płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Uniosła brwi, bo naturalnie nie potrafiła sobie wyobrazić tego jak skomplikowane mogło być posiadanie dziecka. Albo chęć posiadania dziecka. Znaczy, zdawała sobie sprawę z tego, że posiadanie dziecka to jednak skomplikowana sprawa. Ale samo zrobienie dziecka nie było jakieś skomplikowane. Chyba, że naprawdę się tego dziecka chciało to dosłownie wszystko stawało na przeszkodzie. A jak byłaś z patologicznej części społeczeństwa to wystarczyło jedno ruchanie, żeby na świat przyszło stado patologicznych dzieci, na które będą zpierdalać ludzie, którzy tych dzieci nie chcą, albo chcą, ale nie mogą, albo po prostu nie są jebniętymi i zbędnymi członkami społeczeństwa. No, ale co zrobisz. Słuchała Zoyi i starała się nie komentować typów, z którymi chciała mieć te dzieci. Przynajmniej ze Szkotem nie musiałaby martwić się o kołysanie dziecka, bo mieszkaliby na zapleśniałej łodzi. Tak, Sam tam była i widziała pleśń, więc powodzenia dla wychowania dziecka, w takich warunkach. Logana nie skomentowała, bo wolałaby wrócić do ludzi wujka Vesemira i wolałaby znowu być poddawana torturom niż rozmawiać o tym pierdolonym pantofelku, który był tylko i wyłącznie stratą powietrza i worem spermy, której nikt nie chciał.
-Nie rozumiem. – Powiedziała w końcu. –Czyli wolałabyś mieć dziecko z beznadziejnym i średnio obecnym typem? Bo gdybym miała wybierać z twoich poprzednich… związków. To myślę, że najlepszą opcją jest bycie samotną matką. – Postanowiła być szczera, ale też czuła, że Zoya wiedziała, że innego komentarza od Sameen nie powinna się spodziewać. Jeżeli rzeczywiście spodziewała się czegoś innego to mogła obwiniać tylko i wyłącznie siebie. Nie Sameen. –Czyli co konkretnie masz z nim wspólnego? – Zapytała, bo ta kwestia też była dla niej nie do końca jasna. Głównie przez braki pamięci. Jej i moje, hehs.
-Okej… – Zmarszczyła brwi. –To w czym problem, żeby mu o tym powiedzieć? Możesz go poinformować i ewentualnie dać mu do zrozumienia, że jeżeli będzie chciał być obecny w życiu dziecka to spoko, nie masz nic przeciwko, ale jeżeli nie chce tego dziecka to absolutnie nigdy się o sobie nie dowiedzą. Możesz nawet iść do prawnika i spisać jakąś umowę. – Nie wiedziałaby takich rzeczy gdyby nie to, że Zoya swego czasu zmuszała ją do oglądania sporej ilości durnych filmów i seriali. No i naturalnie Sameen zgadywała, że skoro takie rzeczy dzieją się na ekranie to mogą się też dziać w prawdziwym życiu.
-Domyślam się, że nie miał okazji do tego, żeby się wykazać. – Stanęła w obronie Tyfona. Normalnie miałaby w niego wyjebane, ale jednak powinien być psem obronnym i wierzyła, że spełniał swoje funkcje jak Sam była nieobecna. –Załatwię mu tresurę. – Dodała i na chwilę zamyśliła się nad tym czy Eve przyjęłaby jej psa na szkolenie i jeśli tak to czy wyszkoliłaby go tak, żeby zajebał Sam za to jaką była pizdą.
-Oh, okej. Jasne. – Pokiwała głową. Trochę zakładała, że będzie mogła zostać przez parę dni u Zoyi, ale nie będzie się przecież wtryniać na trzeciego. Widać, że Henderson miała za dużo już na głowie. –Może nie chciała się narzucać. Proszenie o pomoc, albo pokazywanie swojej… niekorzystnej sytuacji nie zawsze jest łatwe. – Ale Sameen dzisiaj była łaskawa stając w obronie randomowych ludzi. Oprócz byłych Zoyi, w ich obronie nie stanie nigdy. Same patałachy.
