płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
76.


Sameen, jak to typowa Sameen zaczęła ubolewać nad tym, że w Australii robiło się coraz cieplej. Jako miłośniczka noszenia golfów i ubrań, które okrywały ją w całości musiała wyrażać swoje niezadowolenie na głos. A, że ostatnimi czasy nie miała za bardzo komu ponarzekać, to dusiła to w sobie. Duszenie tego wszystkiego w sobie sprawiło, że ostatecznie Sameen zaczęła być małą i nieznośną pizdą. Przyłapywała się na tym, że bywała niemiła dla ludzi co nie zdarzało jej się zbyt często. A przynajmniej przez ostatnie trzy lata kiedy zaczęła częściej bywać wśród ludzi. Wcześniej była pizdą, ale to wiadomo, mechanizm obronny. No i obwiniając o swoje humorki wysoką temperaturę, postanowiła rzeczywiście na jakiś czas porzucić swetry i golfy i zamieniła je na koszulki i czasami na kurtki skórzane, żeby całkowicie nie zatracić siebie na rzecz słońca. Nie mogła się przecież opalić. Straciłaby swój urok greckiego posągu. Nie mogła na to pozwolić. Jeszcze skóra jej się pomarszczy od tego słońca czy coś. No i myślała, że zmiana garderoby nieco poprawi jej humor. Ale myliła się. Nadal chodziła rozdrażniona i wkurwiona i poirytowana na cały świat. Problemem nie była temperatura. No i chodziła taka i nie ogarniała o co chodzi, aż w końcu przypomniało jej się, że na lewym barku miała ranę, którą zaszywał jej podstarzały, zapewne już emerytowany weterynarz. No i działał starymi metodami, więc nie dał jej jakiś zajebistych szwów, które się rozpuszczą tylko gówna, które trzeba usunąć samemu. No i Galanis próbowała, ale niestety nie bylo to zbyt komfortowe miejsce i ciężko było jej do rany dosięgnąć. Ubrała koszulkę i wyszła na korytarz, żeby zajść do Zoyi i poprosić ją o te przykre doświadczenie, ale patrząc na drzwi sąsiada z naprzeciwka przypomniało jej się kto jest jego córką.
W tym przypadku Sameen nie musiała nawet robić żadnego researchu, zgadała się raz z mężczyzną i w sumie sam jej zaczął wszystko opowiadać. No dobra, może nie wszystko, bo nie był jakąś nie wiadomo jaką paplą, ale powiedział całkiem sporo. Sam nie musiała go nawet ciągnąć za język. Nie żeby też chciała. Czasami dobrze było zostawić nutkę tajemniczości jak się kogoś poznawało. Tak czy siak wiedziała, że kobieta często odwiedza swojego ojca, więc liczyła na to, że może i tym razem u niego siedzi. Okazało się, że jeszcze jej nie ma, ale zaraz będzie. Sameen podziękowała za zaproszenie do wspólnego oglądania jakiegoś teleturnieju i poprosiła, żeby przekazał córce, żeby zapukała do niej na przeciwko. No i wróciła sobie do domu, położyła się na materacu i zaczęła czytać Leksykon kobiet w mitologii greckiej. Czytała tak sobie może ze dwie godzinki, aż w końcu usłyszała pukanie. Zwlekła się powoli z materaca, otworzyła drzwi i ku jej zadowoleniu stała przed nią Brie.
-Cześć. - Przywitała się i otworzyła drzwi szerzej, żeby kobieta weszła do środka. -Mam sporą prośbę. - Przeszła od razu do sprawy, bo nie ma co kurwa owijać w bawełnę. Ona nie z tych. No i zakładam, że po ich spotkaniu w kawiarni gdzieś jeszcze na siebie wpadły i poznały swoje imiona, żeby nie było chamsko. -Mogłabyś mi zdjąć szwy? - Zapytała i nawet zdjęła koszulkę i uwaga, nie była aż tak łatwa i nie paradowała przed nią w staniku. Niespodzianka była taka, że pod koszulką miała kolejną koszulkę, tym razem na ramiączkach. Obróciła się, żeby Brie mogła ocenić jej paskudnie zaszytą ranę. Ale tak to jest jak przystawiasz do głowy pistolet emerytowanemu weterynarzowi.

Brielle Rowe
ratownik medyczny — pogotowie ratunkowe
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
you say someday when we're older we'll be shinin' like we're gold, won't we?
[2] + Sameen Galanis

To nie jest tak, że Brie jest takim zajętym człowiekiem, że wszędzie gania z wywalonym jęzorem, bo jej na nic czasu nie starcza. Prawda jest taka, że ona ma właściwie tylko pracę i momenty, które spędza z ojcem. Wielkim świętem są jej momenty spędzane nad książką w kawiarni, albo jak ma chwilę zrestartować się na boksie. Dzisiaj nie miała tego szczęścia. Z krótszego dyżuru pojechała do domu, wykąpała się, przebrała i dalej w drogę. Zrobiła zakupy według sporządzonej przez staruszka listy i pojechała do niego do domu. Liczyła na szybką kawę, jakiś wspólny serial i że sobie szybko wróci do domu w końcu się wyspać. Miała się już nawet zbierać i trochę szukała wymówki, by w końcu to zrobić. Nagle się jednak staruszkowi przypomniało, że obiecał sąsiadce, że Brie jej na coś tam zerknie. Oczywiście nie pamiętał co. W oczach Rowe stała już zatem samotna Leokadia, z wmówionym nadciśnieniem tętniczym, spakowana już do szpitala, potrzebująca atencji. I wypuszczająca biedną Brie po całym wieczorze opowieści dotyczących jej życia.
