Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Mia była poniekąd dumna z młodszej siostry za to, że ta mimo przykrych doświadczeń potrafiła zawalczyć o siebie. Starsza Montgomery uważała, że skorzystanie z pomocy specjalisty było w pewnym sensie aktem odwagi. W trakcie pracy zawodowej poznała mnóstwo ludzi, którzy z różnych przyczyn cierpieli w samotności. Poznała kobiety w przemocowych związkach, ludzi którzy nie radzili sobie ze stratą czy pacjentów z innymi traumami. Siostry Montgomery bycie fighterkami miały najwyraźniej we krwi.
- Hmm. Ta pierwsza opcja faktycznie byłaby romantyczna. Ale ta druga - zajebiście niezręczna - roześmiała się. - No wiesz, myśl że współpracownik albo szef widział moje cycki, byłaby jednak niekomfortowa. Nie to, żebym miała się czego wstydzić - uniosła zadziornie brew i dumnie się wyprostowała, wypinając pierś do przodu.
- Może... A może to po prostu PMS - roześmiała się przytakując Ginny. Zdecydowanie byłaby świetną panią psycholog, jednak położnictwo zdawało się być jej pasją. Mia była naprawdę dumna z siostry, że ta poszła za głosem serca przy wyborze przyszłego zawodu. - Ostatnio widziałam się z Haydenem i po prostu... Nie wiem, chyba jakiś sentyment sprawił że za nim zatęskniłam. No, ale było minęło, nie ma się co zadręczać - machnęła niedbale ręką, bo z byłym narzeczonym i tak nie miała kontaktu od ich ostatniego spotkania na imprezie. Zresztą, chyba i tak kogoś aktualnie miał, więc temat był definitywnie zakończony. Tylko dlaczego wciąż o nim myślała? - Floyd wrócił do miasta - zrzuciła nagle bombę, stwierdzając w duchu że nie ma się co czaić z tym tematem. Ginny miała prawo wiedzieć, że ich brat krąży gdzieś po Lorne - przecież istniało ryzyko że młodsza Montgomery w końcu by się na niego gdzieś natknęła. Sama Mia spotkała go przecież całkiem niespodziewanie, kiedy starszy brat pojawił się w szpitalu po tym jak Mia trafiła tam po jednej z ostatnich akcji ratunkowych.

Ginny Montgomery
stażystka położnictwa / studentka — Cairns Hospital
20 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Jakiś czasu temu zerwała z toksycznym chłopakiem, ale nadal ciężko jej się z tego wydarzenia wyzbierać. Pragnie w przyszłości być położną, więc póki co odbywa staż w szpitalu w Cairns.
Pewnie ta walka o przetrwanie była jej dana w genach. To i parę innych aspektów. Ale rzeczywiście Ginny przebyła długą i bolesną drogę – w tym wieku pewnie była ona jeszcze trudniejsza – i pewnie powinna być z siebie też dumna, ale póki co jakoś nie potrafiła. Cieszyła się natomiast, że ten rozdział miała już zamknięty i teraz mogła skupić się wyłącznie na sobie. Dlatego związki i randkowanie naprawdę jej obecnie nie interesowały.
Parsknęła śmiechem. — Jasne, że nie — oznajmiła, przewracając oczyma. — Nie wiem czy się zgadzam, bo przecież różnie bywa, prawda? Gdybyś zakręciła się wokół jakiegoś strażaka to pewnie mielibyście wiele wspólnych tematów, prawda? — oznajmiła z niedbałym wzruszeniem ramion, bo jakoś w jej światopoglądzie randkowanie ze współpracownikiem czy przełożonym nie wydawało się wcale takie straszne.
