: 05 paź 2021, 19:14
Nigdy nie była fanką schematycznego myślenia, dlatego w szkole najlepiej czuła się w tych przedmiotach, w których nikt nie blokował jej kreatywności. Wychowawczyni zawsze powtarzała, że Lottie powinna iść na jakieś artystyczne studia i że doskonale odnalazłaby się później w takim zawodzie. Rodzice niespecjalnie dopuszczali do siebie taką myśl, a i sama Charlotte była przekonana, że najlepszym wyborem jest dla niej prawo — bo tak właśnie wpajano jej od dziecka. Jako prawniczka miała szansę być kreatywna, bez wątpienia, ale chyba nie tak, jak na przykład w jakimś malarstwie.
— Beznadzieja — westchnęła. Cieszyła się, że miała ten etap już za sobą; za jakiś czas być może będzie martwiła się o edukację swoich dzieci, chociaż na razie zupełnie ich nie planowała. Po pierwsze: nie miała z kim, po drugie: osoba prowadząca jej tryb życia raczej nie chciała komplikować sobie sytuacji macierzyństwem. Ona na pewno nie.
Wysłuchała jej z zainteresowaniem i nie przerywała, bo wiedziała, że to mocno zniechęcało ludzi. Rzeczywiście, sytuacja nie przedstawiała się kolorowo i nie dziwiła się, że dziewczynę to męczy. Związki na odległość były trudne, szczególnie na początkowych etapach, gdy tak naprawdę powinno się sprawdzać, czy do siebie pasujemy i czy w ogóle coś z tego będzie. Trudno było to oceniać, gdy obie strony dzieliło wiele kilometrów, a u co najmniej jednej pojawiało się zwątpienie.
— Szczerze mówiąc, to ja nie dałabym rady ze związkiem na odległość. Przecież o to właśnie chodzi, żeby być ze sobą, pogadać, spotkać się po ciężkim dniu, przytulić… No i skoro dopiero od niedawna jesteście razem, to tym bardziej trzeba wam tej bliskości. Próbowałaś mu powiedzieć, że nie do końca ci to odpowiada, wypracować jakiś kompromis? — zapytała, bo może na przykład Raine miała opory przed podjęciem tego tematu z partnerem. — Nie no, co ty. Czasem łatwiej jest pogadać z kimś zupełnie obcym, kto nie obierze żadnej ze stron, niż ze znajomą osobą, która definitywnie się za kimś wstawi.
Raine Barlowe
— Beznadzieja — westchnęła. Cieszyła się, że miała ten etap już za sobą; za jakiś czas być może będzie martwiła się o edukację swoich dzieci, chociaż na razie zupełnie ich nie planowała. Po pierwsze: nie miała z kim, po drugie: osoba prowadząca jej tryb życia raczej nie chciała komplikować sobie sytuacji macierzyństwem. Ona na pewno nie.
Wysłuchała jej z zainteresowaniem i nie przerywała, bo wiedziała, że to mocno zniechęcało ludzi. Rzeczywiście, sytuacja nie przedstawiała się kolorowo i nie dziwiła się, że dziewczynę to męczy. Związki na odległość były trudne, szczególnie na początkowych etapach, gdy tak naprawdę powinno się sprawdzać, czy do siebie pasujemy i czy w ogóle coś z tego będzie. Trudno było to oceniać, gdy obie strony dzieliło wiele kilometrów, a u co najmniej jednej pojawiało się zwątpienie.
— Szczerze mówiąc, to ja nie dałabym rady ze związkiem na odległość. Przecież o to właśnie chodzi, żeby być ze sobą, pogadać, spotkać się po ciężkim dniu, przytulić… No i skoro dopiero od niedawna jesteście razem, to tym bardziej trzeba wam tej bliskości. Próbowałaś mu powiedzieć, że nie do końca ci to odpowiada, wypracować jakiś kompromis? — zapytała, bo może na przykład Raine miała opory przed podjęciem tego tematu z partnerem. — Nie no, co ty. Czasem łatwiej jest pogadać z kimś zupełnie obcym, kto nie obierze żadnej ze stron, niż ze znajomą osobą, która definitywnie się za kimś wstawi.
Raine Barlowe