Jakie było jej zdziwienie, kiedy zauważyła jednak znajomą twarz.
- Hej - rzuciła nieśmiało, bo ani nie zarejestrowała wcześniej, że to Sam jest sąsiadką jej taty, ani się jej tu w ogóle nie spodziewała. - Tak? - zagadała, kiedy trochę zeszło z niej zdziwienie. Była ciekawa jaką prośbę może mieć blondynka. Trochę pewnie niekulturalnie rozejrzała się po wnętrzu, ale że ma zwyczaj trzymania jęzora za zębami to nie skomentowała faktu, że jest to właściwie... pustostan?
- Mogłabym, ale nie mam tutaj nic, żeby to zrobić. Nawet rękawiczek. To coś pilnego? Jutro mam nocny dyżur, mogłabyś podjechać? - no jasne, że mogła to spróbować ściągać domowymi sposobami, ale... no nie znały się z Sam na tyle dobrze, żeby chciała. Coś by się zaczęło paskudzić i byłyby pewnie wielkie pretensje, że uj z niej a nie ratownik. Nie zaproponowała nawet zatem, że rzeczoną ranę obejrzy. Już była zła na ojca, że znowu wpieprza ją na taką niezręczną minę.
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Uśmiechnęła się pod nosem na widok zdziwienia wymalowanego na twarzy Brie. Widocznie tata jej nie powiedział z kim sobie rozmawiał. Co w sumie było dziwne, bo jednak Sameen bywała u niego dosyć regularnie. Lubiła sobie słuchać jego opowiadań. Może będzie to przykre, ale było to zdecydowanie ciekawsze niż oglądanie komedii romantycznych z Zoyą. No i nie chodziło o towarzystwo Zoyi tylko o to, że filmy o takiej tematyce niekoniecznie wpasowywały się w gusta Galanis. A Zoya niechętnie chciała oglądać filmy o szpiegach, mordercach czy zabójcach. A przynajmniej Sameen sama z siebie tego nie zaproponowała. Siedziałaby tylko i komentowała co kto robi źle, bo przecież w tym temacie byłaby wielką znawczynią. Z pewnością obrzydziłaby oglądanie filmów biednej Henderson.
-Wybacz. – Rzuciła podążając za wzrokiem kobiety. Widziała jak obczaja jej puste mieszkanie. –Nie zdążyłam posprzątać. – Zażartowała słabo, bo nie było tutaj czego sprzątać. Poza tym nawet nie zajmowała się sprzątaniem tego miejsca. Zoya miała gosposię, która przy okazji odwiedzała też apartament Sameen. A, że Sameen miała w tym domu jak miała to sprzątaczka nie miała tutaj za dużo do roboty. No tak czy siak Galanis zamknęła drzwi od sypialni, żeby nie straszyć jej tym materacem na podłodze. Jeszcze ją uzna za jakąś psycholkę, a to nie było Sam potrzebne.
-Mam takie rzeczy, więc nie musisz się o to martwić. – Machnęła ręką. Dla niej to była podstawowa zawartość jej apteczki. W końcu większość ran opatrywała sobie sama. Nawet sama się zszywała jak dawała radę. Chodziło najbardziej o dostępność. A tutaj no niestety nie połamie sobie łokci w imię zdjęcia szwów, a nie mogła czekać na Zoyę. –Myślę, że to nie powinno czekać. Trochę o tym zapomniałam i rana zaczyna boleć. – Wyjaśniła i zaczęła iść w stronę łazienki, ale zauważyła, że Brie nie idzie za nią więc się zatrzymała. –Nie mogę iść z tym do szpitala. – Powiedziała spokojnie i gestem ręki zaprosiła Brie w kierunku, w którym sama zmierzała. –Mam jutro popołudniu wylot. – Wyjaśniła, bo zdała sobie sprawę z tego jak mogła zabrzmieć. Jutro przy ewentualnym spotkaniu z jej tatą będzie musiała udawać, że odwołali jej lot. Nie miała żadnych planów, ale szpital był ostatnim miejscem, które powinna kiedykolwiek odwiedzić.
Jak już przeszła do łazienki do podniosła z ziemi czarną, skórzaną torbę, która służyła jej za apteczkę i zaczęła grzebać w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy.

Brielle Rowe
ratownik medyczny — pogotowie ratunkowe
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
you say someday when we're older we'll be shinin' like we're gold, won't we?
+ Sameen Galanis

Rowe niby od dawna zdawała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę Lorne Bay to trochę taka dziura gdzie każdy zna każdego, ale chyba nie sądziła, że aż tak! Od kiedy poznała Sameen, ta siedziała w jej głowie na tyle skutecznie, by łatwo nie móc się pozbyć myśli o tej blondynce, a nagle się okazuje, że ona mieszka sobie w najlepsze drzwi w drzwi z jej tatą. Jak mogła nie skojarzyć ich sąsiedztwa?
- No co ty, architekt porządku nawet nie miałby tu co robić - wzruszyła delikatnie ramionami, uśmiechając się przy tym. Nie chciała, żeby zabrzmiało to jakkolwiek szyderczo, no ale... trochę tak było. Choć z drugiej strony trzeba docenić zapobiegliwość Galanis - nie musisz sprzątać w mieszkaniu, jeśli nawet kurz się tu nie zbierze, bo nie będzie miał na czym. Pracuj mądrze, a nie ciężko, czy jak to tam mówią. Słuchała jednak tego, co dalej jest do niej mówione. Szczerze mówiąc, liczyła, że jej odmowa zostanie przyjęta bez żadnego wymyślania wymówek, jeśli jednak okazało się inaczej... No nie może przecież wyjść na ostatnią chamówę i dalej brnąć, że no sorry stara, ale nic z tego. Pokiwała zatem twierdząco głową, żeby Sam wiedziała, że no, ok, da się zrobić.
