: 09 lip 2021, 19:55
Dobra. Może faktycznie nie było co myśleć na zapas i wybiegać z planami aż tak bardzo do przodu. W końcu pięć lat to kupa czasu. Duża kupa. Bardzo. Nie mogła przecież wymagać od niego, że w jakimkolwiek stopniu będzie wiedział gdzie dokładnie widzi się za ten czas. Nikt przecież nie wie tak do końca. Poza tym życie bywa tak przewrotne i niezawodne, że tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kiedy nagle zmieni kierunek lub zawodowo wypierdoli wszystko do góry nogami. A przyszłości nie był w stanie przewidzieć nikt - nawet wróżki prosto z rumuni. O sto dolców idę, że żadna nie zobaczyłaby w swojej kuli półnagiej Jo, odzianej jedynie w czerwony kocyk, kierującej się prosto do domów sąsiadów i napierdalającej im po drzwiach o drugiej w nocy, żeby zapytać się, czy ich pralka chodzi, bo tak naprawdę założyła się ze swoich telefonicznym przyjacielem, którego nigdy nawet na oczy nie wiedziała, że właśnie to zrobi. Brzmi pojebanie? No cóż. You would be suprised.
Wróciła do domu w towarzystwie głośnego śmiechu Otisa, który ciepło otulał jej uszy i samopoczucie. Lubiła jego śmiech. Ten głośny, prawdziwy. Lubiła, kiedy śmiał się z jej żartów, a niekiedy i z niej, bo palnęła coś głupiego i nieprzemyślanego. To były jedne z jej ulubionych chwil.
- Mój drogi, żołądek to cię pewnie rozbolał z nadmiaru alkoholu, a nie napierdalania się. Poza tym przynajmniej teraz już wiesz co ja z Tobą mam, kiedy mnie kurwa rozśmieszasz co dobre dziesięć minut - pokręciła głową, kierując się do kuchni. Z lodówki wyciągnęła niewielkich rozmiarów karton z sokiem pomarańczowym i wcześniej jeszcze wsypując do szklanki kilka kostek lodu zalała ją do połowy - Mm, ale idę o dwie dyszki, że finalnie i tak pewnie poszła sprawdzić tę pralkę, tak wiesz na wszelki wypadek, czy aby na pewno jeszcze tam jest - prychnęła, upijając łyk soku. Przeniosła się z powrotem na balkon, zasiadając w wygodnej pozycji. Odszukała paczkę papierosów i widząc, że to już ostatni pokręciła głową zrezygnowana. No i chuj, nie będzie co palić rano. Dzięki, Otis.
- Koniecznie wracaj już do domu! - skarciła go szybciutko, że jeszcze tego nie zrobił - Zostane z tobą na telefonie aż nie usłyszę jak przekręcasz zamek. Muszę mieć pewność, że przeżyłeś tę wielką podróż w nieznane - rzuciła żartem, chociaż tak naprawdę serio się o niego martwiła. Wiadomo, był już dużym chłopcem, ale o tych dużych też trzeba się czasami martwić. Zawahała się na moment przy jego prośbie o opowiedzenie sposobów na zaśnięcie za dzieciaka. Nie chciała o tym opowiadać. Nie czuła komfortu dzielenia się z pijanym Otisem jak przez większość nocy po prostu płakała tak długo aż nie była wykończona, a oczy same zdawał się zamykać. Albo o tym jak wyobrażała sobie śpiew zmarłej matki, ściskając mocno do piersi ukochanego pluszaka, wmawiając sobie, że to jej mały braciszek. Nie nie nie. Nie było potrzeby by wiedział. Oparła się więc wygodnie i zapodała mu kolejną, pieprzoną ściemę o szczęśliwej rodzinie, jak to mama i tata bujali ją do snu i czytali bajki o długowłosych księżniczkach.
- Otis - zagaiła cicho, kiedy przez moment to on opowiadał o swoim dzieciństwie, po czym zamilkła na moment, słysząc jedynie delikatne dyszenie po drugiej stronie słuchawki - Lubie się, wiesz? Bardzo. Czasami aż za bardzo. - wyznała szczerze, no bo przecież i tak nie będzie nic z tego jutro pamiętał.
Otis Goldsworthy
Wróciła do domu w towarzystwie głośnego śmiechu Otisa, który ciepło otulał jej uszy i samopoczucie. Lubiła jego śmiech. Ten głośny, prawdziwy. Lubiła, kiedy śmiał się z jej żartów, a niekiedy i z niej, bo palnęła coś głupiego i nieprzemyślanego. To były jedne z jej ulubionych chwil.
- Mój drogi, żołądek to cię pewnie rozbolał z nadmiaru alkoholu, a nie napierdalania się. Poza tym przynajmniej teraz już wiesz co ja z Tobą mam, kiedy mnie kurwa rozśmieszasz co dobre dziesięć minut - pokręciła głową, kierując się do kuchni. Z lodówki wyciągnęła niewielkich rozmiarów karton z sokiem pomarańczowym i wcześniej jeszcze wsypując do szklanki kilka kostek lodu zalała ją do połowy - Mm, ale idę o dwie dyszki, że finalnie i tak pewnie poszła sprawdzić tę pralkę, tak wiesz na wszelki wypadek, czy aby na pewno jeszcze tam jest - prychnęła, upijając łyk soku. Przeniosła się z powrotem na balkon, zasiadając w wygodnej pozycji. Odszukała paczkę papierosów i widząc, że to już ostatni pokręciła głową zrezygnowana. No i chuj, nie będzie co palić rano. Dzięki, Otis.
- Koniecznie wracaj już do domu! - skarciła go szybciutko, że jeszcze tego nie zrobił - Zostane z tobą na telefonie aż nie usłyszę jak przekręcasz zamek. Muszę mieć pewność, że przeżyłeś tę wielką podróż w nieznane - rzuciła żartem, chociaż tak naprawdę serio się o niego martwiła. Wiadomo, był już dużym chłopcem, ale o tych dużych też trzeba się czasami martwić. Zawahała się na moment przy jego prośbie o opowiedzenie sposobów na zaśnięcie za dzieciaka. Nie chciała o tym opowiadać. Nie czuła komfortu dzielenia się z pijanym Otisem jak przez większość nocy po prostu płakała tak długo aż nie była wykończona, a oczy same zdawał się zamykać. Albo o tym jak wyobrażała sobie śpiew zmarłej matki, ściskając mocno do piersi ukochanego pluszaka, wmawiając sobie, że to jej mały braciszek. Nie nie nie. Nie było potrzeby by wiedział. Oparła się więc wygodnie i zapodała mu kolejną, pieprzoną ściemę o szczęśliwej rodzinie, jak to mama i tata bujali ją do snu i czytali bajki o długowłosych księżniczkach.
- Otis - zagaiła cicho, kiedy przez moment to on opowiadał o swoim dzieciństwie, po czym zamilkła na moment, słysząc jedynie delikatne dyszenie po drugiej stronie słuchawki - Lubie się, wiesz? Bardzo. Czasami aż za bardzo. - wyznała szczerze, no bo przecież i tak nie będzie nic z tego jutro pamiętał.
Otis Goldsworthy