Widziałaś się z Haydenem? I jak…? — zapytała, wpatrując się w nią szczerze zaskoczona, bo spodziewałaby się raczej rzucania talerzami aniżeli spokojnej rozmowy. Chociaż… może się myliła? — Wait… ale mam nadzieję, że przez ten jak mówisz sentyment nie zrobiłaś niczego głupiego? — spytała zaraz ze zmarszczeniem brwi, bo doskonale wiedziała, że najgorzej to ufać samej sobie i własnym instynktom. I trzeba przyznać, że Ginny zupełnie nie spodziewała się, że gdzieś pomiędzy obgadywaniem sukni panny młodej, wspominek o Haydenie, nagle wypłynie temat ich brata. Spojrzała na Mię z zaskoczeniem, po czym powoli skinęła głową. — Świetnie. Widziałaś się z nim czy tylko słyszałaś? — spytała jeszcze trochę grając na czas, bo tak naprawdę nie wiedziała, jak powinna zareagować i co naprawdę czuła. Nie miała chyba zbyt dobrego i częstego kontaktu z Floydem i choć było to dość przykre stwierdzenie to jednak miała do niego podejście dość obojętne.
Mia Montgomery
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Zastanowiła się przez chwilę nad słowami Ginny o strażakach, przytakując głową na jej słowa. Nie mogła zaprzeczyć, że było na czym oko zawiesić! Taki Remi czy Dick byli niczego sobie, ale mimo wszystko Mia wolała unikać relacji romantycznych w pracy - nie chciała, żeby uczucie przesłaniało jej rozsądek choćby podczas akcji ratunkowych. Chociaż nigdy nie wiadomo kiedy kogoś trafi strzała amora, więc gdyby ktoś z jej kolegów i koleżanek z remizy postanowił razem iść przez życie, to Mia mocno by pewnie kibicowała!
- Nie, nie, żadnych głupot. To znaczy, trochę się na niego wydarłam. Bo był za miły, rozumiesz? Zjebałam wszystko co mogłam w tym związku, więc powinien mnie nienawidzić do jasnej cholery, a nie być dla mnie miły! - stwierdziła nieco wzburzona - temperamencik wziął górę, bo zachowanie Haydena naprawdę ją wkurzyło! Chociaż ostatecznie doszła do wniosku, że wkurzona była sama na siebie, kiedy okazało się jej eks to fajny, zdroworozsądkowy facet który nie kisi nienawiści w sobie. Łatwiej było z nim nie być gdyby miała świadomość, że facet nie chce jej widzieć na oczy.
- Widziałam. Wtedy, kiedy zostałam w szpitalu na noc, na obserwację - nakreśliła, by Ginny mogła sobie umiejscowić w czasie te wydarzenia po jednej z akcji ratunkowych, w których Mia została nieco ranna. - Przyszedł do mnie, zadzwonili do niego ze szpitala. Nadal miałam go wpisanego w osobach do kontaktu, zapomniałam to zmienić - wyjaśniła szybko. - Przepraszam, że nie powiedziałam Ci od razu, ale sama nie wiedziałam co powinnam o tym myśleć - wypuściła głośno powietrze z ust, bo zdaje się że Floyd obecnie znowu wyjechał z miasta. Ale Mia uznała, że mimo wszystko Ginny miała prawo wiedzieć, że był tu choćby przez krótki czas.

Ginny Montgomery
stażystka położnictwa / studentka — Cairns Hospital
20 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Jakiś czasu temu zerwała z toksycznym chłopakiem, ale nadal ciężko jej się z tego wydarzenia wyzbierać. Pragnie w przyszłości być położną, więc póki co odbywa staż w szpitalu w Cairns.
Brew Ginny podjechała do góry. — Czyli miałaś do niego pretensje, ponieważ był zbyt miły? — spytała z politowaniem. Ale chyba nie powinna z niej kpić. Dlatego szybko się chcąc zreflektować uśmiechnęła się łagodnie. — Może po prostu nie jest człowiekiem, który nosi w sobie rozgoryczenie? I może po prostu stwierdził, że ruszy dalej zamiast cię nienawidzić? — zapytała retorycznie, czemu towarzyszyło wzruszenie ramion. I trochę uderzyło w nią, że ona sama nie potrafiła taka być w stosunku do niektórych osób. Widocznie ten cały Hayden był po prostu lepszą osobą niż one dwie. Ale tak mówiąc szczerze – gdyby ona była na miejscu Mii to pewnie też by ją niemiłosiernie wkurzało, gdyby ktoś komu zrujnowała życie był dla niej miły. Bo oczywiście tak w głębi serca byłaby zła na siebie za małostkowość, a nie na ową osobę. Widocznie siostry nie różniły się tak bardzo.