- Ostrzegam lojalnie, że mogę nie zrobić tego tak dobrze jak chirurg. Raczej nie robimy takich rzeczy, nawet na oddziale - żeby nie było, że nie mówiła! Brie to jest człowiek z pierwszej linii frontu, oni raczej co najwyżej wstępnie zatrzymują krwawienie, a nie bawią się w jakąś ludzką krawcową. Zresztą, szwy wykonane w karetce, pewnie nie ustępowałyby tym, które teraz ma Sam - oczywiście w tym, jakie są złe. Poszła za nią zatem grzecznie, chwilę przyglądała się temu, co udało się jej wyciągnąć z apteczki. Zanim jednak założyła rękawiczki, stanęła sobie za blondynką i chciała obejrzeć pole swojej pracy.
- Wiesz, "nie mogę iść z tym do szpitala" nie zwiastuje raczej nic dobrego - zaczęła, przystępując do zleconego zadania. Rana nie wyglądała najlepiej, a sam szew wołał o pomstę do nieba. - Nie chcę cię stresować, ale ktoś, kto to szył, powinien raczej dać sobie spokój z pracą w tej branży. Chyba, że to rzeźnik, to wiele tłumaczy. - hehe, taki tam, żarcik. - Ściągnę ci to, ale i tak powinien zobaczyć to lekarz - ostrzegała!
Poukładała sobie wszystko, co uznała za potrzebne na kawałku jakieś szafki/stolika, czy co tam miała pod ręką. Miała się zabierać za zakładanie rękawiczek, co by zrobić to maksymalnie profesjonalnie, oczywiście na tyle, na ile pozwalały warunki. Chciała jeszcze lepiej ocenić, co tu w ogóle zaszło. Pozwoliła zatem odsunąć jej włosy ze strony na której ma pracować, i nawet lekko zaczesać je za ucho. Może i nie sięgały do samego szwu, ale Brie jednak wolała, żeby na polu pracy jej się nawet takie coś nie poniewierało. Przesunęła palcami wzdłuż, no cóż... zapewne nienajpiękniejszego kawałka skóry Sameen, niespodziewanie wywołując na jej skórze bardzo delikatny efekt tzw. gęsiej skórki. I najpierw się trochę uśmiechnęła, tak zupełnie pod nosem, by zaraz się lekko speszyć. Nie do końca wiedziała, czy to efekt tego, że jej dotyk był przyjemny, czy raczej zupełnie odwrotnie.
- Przepraszam, pewnie mam zimne ręce - prewencyjnie jednak wolała być OK.
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Odpowiedziała tylko uśmiechem. Dalsze kontynuowanie tematu w jej mniemaniu nie miało sensu. Mogłaby zabrnąć w temat, z którego nie umiałaby potem wyjść. Tym bardziej, że już teraz miała poważną zagwozdkę i zastanawiała się kim są architekci porządku. Czemu nikt jej nie mówił o takich rzeczach? Dopiero co parę miesięcy temu ogarnęła, że możesz sobie zatrudnić kogoś kto za hajs udekoruje ci mieszkanie. No i nie ogarnęła tego sama. Ktoś jej o tym powiedział. No i ten ktoś miał jej w sumie z tym pomóc, ale niestety odszedł. No i Sameen jakoś nie pociągnęła tematu tylko zajęła się swoim dalszym życiem i nadal żyła jak żyła. No bo i po co jej meble jak nawet tutaj nie bywała? I tak już cudem było to, że kupiła sobie biurko i zabrała krzesło od Zoyi.
-W porządku. – Uśmiechnęła się pod nosem. –Nie zależy mi na estetyce, braku bólu czy cokolwiek. Po prostu chcę się tego pozbyć. – Machnęła ręką. Już tyle miała tych blizn, że niespecjalnie się tym przejmowała. Przecież to nie tak, że bała się, że zostanie odrzucona z powodu jakiejś obleśnej blizny na łopatce. I tak nikt jej nie widział pod golfem. No i to też nie tak, że ona bała się takiego odrzucenia. Bez przesady.
Sameen jak już wyjęła potrzebne Brie przedmioty to wrzuciła torbę do wanny, żeby nikomu nie przeszkadzała. Sama sobie usiadła na brzegu wanny i przyjęła pozycję, która dla Rowe byłaby najwygodniejsza.
-To był naprawdę zły dobór słów. – Skłamała. Oczywiście, że mówiła prawdę, nie mogła z tym iść do szpitala. Musiała jednak wybrnąć przed Brie, żeby ta się nie bała, że robi coś nielegalnego, albo, że zadaje się z kimś z kim nie powinna się zadawać. Ludzie mieli swoje wyobrażenia. Parsknęła śmiechem słysząc o rzeźniku. W sumie to nie pomyślała, żeby z takimi rzeczami chodzić do rzeźnika. –Możesz być spokojna. Ta osoba już nie pracuje w zawodzie. To była przyjacielska przysługa. Rana wymagała natychmiastowego szycia, a nie byłam w pobliżu żadnego szpitala. – Wyjaśniła z nadzieją, ze Brie dla dobra samej siebie nie będzie tematu drążyła. –Dobrze. Jak tylko wrócę to pójdę z tym do lekarza, okej? – Rzuciła jej szybkie spojrzenie kątem oka. Naturalnie nadal kłamała. Będzie oczyszczać regularnie ranę i ewentualnie brać jakieś antybiotyki. Powinno pomóc. Nie z takich gówien się wychodziło.
