after another one of those crazy dreams
: 01 mar 2023, 00:42
Marmurowa dotąd skóra, wiecznie upstrzona asteryzmem ametystowych konstelacji, zdawała się wreszcie jaśnieć; mijały dwa miesiące od ostatniego ataku katapleksji. Miesiąc, odkąd po raz ostatni wskutek sennego koszmaru spadł z łóżka. Nie lunatykował, nie miewał większych problemów z insomnią; nie cierpiał na jakikolwiek problem z typowych dla narkolepsji, bo od niemalże dwóch miesięcy trwał w s t a g n a c j i. Nawet te początkowe uczucia lęku i złości zdawały się go opuścić — choć tuż po halloween został pobity, przeczuwając, że tak właśnie wyglądać będzie już jego życie — tuż po świętach Huell powiedział mu, że jego dług został spłacony. I że wobec tego ma wypierdalać, zająć się sobą i nigdy już nie wchodzić im w drogę.
Perry został więc bez pracy. Bez zobowiązań. Bez domu, bo zdążył wystawić go na sprzedaż (póki co nikt go jednak nie chciał na dłużej), ale gotów był oddać to wszystko i dużo więcej, by odzyskać Orpheusa. Nie obchodziło go nawet to, że nie mogliby być razem; chciał po prostu znów mieć przyjaciela.
Miał co prawda pewność, że to właśnie on spłacił jego dług, ale nie odnajdywał w sobie dość śmiałości, by go o to zapytać. By podziękować. Zamiast tego zablokował jego numer. Unikał miejsc, w których mogliby się spotkać. Nie przesiadywał na swojej łodzi, sypiał u Pearl i czasem spędzał całe dnie w jaskini na Gahdun Island. Z każdym kolejnym dniem czuł coraz mniej, aż pewnego dnia budząc się spostrzegł, że nie obchodzi go już nic.
Wynikały z tego swoiste plusy, bo zdawał się być w końcu zdrowy. Rozsądny. Praca w stoczni znów wypełniła jego codzienność, a uczelniane życie było idealnym uzupełnieniem jego samotności. Dużo pisał, mało jadł. Unikał ludzi, czasem spotykając się z Francisem. Być może powoli odradzałaby się w nim jakaś forma radości, a życie jego zaczęłoby wybrzmiewać w rytm normy, ale dwa dni temu dostał ten pieprzony, dziwny list.
I właśnie tego wsiadał teraz do samochodu z Vannesą, wskazując jej adres. Kuranda.
— Wiesz, nie musisz potem iść tam ze mną — rzucił nieobecnym tonem, wpatrując się w nadciągające od strony morza ciemne chmury. List, otrzymany od anonimowego nadawcy brzmiał tak: sobota, Sandalwood, tuż przy lesie. Powiem ci, gdzie jest twój wujek. Spanikowany, zadzwonił od razu do Ness, bo nikt inny o tej sprawie nie wiedział; mieli co prawda wspólnie rozszyfrować zawartość odnalezionego notesu, ale i to wydawało się dotąd Periclesowi nieistotne. Poprosił więc, by zawiozła go na miejsce, jako że jego motor nie nadawał się do tak skomplikowanej trasy. — To pewnie i tak tylko jakiś żart, nie? — zwrócił ku niej spojrzenie, zastanawiając się jednak nad tym, skąd ktokolwiek mógł wiedzieć, że Perry na nowo Arthura szuka.
Perry został więc bez pracy. Bez zobowiązań. Bez domu, bo zdążył wystawić go na sprzedaż (póki co nikt go jednak nie chciał na dłużej), ale gotów był oddać to wszystko i dużo więcej, by odzyskać Orpheusa. Nie obchodziło go nawet to, że nie mogliby być razem; chciał po prostu znów mieć przyjaciela.
Miał co prawda pewność, że to właśnie on spłacił jego dług, ale nie odnajdywał w sobie dość śmiałości, by go o to zapytać. By podziękować. Zamiast tego zablokował jego numer. Unikał miejsc, w których mogliby się spotkać. Nie przesiadywał na swojej łodzi, sypiał u Pearl i czasem spędzał całe dnie w jaskini na Gahdun Island. Z każdym kolejnym dniem czuł coraz mniej, aż pewnego dnia budząc się spostrzegł, że nie obchodzi go już nic.
Wynikały z tego swoiste plusy, bo zdawał się być w końcu zdrowy. Rozsądny. Praca w stoczni znów wypełniła jego codzienność, a uczelniane życie było idealnym uzupełnieniem jego samotności. Dużo pisał, mało jadł. Unikał ludzi, czasem spotykając się z Francisem. Być może powoli odradzałaby się w nim jakaś forma radości, a życie jego zaczęłoby wybrzmiewać w rytm normy, ale dwa dni temu dostał ten pieprzony, dziwny list.
I właśnie tego wsiadał teraz do samochodu z Vannesą, wskazując jej adres. Kuranda.
— Wiesz, nie musisz potem iść tam ze mną — rzucił nieobecnym tonem, wpatrując się w nadciągające od strony morza ciemne chmury. List, otrzymany od anonimowego nadawcy brzmiał tak: sobota, Sandalwood, tuż przy lesie. Powiem ci, gdzie jest twój wujek. Spanikowany, zadzwonił od razu do Ness, bo nikt inny o tej sprawie nie wiedział; mieli co prawda wspólnie rozszyfrować zawartość odnalezionego notesu, ale i to wydawało się dotąd Periclesowi nieistotne. Poprosił więc, by zawiozła go na miejsce, jako że jego motor nie nadawał się do tak skomplikowanej trasy. — To pewnie i tak tylko jakiś żart, nie? — zwrócił ku niej spojrzenie, zastanawiając się jednak nad tym, skąd ktokolwiek mógł wiedzieć, że Perry na nowo Arthura szuka.