Skinęła głową na znak, że rozumie i nagle dotarły do niej przeprosiny. — Nie no coś ty. Daj spokój — oznajmiła stanowczo i potrząsnęła głową. — To nic takiego. Słuchaj, ja go prawie nie znam i… no dobra, sama nie wiem, co o tym myśleć, ale to nie tak, że jakoś mocno mnie boli brak kontaktu — skłamała i nawet udało jej się przy tym nie mrugnąć. W gwoli ścisłości, Ginny pewnie chciałaby z Floydem mieć podobny kontakt jak z Mią, ale rozumiała sytuację. Albo przynajmniej próbowała ją zrozumieć na tyle, na ile się dało. Jej starsza siostra naprawdę niemal wypruwała sobie żyły, by zapewnić jej wszystko, czego potrzebowała i choć pewnie w przeszłości kłóciły się zażarcie – jak to siostry jednak – to Ginny nie oddałaby tamtego czasu za nic. Poza tym Mia zawsze sprawiała, że nie brakowało jej kontaktu z Floydem. Była wystarczająca. Choć niewątpliwie… miłoby było mieć koło siebie starszego brata w najgorszych chwilach.
Mia Montgomery
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
- To nie takie proste, Ginny - westchnęła, bo wiedziała że brzmiała absurdalnie, ale... po prostu łatwiej jej się żyło ze świadomością, że była u Haydena na cenzurowanym. Przynajmniej nie kusiło jej, żeby znowu zaczęła myśleć o tym, jak wiele straciła. Słysząc kolejne słowa młodszej siostry Mia spojrzała na nią z narastającą dumą. - Kiedy Ty tak wydoroślałaś, co? - objęła ją ramieniem i dała całusa w czoło. Ceniła w Ginny właśnie to, że potrafiła szczerze ocenić sytuację i podzielić się z siostrą wnioskami.
- Myślałam, że jakoś powoli wprowadzę go do Twojego życia... Ale sama widzisz, nie zdążyłam tego zrobić przed jego kolejnym wyjazdem - odparła wyraźnie poirytowana. Mimo wszystko nie chciała, żeby Floyd wzbudzał w niej takie negatywne emocje. Jeśli jeszcze kiedykolwiek mieliby mieć kontakt to Mia wolałaby, żeby zastał je świetnie radzące sobie bez niego. Może powinna udać się na korepetycje z przebaczania do Haydena - wtedy zdecydowanie lepiej by jej się żyło. No i lżej, bez tego całego bagażu napełnionego żalem i pretensji. No i na pewno Mia byłaby przeszczęśliwa wiedząc, że dla młodszej siostry była wystarczającym starter packiem, matką, ojcem, siostrą i bratem w jednym.
- Ugh, to wesele, powinnyśmy się bawić a nie rozprawiać o tych smutach. Muszę chociaż raz zatańczyć z tym blond drużbą - oznajmiła z zawadiackim uśmiechem, kończąc swojego drinka. - Ale najpierw musisz mi dotrzymać towarzystwa przy dawaniu czadu do Y.M.C.A. - oznajmiła ciągnąć siostrę za rękę na parkiet, na którym rozbrzmiewał ten szlagierowy kawałek Village People!

Ginny Montgomery
/zt x 2 <3
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
Zostań muzykiem, mówili. Będzie fajnie, mówili... No, zabawy Jesse miał co nie miara kiedy na przykład prowadził weselne oczepiny, na których para młoda życzyła sobie, by zabawy były z serii tych, na które potem żal patrzeć na weselnej taśmie. No ale nasz klient - nasz pan, prawda? Jednak z nieskrywaną ulgą Jesse odnotował, że dzisiejsza para młoda, której band Jessego polecił jej znajomy znajomego jeszcze innego znajomego... a może tamtego znajomego... no nieważne! Grunt, że para młoda była nadzwyczaj miła i normalna. Nie chcieli żadnych wyszukanych zabaw czy melodii, ba, wręcz całkowicie zaufali Wyattowi i reszcie muzyków z zespołu pod kątem doboru kawałków. I wszystko przebiegało świetnie... do czasu.
