I'm smoking again - know how much you hate it, but you weren't here to tell me
: 18 lut 2023, 13:33
37.
Nie była pewna po co tu jest, ale nie zastanawiała się nad tym. Od kilku dni nie próbowała się zastanawiać. Nie znała praktycznie nikogo, a może po prostu nie kojarzyła? Towarzystwo było na pewno na tyle zbliżone do jej wieku, by nigdzie nawet nie majaczyła postać starszego mężczyzny, za którym nieprzerwanie tęskniła. Nie mogła tęsknić, musiała zapomnieć, ale Remy był integralną częścią jej samej, więc o sobie też musiała zapomnieć. Pokręciła włosy, ściągnęła z głowy czapkę i wiedziała, że będzie ją to bolało i przerażało. Mówiła sobie, że to dobrze, bo na nic innego nie zasługuje. Nałożyła ciężki makijaż, krótką sukienkę dopasowaną do ciała i buty, po które nie sięgała od czasu, kiedy to zeszła się z Soriente. Nie nadawały się na imprezę na pastwiskach, ale nie dbała o to. Wiedziała, że będzie wyglądała wyzywająco, ale i o to nie dbała. Niech na nią patrzą, niech czuje na sobie spojrzenia i niech cierpi. Wszystko, byleby nie myślała o producencie. Wciąż miała nadzieję, wciąż wyobrażała sobie, że wszystko się układa i wiedziała, że musi odebrać sobie te uczucia, bo w końcu się złamie i do niego pójdzie, przepraszając za swoje zachowanie. Nie mogła jednak na to sobie pozwolić, znów obciążyć go swoimi problemami i ciągnąć w dół. Musiała więc zrobić w końcu coś, co sprawi, że Remigius - jeśli się o tym dowie - nie będzie chciał się z nią widzieć.
Poszła więc na imprezę gdzieś na granicy pastwiska, a zalesionego terenu. Większość osób piła przy ognisku, duża grupa tańczyła wśród rozstawionych głośników, jeszcze inna paliła skręty przy linii drzew. Lisbeth zdążyła już obskoczyć wszystkie te atrakcje. Była zjarana, pijana i poruszała się na klepisku robiącym za parkiet, w objęciach jakiegoś chłopaka, który pod żadnym względem nie przypominał Remigiusa. Nie prosiła się o jego towarzystwo, sam do niej podszedł i z całej siły chciała się go pozbyć, ale nie umiała, by ostatecznie uznać, że może tak będzie lepiej. Może w końcu sama zrozumie, że nigdy nie zasługiwała na Soriente i nie będzie już zasługiwać. Była mocno zmroczona, mimo strachu i stresu parskała pijanym śmiechem, mimo wycofania kręciła biodrami, ale wtedy... poczuła, że ktoś na nią patrzy i sama uniosła spojrzenie. Natychmiast postąpiła kilka kroków na przód.
- A ty dokąd? - zamruczał do ucha chłopak, którego nawet nie zapytała o imię.
- To mój przyjaciel, chcę się przywitać - wyjaśniła wesoło, znów podejmując dwa kroki do Ezry, ale poczuła uchwyt na swoim nadgarstku, a zaraz potem została przyciągnięta ponownie do swojego partnera.
- Potem się przywitasz - wyjaśnił, a Lisa zmarszczyła nos, odpychając się od jego torsu.
- Właśnie, że teraz - fuknęła, jak krnąbrna nastolatka, nieświadoma całej tej sytuacji. Widziała, że chciał ją zatrzymać, ale zdążyła się szybko wywinąć i lekko się zataczając dopadła Ezry. Dosłownie dopadła, bo alkohol w jej organizmie wyłączył wszystkie blokady i natychmiast oplotła ramionami kark mężczyzny, okrążając go tak by połowę ciała ukryć w jego boku.