Uśmiechnęła się lekko. –Czyli… masz te pieniądze? Nie rozdałaś ich jeszcze? – Zapytała unosząc brwi i nawet lekko się prostuje. –Chciałam pożyczyć trochę pieniędzy, ale skoro masz te moje to po prostu je wezmę. – Potrzebowała kupić sobie jakieś leki i ubrania. Po leki na receptę będzie musiała się gdzieś włamać. Do weterynarza czy coś. –Potrzebuję też jakieś czyste ciuchy. Jeden zestaw mi wystarczy. – Potrzebowała mieć coś w czym będzie mogła spać i wróci do zdrowia, a wiadomo, że ona nosiła ciuchy jak pewna osoba, której imienia nie wymienię. Przez kilka dni jeden zestaw po to, żeby na koniec wyjebać wszystko do śmieci zamiast uprać. –I twoje auto. Muszę pożyczyć twoje auto. – Jej za bardzo rzucały się w oczy, a Honda, którą przyjechała była kradziona, więc będzie musiała ją zwrócić zanim właściciele ogarną. –A, no i chciałabym się umyć. Jeśli mogę. – Nie pamiętała kiedy ostatni raz się porządnie myła, więc wolała się umyć u Zoyi niż u siebie.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Wolałabym mieć dziecko z kimś na na kim mi zależy i na kim mogę polegać – no i też z kimś kogo kochała, chciała z nim być, planowała wspólną przyszłość i tak dalej. Nie czułaby się aż tak osamotniona tak jak to było teraz. No i Zoya pewnie znów wykazywała się naiwnością sądząc, że Logan potrafiłby się wykazać i stanąć na wysokości zadania. Co do Corvo to nie miała nawet takich wątpliwości. Wiedziała, że byłby najlepszym z możliwych ojców, a mieszkanie na łodzi wcale jej nie przeszkadzało, byle tylko byli zdrowi i szczęśliwi. No, bo może i Zoya była przyzwyczajona do luksusów, ale potrafiłaby się ich wyrzec w imię miłości. Głównie dlatego, że była super i wiedziała, że pieniądze szczęścia nie dają, czego była idealnym przykładem. Miała dużo pieniędzy, a czy ostatnio była tak naprawdę szczęśliwa? Nie koniecznie. – Ambicja, pracoholizm, nieślubne dzieci, zdrada – pewnie coś jeszcze byłaby w stanie wymyślić. – Pewnie jestem tak samo złym człowiekiem jak on, tylko jeszcze nie dotarło to do mnie – z kim się zadajesz takim się stajesz. Zoya była z wujkiem bardzo blisko więc nic dziwnego, że przejęła jakieś jego cechy. Niestety, najwyraźniej te negatywne chociaż być może wujek pozytywnych nie miał.
- Co jak się nie dogadamy? On będzie chciał być obecny w życiu dziecka, więc będziemy toczyć wojny o podział praw rodzicielskich, czasu spędzanego z dzieckiem, czy czegokolwiek. Później się okaże, że znajdzie sobie jakąś dupę, która będzie chciała zastąpić dziecku matkę, bo czemu nie? Boje się, że nie będziemy w stanie się dogadać, a wtedy ucierpi na tym to o – i tu wskazała na swój brzuch. Nie wiedziała jeszcze jak powinna o tym czymś tam w środku mówić. Aczkolwiek czuła trochę tą irracjonalną potrzebę rozmowy z własnym brzuchem... dziwne to było i absurdalne więc starała się tego nie robić, przynajmniej na razie.
- Serio? Szkoda psa – Zoya sądziła, że tresury zabijają w zwierzakach to co jest w nich najlepsze. Oczywiście jeżeli to był jakiś super niebezpieczny pies typu doberman to warto było z nim na szkolenie pójść, ale jakoś nie wyobrażała sobie Tyfona w roli słuchającego się każdego rozkazu pieska. Chyba lubiła niesfornych chłopców. Poza tym Sameen na własnym przykładzie powinna widzieć, że musztra to nic dobrego. Ona sama była szkolna, nie zawsze było to przyjemne. Pewnie ze zwierzakami było to podobnie, a Tyfon był grzecznym pieskiem, niczego więcej Zoya po nim nie oczekiwała.
- Oczywiście, że nie jest łatwe, ale jesteśmy siostrami... chciałabym wiedzieć co się z nią dzieje, ani ona ani Will nie musza przede mną udawać, że sobie wybitnie radzą, nawet jeżeli jest to bujda, bo i tak się dowiem prędzej czy później – Zoya oczywiście sądziła, że to ona jest za nich wszystkich odpowiedzialna i miała im pomagać. Zdawała sobie sprawę, że jest prawdopodobnie najbardziej zaradna z całego rodzeństwa i chyba dlatego tak mocno się o nich martwiła.
