02. by all means marry
: 07 lip 2021, 00:08
- 02 -
Doszła do wniosku, że nie podoba się jej ta sukienka. W zamyśle miała być prosta, skromna i oczywista, tak jak oczywiste były jej uczucia do niego. Wydawały się tak pewne w momencie, gdy miłości potrzebowała najbardziej. Aksamitna tkanina kilkanaście godzin wcześniej wyglądała atrakcyjnie, ale teraz jest pomięta w tysiącach miejsc, a gdzieniegdzie ubrudzona jeszcze piaskiem. Sama tłumaczyła rodzinie całe zajście, sama też musiała powstrzymywać zawroty głowy i rumieńce złości, jakie wpełzły na policzki, gdy nie pojawił się na miejscu ceremonii. Co. Za. Dupek. Sunny rzadko kiedy przeklinała na kogoś szczerze i z nieskrywaną irytacją, ale akurat tego dnia czuła się usprawiedliwiona ze wszystkich swoich wyskoków emocjonalnych. Nie chce jej się uwierzyć, że to zadziało się naprawdę. Machnięciem dłoni zbywa pielęgniarkę, która mówi coś o czasie wizytacji. Już ja mu zrobię wizytację, myśli dziewczyna, kiedy podwija skrawki opadającego dołu spódnicy. Na prawej dłoni zawinięty jest korsarzyk z lekko żółtawych kwiatów, a lewa zaciska się wokoło bukietu lilii. No właściwie tego co z bukietu zostało po kilku rzutach, wizualizacji twarzy Jebba zamiast mlecznobiałych pąków, aż wreszcie łez żalu, jakie spłynęły po wytuszowanych rzęsach. Wyglądała niedorzecznie i czuła się niedorzecznie, niczym naiwny podlotek, który wreszcie dotarł do swojego pierwszego zderzenia z rzeczywistym światem. Czuła się tak, jak gdyby tonęła od nowa, niemiłosiernie wolno, ale zamiast nogi miała mieć odgryzione serce. Chociaż, przy wieku starucha, kto wie, czy cały zestaw należy wciąż do niego, czy jest owocem drogiej wizyty u stomatologa? Personel medyczny chyba wie mniej więcej, o którą sytuację chodzi, bowiem przyjmują obecność Sunny na korytarzu bez większego wzruszenia, co jakiś czas uzupełniając zaciekawienie wymalowane na twarzy, współczującymi spojrzeniami. Na samą myśl, że fiasko to wyjdzie poza mury tego przybytku, Sunny skręca w żołądku, a ręce zaciskają się jeszcze mocniej w pięści. Mimo tego, gdy wchodzi do sali rekonwalescencji, spodziewając się jednej wielkiej szopki i aktorskiego popisu dziesięciolecia, jakaś jej część bierze głęboki wdech ulgi. Nie była gotowa na ślub. Czy Jeb o tym wiedział, bądź się domyślał, nie była pewna, ale nie mogła też oszukiwać samej siebie. Chwilowe współczucie i zagubienie dla ich obojga, ustępuje jednak intensywniejszym przemyśleniom, toteż gdy wreszcie znajduje odpowiednie łóżko, jako jedna z nielicznych, zamiast pocieszającego uśmiechu, zakłada ramię na ramię.
- Sprawdzałeś dzisiaj kalendarz w telefonie? Wysłałam ci wiadomość o drobnym spotkanku. Nic istotnego tylko, no nie wiem, twój ślub do jasnej cholery! Naprawdę Jeb, naprawdę? Zawał? Co jeszcze, wturlasz się do trumny i powiesz mi, że umarłeś? A może w ogóle nic mi nie powiesz i zrobisz imprezę pogrzebową sam dla siebie? Do niej przynamniej nie trzeba drugiej osoby. Takiej, która czeka na ciebie z oficjelem przed cholernym łukiem ślubnym. - Dziwnie się czuje podnosząc głos. Silna i pewna siebie, ale jednocześnie tak słaba. Nie jest w stanie przewidzieć, czy słowa wypowiedziane przez niedoszłego męża przyprawią ją o napad śmiechu, czy pochlipywanie, dlatego dla bezpieczeństwa marszczy czoło z niezadowolenia.