Akurat goście weselni, a zatem i zespół mieli przerwę na obiad numer 58364 tego wieczoru. Członkowie zespołu zajęli miejsca przy małym stoliku tuż obok sceny, do którego wciąż i wciąż podchodził ojciec panny młodej, częstując każdego z nich swoją nalewką. Nie wypadało co chwilę mu odmawiać, więc raz na jakiś czas owszem, Jesse dawał się skusić na toast. Po jednym z takich opadł na swoje krzesło tuż obok Stevie i złapał się za serce.
- Lepiej miej pod ręką telefon, bo jak tak dalej pójdzie, to wywiozą mnie stąd dziś na noszach - westchnął, odpinając sobie jeden z guzików koszuli. - Jak Boga kocham bimber przy tym wysiada. Tęsknię za nim - zmarszczył brwi, po czym posłał jej błagalne spojrzenie. - Błagam, jeśli zobaczysz, że znowu się tu zbliża, szturchnij mnie, a ja ucieknę. To moja jedyna szansa na przetrwanie - przytaknął żywo głową na swoje własne słowa. Tak, był gotów do tego kroku! W międzyczasie zaczął rozglądać się po sali i z niepokojem odnotował, że kadry zaczynają mu się rozmywać... ups!
- W Twoich rodzinnych stronach też się tak bawicie na weselach? - spytał i przerzucił wzrok ponownie na dziewczynę. Musiał mieć jakieś impulsy ku temu, żeby nie położyć się na 5-minutową drzemkę trwającą kilka godzin.
stevie mayfield
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Szczerze mówiąc, kiedy po długim wieczorze całkiem owocnego karaoke jej mikrofonowy partner zaproponował, aby dołączyła do jego zespołu, najpierw nie uwierzyła, że może mówić na poważnie, bo oboje byli po pewnej dawce alkoholu, a wiadomo, że poalkoholowe fantazje rządzą się swoimi prawami. Gdy natomiast już zaczęła wierzyć, nie do końca przypuszczała, że będzie to tego rodzaju zespół, który gra na weselach. Nie żeby było w tym cokolwiek złego! To uczciwy sposób zarabiania pieniędzy jak każdy inny z uczciwych sposobów zarabiania pieniędzy, nic zdrożnego. Ona zresztą tak czy siak w tamtym momencie w Lorne Bay nie miała żadnego innego źródła dochodu, więc po pierwsze nie oceniała, a po drugie uznała, że równie dobrze może występować na podobnych eventach. Nikt jej tu przecież nie znał i w każdej chwili mogłaby uciec na drugi kraniec swiata, gdyby cokolwiek poszło nie tak… Poza tym prawda była taka, że w swoim poprzednim życiu nie miała wielu okazji do tego, żeby faktycznie bawić się na jakimkolwiek weselu…
- Lepiej, żebyś nie wyjechał stąd na noszach – stwierdziła po prostu. - Co my bez ciebie zrobimy? – spytała. Generalnie i na co dzień nie była aż tak otwarta i bezpośrednia w stosunku do osób, które poznała niedawno. To znaczy jasne, była sympatyczna, chętnie nawiązywała kontakty, nie miała problemów z opowiadaniem o sobie i nikogo nie trzymała na żaden dystans – jednak mimo wszystko nie rzuciłaby podobnym tekstem, gdyby sama nie wypiła już kilku kieliszków tej złowrogiej nalewki tylko dlatego, że nie zdążyła odpowiednio szybko uciec. - A gdybyś spróbował go gdzieś wylewać… Nie wiem… Za kołnierz? Do buta? Do jakiegoś kwiatka? – zaproponowała genialnie w swojej pomysłowości… Gdyby nie to, że każdy z tych pomysłow nie nadawał się praktycznie do niczego. Kwiatków wokół nich nie było, wszyscy kierowcy ciężarówek wiedzieli, że alkohol przez skórę nogi w bucie też wchłania się całkiem nieźle, a gdyby Jesse miał wylać sobie za kołnierz, to skończyłoby się tym, że śmierdziałby wodką, a jego koszula byłaby do prania. Bez sensu.