- Tak, jeszcze z nikim się nie widziałam – i całe szczęście. – Dobrze, są u Ciebie w apartamencie. Trochę tak w sumie zrobiłam porządek... w sensie przykryłam prawie wszystko, żeby się nie brudziło niepotrzebnie, oprócz materaca, bo zdarzyło mi się tam zasnąć raz czy dwa – czy kilka razy więcej. Było jej nieco głupio, że to zrobiła, miała przecież swoje łóżko niedaleko. – Okej, zaraz Ci czegoś poszukam, klucze do samochodu mam w torebce, dowód rejestracyjny też – poinstruowała Sameen, bo Zoya miała jeszcze swój motor, na którym też mogła na spokojnie dojechać do pracy. Jazda motorem w ciąży? Why not. Kto bogatemu i upartemu zabroni? – Oczywiście, możesz korzystać, kupiłam nową sól do kąpieli – rzuciła śmiejąc się pod nosem, a później napiła się wody. Wzięła głębszy oddech odstawiając szklankę gdzieś na bok, żeby nie przeszkadzała. – Powiesz mi co się stało? – Zapytała po chwili ciszy. Chciała wiedzieć, bo obawiała się, że było to wydarzenie, które mogło mieć wielki wpływ na Sameen, a Zoya oczywiście miała w planach udzielić jej wszelkiej możliwej pomocy. Tej niemożliwej zresztą też.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Nie wiedziała co powiedzieć więc postanowiła nie mówić nic. Przez chwilę tylko przyglądała się Zoyi i współczuła jej tego, że nie może trafić na kogoś kto byłby wart jej uczucia i zainteresowania. Zasługiwała na to chociaż sama prawdopodobnie w to nie wierzyła. Dodatkowo Sameen nie chciała jej dobijać stwierdzeniem, że na żadnym swoim byłym nie mogłaby polegać. W pewnym momencie chciała nawet siebie zaproponować na ojca dziecka, ale wiedziała, że to absolutnie nie wypali, bo w momencie w którym Sameen odzyska dawną sprawność, stałaby się nieobecnym ojcem i Zoya ponownie została by sama. Bez kogoś na kim mogłaby polegać. Tak więc Sameen pozostało ciche współczucie Henderson i żałowanie jej. –Przestań. – Zmarszczyła brwi. –Nie ma nic złego w byciu ambitnym. Pracoholizm też nie do końca jest taki zły. A co do nieślubnych dzieci… nie masz ślubu, więc każde dziecko w twoim przypadku byłoby nieślubne. Poza tym to nie czasy średniowiecza, gdzie to naprawdę ma znaczenie. Chyba ważniejsze jest to, żeby dziecko wychowało się w domu, w którym jest kochane i żeby wyrosło na dobrego człowieka, nie? – Ona tam chuja wiedziała o dobrym wychowaniu i wyrośnięciu na dobrego człowieka, ale gdyby miała szanse na normalne życie to właśnie chciałaby żeby tak wyglądało. Żeby była częścią kochającej rodziny, nawet jeżeli miałaby zostać wychowana przez samotną matkę czy samotnego ojca. Albo dwóch ojców czy dwie matki. Tak długo jak obecna była miłość, takie pierdoły nie miały znaczenia. –Nie jesteś swoim wujkiem. Nie jesteś swoją rodziną, Zoya. – Przewróciła oczami, bo co to za głupie gadanie. Dodatkowo do Sameen dotarło to, że ewidentnie miała słabość do kobiet, które miały jakieś uncle issues. Inej, Zoya. Eh. Pewnie lista jest dłuższa jakby się zastanowić.
Przyglądała się Zoyi jak ta się uzewnętrzniała odnośnie swoich obaw. Na koniec jej wypowiedzi Sameen się uśmiechnęła i położyła dłoń na jej kolanie. –Wtedy pojawię się ja i rozwiążę problem. – Powiedziała całkiem poważnie, przez cały czas się uśmiechała. Nie miałaby problemu z tym, żeby upozorować śmierć ojca dziecka i jego ewentualnej nowej kobiety. Nie musiałaby być to nawet śmierć. Mogłaby upozorować jakiś wyjazd. Ewentualnie mogłaby ich torturować, szantażować, zastraszyć, cokolwiek. W tej kwestii dla Sameen nie było sytuacji, której nie mogłaby rozwiązać swoją profesją.
-Serio. – Potwierdziła, bo ona nie miała takich uczuć względem psa jak Zoya. Była gotowa na to, żeby go wytrenować. Jeżeli Eve jej odmówi to wytrenuje go sama. Wyjedzie z nim do jakiejś dżungli i będą się bawić w surwiwal czy ki chuj. Nie miała pojęcia. Będzie musiała poczytać o tresowaniu psów. Miała nadzieję, że nie tresuje się ich tak jak wytresowali ją. Mogłaby razić prądem drugiego człowieka, ale niekoniecznie zwierzę.
-No tak. Ale to nie zmienia faktu, że mimo wszystko ciężko jest mówić o takich rzeczach. – Oczywiście zgadywała, bo nie wiedziała. Ona raczej nie odnosiła porażek, a przynajmniej przed utratą pewności siebie, więc nie miała czego się wstydzić. Domyślała się jednak, że nikt nie chce się pokazać od słabej i wrażliwej strony.