Zacisnęła szczęki i złapała się za kolana szykując się na ból. Nie była jakaś odporna na ból. Okej, była do niego przyzwyczajona w związku ze swoją pracą, ale nie robiło z niej to kogoś kto nie miał problemu z czymś takim. Jasne, mogła teraz udawać niewiadomo jakiego badassa, że jej nie boli, ale z drugiej strony… po co? Zamiast bólu poczuła dotyk zimnego palca Brie. No i oczywiście musiała na to zareagować gęsią skórką jak jakaś nastolatka z filmów, które wmuszała w nią Zoya. Z drugiej strony, była to lepsza opcja niż jej wieczne wzdryganie się za każdym razem kiedy ktoś ją dotykał. Tym razem jednak było inaczej, bo poniekąd spodziewała się jakiegoś tam dotyku. Nie przeszło jej jednak przez myśl coś takiego.
-Przeżyję. – Odpowiedziała odchrząkając i wyprostowała się, bo gęsia skórka gęsią skórką, ale musiała się przecież spiąć. –Przeskakiwałam przez ogrodzenie i zahaczyłam o ostro zakończony fragment. – Wyjaśniła pochodzenie tej rany i tym razem o dziwo nie kłamała. Nie wiedziała czy Brie dotykiem badała jej ranę, żeby ocenić gdzie powinna zacząć czy zastanawiała się nad pochodzeniem takiego rozcięcia.

Brielle Rowe
ratownik medyczny — pogotowie ratunkowe
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
you say someday when we're older we'll be shinin' like we're gold, won't we?
+ Sameen Galanis

Zaśmiała się w głos, krótko i szczerze. No nie jest z nią jeszcze tak źle, żeby rozbabrać jej teraz tutaj tą ranę jeszcze gorzej i w ogóle zostawić ją z totalną masakrą. No fakt faktem, nie jest przecież chirurgiem czy nawet pielęgniarką z taką specjalizacją, ale z pewnością trafiło się kilka dyżurów na izbie przyjęć, gdzie przyszło jej kogoś szyć czy w drugą stronę - te szwy zdejmować. Trochę teatralnie się do tego jeszcze zapowietrzyła, żeby jej "oburzenie" wyszło bardziej przerysowane.
- Hej, nie jestem w tym taka fatalna. Wypłata jeszcze wpada na konto - no, gdyby była pewnie jakimś najgorszym z możliwych ratowników medycznych to nikt nie chciałby jej zatrudniać. A jakoś szczęśliwie nadal grzeje sobie pełny etacik. A ilością godzin, to nawet dwa. Wysłuchała sobie w międzyczasie opowieści o tym, kto poczynił tak wątpliwie udany szew na ciele Sameen. Z jednej strony jakaś część jej podświadomości chciała o tym słuchać, a druga... no wszystko to się jej jakoś przestało składać w jedną całość, więc chyba postanowiła się wycofać. I o nic więcej nie pytać. Postanowiła więc to wyjaśnić.
- Sameen, ja o nic nie pytam. Nie muszę tego wiedzieć - bo i taka prawda. Nie jest przecież żadnym policjantem, żeby teraz prowadzić tutaj jakieś przesłuchanie co kto z kim jak i dlaczego. Stało się, stało się. Jakoś, jakoś. Dziewczyna poprosiła o pomoc, pomoc została wykonana, starczy tego dobrego jeśli chodzi o fakty dotyczące tego, co się tutaj dzieje. Zajęła się więc tym, o co została poproszona. Założyła sobie rękawiczki, i co by zbytnio nie przedłużać, szybko i bezboleśnie usunęła nić z rany blondynki. Potrafi? Potrafi. Chwilę potrzymała przy jej skórze gazik, co by jakieś ewentualne drobne krwawienie nie wystąpiło. Odsunęła jej z powrotem włosy tak, jak były przed całym tym hucznym "zabiegiem". Uśmiechnęła się nawet, zastępując tym informowanie jej o tym, że wszystko tutaj już skończone.
Usiadła sobie obok niej na krawędzi tej wanny. Jakoś nawet tak niefortunnie, że właściwie noga w nogę. Zaczęła ściągać rękawiczki z dłoni, a że wokół powstała jakaś - w tak małym pomieszczeniu z lekka przytłaczająca - cisza. Westchnęła sobie lekko i stwierdziła, że może zawsze przecież palnąć jakąś głupotę, nie?
- Trochę jak w Szklanej Pułapce, albo innym ambitnym dziele kinematografii z Brucem Willisem. Wpieprzasz się w jakąś niewygodną sytuację, składa cię w jakieś ciasnej łazience ktoś, kto nie ma o tym pojęcia, a potem zaczyna się rozpierducha - no, co prawda łazienka musiałaby być bardziej obskurna, lustro jakieś podrapane i brakowało fujkowatej zasłony prysznicowej. No, i pewnie nie skończy się rozpierduchą. - No, ale jesteś ładniejsza niż Willis - zaśmiała się jeszcze na koniec. Czy to nie był komplement, panno Rowe?
