: 23 sty 2023, 19:59
Może już taka natura dzieci, by rozczarowywać rodziców? Willow też w pewnym sensie swoich rozczarowała. Nie chciała zajmować się farmą, wolała muzykę. Jakby mogła, to niczego innego by nie robiła całe życie. Ale była zbyt dobra, nie umiała zostawić w potrzebie rodziców, siostry, jej synka. Odłożyła na później swoje własne życie i właśnie docierało do niej, że finalnie nie miała nic. Perspektywę przesłuchania, które mogło pójść nie jak należy, mężczyznę z którym wiedziała, że jest na chwilę, bo lada moment nie będą mogli na siebie patrzeć. Jej rodzice woleli Rufus, który był ucieleśnieniem ich marzeń o synu. Wiedziała, że trudno jej będzie rozpocząć nowy rozdział... nie zupełnie nowy tom swojego życia. Wszystko będzie nowe, inne. Ale może w końcu będzie jej.
Ainsley mogła być z siebie dumna, osiągała sukcesy i to na przekór wszystkim. Nie bała się walczyć o swoje i dowaliła kawał dobrej roboty ze stadniną. Willow była pod ogromnym wrażeniem. Nawet jeśli nie okazywała tego tak entuzjastycznie, to była zachwycona. I konie wyglądały na zadowolone. A przecież Willow trochę się na koniach znała. Najbardziej z obowiązków na farmie lubiła zajmować się zwierzętami. Od dziecka wiedziała jak rozpoznać, że zwierzętom coś może dolegać, po czym poznać że koń jest zadbany i tak dalej.
- Dla ciebie to była praca. Możesz być z siebie dumna. Może któregoś dnia mogłabym... - urwała, bo właśnie się złapała na tym, że chciała przyjść tu z Philemonem. Tak długo jej plany wiązały się bezpośrednio z chłopcem, że nadal odruchowo brała jego pod uwagę. Spuściła wzrok i przez chwilę milczała.
- To kuszące. Ale i tak nie ucieknę od tego całego współczucia i poklepywania po ramionach. - stwierdziła trzymając w dłoniach kubek z herbatą. Wpatrywała się w jego zawartość, jakby były tam ukryte wszelkie odpowiedzi. - Poza tym wiem, że marne teraz ze mnie towarzystwo. Dziękuję za wszystko Ains. - dodała. - Jesteś dobrą przyjaciółką. - uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny. To było pocieszające, że miała w swoim życiu ludzi, ma których mogła liczyć w trudnych chwilach.
Ainsley Remington
Ainsley mogła być z siebie dumna, osiągała sukcesy i to na przekór wszystkim. Nie bała się walczyć o swoje i dowaliła kawał dobrej roboty ze stadniną. Willow była pod ogromnym wrażeniem. Nawet jeśli nie okazywała tego tak entuzjastycznie, to była zachwycona. I konie wyglądały na zadowolone. A przecież Willow trochę się na koniach znała. Najbardziej z obowiązków na farmie lubiła zajmować się zwierzętami. Od dziecka wiedziała jak rozpoznać, że zwierzętom coś może dolegać, po czym poznać że koń jest zadbany i tak dalej.
- Dla ciebie to była praca. Możesz być z siebie dumna. Może któregoś dnia mogłabym... - urwała, bo właśnie się złapała na tym, że chciała przyjść tu z Philemonem. Tak długo jej plany wiązały się bezpośrednio z chłopcem, że nadal odruchowo brała jego pod uwagę. Spuściła wzrok i przez chwilę milczała.
- To kuszące. Ale i tak nie ucieknę od tego całego współczucia i poklepywania po ramionach. - stwierdziła trzymając w dłoniach kubek z herbatą. Wpatrywała się w jego zawartość, jakby były tam ukryte wszelkie odpowiedzi. - Poza tym wiem, że marne teraz ze mnie towarzystwo. Dziękuję za wszystko Ains. - dodała. - Jesteś dobrą przyjaciółką. - uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny. To było pocieszające, że miała w swoim życiu ludzi, ma których mogła liczyć w trudnych chwilach.
Ainsley Remington