my head is currently a horrible place to be
: 17 lis 2022, 01:21
→ z sypialni, kontynuacja
Czuł, że jeszcze chwila, a nie będzie w stanie złapać oddechu. Niosąc na sobie spojrzenia całego pokoju, wyszedł z przekonaniem, że już nigdy więcej. Że sam fakt uczestnictwa w tego typu imprezie jest wystarczający; sprzedawanie prochów miało być w końcu jego priorytetem. I nie wiedział, która z towarzyszących myśli ugadza go najmocniej. Podejrzenie, że Percy jednak nie chce wmuszać w siebie przyjaźni? Krytyczne i obraźliwe spojrzenia posyłane mu przez innych? Myśli o Orfeuszu i o sekrecie, który łączyć miał ich przez całe życie? Wszelkie obawy związane z prochami? Nie pomagał mu nawet alkohol; przedzierając się przez zatłoczony korytarz, dotarł wreszcie do jednego pustego pokoju, będącego w tejże chwili błogosławieństwem. Bo osoby takie, jak Pericles Campbell nigdy się nie zmienią. Wciąż powtarzał sobie, że nie pasuje. Że zawsze przebiegać będzie to w ten sposób; chwila gry aktorskiej i wreszcie uzmysłowienie sobie, że to i tak nie ma sensu. Odpisując Ness na kilka wiadomości, sięgnął do kieszeni po rozcięty blister i wydobył z niego jedną tabletkę. Spodziewał się, że te wszystkie pieprzone emocje mogą znów wywołać katapleksję, a tego przecież uniknąć musiał za wszelką cenę; nie przez wzgląd na swoje zdrowie, a fakt, że znów stałby się pośmiewiskiem. Choć z drugiej strony, czy już nim nie był? Bez przerwy? Oparty o okno drgnął gwałtownie, gdy dotarło do niego, że ktoś wkracza do opustoszałego pokoju.
— Cześć — wydusił z siebie z uśmiechem, przypatrując się Percy’emu ze zdziwieniem. Sekundę temu był jeszcze pewien, że nie uda się im dzisiaj wcale porozmawiać, co naturalnie byłoby jego winą. — Zepsułem ci zabawę? Przepraszam, Percy, ja nie do końca potrafię w takie rzeczy grać — wyjawił ze skruchą, przekonany, że pojawienie się tutaj chłopaka nieść będzie ze sobą wyłącznie pretensje. Ale mimo to się uśmiechał. Trochę mniej wesoło niż tam, w sporych rozmiarów sypialni, ale starał się wmusić w siebie dobry nastrój. — Nie wiem kogo chciałem oszukać organizując tę imprezę. Lisa w sumie też wcale nie chciała — zaśmiał się, mając nadzieję, że rozprawianie o sprawach błahych go uratuje. Bo tak przecież powinno być — odnalezienie się w dowolnym temacie miało zespolić tę ich przyjaźń. Nawet jeśli bardziej kusiło go powrócenie do ich ostatniego spotkania; skoro jednak było Halloween, zdecydowanie nie powinni poruszać tych wszystkich trudnych spraw.
percy matthews
Czuł, że jeszcze chwila, a nie będzie w stanie złapać oddechu. Niosąc na sobie spojrzenia całego pokoju, wyszedł z przekonaniem, że już nigdy więcej. Że sam fakt uczestnictwa w tego typu imprezie jest wystarczający; sprzedawanie prochów miało być w końcu jego priorytetem. I nie wiedział, która z towarzyszących myśli ugadza go najmocniej. Podejrzenie, że Percy jednak nie chce wmuszać w siebie przyjaźni? Krytyczne i obraźliwe spojrzenia posyłane mu przez innych? Myśli o Orfeuszu i o sekrecie, który łączyć miał ich przez całe życie? Wszelkie obawy związane z prochami? Nie pomagał mu nawet alkohol; przedzierając się przez zatłoczony korytarz, dotarł wreszcie do jednego pustego pokoju, będącego w tejże chwili błogosławieństwem. Bo osoby takie, jak Pericles Campbell nigdy się nie zmienią. Wciąż powtarzał sobie, że nie pasuje. Że zawsze przebiegać będzie to w ten sposób; chwila gry aktorskiej i wreszcie uzmysłowienie sobie, że to i tak nie ma sensu. Odpisując Ness na kilka wiadomości, sięgnął do kieszeni po rozcięty blister i wydobył z niego jedną tabletkę. Spodziewał się, że te wszystkie pieprzone emocje mogą znów wywołać katapleksję, a tego przecież uniknąć musiał za wszelką cenę; nie przez wzgląd na swoje zdrowie, a fakt, że znów stałby się pośmiewiskiem. Choć z drugiej strony, czy już nim nie był? Bez przerwy? Oparty o okno drgnął gwałtownie, gdy dotarło do niego, że ktoś wkracza do opustoszałego pokoju.
— Cześć — wydusił z siebie z uśmiechem, przypatrując się Percy’emu ze zdziwieniem. Sekundę temu był jeszcze pewien, że nie uda się im dzisiaj wcale porozmawiać, co naturalnie byłoby jego winą. — Zepsułem ci zabawę? Przepraszam, Percy, ja nie do końca potrafię w takie rzeczy grać — wyjawił ze skruchą, przekonany, że pojawienie się tutaj chłopaka nieść będzie ze sobą wyłącznie pretensje. Ale mimo to się uśmiechał. Trochę mniej wesoło niż tam, w sporych rozmiarów sypialni, ale starał się wmusić w siebie dobry nastrój. — Nie wiem kogo chciałem oszukać organizując tę imprezę. Lisa w sumie też wcale nie chciała — zaśmiał się, mając nadzieję, że rozprawianie o sprawach błahych go uratuje. Bo tak przecież powinno być — odnalezienie się w dowolnym temacie miało zespolić tę ich przyjaźń. Nawet jeśli bardziej kusiło go powrócenie do ich ostatniego spotkania; skoro jednak było Halloween, zdecydowanie nie powinni poruszać tych wszystkich trudnych spraw.
percy matthews