- Wiesz… Właściwie to chyba pierwsze prawdziwe wesele, na jakim jestem. Mojemu rodzeństwu nie za bardzo się spieszyło – powiedziała szczerze i wzruszyła ramionami. Jeśli chciał usłyszeć jakieś szalone historie z szalonych wesel w Ameryce, to niestety nie znała żadnej dobrej. Bo pewnie nawet gdyby ktoś ją kiedyś zaprosił na wesele – nadal była z północy Stanów, nie z południa, gdzie ludzie bawili się lepiej, a pijani wujkowie mieli większą fantazję po kilku głębszych domowej księżycówki… - A tutaj to norma? – odbiła więc piłeczkę.

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
Zaczepianie ludzi na muzycznych grupach na fejsie oraz na karaoke było dla Jessego normalną formą szukania współpracowników. Niektórzy, mimo początkowego entuzjazmu, krzywili się słysząc że chodzi o weselny band. Jesse również, owszem, marzył o tym by podbić przemysł muzyczny, ale musiał też szczerze przyznać, że gra na weselach i chałturzenie na Dniach Buraka Cukrowego były po prostu opłacalne. No i miał względną pewność, że zleceń szybko mu nie zabraknie. Ludzie wciąż chcieli brać śluby, niektóre bardziej, niektóre mniej przemyślane (albo w stanie upojenia alkoholowego i totalnym zaufaniu, że przed chwilą spotkało się miłość życia) - dlatego Wyatt wyciskał z tego zajęcia, ile mógł. Co do samej Stevie, od samego początku czuł, że mają podobny muzyczny vibe i miał co do tej współpracy naprawdę dobre przeczucia. Oczywiście brał pod uwagę fakt, że każdy z jego muzycznych kompanów może w pewnym momencie spasować, dlatego przyzwyczajał się już do pewnej rotacji w zespole.
- O widzisz, i tu wchodzisz Ty - palcem wskazującym dotknął jej barku. - Myślisz, że dałabyś radę z tymi wszystkimi oczepinowymi niespodziankami? Wiesz, poprowadzić je, dorzucić coś od siebie - zapytał zaintrygowany. Jesse z kolei w kontaktach z ludźmi był rasowym golden retrieverem. Zazwyczaj dość szybko przełamywał dystans i wzbudzał zaufanie oraz sympatię. Na szczęście nie przeszedł jeszcze do fazy nagłej potrzeby przytulania wszystkich wokół, do tego potrzebował jeszcze odrobiny nalewki. - Jeśli to Twoje typowe sposoby na unikanie picia, to na kolejnej wspólnej imprezie będę Cię uważnie obserwował - zbliżył dwa palce ułożone w "V" najpierw do swoich oczu, a następnie do oczu Stevie. Zdaje się, że właśnie się tu przed nim dość mocno zdemaskowała.
- Naprawdę? - odparł zaskoczony. - No to idealnie, nie jesteś jeszcze splamiona niechęcią do wesel - roześmiał się, nie uważając tego za nic dziwnego ani. W większych miastach jednak tego typu imprezy wyglądają inaczej, niekoniecznie jak wielkie spędy rodzinne z bimbrem i pieczonym prosiakiem. - Wiesz, tak naprawdę to zależy od tego, kto jakiej długości ma kijek w tyłku. Są rodziny, które nie wyobrażają sobie innego wesela niż to tradycyjne, a niektórzy z kolei wolą coś w rodzaju bankietu. I wtedy goście bawią przy jazzie i kawiorze - podsumował. Sam zdecydowanie częściej spotykał się z tym pierwszym rodzajem imprez, choć prawdę mówiąc uważał, że i z drugim by podołał jako muzyk. W międzyczasie sięgnął po jedną z zimnych przekąsek ustawionym na stole i nagle ujrzał JĄ. Mina mu nieco zrzedła, kiedy tak obserwował dziewczynę, która parę tygodni temu po wspólnej nocy ot tak, jak gdyby nigdy nic wyszła od niego z rana bez pożegnania.