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Dobrze wiedzieć. – Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Najważniejsze było pozbycie się szwów zanim dojdzie do jakiegoś zakażenia, którego Sameen nie zauważy i przegapi okienko kiedy powinna zacząć się martwić o ranę. A bogowie wiedzą, że ta kobieta nie chodzi do lekarzy na żadne przeglądy i badania. Równie dobrze może nosić w sobie różne choróbska, może powoli umierać na raka i nawet nie wie. Dowiemy się dopiero przy dezaktywacji. Hehs. Po prostu nie chciała umrzeć przez skażoną ranę. Umarłaby drugi raz w zaświatach gdyby się dowiedziała, że jako zabójczyni na zlecenie umarła z powodu zakażanie, a nie w czasie walki czy coś. Chciała w końcu po śmierci trafić do Valhali. Trochę kłóciło się to z jej wyznaniem i jej mitologią, ale trudno. Wybierze Vallhale. Lepsze to niż piekło.
-Mówię tylko w razie gdybyś miała jakiś… nie wiem, konflikt interesów czy coś. Albo gdybyś czuła obywatelski obowiązek, że musisz kogoś zgłosić. – Wyjaśniła. Ona by tak pracowała. Jakby zobaczyła zabójcę, który nie wywiązuje się ze swoich obowiązków to by go po prostu zajebała, żeby nie plamił honoru innych zabójców. Gdyby była na miejscu Brie to chciałaby zgłosić osobę, która praktykuję medycynę, a nie jest w stanie poprawnie założyć szwów. W sumie to i tak żałosne, że istniał gdzieś weterynarz, który nie potrafił tego zrobić. Nie tłumaczyło go nawet to, że Sameen go zmusiła do tego, żeby ją zszył i to, że zawodu nie praktykował od kilku lat. Takie rzeczy są jak jazda na rowerze, nie zapomina się tego.
-Dziękuję. – Wypadało podziękować. Tym bardziej, że nie musiała nikomu przystawiać broni do głowy. Nie wstając z wanny sięgnęła po sweter, który gdzieś tam rzuciła i wciągnęła go na siebie. Ostatnie czego potrzebowała to to, że może Brie poczułaby pragnienie przyglądania się jej ciału i doszukiwaniu się innych blizn. Już i tak miała sporo kompleksów, których istnienie ignorowała i udawała zajebistą pewność siebie. Obserwowała jak Brie pozbywa się rękawiczek z dłoni. Nie mówiła nic. Sameen doceniała ciszę, nie wszystkie były niezręczne. Ta na przykład, w jej mniemaniu, była całkiem normalna, a nawet i przyjemna.
Spojrzała na Brie unosząc brwi po tym jak ta przerwała ciszę. Patrzyła tak na nią przez parę sekund aż w końcu parsknęła śmiechem. –Brzmisz jakby nie było to dla ciebie coś nowego. – Rzuciła jej szybkie spojrzenie kątem oka. Miała sytuację, że musiała poprosić biedną dziewczynę o to, żeby ta jej wyciągnęła kulę z rany, po tym jak Sameen została postrzelona, bo dziewczyny broniła. Biedna nabawiła się takiej traumy. Prawie wymiotowała. Aż na to wspomnienie Sameen złapała się za obojczyk gdzie miała bliznę po tamtej akcji.
Drgnęła i uśmiechnęła się słysząc komplement. –Jestem pewna, że mówisz to każdej osobie, którą poskładałaś w ciasnej łazience. – Będzie musiała się w ogóle dowiedzieć kto to jest Bruce Willis i czy rzeczywiście jest ładniejsza od niego. Chociaż ogólnie wychodziła z założenia, że kobiety są ładniejsze od mężczyzn i o to nie będzie jakoś specjalnie ciężko. –Jak mogę ci się odwdzięczyć za pomoc? – Wolała zapytać wprost zamiast oferować jakieś kawy jak oferma z latarni. –Mogę zapłacić. – Jednak była jak oferma z latarni.

Brielle Rowe
ratownik medyczny — pogotowie ratunkowe
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
you say someday when we're older we'll be shinin' like we're gold, won't we?
+ Sameen Galanis

Westchnęła sobie nawet trochę. Jakby chciała aż tak lubić swoją pracę, by choć myśleć o spuszczaniu się nad nią do tego stopnia, że przejmowałaby się tym, kto jak wykonuje swoją pracę. Ręka nikomu nie odpadła, nikt tego życiem nie przypłacił, czym miałaby się przejmować? No blizna może i wyglądała jak po przejściu rzeźnika, ale jeśli samej Sameen będzie zależeć to najwyżej sobie to jakimś laserem czy tam czymś... no wyklepie nie?
- Za mało mi jednak płacą, bym aż tak przejmowała się poziomem usług świadczonych przez australijską służbę zdrowia - wzruszyła lekko ramionami, ale żeby nie było że ma jakiś kij w tyłku, mówiła to z lekkim uśmiechem. Więc zależnie od tego, jak sama Sameen patrzy na Brie, może wziąć to za żart albo za fakt tego, że dziewczyna po prostu w ten sposób do tego podchodzi. Skoro już skończyła cały zabieg, "posprzątała" po sobie, wszelkie narzędzia składając w jedno miejsce, pewnie na jakiś wolny kawałek umywalki - no przecież "brudnych" nie będzie jej chowa niewiadomo gdzie. Ściągnięte rękawiczki wcisnęła w tylną kieszeń spodni, gdzieś tam po drodze je zutylizuje, nie będzie się tu teraz wypytywać o kosz na śmieci. Jakoś trzeba sobie radzić.
