Uniósł lekko kąciki ust w uśmiechu lekkim, bo owszem: należało to uznać za plus. Gastronomia miała naprawdę dużo wad i minusów jako praca i kierunek rozwoju kariery, ale jedzenie było na pewno wśród zalet takiego miejsca zatrudnienia. W większości miejsc można było liczyć na darmowy posiłek pracowniczy i nawet na to, co zostało po całym dniu na wynos, bo przecież głupio, żeby się zmarnowało, a jeśli knajpa była porządna, to nie serwowała wczorajszych kotletów odgrzewanych na patelni.
—
I co Ty jesz teraz, skoro masz tam głównie kawę i cukier? — miał nadzieję, że nie żywiła się tylko muffinami i tartami, bo jednak nie brzmiało to jak zdrowa dieta, która pozwoli na
długie i zdrowe życie. A jednak nie życzył jej tego, aby jakieś podłe choroby się jej wkradły, bo przecież to wszystko utrudnia i komplikuje. I wiąże się z niepotrzebnymi wydatkami. Czy życzył jej długiego życia to już inna sprawa. Chyba życzył, ale w sumie nigdy jej nie pytał, czy na pewno go chce, czy może jednak woli umrzeć młoda i piękna. Pomagać jej w osiągnięciu tego nie będzie, ale kim on był, żeby w takim przypadku ją oceniać i mówić, że to głupie podejście?
—
Brzmi jak dobry plan — skinął głową, gdy już wyjaśniła, jaki był jej plan na to, aby podczas obiadów wcale nie musieli przypadkiem za bardzo się ze sobą integrować, co zazwyczaj — o zgrozo — odbywało się przez prowadzenie rozmowy. —
Co teraz ciekawego oglądasz? — zapytał, chociaż gdyby planowała odbić piłeczkę, to pewnie miałby problem przypomnieć sobie, jaki serial udało mu się jako ostatni obejrzeć w całości, bez porzucania go po jednych, czy dwóch odcinkach. Nawet nie dlatego, że mu się nie podobał, ale przede wszystkim dlatego, że ostatecznie brakowało mu na to czasu i zapomniał, że miał wrócić, gdy go znajdzie.
—
Nie wiem, ostatnia opinia na Twój temat od osób trzecich, jaką usłyszałem, to ta od woźnej Flanagan w szkole, która mówiła, że niezłe z Ciebie ziółko i trzeba na Ciebie uważać — była to bardzo ważna opinia, która wywarła ogromny wpływ na jego życie. Od tego czasu po prostu postanowił przestać słuchać, co inni sobie myślą sobie o jego przyjaciołach.
—
Śmiało, Bowie — zachęcił ją, chociaż jego głos nie brzmiał entuzjastycznie. Trudno jednak stwierdzić, czy dlatego, że wcale jej nie zachęcał poważnie, czy może jednak dlatego, że po prostu był człowiekiem, który bardzo rzadko zdobywał się na coś takiego, jak entuzjazm.
—
Kubek brzmi jak lepszy plan na rozgrzewkę. Potem nie wiem, może taki spodek od filiżanki? Albo miska na płatki? — zaproponował, bo taka opcja zdecydowanie wydawała się rozsądniejsza i bezpieczniejsza. —
To dobra ceramika, całkiem bezpieczna — dodał jeszcze, bo akurat oglądał talerz i wszystkie oznaczenia, świadczące o jego wykonaniu w odpowiednich warunkach i w sposób, który sprawiał, że bezpieczne było używanie tego w kontaktach z żywnością. —
Są ładne — przyznał, zerkając na wskazane przez nią naczynia. —
Ładniejsze niż te wcześniejsze — dodał. —
Chociaż chyba te — tutaj wziął jeden z talerzy w delikatny, niebieski wzór na beżowym tle, które jemu (może tylko jemu) kojarzyły się chyba z plażą, chociaż wody i piasku tam wcale nie było.
bowie m. rutherford