: 26 lip 2021, 01:20
Mel Russo
Osłaniając jej ciemne oczy przed oślepiającym słońcem, poprawił kciukiem jedną z rozburzonych, poczochranych zupełnie niespecjalnie brwi i pokiwał głową w odpowiedzi potakująco.
– Tak..., kilka razy i nie zdziwię się jak i ty nie poprzestaniesz na jednym. Dwa wypływałem z Port Douglas i raz stąd, ale najlepiej będzie przejechać się na południe do Palm Cove albo nawet dalej do Cairns i stamtąd wypływać na ocean – zauważył, drugą ręką odgarniając znów z jej czoła kilka niesfornych kosmyków, które porwane przez wiatr poddawały się całkowicie jego podmuchom muskając delikatnie nie tylko jej twarz, ale i jego lekko opartą o czoło spracowaną dłoń. Pamiętał jak, kiedy byli na wakacjach w Egipcie wykręcała się przed nurkowaniem, ale kompletnie nie spodziewał się, że jedynie dlatego, bo nie potrafiła — wierzył jej, że o wiele bardziej wolała zobaczyć pustynię i wijącą się po niej zieleń Nilu; i nie dociekał więc i nie drążył tematu, żeby teraz przypomnieć Melanie o tamtym, ale nie miał żadnych pretensji i jeśli już żartował tylko drocząc się z nią. – ..., naaaprawdę Mel. Czemu się nie przyznałaś? I czemu nie chciałaś tam wtedy poćwiczyć, co? Obleciał cię strach? Przyznaj się, ale zaraz inaczej... – Nie przestawał dopytywać i łaskocząc jej prawy bok, którym nie zdążyła przylgnąć do ławki tak, jak lewym wcisnęła się w jego brzuch, wziął odwet tak długo, jak długo nie poprosiła, żeby przestał, bo niewiele brakowało, żeby spadła z ławki kołyszącej się coraz mocniej i zupełnie niekontrolowanie.
Oboje przestali, kiedy deski uginając się pod nimi zatrzeszczały niebezpiecznie i chwilę wpatrując się w siebie, wybuchli śmiechem w tym samym niemal momencie. Kiedy wspomniała o lamach, pokiwał głową uśmiechając się szeroko tak, że górna warga podjechała Nicky’emu całkiem pod nos, dopóki nie odsłonił białych, prawie całkiem równych — przynajmniej na górze — zębów, którymi błysnąłby pewnie w ciemności jak jakiś drapieżnik, gdyby było o wiele ciemniej. – Jeśli mam być szczery... Wolę owce. Nie kopią tak, jak lamy i wiadomo..., nie plują. Alpaki też są naprawdę spoko i to byłby kompromis – przyznał w ostatni momencie powstrzymując się, żeby nie dokończyć dodając „dla nas”. Nie mógł pozwolić, żeby ta myśl zagościła w jego głowie na dłużej, bo nie było już przecież ich i nie chciał robić sobie nadziei, że może byłaby szansa, aby zbliżyli się z sobą tak, jak wcześniej, tym bardziej, że wciąż zdarzało mu się myśleć o młodszej siostrze Blythe’a, mimo że po rozmowie z Otisem, miał wrażenie jakby chociaż częściowo poukładał sobie wszystko za co był naprawdę wdzięczny przyjacielowi, jeśli nawet nie przyznawał się do tego otwarcie. Nie chciał robić nadziei sobie, ale przede wszystkim Melanie, tym bardziej, że nie wiedział przecież czy [go odchorowała już i ruszyła na przód, czy może tak jak on trwała w jakimś dziwnym zawieszeniu miotając się między wspomnieniami? Nie chciał jej zranić, dlatego nie dopowiedział tego nieszczęsnego „dla nas” — sposępniał na krótką chwilę, żeby słysząc jej sugestię parsknąć śmiechem i pokręcić głową przecząco, ale po części i z niedowierzaniem.
– Nie mów, że serio posądzasz mnie o takie podejście? Mel, bo się pogniewamy – dodał przebiegając szybko palcami po jej żebrach, żeby wiedziała co zamierzał zrobić, jeśli zdecydowałaby się potwierdzić, że tak pomyślała. – Podczas strzyży nie powinno się pić. Są tacy co nie myślą i ciągną po kilka butelek, ale lepiej nie... Zadrży ci ręka. Zajedziesz maszynką za mocno i nie dość, że zwierzak będzie cierpieć, to jeszcze potrącą ci z wypłaty, tym bardziej jeśli runo ubrudzi się juchą. – Wyjaśnił i w chwili, w której podniosła się, wyciągając wcześniej jak kotka rzeczywiście, znalazła się kolejny raz tak przerażająco blisko, że wystarczało unieść się lekko, żeby musnąć wargami jej gładki policzek przed czym powstrzymał się z trudem nie odrywając jednak wzroku od jej oczu, nabrał głębiej powietrze tak, że czuł jak wypełnia całe płuca.
– Farma Ashwortha o czwartej – wyszeptał. – I jest..., o ile odpowiednio wcześniej spławia się po kilka razy każdą sztukę, ale i tak sporo w tej wełnie siana i pyłu – dodał uśmiechając się i splatając dłonie z jej szczupłymi palcami.