-Okej. To dobrze. – Skinęła głową. Gdyby jednak wyszło, że Zoya się z kimś widziała i wyznała prawdę na temat prawdziwej tożsamości Sam to jednak Sam rozważyłaby spierdolenie z Lorne. Przynajmniej nie musiałaby się martwić tym, że Raine nie chciała zatrzymać Jaguara. Uśmiechnęła się słysząc wyznanie Zoyi. –Tęskniłaś i chciałaś poczuć mój zapach? – Parsknęła, bo chciała sobie porobić podśmiechujki, ale parskanie było niebezpieczne kiedy miało się uszkodzony nos więc na sekundę się skrzywiła. –Auto na razie nie jest mi potrzebne. Może tak za trzy, cztery dni. Muszę trochę odpocząć zanim zrobię cokolwiek. – Machnęła ręką. Czuła, że jak dzisiaj zaśnie to obudzi się po paru dniach. Była przyzwyczajona do bycia pozbawioną snu, ale inaczej było kiedy mogła sobie czilować bombę i gapić się przez okno, a inaczej kiedy nie wiedziała co ją czeka i czy przeżyje następne kilka godzin. –Dzięki. – Uśmiechnęła się lekko. –Jak… jak będę się myć… mogę liczyć na to, że dasz mi trochę prywatności? – Zapytała cicho gapiąc się przed siebie. To nie tak, że Zoya kiedykolwiek jej wchodziła do łazienki czy do wanny, ale biorąc pod uwagę jej ostatnie przeżycia chciała mieć pewność, że nikt nigdy nie zobaczy jej nagiej. Dodatkowo wolałaby nie zostać zaskoczoną.
-Hm. – Mruknęła zaciskając szczęki. –Popełniłam błąd, który wiele mnie kosztował. – Powiedziała i oparła brodę na dłoni. –Na razie nie chcę się w to zagłębiać. – Dodała spokojnym tonem głosu.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Oczywiście, że to nie ma znaczenia, ale wciąż... z każdym dniem czuje, że coraz bardziej go przypominam. Nie potrafię się wyzbyć tego uczucia, bo to chyba najgorsze co może być kiedy patrzysz na swoje odbicie w lustrze i widzisz w nim coraz więcej cech osoby, której nienawidzisz - teraz musiała zrobić wszystko żeby jej dziecko nie musiało wychowywać się w takiej toksycznej atmosferze w jakie wychowywała się ona. Sądziła, że za wszystkie swoje błędy, za zdradę z Loganem, za nielegalną pracę, już w jakiś sposób odpokutowała. Najpierw poprzez złamane serce, dwukrotnie w sumie... później przez problemy ze znalezieniem pracy i własnej drogi w życiu. Teraz miała wyjść na zero i cóż, los chciał inaczej. - Nie jestem pewna czy to rzeczywiście prawda - niektóre rzeczy się wynosiło z domu i genów, tak jak to, że patologia rodziła patologie. Zoya co prawda patologią nie była, ale wiadomo jak to było z jej dzieciństwem i nastoletnim życiem. - Wiem, że to pewnie nie najlepszy czas żeby o to prosić ale jeżeli to dziecko się urodzi i bedzie całe i zdrowe, a później coś mi się stanie to nie pozwól żeby mój wujek miał jakikolwiek udział w jego wychowaniu - tak bardzo była cięta na tego osobnika! Wiedziała, że Crea czy William nie mają z nim aż tak napiętych stosunków jak ona sama. - Najlepiej będzie jak sama sie nim zajmiesz, we współpracy z Williamem, bo jednak będziesz pewnie musiała wyjeżdżać - no teraz to już Zoya odleciała ze swoim panikowaniem naprawdę bardzo, bardzo mocno. Trudno. Miała prawo być przewrażliwiona na tym punkcie.
