Swimming with Dory
: 08 wrz 2022, 21:14
#38
Prawdę mówiąc Luke nie znosił Sapphire River. Było to dość ironiczne biorąc pod uwagę fakt, że ze względu na miejsce pracy przez ostatnie lata spędził w tej dzielnicy niemal połowę swojego życia. Sapphire kojarzyło mu się z biedą, mającymi tam miejsce powodziami, przerwami z dostawą prądu (Shadow jako klub nocny szczególnie to odczuwał) i generalnie rzecz ujmując - ze wszystkimi możliwymi plagami, których Egipt by się nie powstydził. Luke nie rozumiał ludzi, którzy mieszkali w chatkach przy rzece, która była niemal tykającą bombą i w każdej chwili mogła wylać pozbawiając mieszkańców dorobku życia. Dorobku w cudzysłowu, bo nie znał nikogo kto chciałby tam mieszkać z miłości do bagien, a nie dlatego że nie było tego kogoś stać na wynajem mieszkania w centrum.
Sam był wygodnickim francuskim pieskiem i cenił sobie mieszkanie w Opal Moonlane, gdzie wszędzie było blisko i - co chyba najistotniejsze - stosunkowo sucho i czysto. Być może za jego niechęcią do dzielnicy rybackiej kierowała wrodzona awersja tego typu dzikich miejsc. W końcu na świat przyszedł gdzieś w głuszy w Perth, najpewniej w przyczepie kempingowej (nie był tego pewien, bo z biologicznymi rodzicami nie miał nic wspólnego odkąd zgubili go pod sklepem monopolowym zaraz po jego trzecich urodzinach).
Wychodząc z LB General Store, do którego podskoczył po jakąś szybką przekąskę przed pracą, kątem oka zauważył dziewczynę wpatrującą się w zawieszony na budynku plakat. W pierwszej chwili chciał zignorować brunetkę, ale w zasadzie miał jeszcze chwilę - a że lubił gadać - zatrzymał się przy dziewczynie i przez moment wpatrywał się w plakat razem z nią.
- Kiepska sprawa, co? - odezwał się z końcu, otwierając paczkę złapanych na szybki Laysów. - Po takim czasie powinni już pewnie szukać ciała. Albo zakopanego gdzieś w lesie, albo pływającego sobie z rybkami w rzece - skomentował, nie mając pojęcia że mówi do córki zaginionej. Cały Luke - człowiek z zerowym wyczuciem w kontaktach międzyludzkich i subtelnością walca drogowego.
Maxine Parkins
Prawdę mówiąc Luke nie znosił Sapphire River. Było to dość ironiczne biorąc pod uwagę fakt, że ze względu na miejsce pracy przez ostatnie lata spędził w tej dzielnicy niemal połowę swojego życia. Sapphire kojarzyło mu się z biedą, mającymi tam miejsce powodziami, przerwami z dostawą prądu (Shadow jako klub nocny szczególnie to odczuwał) i generalnie rzecz ujmując - ze wszystkimi możliwymi plagami, których Egipt by się nie powstydził. Luke nie rozumiał ludzi, którzy mieszkali w chatkach przy rzece, która była niemal tykającą bombą i w każdej chwili mogła wylać pozbawiając mieszkańców dorobku życia. Dorobku w cudzysłowu, bo nie znał nikogo kto chciałby tam mieszkać z miłości do bagien, a nie dlatego że nie było tego kogoś stać na wynajem mieszkania w centrum.
Sam był wygodnickim francuskim pieskiem i cenił sobie mieszkanie w Opal Moonlane, gdzie wszędzie było blisko i - co chyba najistotniejsze - stosunkowo sucho i czysto. Być może za jego niechęcią do dzielnicy rybackiej kierowała wrodzona awersja tego typu dzikich miejsc. W końcu na świat przyszedł gdzieś w głuszy w Perth, najpewniej w przyczepie kempingowej (nie był tego pewien, bo z biologicznymi rodzicami nie miał nic wspólnego odkąd zgubili go pod sklepem monopolowym zaraz po jego trzecich urodzinach).
Wychodząc z LB General Store, do którego podskoczył po jakąś szybką przekąskę przed pracą, kątem oka zauważył dziewczynę wpatrującą się w zawieszony na budynku plakat. W pierwszej chwili chciał zignorować brunetkę, ale w zasadzie miał jeszcze chwilę - a że lubił gadać - zatrzymał się przy dziewczynie i przez moment wpatrywał się w plakat razem z nią.
- Kiepska sprawa, co? - odezwał się z końcu, otwierając paczkę złapanych na szybki Laysów. - Po takim czasie powinni już pewnie szukać ciała. Albo zakopanego gdzieś w lesie, albo pływającego sobie z rybkami w rzece - skomentował, nie mając pojęcia że mówi do córki zaginionej. Cały Luke - człowiek z zerowym wyczuciem w kontaktach międzyludzkich i subtelnością walca drogowego.
Maxine Parkins