Osłaniając jej ciemne oczy przed oślepiającym słońcem, poprawił kciukiem jedną z rozburzonych, poczochranych zupełnie niespecjalnie brwi i pokiwał głową w odpowiedzi potakująco.
– Tak..., kilka razy i nie zdziwię się jak i ty nie poprzestaniesz na jednym. Dwa wypływałem z Port Douglas i raz stąd, ale najlepiej będzie przejechać się na południe do Palm Cove albo nawet dalej do Cairns i stamtąd wypływać na ocean – zauważył, drugą ręką odgarniając znów z jej czoła kilka niesfornych kosmyków, które porwane przez wiatr poddawały się całkowicie jego podmuchom muskając delikatnie nie tylko jej twarz, ale i jego lekko opartą o czoło spracowaną dłoń. Pamiętał jak, kiedy byli na wakacjach w Egipcie wykręcała się przed nurkowaniem, ale kompletnie nie spodziewał się, że jedynie dlatego, bo nie potrafiła — wierzył jej, że o wiele bardziej wolała zobaczyć pustynię i wijącą się po niej zieleń Nilu; i nie dociekał więc i nie drążył tematu, żeby teraz przypomnieć Melanie o tamtym, ale nie miał żadnych pretensji i jeśli już żartował tylko drocząc się z nią. – ..., naaaprawdę Mel. Czemu się nie przyznałaś? I czemu nie chciałaś tam wtedy poćwiczyć, co? Obleciał cię strach? Przyznaj się, ale zaraz inaczej... – Nie przestawał dopytywać i łaskocząc jej prawy bok, którym nie zdążyła przylgnąć do ławki tak, jak lewym wcisnęła się w jego brzuch, wziął odwet tak długo, jak długo nie poprosiła, żeby przestał, bo niewiele brakowało, żeby spadła z ławki kołyszącej się coraz mocniej i zupełnie niekontrolowanie.
Oboje przestali, kiedy deski uginając się pod nimi zatrzeszczały niebezpiecznie i chwilę wpatrując się w siebie, wybuchli śmiechem w tym samym niemal momencie. Kiedy wspomniała o lamach, pokiwał głową uśmiechając się szeroko tak, że górna warga podjechała Nicky’emu całkiem pod nos, dopóki nie odsłonił białych, prawie całkiem równych — przynajmniej na górze — zębów, którymi błysnąłby pewnie w ciemności jak jakiś drapieżnik, gdyby było o wiele ciemniej. – Jeśli mam być szczery... Wolę owce. Nie kopią tak, jak lamy i wiadomo..., nie plują. Alpaki też są naprawdę spoko i to byłby kompromis – przyznał w ostatni momencie powstrzymując się, żeby nie dokończyć dodając „dla nas”. Nie mógł pozwolić, żeby ta myśl zagościła w jego głowie na dłużej, bo nie było już przecież ich i nie chciał robić sobie nadziei, że może byłaby szansa, aby zbliżyli się z sobą tak, jak wcześniej, tym bardziej, że wciąż zdarzało mu się myśleć o młodszej siostrze Blythe’a, mimo że po rozmowie z Otisem, miał wrażenie jakby chociaż częściowo poukładał sobie wszystko za co był naprawdę wdzięczny przyjacielowi, jeśli nawet nie przyznawał się do tego otwarcie. Nie chciał robić nadziei sobie, ale przede wszystkim Melanie, tym bardziej, że nie wiedział przecież czy [go odchorowała już i ruszyła na przód, czy może tak jak on trwała w jakimś dziwnym zawieszeniu miotając się między wspomnieniami? Nie chciał jej zranić, dlatego nie dopowiedział tego nieszczęsnego „dla nas” — sposępniał na krótką chwilę, żeby słysząc jej sugestię parsknąć śmiechem i pokręcić głową przecząco, ale po części i z niedowierzaniem.
– Nie mów, że serio posądzasz mnie o takie podejście? Mel, bo się pogniewamy – dodał przebiegając szybko palcami po jej żebrach, żeby wiedziała co zamierzał zrobić, jeśli zdecydowałaby się potwierdzić, że tak pomyślała. – Podczas strzyży nie powinno się pić. Są tacy co nie myślą i ciągną po kilka butelek, ale lepiej nie... Zadrży ci ręka. Zajedziesz maszynką za mocno i nie dość, że zwierzak będzie cierpieć, to jeszcze potrącą ci z wypłaty, tym bardziej jeśli runo ubrudzi się juchą. – Wyjaśnił i w chwili, w której podniosła się, wyciągając wcześniej jak kotka rzeczywiście, znalazła się kolejny raz tak przerażająco blisko, że wystarczało unieść się lekko, żeby musnąć wargami jej gładki policzek przed czym powstrzymał się z trudem nie odrywając jednak wzroku od jej oczu, nabrał głębiej powietrze tak, że czuł jak wypełnia całe płuca.
– Farma Ashwortha o czwartej – wyszeptał. – I jest..., o ile odpowiednio wcześniej spławia się po kilka razy każdą sztukę, ale i tak sporo w tej wełnie siana i pyłu – dodał uśmiechając się i splatając dłonie z jej szczupłymi palcami.