Dobrze przewinę resztę żeby nie przeciągać i skoczę do momentu, w którym Zoya wychodzi na idiotkę za to, że spała na materacu Sameen. - Nieważne - prychnęła lekko się rumieniąc, bo czuła się jak zjeb, na dodatek zjeb w ciąży. Było jej strasznie głupio, że zachowała się jak pojeb, który płacze wąchając materac. No kto tak robi? Pewnie Inej... w sumie. - Jasne, daj tylko znać kiedy... pojadę Ci jutro kupić nowy telefon - bo nie miała zamiaru znowu się tak o nią martwić. Od razu jej zapisze swój numer, a później Sam będzie musiała się go nauczyć na pamięć i wbić go sobie do tej blond łepetyny. - Umm.... jasne - trochę się zdziwiła jej słowami i zaczęła sie obawiać, ze coś naprawdę okropnego musiało się zdarzyć, ze Sam miała tak wielki problem z pokazaniem jej swojego ciała, które przecież już widziała nie raz i nie dwa. - Położę Ci ciuchy pod drzwiami, wiesz gdzie są ręczniki to się obsłużysz - powiedziała kładąc swoją dłoń na ręce Sam, która i tak spoczywała teraz na jej kolanie... tak skomplikowane to. - Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko? - Zapytała bardzo spokojnym i delikatnym tonem głosu, takim dość terapeutycznym, którym starała się jakoś ukoić nerwy blondynki. - Chciałabyś ze mną zostać na chwilę? Pewnie rano się obudzę i będę się zastanawiać czy mi się to nie przyśniło, jak będziesz obok to przynajmniej będę mieć pewność, że nie zwariowałam - uśmiechnęła się do niej lekko, a później zmieniła pozycję żeby objąć przyjaciółkę ramieniem i spojrzeć jej prosto w twarz. - Cokolwiek tam się nie wydarzyło jesteś już bezpieczna, jesteś w domu... nie pozwolę nikomu Cię skrzywdzić - mówiła całkowicie serio! Podobno matki miały supermoc i potrafiły podnieść auto żeby ratować swoje dziecko, może Zoyi się też udzieli coś takiego i rozwinie je na ratowanie swoich bliskich.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Westchnęła ciężko i powoli pozwoliła sobie na to, żeby opaść na oparcie kanapy. Prawdopodobnie puszczały jej nerwy i emocje i rzeczywiście zaczynała się czuć bezpiecznie. Zaraz jednak sięgnęła dłonią za plecy i wyjęła sobie z gaci broń, którą wcześniej zabrała Zoyi. Oddała jej pistolet wierząc, że już nie zostanie zaatakowana. –Przestań sobie wmawiać beznadziejne rzeczy. W niczym nie przypominasz tego człowieka. Myślisz, że jesteś pierwszą na świecie, która ma nieślubne dziecko? Myślisz, że on jest jedynym facetem, który ma dziecko poza małżeństwem? – Prychnęła i oparła głowę o zagłówek i na chwilę przymknęła oczy. Wróciła do obejmowania się ramionami. –Nie szkodzi. Ja jestem pewna, więc możesz poluzować cyce. – Powiedziała nawet nie otwierając oczu. Chciała dodać jakiś komentarz na temat cycków Zoyi, które trochę zyskają na ciąży, ale jednak nie czuła się na siłach żeby rzucić coś takiego. Ale przynajmniej o tym pomyślała, więc był jakiś plus tego wszystkiego.
-Słucham? – Zapytała oburzona. Otworzyła oczy, wyprostowała się i nawet chciała się przesunąć trochę dalej od Zoyi, ale niestety nie miała już gdzie uciekać. –I co miałabym zrobić z tym dzieckiem? – Zaczęła szybko oddychać. –Wychować go na mordercę? Wychować jak świnię, a później wysłać na rzeź? Sprawić, żeby dorastało gdzieś gdzie nie ma miłości? – Zacisnęła pięści tak mocno, że aż powrócił jej ból w złamanej ręce. –Mogę zrobić wszystko, żeby wujek tego dziecka nawet na oczy nie zobaczył, ale nie zajmę się nim. Mogę chronić Williama i dziecko, ale jestem ostatnią osobą, która powinna się zajmować dzieckiem. – Była w szoku, że Zoya w ogóle śmiałą zasugerować coś takiego. Sameen nawet nie znała tego dziecka, a miała się nim zajmować? Co jak będzie brzydkie po ojcu? Jak Galanis sobie z tym poradzi. –Poza tym to durne gadanie, bo nic ci się nie stanie. – Machnęła ręką zamykając temat, bo trzymanie się tej wersji miało dla niej najwięcej sensu.
