: 02 wrz 2021, 20:38
Rorey chyba inne rzeczy by nazwała upadkiem moralności, ale… może po prostu zbyt mało wiedziała o własnym bracie? Bo wciąż starała się przekonać samą siebie, że go zna, ale przecież… no nie do końca tak było. Leon niewiele jej mówił i jasne, szanowała to, sama była przecież podobna i tak naprawdę byli w wielu sprawach dla siebie obcy. Roo nawet nie wiedziała, czy gdyby coś się działo, to czy Leon by wybrał jej mieszkanie jako miejsce do odwiedzenia, żeby poprosić o pomoc, czy po prostu uciec przed samotnością. Ale jednocześnie nie wiedziała jak go zapewnić, że ma taką możliwość, skoro sama się przed nim nie otwierała i rozmawiała o bzdurach, zamiast o tym co naprawdę go bolało.
- Tak, wszyscy byliby źli, bo wszystkie zdjęcia z jej udziałem trzeba by było przesunąć, aż miną jej wszystkie oznaki uczulenia - pokiwała głową - a jeśli akurat taka roślina jest ważna w scenie, to po prostu muszę zainstalować sztuczne kwiaty na planie i nieco je podcharakteryzować na prawdziwe - dodała, z lekkim uśmiechem. - To samo z roślinami, które są z natury trujące, podmienia się je na sztuczne albo wybiera podobną z wyglądu roślinę, żeby aktorzy się nie poparzyli - przyznała. I sama nie miała aż tak dużej styczności z aktorami. Poprawiała krzaki, kiedy ktoś w nie wpadł albo kiedy ktoś rzucał na planie doniczkami, ale poza tym była raczej jedną z tych osób, które po prostu były niewidzialne. Czaasaaami może ktoś próbował ją poderwać, tak jak się podrywa statystów i asystentki, ale Rorey wiedziała jak się schować w tłumie. Ogrodniczki w tym pomagały.
- Tak, lubię rozmowy ze starszymi osobami. Nigdy nie wiesz co ci nagle opowiedzą. Jak byłam w LA to co drugi dzień zaglądałam z kawą do parku i rozmawiałam ze starszymi osobami, z takimi którzy znali Dianę Ross, pamiętali Cher zanim była sławna, albo chodzili na imprezy do studia 54 - przyznała i nawet się uśmiechnęła z tego powodu. Oczywiście w Australii ludzie też mieli przejmujące i ciekawe historie, ale jak już mówili o jej pracy to i o to mogła zahaczyć przy okazji.
- Dam radę to zrobić? - zapytała, bo chyba potrzebowała jeszcze jednego zapewnienia z jego strony. To było miłe widzieć kogoś, kto ci tak bardzo kibicuje, nawet jeśli byli spokrewnieni, więc trochę rozumiało się to samo przez siebie! Czy raczej powinno, no ale na szczęście udało im się mieć w miarę zdrową rodzinę, a nie taką totalnie toksyczną. Nawet jeśli ich rodzice nie byli idealni i mieli swoje za uszami. Ale znów, kto nie miał? Każdy rodzic popełniał błędy, nawet jeśli starał się najlepiej jak umiał. Albo najlepiej na podstawie tego, co go nauczono...
- Po prostu ma do mnie wiecznie o wszystko pretensje. Znam go już długo, bo jednak jesteśmy w podobnym wieku, więc pamiętam go ze szkoły i wtedy nie był uczniem roku - wywróciła oczami - ale teraz no… no jest taki wielki, bo urósł nawet nie wiem kiedy i ma brodę jak jakiś… ruski.... kutrownik - podsumowała, bo chociaż dobrze wiedziała, że nie jest Rosjaninem, to i tak jakoś po ich ostatniej rozmowie jej utknęło takie porównanie. - I sobie chodzi po okolicy jakby to było tylko jego podwórko, w ogóle się nie rozgląda na boki i jak wychodziłam z mieszkania, pakując krzewu zamówione przez jedną z klientek, wszedł mi totalnie pod nogi. O mały włos a by mi je połamał, a to oznacza moją zmarnowaną pracę - podsumowała, chociaż mówienie tego na głos trochę sprawiało, że czuła się jak dziecko opowiadające o konflikcie z przedszkola nad jakimiś zabawkami. - Albo jak podlewałam kwiaty na trawniku, wszedł prosto pod strumień wody i jeszcze miał do mnie pretensje, że go nie widziałam. Zajmowałam pół trawnika, ale to ja mam na niego uważać? - zapytała, oburzona, ale też jednocześnie zawstydzona, bo to naprawdę było bardzo głupie. - Utrudnia mi pracę, przeszkadza i jeszcze ma wiecznie pretensje, najgorszy typ sąsiada. Też masz takiego w okolicy? - zapytała, żeby trochę uciec tematem od siebie, bo jednak byli trzeźwi, więc… no nie mogła tego zrzucić na pijackie rozkminy. I zaklaskała mu, jak trafił bilami i zdecydowanie objął przewagę. Chociaż nie liczyła kto ile bil wbił, to podejrzewała że jednak on więcej.
