Przyjeżdżając do Lorne Bay, przekonany był, że będzie to wizyta trwająca krótką chwilę. Nie planował przerwy dłuższej niż tydzień, może dwa. Miał pełno planów obejmujących zarówno maj jak i czerwiec. O lipcu lepiej nawet nie wspominać. Nie brał pod uwagę wyłączenia się ze swojego życia na dłużej. Wstępnie zrezygnował tylko z jednego, większego zlecenia oraz kilku mniejszych. Kolejne miały zostać zrealizowane we właściwym terminie. Wydawało mu się, że nic nie powinno w tym przeszkodzić. A jednak. W momencie, kiedy spotkał się wreszcie ze swoim ojcem, nastąpiło zderzenie z szarą rzeczywistością. Niby Daniel zdawał sobie sprawę z tego, że sytuacja nie była najlepsza. Na kilka dni przed przyjazdem uświadomiono mu przecież, że nie chodziło tutaj o kolejną bzdurę, którą mógłby tak po prostu zignorować. Potraktować jako coś całkowicie nieistotnego. Niestety, pomimo otrzymanych informacji nadal nie spodziewał się, że sprawy zaszły aż tak daleko.
Ani przez chwilę nie żałował tego, że przed laty postanowił się odciąć; uciec z rodzinnych stron i zacząć żyć wyłącznie na swój własny rachunek. Rodzinne miasteczko nie miału mu nic do zaoferowania. Pozostanie tutaj oznaczałoby dla niego jedynie kolejne lata, podczas których musiałby mierzyć z łatką syna alkoholika, a także tym alkoholikiem zajmować. Chciał od życia czegoś więcej i świadomie wyciągnął po to swoje ręce. Dzisiaj dzięki temu posiadał wykształcenie, znajomości, a także... cóż, w środowisku jego imię i nazwisko znaczyły już coś więcej. Nie był bynajmniej kimś anonimowym.
Jeden tydzień zmienił się w dwa, później nagle okazał się być miesiącem, dwoma, trzema. Nie czuł się z tym najlepiej. Było tak, jakby utknął w ciasnej, niewielkiej klatce. Strasznie ograniczającej. Zajmowanie się rodzinnym sklepem nie było dla niego. Doskonale zdawał sobie z tego faktu sprawę jeszcze jako nastolatek. Tymczasowo jednak nie miał wyboru. Po kolejnym dniu za kasą, musiał odreagować. Potrzebował do tego swojego aparatu oraz paczki fajek. Cholera jedna wie, której z tych dwóch rzeczy bardziej.
Ciężko byłoby mu określić, jak długo błądził po mieście, zanim znalazł się nad rzeką. Może była to jedna godzina. Może dwie. Przez cały ten czas pozwalał na to, żeby jego myśli błądziły, nie zatrzymując się dłużej na niczym konkretnym. Nie zwracał większej uwagi na to, co działo się w okolicy, ani też - kto tutaj przebywał. Nie widział takiej potrzeby. Opierając się o barierkę, zamierzał wykonać kilka kolejnych zdjęć. Nie szukał przy tym niczego konkretnego. Były to ujęcia przypadkowe. Nawet przez krótką chwilę nie spodziewał się tego, że kaczka zatrzyma się, zapozuje. I w zasadzie, to wcale tego nie potrzebował.
Słysząc głos kobiety dochodzącej gdzieś z boku, oderwał się od swojego sprzętu, gdzie zaczął sprawdzać efekty trzech, szybko wykonanych ujęć. Było całkiem nieźle, choć jeśli miałby to wykorzystać, nadal nie obeszłoby się bez lekkiej obróbki.
-
Hmm? - Spojrzał na nią wyraźnie zaskoczony. -
Nawet nie zauważyłem. - Wzruszył ramionami. Naprawdę nie zwrócił na ten fakt większej uwagi. I nawet jeśli tak było, nie uważał tego również za coś, za co powinien był przepraszać. Albo inne tego rodzaju bzdury. Przez krótką chwilę milczał, nadal wpatrując się w wodę. Chyba zresztą nawet nie miał niczego konkretnego do powiedzenia. Nie spodziewał się w żadnym razie tego, że sam z siebie będzie myślał o podtrzymaniu konwersacji.
-
Pokażesz? - Skinął głową w kierunku telefonu będącego niewątpliwie najlepszym sprzętem dla każdego domorosłego fotografa.
Carlie Faulkner