stevie mayfield
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Prawda była taka, że planowała tu być tylko przez jakiś czas, niekoniecznie na zawsze. Do tego przyjechała nie tak dawno temu i nie miała jeszcze żadnej innej bardziej bądź mniej stałej pracy, a jednak – nawet jeśli na to mogła nie wyglądać – od czasu do czasu potrzebowała coś zjeść. Za darmo też jej nikt pod dachem nie trzymał. Musiała zarabiać. Bycie wokalistką w zespole nie brzmiało wcale jak zła opcja zarobienia kilku groszy na podstawowe potrzeby. A to że był to zespół weselny albo festynowy… Trudno. Przecież nie zamierzała tego tak czy siak wpisywać do swojego CV, nie? Mogła się zwyczajnie dobrze bawić, póki miała na to szansę. A wesela, jak się okazywało, były całkiem niezła zabawą. Nawet jeśli było się na nich w roli orkiestry, a nie zaproszonego gościa.
- Ja? – palnęła głupio, jakby była w ogóle opcja, że Jesse pytał o to kogokolwiek innego, mimo że rozmawiali właśnie praktycznie we dwoje. Chwilę później parsknęła śmiechem i pokręciła głową. - Nie żartuj – odpowiedziała. - Bo żartujesz… Prawda? – postanowiła się upewnić i miała nadzieję, że nie jest właśnie memem z Natalie Portman i młodym Lordem Vaderem. Na moment przestała nawet się uśmiechać, zerkając na swojego kolegę badawczo. Mimo że w roli wokalistki czuła się nawet nieźle, raczej nie nadawała się na wodzireja ani do bycia generalnie w centrum uwagi. Totalnie nie jej bajka. Nie wspominając o tym, że nie znała się za bardzo na tym, jak w ogóle powinny wyglądać takie oczepiny, bo nie była w swoim życiu na wielu weselach – a w roli członkini orkiestry to już w ogóle była po raz pierwszy.
Na jego wymowny gest uniosła do góry obie dłonie, a potem zamiast się tłumaczyć (bo generalnie nie była człowiekiem wielu słów), podniosła do góry swój kieliszek i grzecznie go opróżniła. Żeby nie było. - Ale uważam, że ktoś powinien mieć odrobinę mniej promili… Tak na wszelki wypadek – dodała też z lekkim rozbawieniem, również żeby nie było. No bo jak to będzie wyglądało, jak wszystkie grajki wylądują pod stołem przed czwartą nad ranem czy o której się ta impreza miała skończyć? Chyba niezbyt elegancko. Stevie natomiast nie miała problemu z tym, żeby wcielać się w rolę odpowiedzialnej, zazwyczaj w takiej występowała.
- Póki co bawię się nieźle – przyznała i też się roześmiała. - Jazz i kawior brzmią… Naprawdę fancy stwierdziła, bo nie chciała nikogo oceniać, ale… W tym drugim przypadku chyba byłaby totalnie nieprzydatna w zespole, prawda? Bo co by miała robić? Plumkać i bom-bom-pim-szala-lila-leć? - Jesse? – zanim zdążyła dodać coś jeszcze do tej wymiany doświadczeń (to znaczy jednostronnej, bo on dzielił się doświadczeniami, a ona to przyjmowała), zauważyła, że Jesse nieco się jakby odkleił. Podażyła spojrzeniem za jego spojrzeniem… Ale nie, nie miała pojęcia, na co się tak nagle skwasił.