-Nie. – Westchnęła ciężko. –Nie chcę telefonu. Przynajmniej nie teraz. – Na razie nie planowała nigdzie wyjeżdżać to nie widziała powodu, żeby być posiadaczką telefonu. Telefon przynosił jej więcej problemów niż korzyści. A ludzie na ulicach chętnie dzielili się swoimi, więc po co dokładać sobie kolejne zobowiązanie? –Tylko daj mi coś normalnego. Najlepiej czarnego. I wygodnego. Nie chcę atłasowych pidżamek. – Musiała to powiedzieć, bo po Zoyi można było się spodziewać wszystkiego. –Wiem, ale nie chcę. – Nie była gotowa na poruszanie tego tematu. Może byłoby inaczej gdyby Zoya nie była w stanie błogosławionym. –Jasne. – Odpowiedziała z uśmiechem, ale prawda była taka, że absolutnie nie chciała zostawać. Chciała wziąć psa, iść do siebie i zamknąć się na kilka dni, żeby mogła dojść do siebie jak mini, nienarodzona wersja Lorda Voldemorta w domu przypadkowych mugoli. Nie miała tylko Glizdogona, który upierdoliłby sobie rękę, żeby ta mogła dojść do siebie. –Okej, wiem. – Powiedziała szybko jak została przytulona i skurczyła się nieco i jakoś niezgrabnie się wyślizgnęła, bo nie chciała być dotykana. Udawała, że nagle zainteresowała ją zawartość apteczki, więc mimowolnie zaczęła w niej przeglądać. No i rzeczywiście wyjęła sobie parę rzeczy, jakieś bandaże uciskowe, opatrunki i tabletki przeciwbólowe. –Masz jakieś antybiotyki? – Wiedziała, że są na to małe szanse, ale warto było zaryzykować.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Zoya już nic nie powiedziała na te jej słowa. Oczywiście, że nie była pierwszą i nie ostatnią osobą z nieślubnym dzieckiem, ale jednak w jej rodzinie tylko jedna osoba poza nią miała taką przypadłość i cóż, bardzo tego kogoś nie lubiła. Być może Sameen nie widziała tego co Zoya, bo nie znała wujka Henderson, a przynajmniej nie osobiście. Gdyby go poznała, spędziła z nim trochę czasu to pewnie dostrzegłaby między nimi podobieństwo. Może Zoya będzie musiała zapytać Williama albo Crei czy widzą w niej cechy wujka, pewnie powiedzieliby, że tak. Oboje byli za bardzo skupieni na pracy i olewali swoje życie prywatne, chociaż z tym Zoya już przecież walczyła. Teraz co prawda miała dość sporą nadzieję, że ten pracoholizm do niej wróci i zastąpi sobie pracą nieudane życie uczuciowe, ale cóż... ciąża jebła ją prosto w ryj. Miała tylko nadzieję, że będzie mogła jak najdłużej prowadzić swoje zajęcia na uniwersytecie, bo bardzo polubiła swoich studentów i nie chciałaby ich zostawiać tak w połowie semestru.
- Z Tobą byłoby bezpieczne, a Will nauczyłby je wszystkiego co potrzeba - wierzyła w swojego brata. - Ale dobra, niech będzie, przypilnuj, żeby wujek nie miał dostępu do tego dziecka, w razie gdyby mnie zabrakło - kiwnęła głową, bo przecież nie będzie na nią naskakiwać i ja zmuszać do tego żeby sie tym dzieckiem zajęła jeżeli nie czuła się na siłach. - Moi rodzice też tak myśleli, wypadki chodzą po ludziach i trzeba być na nie gotowym - odpowiedziała, bo teraz musiała to biedne dziecko zabezpieczyć. Jak na razie myślała oczywiście o tym, że rzeczywiście potomka będzie wychowywać sama, bo ojciec się nigdy o istnieniu swojej pociechy nie dowie.
- Okej - kiwnęła głową zarówno na to, że Sam nie chciała telefonu jak i na ciuchy. Czy uważała, że brak komórki jest dobrym rozwiązaniem? Absolutnie nie, bo znów będzie miała kontakt z nią utrudniony, ale może trochę o to chodziło? Mogła się tylko domyślać. To jak zaczęła sie od niej odsuwać tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że coś naprawdę poważnego musiało stać się podczas jej wyjazdu i było jej źle z tym, że nie wiedziała o co chodzi i nie mogła jej jakoś pomóc. Autentycznie czuła wewnętrzny ból, bo w tej chwili zdała sobie sprawę jak słabą jest przyjaciółką. - Nie mam, jutro załatwię - jej lekarz jeszcze nie wiedział że jest w ciąży więc mogła zadzwonić i powiedzieć, że źle się czuje, boli ją gardełko i chce odpowiednie tabsy. Dało się to załatwić bez okradania apteki. - Chociaż zobacz, może jest tam maść z antybiotykiem w sumie - pewnie kiedyś kupowała żeby mieć coś takiego właśnie dla Sam. Zoya głównie pod nią kompletowała tą apteczkę. W końcu wstała z kanapy, bo czuła jakiś dziwny chłód, którym teraz obdarzała ją Sam więc nie chciała jej się narzucać. Poszła do garderoby, razem z Tyfonem, który się stale obok niej kręcił, szczególnie teraz gdy była w ciąży, musiał to jakoś wyczuwać. Był kochanym i grzecznym pieskiem co mu oczywiście musiała powiedzieć. Po chwili wróciła z ciuchami i całe szczęście, że kupiła niedawno nową bieliznę, której jeszcze nie używała więc i ją mogła dać Galanis. - Wiesz gdzie są ręczniki - mogła się obsłużyć. - Chcesz suchego tosta? - Niestety nie miała jabłek, bo odkąd myślała, że Sam umarła to nie mogła na nie patrzeć.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Kątem oka obserwowała Zoyę i jej brak reakcji. Oczywiście, że wiedziała, że Henderson nie uwierzyła w jej słowa i miała swoją rację. –Będziesz dobrą mamą, Zoya. – Powiedziała wierząc w swoje słowa. Nie mówiła tego tylko dlatego, że Zoya powinna czy chciała to usłyszeć. Taka była prawda. Sameen co prawda nie będzie dawać Henderson żadnych wskazówek, bo nie miała zielonego pojęcia o wychowywaniu dzieci czy byciu matką. Wiedziała jednak, że wystarczy być obecną (i pilnować mocno swoich dzieci, żeby nie zostały uprowadzone, lol), a wszystko będzie dobrze. Nie ma idealnego przepisu na bycie idealną matką.
