sza - nobody gets me.mp3
: 15 gru 2022, 18:24
Joel nie mógł się doczekać końca roku. Dla niego okres świąteczny, a już na pewno noworoczny był jednym z cięższych okresów. To wtedy wszystkie osobowości wynurzały się ze swoich jaskiń i prezentowały światu swoje osoby. A to prowadząc noworoczna imprezę, a to dając niewielki koncert świąteczny, z którego wszystkie zyski zostają przeznaczone na jakiś szczytny cel, albo po prostu pojawiały się na eventach znanych marek promujących produkty, które byłyby idealnymi prezentami na święta. Co roku jednak sobie zastrzegał, że wigilie chce spędzać w towarzystwie mamy. Pani mama Joela była często zła na syna, że zamiast w ogóle spędzać święta z druga połówka to wybiera ją, albo pracę. Znając życie to była pewnie zażenowana tym, że w tym wieku jej syn był starym kawalerem. Tym bardziej, że był uprzejmy i niebrzydki z twarzy. Mama starała się bardziej nie wnikać, ale zakładała, że coś musi być z jej synem nie tak skoro typ wiedzie sobie samotny żywot.
No tak czy siak, żadna nowością w jego karierze nie było to, że klienci od czasu do czasu prosili o to, żeby zajmował się nimi jakiś konkretny agent/ochroniarz. Tak więc jak Joel został poinformowany przez szefa, że dzisiaj ma odebrać kogoś z lotniska to nawet długo nad tym nie rozmyślał. Odebrał potrzebny sprzęt i służbowe auto i ruszył na lotnisko. Tradycyjnie wyjechał przed czasem, żeby mieć pewność, że zdąży. W razie gdyby po drodze doszło do jakiegoś wypadku, albo w razie gdyby odjebalo się coś niespodziewanego. Poza tym prawda była też taka, że Joel nie lubił się spóźniać i nie lubił świadomości, że ktoś na niego czeka. Sam wolał marnować swój czas i czekać na spóźnialskich. Zaparkował auto i z tabliczka z wypisanym fałszywym nazwiskiem (nie było to nic nowego czy szokującego, często tak robiono w ramach chronienia tożsamości), ruszył do hali przylotów. Nieco zdziwiło go to, że nie odbieral klienta ze specjalnego przejścia dla VIP-ów. Zazwyczaj właśnie tak lubili być witani bogaci ludzie. Twierdzili, że chronią i cenią sobie swoją prywatność, a później odwalali coś takiego. No ale nic. Joel bez większego zainteresowania stanął w dosyć widocznym miejscu, a jak ludzie zaczęli wychodzić to nawet uniósł tabliczkę, żeby i nazwisko było dobrze widoczne.
Nie czekał zbyt długo. Wystarczyło mu jedno spojrzenie i od razu dotarło do niego to kim była klientka, która wystosowała prośbę o jego towarzystwo. Przez chwilę stał i się na nią patrzył i nawet nie zareagował kiedy ich spojrzenia się spotkały, a ona mu zamachała. Nie wiadomo czy na przywitanie czy po prostu na próbę przywrócenia go do rzeczywistości. W końcu jednak się ogarnął i szybszym krokiem ruszył do niej, żeby zabrać jej walizkę. Chwycił rączkę torby bez pytania i spojrzał na nią. - Cześć. - Nic innego, nic mądrzejszego nie przyszło mu na myśl. A ona już dawno wydała mu przyzwolenie na to, żeby porzucić formalny ton zwracania się do siebie. Zaproponował ramię, żeby go chwyciła i ruszyli w stronę auta. Trochę zaniemówił, bo zniknęła z jego życia tak szybko i gwałtownie jak się w nim pojawiła.
No tak czy siak, żadna nowością w jego karierze nie było to, że klienci od czasu do czasu prosili o to, żeby zajmował się nimi jakiś konkretny agent/ochroniarz. Tak więc jak Joel został poinformowany przez szefa, że dzisiaj ma odebrać kogoś z lotniska to nawet długo nad tym nie rozmyślał. Odebrał potrzebny sprzęt i służbowe auto i ruszył na lotnisko. Tradycyjnie wyjechał przed czasem, żeby mieć pewność, że zdąży. W razie gdyby po drodze doszło do jakiegoś wypadku, albo w razie gdyby odjebalo się coś niespodziewanego. Poza tym prawda była też taka, że Joel nie lubił się spóźniać i nie lubił świadomości, że ktoś na niego czeka. Sam wolał marnować swój czas i czekać na spóźnialskich. Zaparkował auto i z tabliczka z wypisanym fałszywym nazwiskiem (nie było to nic nowego czy szokującego, często tak robiono w ramach chronienia tożsamości), ruszył do hali przylotów. Nieco zdziwiło go to, że nie odbieral klienta ze specjalnego przejścia dla VIP-ów. Zazwyczaj właśnie tak lubili być witani bogaci ludzie. Twierdzili, że chronią i cenią sobie swoją prywatność, a później odwalali coś takiego. No ale nic. Joel bez większego zainteresowania stanął w dosyć widocznym miejscu, a jak ludzie zaczęli wychodzić to nawet uniósł tabliczkę, żeby i nazwisko było dobrze widoczne.
Nie czekał zbyt długo. Wystarczyło mu jedno spojrzenie i od razu dotarło do niego to kim była klientka, która wystosowała prośbę o jego towarzystwo. Przez chwilę stał i się na nią patrzył i nawet nie zareagował kiedy ich spojrzenia się spotkały, a ona mu zamachała. Nie wiadomo czy na przywitanie czy po prostu na próbę przywrócenia go do rzeczywistości. W końcu jednak się ogarnął i szybszym krokiem ruszył do niej, żeby zabrać jej walizkę. Chwycił rączkę torby bez pytania i spojrzał na nią. - Cześć. - Nic innego, nic mądrzejszego nie przyszło mu na myśl. A ona już dawno wydała mu przyzwolenie na to, żeby porzucić formalny ton zwracania się do siebie. Zaproponował ramię, żeby go chwyciła i ruszyli w stronę auta. Trochę zaniemówił, bo zniknęła z jego życia tak szybko i gwałtownie jak się w nim pojawiła.