sorry to bother you
: 22 sie 2022, 12:32
[7] + melis huntington
To był jeden z tych dni, w które Ainsley jest gotowa znaleźć sobie w końcu asystenta. Dziewczyna ma w końcu tylko jedną głowę i dwie ręce, a roboty czasem jest tyle, że wraca do domu i nadal wisi na telefonie czy odpisuje na maile. Dziś natomiast był "jeżdżony" dzień - nie dość, że trzeba było trenować to jeszcze pozałatwiać multum spraw na mieście. A kiedy w końcu usiadła na chwilę w pokoju socjalnym, by cokolwiek tego dnia zjeść, Leonard przypomniał jej o papierologii związanej z koniem, którego zamierza kupić z "sąsiedzkiej", zaprzyjaźnionej stadniny. Ona więc sobie na szybko jadła jakiś spóźniony obiad, a czasowo pewnie i kolację, bo to już wieczór, a Callaway jej truł co i jak ma załatwić, żeby było dobrze. Ainsley nie chciała go nawet uświadamiać, że w tym momencie to trochę uczy ojca dzieci robić, ale dała sobie spokój - udało się jej w końcu chociaż zjeść, więc był to jakby nie patrzył mały codzienny sukces!
Postanowiła się zatem nawet nie przebierać, tylko wyruszyć załatwiać swoje sprawy. Zestaw butów do jazdy konnej plus sportowe legginsy i top pewnie wyglądał dosyć oryginalnie jak do wyjazdu by załatwiać sprawy służbowe. Zgarnęła dodatkowo bluzę zdradzającą przynależność do drużyny narodowej - a co, niech wszyscy wiedzą, że nie mają do czynienia z amatorem! - i ruszyła do auta. Aby nie stwarzać wrażenia rozpuszczonego bachorka własnych rodziców, porzuciła swojego prywatnego jaguara na rzecz rozsądnego range rovera i ruszyła na miejsce.
Stadniny nie są od siebie oddalone specjalnie wielką ilością kilometrów, więc po chwili była już na miejscu. Zaparkowała i niespiesznie ruszyła znaleźć kogoś, komu będzie mogła to wcisnąć. Było już naprawdę późno i nie wiedziała, czy przypadkiem nie zastanie na miejscu jedynie jakiegoś stróża, ale cóż... I tak musiała kogoś znaleźć. W końcu trafiła na zbliżoną do siebie wiekiem dziewczynę.
- Dzień dobry! Ja w sprawie k... - urwała, bo rzeczone dziewczę śmignęło obok niej wyraźnie podenerwowane, na dodatek tak jakby zupełnie jej nie zauważyło. Halo, Ainsley może i jest malutka i drobniutka, ale chyba nie tak, by od razu pomijać jej obecność. Odwróciła się za nią, robiąc minę-podkówkę w stylu podrabiania Roberta de Niro. Po raz pierwszy od dawna była tak zbita z tropu, że nie wiedziała co zrobić.
To był jeden z tych dni, w które Ainsley jest gotowa znaleźć sobie w końcu asystenta. Dziewczyna ma w końcu tylko jedną głowę i dwie ręce, a roboty czasem jest tyle, że wraca do domu i nadal wisi na telefonie czy odpisuje na maile. Dziś natomiast był "jeżdżony" dzień - nie dość, że trzeba było trenować to jeszcze pozałatwiać multum spraw na mieście. A kiedy w końcu usiadła na chwilę w pokoju socjalnym, by cokolwiek tego dnia zjeść, Leonard przypomniał jej o papierologii związanej z koniem, którego zamierza kupić z "sąsiedzkiej", zaprzyjaźnionej stadniny. Ona więc sobie na szybko jadła jakiś spóźniony obiad, a czasowo pewnie i kolację, bo to już wieczór, a Callaway jej truł co i jak ma załatwić, żeby było dobrze. Ainsley nie chciała go nawet uświadamiać, że w tym momencie to trochę uczy ojca dzieci robić, ale dała sobie spokój - udało się jej w końcu chociaż zjeść, więc był to jakby nie patrzył mały codzienny sukces!
Postanowiła się zatem nawet nie przebierać, tylko wyruszyć załatwiać swoje sprawy. Zestaw butów do jazdy konnej plus sportowe legginsy i top pewnie wyglądał dosyć oryginalnie jak do wyjazdu by załatwiać sprawy służbowe. Zgarnęła dodatkowo bluzę zdradzającą przynależność do drużyny narodowej - a co, niech wszyscy wiedzą, że nie mają do czynienia z amatorem! - i ruszyła do auta. Aby nie stwarzać wrażenia rozpuszczonego bachorka własnych rodziców, porzuciła swojego prywatnego jaguara na rzecz rozsądnego range rovera i ruszyła na miejsce.
Stadniny nie są od siebie oddalone specjalnie wielką ilością kilometrów, więc po chwili była już na miejscu. Zaparkowała i niespiesznie ruszyła znaleźć kogoś, komu będzie mogła to wcisnąć. Było już naprawdę późno i nie wiedziała, czy przypadkiem nie zastanie na miejscu jedynie jakiegoś stróża, ale cóż... I tak musiała kogoś znaleźć. W końcu trafiła na zbliżoną do siebie wiekiem dziewczynę.
- Dzień dobry! Ja w sprawie k... - urwała, bo rzeczone dziewczę śmignęło obok niej wyraźnie podenerwowane, na dodatek tak jakby zupełnie jej nie zauważyło. Halo, Ainsley może i jest malutka i drobniutka, ale chyba nie tak, by od razu pomijać jej obecność. Odwróciła się za nią, robiąc minę-podkówkę w stylu podrabiania Roberta de Niro. Po raz pierwszy od dawna była tak zbita z tropu, że nie wiedziała co zrobić.