-Obiecuje ci, że ochrona tego dziecka będzie moim priorytetem. Umrę chroniąc je. – Pewnie będzie jak taki Syriusz i później biedne dziecko Zoyi będzie musiało szukać Bellatrix machając na nią patykiem i krzycząc jakieś łacińskie zwroty. Pewnie taka wizja nie była czymś co Zoya życzyłaby swojemu dziecku, ale no tak jak sama powiedziała… wypadki chodzą po ludziach. Ja jestem ciekawa kiedy wyparuje ze mnie ten maraton Harry’ego Pottera i przestane szukać porównań nawiązując do tego. Na pewno nie jutro, bo będę miała nowy zestaw Lego, hehe. –Najpierw jednak upewnię się, że będziesz uczestniczyć w życiu swojego dziecka. Wypadki może i chodzą po ludziach, ale nie będą chodzić po tobie. – To sobie obiecywała. Nawet jakby miała chronić bękarta. Żartuje. Nie wiem jeszcze jak Sam będzie reagować na dziecko, bo na razie go nie zna, więc nie wie co myśleć. Sama wizja tej istoty ją przeraża.
-Zoya… – Przewróciła oczami, bo znała Henderson za dobrze i zgadywała, że rozumie jej reakcję. –Nie chcę telefonu, bo przez jakiś czas nie zamierzam nigdzie wyjeżdżać. Będę tam. – Wskazała w kierunku jakiejś ściany gdzie myślała, że jest jej apartament, ale była tak rozjebana, że straciła nawet orientację w terenie, więc pokazała totalnie zły kierunek. Ale zamiary miała naprawdę dobre i szczere! Pokręciła głową i machnęła ręką. –Nie musisz. Przejdę się do apteki. – Kłamała, bo tak naprawdę to włamie się do weterynarza i sobie ukradnie jakieś antybiotyki dla morsów, albo meduz. Nie wiem co w Australii mają weterynarze, ale na bank jakieś popierdolone medykamenty, które postawią Sam na nogi w ciągu… nie wiem, pewnie paru godzin. –Potrzebuję czegoś doustnego. – Wyjaśniła, ale i tak wzięła do ręki maść, o której mówiła Zoya. Zajęła się czytaniem jej składu, ale literki jej się rozmywały, bo zestarzała się o 10 lat przez ostatnie dwa miesiące i nie za bardzo wiedziała co czyta. Odłożyła więc maść z powrotem do pudełka i wzięła tylko bandaże, opaski i opatrunki. Wzięła od Zoyi ubrania i podziękowała jej jakimś mruknięciem. –Tak, wiem. – Skinęła głową i na razie odłożyła ubrania na blat. –Nie, dziękuję. – I tak nic by nie przełknęła. Była cholernie głodna i zdawała sobie sprawę z tego, że musiała nieco przytyć, ale wiedziała, że nic jej się nie utrzyma. –Mogłabyś mi z tym pomóc? – Zapytała i podciągnęła rękaw swojej obrzydliwej bluzy. Ukazała Zoyi ortezę czy co ona tam miała, bo absolutnie nie pamiętam, a nie chce mi się też scrollować. –Mam złamaną rękę. – Wyjaśniła i wyciągnęła ją w stronę Zoyi, żeby jej to zdjęła.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Mam nadzieję, nie miałam zbyt wielu wzorców – no jej matka zmarła dośc szybko i Zoyi było autentycznie smutno, że jej rodzice nie będą obecni w życiu tego dziecka. Nie będzie miała komu podrzucać bachorka jak będzie chciała sobie iść na randkę czy gdzieś. Całe szczęście na biednego nie trafiło, a Zoye było stać na dobrą nianie. Nie wiedziała czy już jakiejś nie powinna szukać, bo w obecnych czasach to przedszkole trzeba było rezerwować na kilka lat wstecz. – Oj, nie musisz umierać, wystarczy, że nic mu się nie stanie – uśmiechnęła się, bo trochę odetchnęła z ulgą słysząc, że Sameen zapewni dzieciakowi bezpieczeństwo. Teraz wiedziała, że żadna krzywda mu się nie stanie, w momencie kiedy Zoya nie będzie w stanie go bronić własną, małą piersią. – Dobrze, cieszę się – miała nadzieję, że nic nie przeszkodzi jej w oglądaniu tego jak jej dziecko rośnie i zakłada własną rodzinę. Chciała być obecna w jego życiu i zapewnić mu wszystko to czego ona w dzieciństwie, ale i teraz, nie miała. Jezu, jakie to dziecko będzie wychuchane i rozpuszczone. Masakra.
