So I found a reason to stay alive
: 21 lis 2022, 23:02
33.
Była naprawdę podekscytowana swoją wycieczką z Gwen i Benem, nawet jeśli, żeby ta się odbyła, jej szefostwo zostało wyposażonych w głupią i żenującą listę zasad od Jonathana, którą Mari chciała ignorować, a oni uważnie przestudiowali. Irytowało ją to, bo od momentu, w którym dowiedziała się, że nie ma raka, jakoś tak odżyła i mimo wciąż nie za dobrego stanu zdrowia, znów chciała żyć pełnią życia. Niby byli w pracy, a proces był złożony i według tego, co mówili adwokaci - jeszcze trochę potrwa, dla Chambers i tak to wszystko było już sukcesem. Wynajęła im apartament w hotelu i obcykała chyba każdy możliwy kąt, wysyłając zdjęcia do wszystkich - mamy, taty, wujka, kuzynków, Kay, Waltera, no i oczywiście do samego Jonathana, chociaż ten zamiast się cieszyć łazienką z uwaga ze ZŁOTĄ DYSZĄ PRYSZNICOWĄ, zaczął biadolić o punkcie 19. z listy i za karę ominęło go selfie, na którym Mari do ów dyszy śpiewała. Mimo wielkiego zapału, nie zapominała jednak, że jest w pracy, starała się jak najbardziej wspierać we wszystkim swoich przyjaciół, tak jak mogła najlepiej. Nie chciała być dla nich obciążeniem, a jednak trochę się nim czuła przez te wszystkie wytyczne, więc gdzie się dało, tam nadrabiała na wszystkie sposoby. Poza tym uwielbiała na nich patrzeć, gdy mówili coś tym podniosłym tonem, używając słów, jakie Mari dyskretnie notowała w swoim zeszycie, by potem sprawdzać sobie ich znaczenie, albo pisać do Jony lub Waltera, co one znaczą - do tego pierwszego przestała, gdy zamiast definicji przypomniał jej o lekach. Nazwała go wtedy kiepskim słownikiem i być może napisała, że zmienia temat, bo też nie zna tego terminu. A potem jeszcze - by zagrać mu mocniej na nosie - oznajmiła triumfalnie, że przez takie zachowanie omijają go najlepsze zdjęcia, a na przykład Walter jest ich fanem. Wątpiła, że był, trochę naciągała fakty, ale zakrzywiła rzeczywistość, wierząc, że nigdy nikt jej tego nie udowodni.
Nim się obejrzeli, nastał przeddzień ich wylotu i chyba wszyscy zgodnie uważali wyprawę za sukces. Z resztą nie tylko oni, bo kiedy Mari podeszła do drzwi apartamentu, by komuś otworzyć, wręczono jej wielki bukiet kwiatów z podziękowaniami za trud włożony w sprawę. Oczywiście kwiaty były zaadresowane do Gwen i Bena... ona mimo wszystko była tylko asystentką.
- Woooho, rozumiecie to?! Właśnie posłaniec przyniósł do nas kwiaty z bilecikiem! - wróciła z bukietem do kuchni, gdzie przy wyspie stała dwójka wspólników. - Jak w filmie! - wyjaśniła podekscytowana, jakby jeszcze nie wiedzieli. Bukiet był przepiękny, wielokolorowy, a wśród różnych zapachów były też lilie, które Marienne w szczególności chciała powąchać, uwiedziona ich różową barwą. Spodziewała się czegoś pięknego i niby się nie pomyliła, ale... słodka nuta uderzyła jej do głowy i nagle jakby wszystko zwolniło. Poczuła, jak jej żołądek się buntuje i niemalże natychmiast wepchnęła bukiet w dłonie Gwen, tylko po to by odwrócić się na pięcie i czym prędzej biec do łazienki, a raczej do muszli klozetowej, która za zamkniętymi drzwiami miała przyjąć zawartość jej żołądka. Było to tak nagłe, a co ważniejsze dość niespodziewane, ale przede wszystkim... bardzo krępujące. - Nie wchodźcie, jest okay! - zawołała w stronę drzwi, zwieszając głowę i zaklęła pod nosem, bo było już tak pięknie.
