i want you to know you had me at hello
: 30 lip 2022, 18:46
[3] + Leonard Callaway
Atwood zdążyła już oswoić się ze swoją nową codziennością - trochę jej to zajęło, ale w końcu zaczęła funkcjonować w dobie, która ma jakby więcej godzin i tygodniu, który cudownie ma więcej dni. I choć blondynka nadal ma bardzo napięty harmonogram, ma w końcu spokojną głowę i po prostu jest z powrotem szczęśliwa. Zdecydowała nawet, że nie będzie sprzedawać swojego ukochanego mieszkania. Spłaciła swojego eks i wynajęła ekipę, która najpierw zerwała wszystko do żywego, a potem zajęła się odnawianiem lokum. Remont i urządzanie trwa w najlepsze, dając Ainsley jeszcze większą siłę napędową by wstawać rano i zasuwać, ile starczy sił. Musi jednak przyznać, że znowu życie zawodowe gdzieś tam w świecie zajęło ją na tyle, że w ostatnim czasie wszelkie jej sprawy w Lorne Bay załatwiał asystent jej ojca. Taaaaak, odrobinę skomplikowane kto - z kim - i po co. Przyszło nawet do tego, że to pan asystent zatrudniał nowy personel w stadninie. Fajny układ, nie? Nie wiedzieć do końca kto jest twoim prezesem. Jak mawiają - zło pierd... znienacka.
Ainsley wróciła do Australii późnym wieczorem poprzedniego dnia. Plan na następny dzień był zatem prosty i zwięzły: wyspać się, szybki trening w stadninie, znowu się wyspać. W ostatnim czasie zaskakująco dobrze znosiła jetlag, ale kto nie wykorzystałby okazji by porządnie uciąć sobie drzemkę? Do swojej "pracy" finalnie zajechała późnym popołudniem. Mogła to sobie równie dobrze darować, bo o tej porze już nie zastała nikogo ze swojego teamu. Zrobiła zatem "luźny trening" - podkręciła się po stadninie ubrana jak do treningu, obejrzała konie, porozmawiała z nielicznymi (w większości i tak szykującymi się na fajrant) pracownikami, wysłuchała plotek i ogólnie podkręciła się bez celu. Ubranie nie zdążyło się jej nawet zakurzyć, wyglądała raczej jak przygotowana do sesji zdjęciowej w Women's Health. Bóg to jednak ma w opiece te swoje owieczki.
W końcu się znudziła i postanowiła powoli kołować do domu. Tylko się przebrać i w drogę! Zmierzała do pomieszczenia luźno nazywanego pokojem socjalnym, żeby zabrać rzeczy. Była święcie przekonana, że wszyscy pracownicy są właśnie na zewnątrz, więc niespecjalnie przejmowała się konwenansami typu pukanie - drzwi i tak były minimalnie (!) uchylone, więc założyła że teren czysty.
Nie, nie było wolne.
Otworzyła drzwi z dosyć sporym impetem, no po prostu prawie na całą szerokość i wpakowała się do środka. Gdyby bardziej już w momencie otwierania drzwi zwróciła uwagę na to co robi, ogarnęła by na czas że w środku przebiera się facet. Ale nie, bo po co. Stała teraz podziwiając całkiem niczego sobie muskulaturę pana rozebranego od pasa w górę. Widok zrobił na niej na tyle skuteczne wrażenie, że na jej policzkach pojawiły się dziewczęce rumieńce delikatnego zawstydzenia. Swoją drogą jej podkład potrafi ukryć na twarzy wszystko, co potrafi się na niej zadziać podczas treningu, a nie poradził sobie z tym? Co za feler.
- Przepraszam!!!! Myślałam, że jestem sama, biorę swoje rzeczy i już mnie nie ma - stwarzała pozory, że niby wcale patrzeć nie chce, a i tak się gapiła. Spo-do-bał jej się! Stąd ten rumieniec! Próbowała się przesunąć po te swoje nieszczęsne ubrania, ale socjalny był na tyle mały, że musiałaby się znaleźć niepokojąco blisko swojego aktualnego towarzysza. A tutaj i tak było wystarczająco gorąco.
Czy muszę dodawać, że ona sobie szybko dodała dwa do dwóch i wyszło jej, że facet musi tutaj coś trenować? Przecież gdyby wśród personelu pojawił się ktoś nowy, stara gwardia sprzedała by jej to na plotach, prawda? Prawda?!