- Może i nie jest - nie wiedzieć czemu, ale całe te okoliczności przyrody włączyły w głowie Brie jakiś tryb pełnej gangsterki i czuła, że taka odpowiedź w tym momencie będzie na miejscu. Z jednej strony w końcu teraz ani nie potwierdzała, ani nie zaprzeczała. Jakaś taka nutka tajemniczości się jej całkiem zaczęła podobać! Szybko jednak jej minęło, bo musiała się zaśmiać w reakcji na kolejne zdanie wypowiedziane przez jej aktualną towarzyszkę. - Składam ludzi raczej w ciaśniejszej niż twoja łazienka karetce. I rzadko o kim mogę powiedzieć, że wygląda lepiej niż Bruce Willis - uśmiechnęła się, trochę się na samą Sameen zagapiając. Trudno było się samej Brie wyprzeć, że blondynka jest bardzo atrakcyjną kobietą. I że zaczynała się jej podobać. Ogólnie, w jej towarzystwie czuła się... dobrze? Tak trochę, no że jest na miejscu. Tym bardziej mogło być to dziwne, że przecież się jakoś specjalnie dobrze jeszcze nie znały.
- Płacą mi mało, ale nie aż tyle - uśmiechnęła się szerzej, bo przecież nie chciała wyjść na jakiegoś oburzającego się wielce chama. No ale fakt faktem, nikomu z sąsiadów nie pomogłaby odpłatnie, jednak nie tak ją szanowny tatuś wychował!
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen miała nietypową i nielegalną pracę, która właściwie nie miała jakiś oficjalnych zasad czy norm, ale i tak bardzo się irytowała jak ktoś niepoprawnie ten zawód wykonywał. Chociaż tak jak mówię, nie było poprawnego wykonania tej pracy. Chociaż w świecie Sameen było. Ale ona też była przygotowywana do pracy przez organizację, ligę zabójców, którzy jednak jakiś tam kodeks mieli. Byli dobrze opłacaną organizacją. Dopóki Sameen nie wybiła wszystkich uznając, że praktyki tej organizacji muszą się zakończyć. Nie chciała, żeby jakiekolwiek inne dziecko na świecie przechodziło przez to co ona. Wymuszona separacja od rodziców. Rodzice, którzy zrujnowali sobie życie szukając dziecka, które nigdy do domu nie powinno wrócić.
-To dobre podejście. Zdrowe. – Odwzajemniła uśmiech. Domyślała się, że w hierarchii szpitala Brie jest najsłabiej opłacanym pracownikiem. Chujowo, bo jednak wiele zależało od niej. W końcu często była pierwsza na miejscu jakiegoś wydarzenia. Dopiero później wkraczali lekarze i doktorzy. –Skąd pomysł na taką ścieżkę kariery? – Zapytała chociaż Brie nie wyglądała na niespecjalnie nieszczęśliwą z tego powodu. Widać jednak było, że się przepracowywała, a hajs nie był tego warty.
Parsknęła śmiechem. –Nie musisz być taka tajemnicza. Nie wygadam cię przed nikim. – Nadal trochę miała podśmiechujki. Nie wiedziała czy Brie chciała teraz sprawić wrażenie jakiejś twardzielki czy kogoś kogo takie rzeczy nie ruszały, ale Sameen dobrze się bawiła. Lepsze to niż wymiotowanie na jej ranę, bo ktoś nie widział chujowego szycia. Z drugiej strony… Brie pewnie musiała widzieć naprawdę pojebane rzeczy. Rozpierdolone ciała po masakrycznych wypadkach samochodowych, ludzie z rozjebanymi odbytami udający, że spali ze schodów, samobójcy. Aż zaczęło ją kusić, żeby nieco podpytać, ale uznała, że to może być jednak drażliwy temat. A Sameen też nie chciała, żeby Rowe odebrała ją jako udającą cwaniaczkę, co chce słuchać o takich rzeczach.
-W takim razie, myślę, że powinnaś wiedzieć, że zdecydowanie jesteś najładniejszą osobą jaka się mną zajmowała. – Posłała jej szybki i delikatny uśmiech. Zaraz jednak uciekła gdzieś spojrzeniem. Nadal nie czuła się w stu procentach pewnie z samą sobą. Nadal czuła dziwną pustkę i ból po tym jak ostatnio jej zaufanie zostało zdradzone i po tym jak… dobra, czas to przyznać na głos, jak jej serce zostało złamane. Plusem tego wszystkiego było to, że Sameen miała bolący dowód na to, że ma serce i że można do niego dotrzeć. Teraz, przy takiej Brielle, serce sprawiało wrażenie jakby było gotowe na nowy ból.
-Nie gotuję, więc nie zaproponuję ci jedzenia w ramach podziękowania. – Wstała i wsadziła ręce do kieszeni spodni. Zaprosiłaby Brie na kolację, ale to sugerowałoby randkę, a Sameen nie randkowała. Nie potrafiła. Nie chciała zrobić z siebie pajaca. –Masz ochotę wybrać się na Halloweenową imprezę? – Zapytała w końcu i spojrzała na Brie. Ogólnie był to tragiczny pomysł, bo na tej samej imprezie Sam będzie musiała kogoś zabić, ale nikt nie powiedział, że nie może się przy tym dobrze bawić, tak? Nie przy samym akcie zabijania, ale na imprezie.

Brielle Rowe
ratownik medyczny — pogotowie ratunkowe
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
you say someday when we're older we'll be shinin' like we're gold, won't we?
+ Sameen Galanis

Brielle, gdyby tylko miała teraz czym, by się udławiła. Słowo honoru.