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
Lorne Bay zdecydowanie miało w sobie coś, co przyciągało ludzi. Jesse znał wielu ludzi, którzy z przyjezdnych nagle stawali się stałymi mieszkańcami tego miasta. Dlatego też Jesse miał nadzieję, że mimo wszystko Stevie zostanie z nimi na dłużej. Jasne, nie znali się jeszcze zbyt dobrze, dopiero niedawno tak naprawdę zaczęli współpracować pełną gębą. Ale prawda była taka, że ogłoszenia Jessego na nowych muzyków nie cieszyły się jakimś ogromnym zainteresowaniem. Większość obecnego składu była muzykami po godzinach i zajmowali się tym hobbistycznie, w międzyczasie harując na etacie. Jesse był akurat tym, który muzyce poświęcił się do reszty, ale wciąż miał w głowie mnóstwo wątpliwości, czy warto ganiać za marzeniami.
- No nie wiem. Żartuję? - trochę się jeszcze z nią podroczył, ale w końcu roześmiał się pod nosem, nie znęcając się nad już dłużej. - Wiesz, prawdę mówiąc ja sam zostałem wodzirejem z przypadku. Moja poprzednia kapela rozpadła się i musiałem improwizować, więc założyłem swój zespół i nauczyłem się żyć z mówienia ludziom, jak mają się bawić - posłał jej szeroki uśmiech. Czy wyobrażał sobie swoją przyszłość w ten sposób? Absolutnie nie. Ale podobno do wszystkiego można przywyknąć, a z biegiem czasu Wyatt nawet polubił to zajęcie. Grunt, że wciąż mógł przy tym grać.
Nie mógł się nie zgodzić ze swoją towarzyszką. Co prawda zdarzało się, że wszyscy grajkowie byli pod koniec w stanie wskazującym na (mocne) spożycie, ale przecież musieli jeszcze ekhm, odebrać resztę kwoty za dzisiejsze zlecenie.
- I cholernie nudno - dodał konspiracyjnym szeptem i już miał kontynuować, kiedy skupił całą swoją uwagę na tajemniczej (nie)znajomej. Dopiero po chwili wrócił na ziemię i do Stevie z "Hę?" zawieszonym na ustach. - Blondynka na piętnastej, widzisz? - rzucił międzynarodowym kodem, biorąc głęboki wdech, po czym - wciąż zastygając bez ruchu - skierował wzrok na Stavie. - Patrzy tutaj? - spytał z nutką nadziei w głosie. To, że dziewczyna już od dawna widziała, że facet którego olała po wspólnej nocy śpiewa na tym weselu, to jedno. Pytanie, czy oleje go po raz kolejny w ciągu raptem paru tygodni.
stevie mayfield
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
To było naprawdę bardzo ładne miasteczko, które zdecydowanie posiadało swój urok. Oczywiście w pierwszej kolejności do przylotu tutaj skłoniły ja zdjęcia, które znalazła w internecie. Złote plaże, błękitna woda, loty balonem nad malowniczymi polami i lasami, tuż za granicami miasta zielony rezerwat koali, a wszystko to skąpane w słońcu, które wydawało się zarówno nieśmiertelne jak i bardzo przyjazne – dla Amerykanki, która całe życie spędziła w stanie Waszyngton, słynącym z deszczów tak częstych, gęstych i ponurych, że stanowiły idealne środowisko dla lęgnięcia się wampirów, to brzmiało jak prawdziwy raj. Do tej pory naprawdę jej się tu podobało. I ewidentnie jeszcze nie zdążyła się przejechać na swoim własnym gonieniu za marzeniami… Ba! Aktualnie uważała to za jedyną rzecz, za którą tak naprawdę warto gonić, niezależnie od kosztów.