Gwen Fitzgerald
benjamin hargrove
Spoiler
Zasady wycieczki do Sydney:
1. Każde z was dostanie pakiet leków, które zawsze macie mieć przy sobie,
2. Każde z was ustawi powiadomienia w telefonie przypominające o lekach,
3. Żadnych barów,
4. Żadnego alkoholu,
5. Żadnych fast foodów,
6. Żadnej komunikacji miejskiej,
7. Żadnych dusznych miejsc,
8. Obowiązkowa butelka wody zawsze przy sobie,
9. Zakaz wychodzenia na słońce,
10. Zakaz zbyt długiego stania w jednej pozycji,
11. Mierzenie ciśnienia rano i wieczorem (spakowałem jej ciśnieniomierz),
12. Regularne sprawdzanie czy Mari ma na sobie naładowany zegarek,
13. Nie zostawiajcie jej samej,
14. Sen minimum 8 godzin dziennie,
15. Żadnej kofeiny,
16. Dzwońcie do mnie w razie jakichkolwiek wątpliwości (w załączniku A. dodatkowe numery, gdybym nie odbierał komórki),
17. W razie potrzeby niezwłocznie skontaktujcie się ze szpitalem (w załączniku B. najbliższe placówki, a załączniku C. niezbędna dokumentacja medyczna),
18. To wy ustalacie, czy jest potrzeba - nawet nie pytajcie o to Mari,
19. Nie wolno jej brać za długich kąpieli,
20. Nie powinna się denerwować,
21. Nie powinna chodzić na zbyt długie dystanse, ale wieczorny spacer dobrze jej zrobi,
22. Dbajcie o to co je - zbilansowany posiłek, a nie śmieci,
23. Żadnych słodyczy - gdy nie będziecie patrzeć i tak zje jakiegoś batona, to jej starczy,
24. Mierzenie cukru rano i wieczorem (spakowałem jej glukometr),
25. Uważajcie na nią, gdybym o czymś zapomniał - doślę mailem.
1. Każde z was dostanie pakiet leków, które zawsze macie mieć przy sobie,
2. Każde z was ustawi powiadomienia w telefonie przypominające o lekach,
3. Żadnych barów,
4. Żadnego alkoholu,
5. Żadnych fast foodów,
6. Żadnej komunikacji miejskiej,
7. Żadnych dusznych miejsc,
8. Obowiązkowa butelka wody zawsze przy sobie,
9. Zakaz wychodzenia na słońce,
10. Zakaz zbyt długiego stania w jednej pozycji,
11. Mierzenie ciśnienia rano i wieczorem (spakowałem jej ciśnieniomierz),
12. Regularne sprawdzanie czy Mari ma na sobie naładowany zegarek,
13. Nie zostawiajcie jej samej,
14. Sen minimum 8 godzin dziennie,
15. Żadnej kofeiny,
16. Dzwońcie do mnie w razie jakichkolwiek wątpliwości (w załączniku A. dodatkowe numery, gdybym nie odbierał komórki),
17. W razie potrzeby niezwłocznie skontaktujcie się ze szpitalem (w załączniku B. najbliższe placówki, a załączniku C. niezbędna dokumentacja medyczna),
18. To wy ustalacie, czy jest potrzeba - nawet nie pytajcie o to Mari,
19. Nie wolno jej brać za długich kąpieli,
20. Nie powinna się denerwować,
21. Nie powinna chodzić na zbyt długie dystanse, ale wieczorny spacer dobrze jej zrobi,
22. Dbajcie o to co je - zbilansowany posiłek, a nie śmieci,
23. Żadnych słodyczy - gdy nie będziecie patrzeć i tak zje jakiegoś batona, to jej starczy,
24. Mierzenie cukru rano i wieczorem (spakowałem jej glukometr),
25. Uważajcie na nią, gdybym o czymś zapomniał - doślę mailem.
Nim się obejrzeli, nastał przeddzień ich wylotu i chyba wszyscy zgodnie uważali wyprawę za sukces. Z resztą nie tylko oni, bo kiedy Mari podeszła do drzwi apartamentu, by komuś otworzyć, wręczono jej wielki bukiet kwiatów z podziękowaniami za trud włożony w sprawę. Oczywiście kwiaty były zaadresowane do Gwen i Bena... ona mimo wszystko była tylko asystentką.
- Woooho, rozumiecie to?! Właśnie posłaniec przyniósł do nas kwiaty z bilecikiem! - wróciła z bukietem do kuchni, gdzie przy wyspie stała dwójka wspólników. - Jak w filmie! - wyjaśniła podekscytowana, jakby jeszcze nie wiedzieli. Bukiet był przepiękny, wielokolorowy, a wśród różnych zapachów były też lilie, które Marienne w szczególności chciała powąchać, uwiedziona ich różową barwą. Spodziewała się czegoś pięknego i niby się nie pomyliła, ale... słodka nuta uderzyła jej do głowy i nagle jakby wszystko zwolniło. Poczuła, jak jej żołądek się buntuje i niemalże natychmiast wepchnęła bukiet w dłonie Gwen, tylko po to by odwrócić się na pięcie i czym prędzej biec do łazienki, a raczej do muszli klozetowej, która za zamkniętymi drzwiami miała przyjąć zawartość jej żołądka. Było to tak nagłe, a co ważniejsze dość niespodziewane, ale przede wszystkim... bardzo krępujące. - Nie wchodźcie, jest okay! - zawołała w stronę drzwi, zwieszając głowę i zaklęła pod nosem, bo było już tak pięknie.
Gwen Fitzgerald
benjamin hargrove