- Przepraszam, ale czego? - przez chwilę jej oczy miały pewnie rozmiar największej monety świata. Nie chciała wyjść na jakąś chamkę, która wyśmiewa swoją rozmówczynię w jej własnym domu, więc cała sytuacja nie trwała specjalnie długo, bo jednak jakiś zalążek dobrych manier dziewuszyna ma i się po prostu opamiętała. Uśmiechnęła się lekko, żeby nie wyszło, że tak całkowicie i ostatecznie tej swojej roboty nienawidzi. - Nigdy nie marzyłam, by pracować w służbie zdrowia. Po szkole średniej zdawałam na architekturę, dostałam się nawet na wszystkie wymarzone uczelnie, ale wtedy na łeb zwaliły się nam problemy. Moja mama zmarła, zdrowie ojca rozjechało się tak jak widać - skinęła głową gdzieś w pustą przestrzeń, w stronę mieszkania jej taty. - i trzeba było pożegnać się z marzeniami a zdobyć zawód, gdzie szybko była kasa. Ratownicy pracują już na studiach, więc oto jestem. - uśmiechnęła się trochę gorzko. To wszystko było już tyle lat temu, że sama Brie zdążyła się już do wszystkiego przyzwyczaić, wszelkie swoje nastoletnie jeszcze marzenia ładując tak głęboko w swoją świadomość, że zdawało się że o nich zapomniała. Może serio tak już było? - Przepraszam, spodziewałaś się pewnie rzewnej historii o tym jak to dniami i nocami śniłam o ratowaniu ludzkiego życia - większość społeczeństwa pewnie przynajmniej chciała zakładać, że opiekujący się nimi po szpitalach i przychodniach personel to wszystko były osoby, które wezwało tam powołanie. Bo przecież nie dobre pieniądze, hehehe. Złapała się teraz na tym jak łatwo przyszło jej otworzenie się przed Sameen. Takie rzeczy, takie słowa nie padają w przypadku Rowe w stosunku do przypadkowych osób, które widzi trzeci czy czwarty raz na oczy. Co ta blondynka miała takiego w sobie, że tak szybko udało się jej ją kupić? Aż gęsiej skórki z wrażenia dostała, jak jakaś gówniara. Szybko potarła sobie dłońmi po przedramionach, tak na krzyż, żeby ten fakt przed swoją aktualną towarzyszką ukryć. Nie miałaby tego nawet jak wytłumaczyć. No bo co je powie? Że to przez to jak na nią działa? No przecież to można łatwo w pysk wyrwać i nic więcej. Postanowiła więc olać wszelkie niedogodne tematy i wrócić na te neutralne...
- Polecam się na przyszłość - zdążyła zareagować skromnie na zasunięty przez Sam komplement. Niespecjalnie umiała na takowe reagować, więc uznała za swoiste przejście z odsieczą w postaci zaproszenia na imprezę!
- Powiem tak: baaaardzo chętnie, pod warunkiem, że szanowny pracodawca nie zaprosi mnie tego dnia na najlepszą imprezę halloweenową, prosto na ostry dyżur. Kochana, tam wtedy to dopiero pojawią się takie kurioza, że się nawet Stephenowi Kingów by nie przyśniły - zachichotała nawet trochę, doceniając chyba w ten sposób swój niewybredny żarcik.
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Spojrzała na kobietę nieco zdziwiona. No takiej reakcji to się nie spodziewała. Nie wiedziała co ludzie idą do pracy w medycynie jeżeli nie czują w związku z tym jakiegoś powołania. Nikt nie chciałby dilować z takim gównem z jakim dilują ratownicy czy pielęgniarki tylko po to, żeby sobie dorobić. Już łatwiej chyba było dorobić w sklepie siedząc na kasie. Lepsze hajsy, praca mniej stresująca. No tak czy siak, dlatego założyła, że Brielle świadomie wybrała to gdzie będzie pracować. Nie spodziewała się też, że usłyszy historię życia. Zawsze zakładała, że raczej sprawia wrażenie kogoś kto nie do końca ma przyjazną twarz, albo taką, która zachęca do zwierzeń. No i była przyzwyczajona do towarzystwa ludzi, którzy zanim coś zdradzą to potrzebują czasu na zebranie zaufania. No i to nie tak, że wybierała sobie takich ludzi. Po prostu tacy jej stawali na drodze. Także pod tym względem Brielle była odmianą. Nawet chyba miłą odmianą. Sameen nie potrafiła jeszcze tego określić. Nie była nigdy pośredniczką czyichś sekretów, więc tak naprawdę wiele może się jeszcze zmienić.
-Przykro mi z powodu twojej mamy. – Powiedziała w końcu. Wiedziała, że to dobre posunięcie rzucić takim stwierdzeniem. Było to lepsze niż pogadanka, która cisnęła jej się na usta o tym jak śmierć jej mamy nie powinna zrujnować jej życia i że z pewnością nie powinna rezygnować z edukacji, żeby zajmować się swoim ojcem. Wiedziała, że to byłoby bardzo nie odpowiednie. –Uważasz, że już za późno na powrót do architektury? – Wiedziała, że to ciężkie studia, że zawód, do którego papierek jest raczej wymagany, ale prawda jest też taka, że był to kierunek, do którego trzeba mieć talent i smykałkę. Tego nie da się wyuczyć do perfekcji. Trzeba mieć wyobraźnie i wyczucie. A Rowe nie sprawiała wrażenia pięćdziesięcioletniej babki, dla której na wszystko było już za późno.
-Trochę tak. – Uśmiechnęła się. –Raczej ludzie fantazjowali o medycynie i robili wszystko, żeby się na takie kierunki dostać i je praktykować. Pierwszy raz spotykam się z kimś kto został zmuszony do bycia ratownikiem. – No Brie to może raczej sytuacja zmusiła. No i Galanis słyszała też o przypadkach, gdzie dzieci zmuszane są przez swoich rodziców do studiowania medycyny, bo to taki przyszłościowy kierunek i w ogóle.