- Jezuuu, dobrze, że ciebie zobaczyłam! Tamten koleś nie dawał mi spokoju - parsknęła mu prosto do ucha. Nie wiedziała co Erza tu robił, ale nie wiedziała też w zasadzie co ona sama tu robiła, więc nie uznała tego za coś ważnego. nie teraz, kiedy w końcu była lekka przez alkohol, jaki w niej szalał.
ezra brooks
Nie była pewna po co tu jest, ale nie zastanawiała się nad tym. Od kilku dni nie próbowała się zastanawiać. Nie znała praktycznie nikogo, a może po prostu nie kojarzyła? Towarzystwo było na pewno na tyle zbliżone do jej wieku, by nigdzie nawet nie majaczyła postać starszego mężczyzny, za którym nieprzerwanie tęskniła. Nie mogła tęsknić, musiała zapomnieć, ale Remy był integralną częścią jej samej, więc o sobie też musiała zapomnieć. Pokręciła włosy, ściągnęła z głowy czapkę i wiedziała, że będzie ją to bolało i przerażało. Mówiła sobie, że to dobrze, bo na nic innego nie zasługuje. Nałożyła ciężki makijaż, krótką sukienkę dopasowaną do ciała i buty, po które nie sięgała od czasu, kiedy to zeszła się z Soriente. Nie nadawały się na imprezę na pastwiskach, ale nie dbała o to. Wiedziała, że będzie wyglądała wyzywająco, ale i o to nie dbała. Niech na nią patrzą, niech czuje na sobie spojrzenia i niech cierpi. Wszystko, byleby nie myślała o producencie. Wciąż miała nadzieję, wciąż wyobrażała sobie, że wszystko się układa i wiedziała, że musi odebrać sobie te uczucia, bo w końcu się złamie i do niego pójdzie, przepraszając za swoje zachowanie. Nie mogła jednak na to sobie pozwolić, znów obciążyć go swoimi problemami i ciągnąć w dół. Musiała więc zrobić w końcu coś, co sprawi, że Remigius - jeśli się o tym dowie - nie będzie chciał się z nią widzieć.
Poszła więc na imprezę gdzieś na granicy pastwiska, a zalesionego terenu. Większość osób piła przy ognisku, duża grupa tańczyła wśród rozstawionych głośników, jeszcze inna paliła skręty przy linii drzew. Lisbeth zdążyła już obskoczyć wszystkie te atrakcje. Była zjarana, pijana i poruszała się na klepisku robiącym za parkiet, w objęciach jakiegoś chłopaka, który pod żadnym względem nie przypominał Remigiusa. Nie prosiła się o jego towarzystwo, sam do niej podszedł i z całej siły chciała się go pozbyć, ale nie umiała, by ostatecznie uznać, że może tak będzie lepiej. Może w końcu sama zrozumie, że nigdy nie zasługiwała na Soriente i nie będzie już zasługiwać. Była mocno zmroczona, mimo strachu i stresu parskała pijanym śmiechem, mimo wycofania kręciła biodrami, ale wtedy... poczuła, że ktoś na nią patrzy i sama uniosła spojrzenie. Natychmiast postąpiła kilka kroków na przód.
- A ty dokąd? - zamruczał do ucha chłopak, którego nawet nie zapytała o imię.
- To mój przyjaciel, chcę się przywitać - wyjaśniła wesoło, znów podejmując dwa kroki do Ezry, ale poczuła uchwyt na swoim nadgarstku, a zaraz potem została przyciągnięta ponownie do swojego partnera.
- Potem się przywitasz - wyjaśnił, a Lisa zmarszczyła nos, odpychając się od jego torsu.
- Właśnie, że teraz - fuknęła, jak krnąbrna nastolatka, nieświadoma całej tej sytuacji. Widziała, że chciał ją zatrzymać, ale zdążyła się szybko wywinąć i lekko się zataczając dopadła Ezry. Dosłownie dopadła, bo alkohol w jej organizmie wyłączył wszystkie blokady i natychmiast oplotła ramionami kark mężczyzny, okrążając go tak by połowę ciała ukryć w jego boku.
- Jezuuu, dobrze, że ciebie zobaczyłam! Tamten koleś nie dawał mi spokoju - parsknęła mu prosto do ucha. Nie wiedziała co Erza tu robił, ale nie wiedziała też w zasadzie co ona sama tu robiła, więc nie uznała tego za coś ważnego. nie teraz, kiedy w końcu była lekka przez alkohol, jaki w niej szalał.
ezra brooks