#15 tytuły będą, serio
: 14 sty 2023, 00:16
kontynuacja
Jak się okazało, stażyści dostali bojowe zadanie, by przez cały ten czas pilnować Gacusia, co według Mari było dla nich raczej nagrodą, a nie karą. Na całe szczęście pies wyglądał na zadowolonego, a Chambers podziękowała wszystkim, miło wymieniając z nimi kilka słów i obiecała, że przyśle im jakieś batony w ramach wdzięczności, co oczywiście oznaczało, że wymusi na Jonathanie, żeby im je przekazał.
Wrócili do domu głównie w ciszy, bo mimo wszystko rudowłosa wciąż była nie w formie, a sam Wainwright też wydawał się milczący - nawet jak na siebie. Mari wyjaśniła to sobie tak, że jest na nią zły za ten wypadek z lekami i wolała nie dolewać oliwy do ognia, więc dała mu czas na ochłonięcie, a sama też doszła do siebie, chociaż mimo to potrzebowała jego asysty, gdy wychodziła z samochodu, a potem szli do windy.
- Hej, już dam radę, aż tak nie musisz mnie ogarniać, jest dobrze - w końcu poczuła, ze powinna przerwać ciszę, gdy Jona zaczął pomagać ściągać jej buty. Nie chodziło nawet o to, a o sam fakt, że znała go zbyt dobrze, aby nie zauważyć, że zachowywał się dość dziwnie. Może aż tak się przestraszył? Może po tym, jak źle znosiła oczekiwanie wyników biopsji coś się w nim zmieniło i sobie z tym nie radził? Nie mogła mieć pewności, ale już sam taki pomysł sprawiał, że było z nią gorzej. Kiedy więc poprowadził ją do kanapy, złapała go za rękę i zmusiła, aby usiadł obok jej.
- Jona, co jest? - zapytała wprost, łapiąc jego spojrzenie. - Przestraszyłeś się? - próbowała zgadnąć, a zaraz potem wzięła nieco głębszy wdech. Sama była wykończona... tą huśtawką emocji, tym, że powinna powiedzieć mu o ciąży, a wciąż nie wiedziała jak i bała się konsekwencji. Może teraz udałoby się jakoś poprowadzić rozmowę? To byłby dobry dzień na takie zwierzenia, gdyby nie fakt, że już miał wystarczająco dużo stresów. - Przepraszam za te leki... nie chciałam, żebyś znów przeze mnie musiał się martwić - powiedziała więc jak na siebie całkiem spokojnym i rozsądnym tonem, a potem pochyliła się, by oprzeć głowę na jego ramieniu, a raczej miejscu, gdzie bark przechodzi w tors. Przymknęła na moment oczy, w głowie czując niemalże karuzelę emocji. - Pójdziemy razem do wanny albo pod prysznic? Może byłoby miło... moglibyśmy się przy okazji umyć... jak czas pozwoli - spróbowała zażartować, wdychając jego zapach i czerpiąc z niego więcej spokoju, niż z tych prochów, które jej podali.
jonathan wainwright
Jak się okazało, stażyści dostali bojowe zadanie, by przez cały ten czas pilnować Gacusia, co według Mari było dla nich raczej nagrodą, a nie karą. Na całe szczęście pies wyglądał na zadowolonego, a Chambers podziękowała wszystkim, miło wymieniając z nimi kilka słów i obiecała, że przyśle im jakieś batony w ramach wdzięczności, co oczywiście oznaczało, że wymusi na Jonathanie, żeby im je przekazał.
Wrócili do domu głównie w ciszy, bo mimo wszystko rudowłosa wciąż była nie w formie, a sam Wainwright też wydawał się milczący - nawet jak na siebie. Mari wyjaśniła to sobie tak, że jest na nią zły za ten wypadek z lekami i wolała nie dolewać oliwy do ognia, więc dała mu czas na ochłonięcie, a sama też doszła do siebie, chociaż mimo to potrzebowała jego asysty, gdy wychodziła z samochodu, a potem szli do windy.
- Hej, już dam radę, aż tak nie musisz mnie ogarniać, jest dobrze - w końcu poczuła, ze powinna przerwać ciszę, gdy Jona zaczął pomagać ściągać jej buty. Nie chodziło nawet o to, a o sam fakt, że znała go zbyt dobrze, aby nie zauważyć, że zachowywał się dość dziwnie. Może aż tak się przestraszył? Może po tym, jak źle znosiła oczekiwanie wyników biopsji coś się w nim zmieniło i sobie z tym nie radził? Nie mogła mieć pewności, ale już sam taki pomysł sprawiał, że było z nią gorzej. Kiedy więc poprowadził ją do kanapy, złapała go za rękę i zmusiła, aby usiadł obok jej.
- Jona, co jest? - zapytała wprost, łapiąc jego spojrzenie. - Przestraszyłeś się? - próbowała zgadnąć, a zaraz potem wzięła nieco głębszy wdech. Sama była wykończona... tą huśtawką emocji, tym, że powinna powiedzieć mu o ciąży, a wciąż nie wiedziała jak i bała się konsekwencji. Może teraz udałoby się jakoś poprowadzić rozmowę? To byłby dobry dzień na takie zwierzenia, gdyby nie fakt, że już miał wystarczająco dużo stresów. - Przepraszam za te leki... nie chciałam, żebyś znów przeze mnie musiał się martwić - powiedziała więc jak na siebie całkiem spokojnym i rozsądnym tonem, a potem pochyliła się, by oprzeć głowę na jego ramieniu, a raczej miejscu, gdzie bark przechodzi w tors. Przymknęła na moment oczy, w głowie czując niemalże karuzelę emocji. - Pójdziemy razem do wanny albo pod prysznic? Może byłoby miło... moglibyśmy się przy okazji umyć... jak czas pozwoli - spróbowała zażartować, wdychając jego zapach i czerpiąc z niego więcej spokoju, niż z tych prochów, które jej podali.
jonathan wainwright