dude, where's my car?
: 28 mar 2023, 20:28
1.
- Możesz przyjechać? Ktoś chyba buchnął mi samochód, albo mam dziury w pamięci i nie mogę go znaleźć.
Z zarzuconą na ramię torbą sportową, w której trzymał strój sportowy, rakietę i resztę swojego dobytku, błąkał się w okolicy kortów, kompletnie nie mogąc znaleźć swojego samochodu. Okrążył okolicę kilkukrotnie, uważnie przypatrując się wszystkim Hondom, albo czemukolwiek, co choćby kolorystycznie mogło przypominać jego samochód, ale nic. I wtedy pomyślał, że ktoś go zwyczajnie okradł.
Nigdy jeszcze nie został okradziony. Przynajmniej nie poważnie, bo drobnostki pewnie zginęły mu nie raz - jedne rzeczywiście przez kogoś zabrane, inne po prostu zgubione i przywłaszczone, ale nigdy nie był to samochód, więc po kilku minutach rozglądania się i poszukiwań zaczął traktować sprawę coraz poważniej, przy okazji dzwoniąc do Harriet, żeby pomogła mu szukać, jeśli chciała się z nim tego dnia w ogóle zobaczyć. Prawie bez różnicy czy mieli coś zjeść, czy urządzić poszukiwania, prawda?
Rozglądania się nie ułatwiały spadające z nieba, jak na złość, duże krople deszczu, które z każdą minutą przybierały na sile, znacząc mokrymi plamami szarą koszulkę Goldberga, która po chwili cała już była nimi usłana, a on dosłownie był na granicy przemoknięcia do suchej nitki. Nie chciał jednak wracać do budynku kortów, bo nic by na tym nie zyskał, czekał więc niedaleko wejścia na Harriet.
- Masz jakąś parasolkę, czy coś? Nie wiem gdzie on jest, ale zanim zadzwonię na policję, to nie wiem, proszę cię, sprawdź ze mną jeszcze raz - rzucił w ramach przywitania, pochylając w dół głowę, z której już ściekały strumienie wody. Propozycja była co najmniej niepoważna, kto w taką pogodę w ogóle chciał być gdziekolwiek na zewnątrz, ale samochód to nie było byle co, a przynajmniej wiedział, że mógł polegać na Pemberton i że nie była to najgłupsza rzecz, o jaką mógł ją poprosić.
Harriet L. Pemberton
- Możesz przyjechać? Ktoś chyba buchnął mi samochód, albo mam dziury w pamięci i nie mogę go znaleźć.
Z zarzuconą na ramię torbą sportową, w której trzymał strój sportowy, rakietę i resztę swojego dobytku, błąkał się w okolicy kortów, kompletnie nie mogąc znaleźć swojego samochodu. Okrążył okolicę kilkukrotnie, uważnie przypatrując się wszystkim Hondom, albo czemukolwiek, co choćby kolorystycznie mogło przypominać jego samochód, ale nic. I wtedy pomyślał, że ktoś go zwyczajnie okradł.
Nigdy jeszcze nie został okradziony. Przynajmniej nie poważnie, bo drobnostki pewnie zginęły mu nie raz - jedne rzeczywiście przez kogoś zabrane, inne po prostu zgubione i przywłaszczone, ale nigdy nie był to samochód, więc po kilku minutach rozglądania się i poszukiwań zaczął traktować sprawę coraz poważniej, przy okazji dzwoniąc do Harriet, żeby pomogła mu szukać, jeśli chciała się z nim tego dnia w ogóle zobaczyć. Prawie bez różnicy czy mieli coś zjeść, czy urządzić poszukiwania, prawda?
Rozglądania się nie ułatwiały spadające z nieba, jak na złość, duże krople deszczu, które z każdą minutą przybierały na sile, znacząc mokrymi plamami szarą koszulkę Goldberga, która po chwili cała już była nimi usłana, a on dosłownie był na granicy przemoknięcia do suchej nitki. Nie chciał jednak wracać do budynku kortów, bo nic by na tym nie zyskał, czekał więc niedaleko wejścia na Harriet.
- Masz jakąś parasolkę, czy coś? Nie wiem gdzie on jest, ale zanim zadzwonię na policję, to nie wiem, proszę cię, sprawdź ze mną jeszcze raz - rzucił w ramach przywitania, pochylając w dół głowę, z której już ściekały strumienie wody. Propozycja była co najmniej niepoważna, kto w taką pogodę w ogóle chciał być gdziekolwiek na zewnątrz, ale samochód to nie było byle co, a przynajmniej wiedział, że mógł polegać na Pemberton i że nie była to najgłupsza rzecz, o jaką mógł ją poprosić.
Harriet L. Pemberton