-Dzięki. – Posłała jej kolejny uśmiech. –Przyznam jednak, że wolałabym, żeby nie doszło do czegoś takiego po raz kolejny. – Niby sobie żartowała, ale naprawdę nie chciałaby być jeszcze bardziej poharatana. Jasne, ktoś o aparycji Brie mógłby zajmować się jej ranami, ale no to nie był zbyt dobry okres dla Sameen na to, żeby zostawała ranna. Ona tutaj pracowała nad powrotem do dawnej kondycji, nie do tego, żeby jej ciało przyozdabiało coraz więcej blizn. Poza tym też niespecjalnie chciałaby znowu zostać zszywana przez emerytowanego weterynarza. Będzie musiała na wszelki wypadek zainwestować w usługi kogoś kto będzie mógł się nią zająć w sposób estetyczny. Może kiedyś jednak będzie chciała ubrać bikini i pojawić się na australijskiej plaży? Nigdy nie wiadomo.
-Jasne. – Odpowiedziała z uśmiechem, ale pogodziła się z faktem, że była to raczej odpowiedź odmowna i Sameen nie poruszy już tego tematu. –Chcesz się czegoś napić? – Zaproponowała, bo głupio jej tak było stać w tej łazience. –Nie chciałabym bezcelowo zabierać ci czasu. – Dodała i przy okazji jak już stała to po raz kolejny podeszła do tej torby z różnymi, medycznymi duperelami i wynalazła nawet jakieś tabletki przeciwbólowe.

Brielle Rowe
ratownik medyczny — pogotowie ratunkowe
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
you say someday when we're older we'll be shinin' like we're gold, won't we?
+ Sameen Galanis

To też nie było do końca tak, że Brielle w jakikolwiek sposób "oskarżała" śmierć mamy czy wystąpienie wszelkich schorzeń ojca, za to jak wygląda jej życie. Albo po tak długim czasie jeszcze jakoś wielce rozpamiętuje co wtedy poszło nie tak, że teraz nie jest jakimś turbo bogatym architektem z jakimiś uznanymi na rynku światowym projektami. Brielle na jakiś pokręcony sposób bardzo lubi swoje życie. A jeszcze bardziej szanuje wszelkie osoby, które zagrzewają tutaj miejsce na dłużej. Skinęła głową w odpowiedzi na swego rodzaju kondolencje, które wypowiedziała Sameen. Przez chwilę samej Rowe zrobiło się trochę głupio. Powinna tu przyjść, szybko zrobić swoje i spindalać skąd przyszła, a w zamian się wyraźnie zasiedza i na dodatek serwuje tej ładnej blondynce historię swojego życia, podaną na chujowo. Weź ty się Brie ogarnij.
- A wiesz, że miałam taki szalony pomysł, kiedy to wszystko zaczęło mieć jakoś ręce i nogi? - westchnęła Sobie. - No, ale czas leci, nie jestem coraz młodsza. Zanim skonczylabym studia, pukałabym już do czterdziestki. Nie mogę też rzucić pracy, a żeby ją łączyć z nią studia to hm... no chyba nie starczyłoby mi doby. - zamyśliła sie na chwilę. Że też nie jest jedną z tych szczęściarzy, co to trafiają szóstkę w totka i mogą sobie pozwolić na spektakularne zmiany w swoim życiu, bo kasa pojawiła się niewiadomo skąd. To byłyby cuda na kiju.
- Wiesz, pewnie wychodzę teraz na zrzedę, ktora nienawidzi swojego życia, a tym bardziej roboty, i ze za każdym razem kiedy muszę tam iść dostaję białej gorączki. Ale w sumie... To nie tak. Nie jest mi źle. Do wszystkiego się przyzwyczaiłam, a jestem takim typem człowieka, że trudno mi znosić zmiany. Dobrze jest jak jest - uśmiechnęła się trochę, jakby w potwierdzeniu swoich słów. No bo faktycznie, chyba trochę za bardzo zaczęła już na tą nieszczęsną opiekę zdrowia jechać.
Zamyśliła się na chwilę, pewnie nawet skupiając wzrok na jednym, martwym punkcie. Nie wiedziała właściwie czemu się tak teraz przed Sameen otworzyła. Przecież nie widziały się do tej pory jakoś specjalnie często, nawet często na tyle by mówić o jakieś relacji koleżeńskiej, a co dopiero o takich monologach. No cóż, widocznie w jej aktualnej towarzyszce było coś takiego, co u samej Brielle dużo szybciej otwierało pewne drzwi. Dziewczyna dawno, bardzo dawno już chyba tego nie czuła. W jej przypadku to naprawdę duży komfort, kiedy głowa cały czas nie suszy ci myśli, że tego nie mów, to zostaw dla siebie. Z drugiej jednak strony czuła się kompletnie zblokowana, jeśli chodzi o odbicie piłeczki "pytaniowej". Cóż, Rowe chyba gdzieś podprogowo umiała dodać dwa do dwóch i wszystko co do tej pory widziała i wiedziała o Sameen, nie wskazywało na to, by dziewczyna równie specjalnie chętnie odpowiadała w ten sposób. A i sama Brie chyba wie, kiedy lepiej po prostu czegoś nie wiedzieć.
- Spokojnie, nie mam innych planów. Cokolwiek tylko zaproponujesz - odpowiedziała z uśmiechem. Musi przestać robić z siebie zrzedę!
ODPOWIEDZ