Wbiła w niego długie, przenikliwe spojrzenie, gdy postanowił się z nią droczyć. W założeniu miało być trochę badawcze, jakby chciała przejrzeć go na wylot i sprawdzić, czy faktycznie żartował czy nie, a trochę intensywne i sugerujące, że owszem, liczyła na to, że rzeczywiście zartował. Nie chciała też po sobie pokazać, że odczuła ulgę, gdy w końcu postanowił się roześmiać. - Mam wrażenie, że przychodzi ci to naturalnie – stwierdziła szczerze i miał to być komplement, chociaż po chwili stwierdziła, że mogło to nie zabrzmieć do końca jednoznacznie. - Nie chodzi mi o granie na weselach, ale sprawianie, że ludzie dobrze się bawią – sprecyzowała, żeby nie było wątpliwości, co miała na myśli. Nie znali się długo, ale zdążyła zaobserwować, że Jesse roztaczał wokół siebie atmosferę, w której ludzie czuli się swobodnie. A kiedy sam się dobrze bawił, ciężko było nie bawić się razem z nim.
Spojrzała w stronę, którą jej wskazał i faktycznie zobaczyła dość atrakcyjną blondynkę. Nadal niewiele jej to wyjaśniało, ale uznała, że to nie jest najlepszy moment, żeby dopytywać o więcej szczegółów. Zawahała się przy jego pytaniu. Podejrzewała, że to pytanie posiadało właściwą odpowiedź, ale nie potrafiła stwierdzić, która to faktycznie była. Miała pięćdziesiąt procent szansy, jakby nie było… - Nie… - zaryzykowała, mówiąc powoli. - To twoja znajoma? – mimo niechęci do wścibstwa postanowiła jednak zadać pytanie pomocnicze.

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
Jesse był ekspertem w gonieniu za marzeniami. Już jako nastolatek marzył o zostaniu muzykiem i mimo wszystkich kłód rzucanych mu pod nogi przez życie, wciąż uparcie do tego dążył. Nie udało mu się co prawda dostać do szkoły muzycznej, nie wygrał X-Factora w którym wziął udział, ale mimo to nadal wierzył, że gdzieś tam czeka na niego świetlana muzyczna przyszłość. Wierzył, że jego cierpliwość zostanie w końcu wynagrodzona... nawet, jeśli lata mijały, a on utknął na etapie grania na weselach.
- Wow, to chyba najlepszy komplement, jaki można dostać w tej branży. Dzięki - dodał posyłając jej lekki uśmiech. W końcu o to chodziło w tym wszystkim - żeby ludzie przyjemnie spędzili czas. W końcu - z reguły przynajmniej - wesele to wyjątkowy dzień w życiu każdego człowieka. I nawet jeśli potem coś pójdzie nie tak, to zawsze można powspominać, że chociaż dobrze się człowiek bawił w tym dniu, który stanowił przejście przez wrota piekieł... No cóż, Jesse zawsze widział szklankę do połowy pełną.
- Nie!? - spytał nieco głośniej, niż zamierzał. Trochę się wzniecił tym, że potencjalnie znowu stał się dla niej niewidzialny. I jasne, one night stand to nie jest zazwyczaj wstęp do pięknej romantycznej historii miłosnej (chyba, że grasz w serialu albo w filmie), ale mimo wszystko jego męska duma nieco ucierpiała. No bo przecież mogli się pożegnać w miłych okolicznościach, prawda? Jesse nawet zrobiłby jej pankejki z sosem klonowym i pyszną kapuczinę... A potem życzył miłego dnia i nie musiałby odwalać dziś takiego cyrku. - Znajoma... Trochę za dużo powiedziane - skrzywił się lekko. Trochę niezręcznie było mu o tym mówić, ale na szczęście wcześniej mocno znieczulił się alkoholem. - Poznaliśmy się na wyjściu ze wspólnymi znajomymi... I wiesz, tak jakoś wyszło, że wyszła nad ranem. Bez pożegnania, bez niczego. To znaczy, w swoich ubraniach - uściślił, że koleżanka jednak nie była ekshibicjonistką. - Nie rozumiem dlaczego, przecież było miło, a ona zostawiła mnie tak jak jakiegoś... Wiem. Teraz ją o to spytam - oznajmił nagle na pewniaka, po czym wstał... i ruszył w stronę mikrofonu stojącego na scenie.
stevie mayfield
ODPOWIEDZ