Atwood zdążyła już oswoić się ze swoją nową codziennością - trochę jej to zajęło, ale w końcu zaczęła funkcjonować w dobie, która ma jakby więcej godzin i tygodniu, który cudownie ma więcej dni. I choć blondynka nadal ma bardzo napięty harmonogram, ma w końcu spokojną głowę i po prostu jest z powrotem szczęśliwa. Zdecydowała nawet, że nie będzie sprzedawać swojego ukochanego mieszkania. Spłaciła swojego eks i wynajęła ekipę, która najpierw zerwała wszystko do żywego, a potem zajęła się odnawianiem lokum. Remont i urządzanie trwa w najlepsze, dając Ainsley jeszcze większą siłę napędową by wstawać rano i zasuwać, ile starczy sił. Musi jednak przyznać, że znowu życie zawodowe gdzieś tam w świecie zajęło ją na tyle, że w ostatnim czasie wszelkie jej sprawy w Lorne Bay załatwiał asystent jej ojca. Taaaaak, odrobinę skomplikowane kto - z kim - i po co. Przyszło nawet do tego, że to pan asystent zatrudniał nowy personel w stadninie. Fajny układ, nie? Nie wiedzieć do końca kto jest twoim prezesem. Jak mawiają - zło pierd... znienacka.
Ainsley wróciła do Australii późnym wieczorem poprzedniego dnia. Plan na następny dzień był zatem prosty i zwięzły: wyspać się, szybki trening w stadninie, znowu się wyspać. W ostatnim czasie zaskakująco dobrze znosiła jetlag, ale kto nie wykorzystałby okazji by porządnie uciąć sobie drzemkę? Do swojej "pracy" finalnie zajechała późnym popołudniem. Mogła to sobie równie dobrze darować, bo o tej porze już nie zastała nikogo ze swojego teamu. Zrobiła zatem "luźny trening" - podkręciła się po stadninie ubrana jak do treningu, obejrzała konie, porozmawiała z nielicznymi (w większości i tak szykującymi się na fajrant) pracownikami, wysłuchała plotek i ogólnie podkręciła się bez celu. Ubranie nie zdążyło się jej nawet zakurzyć, wyglądała raczej jak przygotowana do sesji zdjęciowej w Women's Health. Bóg to jednak ma w opiece te swoje owieczki.
W końcu się znudziła i postanowiła powoli kołować do domu. Tylko się przebrać i w drogę! Zmierzała do pomieszczenia luźno nazywanego pokojem socjalnym, żeby zabrać rzeczy. Była święcie przekonana, że wszyscy pracownicy są właśnie na zewnątrz, więc niespecjalnie przejmowała się konwenansami typu pukanie - drzwi i tak były minimalnie (!) uchylone, więc założyła że teren czysty.
Nie, nie było wolne.
Otworzyła drzwi z dosyć sporym impetem, no po prostu prawie na całą szerokość i wpakowała się do środka. Gdyby bardziej już w momencie otwierania drzwi zwróciła uwagę na to co robi, ogarnęła by na czas że w środku przebiera się facet. Ale nie, bo po co. Stała teraz podziwiając całkiem niczego sobie muskulaturę pana rozebranego od pasa w górę. Widok zrobił na niej na tyle skuteczne wrażenie, że na jej policzkach pojawiły się dziewczęce rumieńce delikatnego zawstydzenia. Swoją drogą jej podkład potrafi ukryć na twarzy wszystko, co potrafi się na niej zadziać podczas treningu, a nie poradził sobie z tym? Co za feler.
- Przepraszam!!!! Myślałam, że jestem sama, biorę swoje rzeczy i już mnie nie ma - stwarzała pozory, że niby wcale patrzeć nie chce, a i tak się gapiła. Spo-do-bał jej się! Stąd ten rumieniec! Próbowała się przesunąć po te swoje nieszczęsne ubrania, ale socjalny był na tyle mały, że musiałaby się znaleźć niepokojąco blisko swojego aktualnego towarzysza. A tutaj i tak było wystarczająco gorąco.
Czy muszę dodawać, że ona sobie szybko dodała dwa do dwóch i wyszło jej, że facet musi tutaj coś trenować? Przecież gdyby wśród personelu pojawił się ktoś nowy, stara gwardia sprzedała by jej to na plotach, prawda? Prawda?!