- Tak, wszyscy byliby źli, bo wszystkie zdjęcia z jej udziałem trzeba by było przesunąć, aż miną jej wszystkie oznaki uczulenia - pokiwała głową - a jeśli akurat taka roślina jest ważna w scenie, to po prostu muszę zainstalować sztuczne kwiaty na planie i nieco je podcharakteryzować na prawdziwe - dodała, z lekkim uśmiechem. - To samo z roślinami, które są z natury trujące, podmienia się je na sztuczne albo wybiera podobną z wyglądu roślinę, żeby aktorzy się nie poparzyli - przyznała. I sama nie miała aż tak dużej styczności z aktorami. Poprawiała krzaki, kiedy ktoś w nie wpadł albo kiedy ktoś rzucał na planie doniczkami, ale poza tym była raczej jedną z tych osób, które po prostu były niewidzialne. Czaasaaami może ktoś próbował ją poderwać, tak jak się podrywa statystów i asystentki, ale Rorey wiedziała jak się schować w tłumie. Ogrodniczki w tym pomagały.
- Tak, lubię rozmowy ze starszymi osobami. Nigdy nie wiesz co ci nagle opowiedzą. Jak byłam w LA to co drugi dzień zaglądałam z kawą do parku i rozmawiałam ze starszymi osobami, z takimi którzy znali Dianę Ross, pamiętali Cher zanim była sławna, albo chodzili na imprezy do studia 54 - przyznała i nawet się uśmiechnęła z tego powodu. Oczywiście w Australii ludzie też mieli przejmujące i ciekawe historie, ale jak już mówili o jej pracy to i o to mogła zahaczyć przy okazji.
- Dam radę to zrobić? - zapytała, bo chyba potrzebowała jeszcze jednego zapewnienia z jego strony. To było miłe widzieć kogoś, kto ci tak bardzo kibicuje, nawet jeśli byli spokrewnieni, więc trochę rozumiało się to samo przez siebie! Czy raczej powinno, no ale na szczęście udało im się mieć w miarę zdrową rodzinę, a nie taką totalnie toksyczną. Nawet jeśli ich rodzice nie byli idealni i mieli swoje za uszami. Ale znów, kto nie miał? Każdy rodzic popełniał błędy, nawet jeśli starał się najlepiej jak umiał. Albo najlepiej na podstawie tego, co go nauczono...
- Po prostu ma do mnie wiecznie o wszystko pretensje. Znam go już długo, bo jednak jesteśmy w podobnym wieku, więc pamiętam go ze szkoły i wtedy nie był uczniem roku - wywróciła oczami - ale teraz no… no jest taki wielki, bo urósł nawet nie wiem kiedy i ma brodę jak jakiś… ruski.... kutrownik - podsumowała, bo chociaż dobrze wiedziała, że nie jest Rosjaninem, to i tak jakoś po ich ostatniej rozmowie jej utknęło takie porównanie. - I sobie chodzi po okolicy jakby to było tylko jego podwórko, w ogóle się nie rozgląda na boki i jak wychodziłam z mieszkania, pakując krzewu zamówione przez jedną z klientek, wszedł mi totalnie pod nogi. O mały włos a by mi je połamał, a to oznacza moją zmarnowaną pracę - podsumowała, chociaż mówienie tego na głos trochę sprawiało, że czuła się jak dziecko opowiadające o konflikcie z przedszkola nad jakimiś zabawkami. - Albo jak podlewałam kwiaty na trawniku, wszedł prosto pod strumień wody i jeszcze miał do mnie pretensje, że go nie widziałam. Zajmowałam pół trawnika, ale to ja mam na niego uważać? - zapytała, oburzona, ale też jednocześnie zawstydzona, bo to naprawdę było bardzo głupie. - Utrudnia mi pracę, przeszkadza i jeszcze ma wiecznie pretensje, najgorszy typ sąsiada. Też masz takiego w okolicy? - zapytała, żeby trochę uciec tematem od siebie, bo jednak byli trzeźwi, więc… no nie mogła tego zrzucić na pijackie rozkminy. I zaklaskała mu, jak trafił bilami i zdecydowanie objął przewagę. Chociaż nie liczyła kto ile bil wbił, to podejrzewała że jednak on więcej.