beveridge, poświęcając niejakiemu Sebastianowi kilka godzin soboty, aby powiedział jej jak to zdać, w zamian za kilka uśmiechów i niewypowiedzianych obietnic, których nigdy nie dopnie do końca. Cala ta praca po to, by znów przeczytać, że nie zaliczyła kolokwium poprawkowego. Niby wiedziała, że to nie koniec świata, że za półtora miesiąca będzie kolejne i jeśli je już zda, to nadal będzie mogła podejść do egzaminu, ale niekoniecznie chciała się stresować z powodu takiego przedmiotu. Poza tym obawiała się, że jej ojciec, mający wgląd do cholernych ocen, znów zacznie robić problemy. Praktycznie cały dzień na uczelnii myślała o tych cholernych podstawach synergologii i o tym, by wbić do gabinetu cholernego profesora i sobie z nim to wyjaśnić. Dosłownie w jednej sekundzie stał się jej wrogiem publicznym numer jeden i nie zastanawiała się nad tym, czy na to zasługiwał, czy też nie. W jej opinii bardzo. Widział, że chciała zaliczyć, mógł ją puścić, jak każdego, ale nie! Musiał robić problemy i teraz ona sama była gotowa odpłacić mu tym samym. Ewidentnie typ nie wiedział, z kim właśnie szedł na wojnę.
- Nie wiem jak pana przywitać, profesorze, bo ten dzień na pewno nie jest dobry - zaczęła od wejścia, gdy tylko po zapukaniu usłyszała proszę. Nawet nie planowała już lecieć z żadną formułką, że nazywa się tak i tak i jest z tego i tego roku. Na tym etapie była pewna, że już ją kojarzy. - Nie wierzę, że moja praca była na tyle zła, by nie dało się jej zaliczyć, tym bardziej, że cała reszta przeszła, nie wygląda pan też na biedaka, który potrzebuje pieniędzy z warunków, więc o co chodzi? - była naprawdę sfrustrowana, a on robił jej pod górę. Wizja, że miałaby zostać wydziedziczona przez tego typa, sprawiała, że stojąc tu, wyobrażała sobie, jak kradnie mu leżący na stoliku nożyk do listów i wbija mu go w oko. Ewidentnie typ sobie pogrywał, jak z jakimś byle studentem, ale do tych Celest ani nie należała, ani nie chciała na należeć, więc lepiej żeby Beveridge zrozumiał, że to jego ostatnia szansa. Potem po prostu... się go pozbędzie. Nie jakoś dramatycznie, żyć będzie, wiadomo, ale jeśli tylko jedno z nich miałoby utrzymać się na tej uczelni, to bez wątpienia będzie to Hemingway. - Uwziął się profesor na mnie z jakiegoś powodu? Nie lubi profesor mojego ojca i może lubi mnie aż za bardzo i liczy na te moje odwiedziny w gabinecie? - zapytała bez pardonu, by miał świadomość, że nie boi się takich nawiązań. Mało tego, może dopiero zacząć je stosować, gdy wyczuje, że będzie to dobra metoda, aby dać mężczyźnie nauczkę.
Octavian Beveridge
To musiał być jakiś nieśmieszne żart. Uczyła się do tego gówna, mało tego, na własną rękę znalazła jakiś prymusów z przedmiotu, który prowadził Beveridge, poświęcając niejakiemu Sebastianowi kilka godzin soboty, aby powiedział jej jak to zdać, w zamian za kilka uśmiechów i niewypowiedzianych obietnic, których nigdy nie dopnie do końca. Cala ta praca po to, by znów przeczytać, że nie zaliczyła kolokwium poprawkowego. Niby wiedziała, że to nie koniec świata, że za półtora miesiąca będzie kolejne i jeśli je już zda, to nadal będzie mogła podejść do egzaminu, ale niekoniecznie chciała się stresować z powodu takiego przedmiotu. Poza tym obawiała się, że jej ojciec, mający wgląd do cholernych ocen, znów zacznie robić problemy. Praktycznie cały dzień na uczelnii myślała o tych cholernych podstawach synergologii i o tym, by wbić do gabinetu cholernego profesora i sobie z nim to wyjaśnić. Dosłownie w jednej sekundzie stał się jej wrogiem publicznym numer jeden i nie zastanawiała się nad tym, czy na to zasługiwał, czy też nie. W jej opinii bardzo. Widział, że chciała zaliczyć, mógł ją puścić, jak każdego, ale nie! Musiał robić problemy i teraz ona sama była gotowa odpłacić mu tym samym. Ewidentnie typ nie wiedział, z kim właśnie szedł na wojnę.
- Nie wiem jak pana przywitać, profesorze, bo ten dzień na pewno nie jest dobry - zaczęła od wejścia, gdy tylko po zapukaniu usłyszała proszę. Nawet nie planowała już lecieć z żadną formułką, że nazywa się tak i tak i jest z tego i tego roku. Na tym etapie była pewna, że już ją kojarzy. - Nie wierzę, że moja praca była na tyle zła, by nie dało się jej zaliczyć, tym bardziej, że cała reszta przeszła, nie wygląda pan też na biedaka, który potrzebuje pieniędzy z warunków, więc o co chodzi? - była naprawdę sfrustrowana, a on robił jej pod górę. Wizja, że miałaby zostać wydziedziczona przez tego typa, sprawiała, że stojąc tu, wyobrażała sobie, jak kradnie mu leżący na stoliku nożyk do listów i wbija mu go w oko. Ewidentnie typ sobie pogrywał, jak z jakimś byle studentem, ale do tych Celest ani nie należała, ani nie chciała na należeć, więc lepiej żeby Beveridge zrozumiał, że to jego ostatnia szansa. Potem po prostu... się go pozbędzie. Nie jakoś dramatycznie, żyć będzie, wiadomo, ale jeśli tylko jedno z nich miałoby utrzymać się na tej uczelni, to bez wątpienia będzie to Hemingway. - Uwziął się profesor na mnie z jakiegoś powodu? Nie lubi profesor mojego ojca i może lubi mnie aż za bardzo i liczy na te moje odwiedziny w gabinecie? - zapytała bez pardonu, by miał świadomość, że nie boi się takich nawiązań. Mało tego, może dopiero zacząć je stosować, gdy wyczuje, że będzie to dobra metoda, aby dać mężczyźnie nauczkę.
Octavian Beveridge