- W mojej garderobie? – Zapytała rozbawiona i złapała ją za palec żeby nakierować na właściwą ścianę. – To też mnie cieszy, będę mogła na chwilę odetchnąć z ulgą i nie martwić się o Twój głupi tyłek – stwierdziła posyłając kobiecie uśmiech. Była bardzo zadowolona z podjętej przez Sameen decyzji, potrzebowała jej blisko, szczególnie, że przed nią cięzkie miesiące pełne niepewności i obaw przed tym jak będzie wyglądać jej przyszłość. Z drugiej strony chciałaby też dowiedzieć się co stało się blondynce podczas wyjazdu. Rozmowa o problemach bardzo często pomagała, tak ją przynajmniej uczyli na studiach. Chociaż zdawała sobie sprawę, że na Galanis to tak nie działa i jakakolwiek poważniejsza rozmowa tylko bardziej ją krępuje. Chciałaby jednak przyjaciółce pomóc, pokazać jak bardzo ją wspiera i, że ze wszystkim może się do niej zgłosić i razem postarają się pokonać wszelkie przeszkody. Nie wiedziała tylko jak powinna to zrobić skoro Sameen się od niej odsuwała, a czasem gesty wyrażają więcej niż tysiąc słów. – Ale to żaden problem – machnęła ręką, bo już ona wiedziała jakie to „przejście” do apteki, by było. Antybiotyki były na recepte więc tak po prostu, by ich nie dostała od ręki.
Podeszła do blondynki żeby pomóc jej z ręką i pokręciła przy tym lekko głową. – Chyba powinnas mieć założony gips co? – Zapytała, bo absolutnie się na tym nie znała, ale tak jej się wydawało, że trzeba złamania porządnie unieruchomić. – Dasz sobie radę z bluzą? – Nawet sobie nie chciała wyobrażac jak bardzo to wszystko musiało boleć. Zoya pewnie zalecałaby zrobienie prześwietlenia żeby zobaczyć jak te kości tam wyglądają, ale nawet tego nie proponowała, bo Sam pewnie, by nie chciała. – To Ty się ogarnij, a ja Ci naleję wody do wanny – chciała ją jak najbardziej odciążyć, bo widziała w jakim, nie najlepszym, jest stanie.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Nie chciała się już wypowiadać na temat matkowania czy bycia rodzicem, bo sama niewiele o tym wiedziała. Właściwie to wiedziała nawet mniej niż Zoya. Ona nawet nie potrafiła być rodzicem dla psa, którego ostatecznie przecież porzuciła. Niby nie zrobiła tego umyślnie, ale wiadomo…. Wiedząc, że gdzieś wyjeżdża raczej powinna pomyśleć o tym, żeby zabrać go ze sobą. Chociaż wszyscy wiemy, że gdyby go ze sobą wzięła to Tyfon zostałby zabity. Porywacze nie potrzebowali jej psa. A nie byłby też jakąś kartą przetargową, bo Sameen aż tak bardzo na nim nie zależało. Jasne, byłoby jej przykro i nie chciałaby widzieć jak jest mordowany, ale to nadal nie to samo. Przez chwilę jeszcze Sameen miała rozkminę czy powinna skontaktować się z Williamem i omówić z nim ewentualne szczegóły opieki nad nienarodzonym dzieckiem. Nie chciała tego robić, bo nie chciała się nastawiać na śmierć Zoyi, ale Zoya sama to wszystko sugerowała. Ale dobra, ostatecznie porzuciła te okropne myśli.
Sameen na chwilę się zawiesiła, bo absolutnie nie rozumiała o co chodzi z tą garderobą. Dopiero po chwili ogarnęła, że pokazywała Zoyi zły kierunek. Zażenowała się tym niesamowicie i miała nadzieję, że Henderson nie wyłapała jeszcze w jak fatalnym stanie jest Galanis. Mimo, że nie rzucało się to na pierwszy rzut oka. A przynajmniej nie tak bardzo. Stała przez chwilę i gapiła się w kierunku, w którym nakierowała ją przyjaciółka. Starała się przy tym nie wyglądać na zdezorientowaną i zażenowaną. –W porządku, Zoya. Zajmę się tym. – Posłała jej uśmiech, żeby jednocześnie odwrócić uwagę od tego jak bardzo niczego nie ogarnia. Może będzie musiała zgłosić się do tego lekarza, którego kiedyś zaatakowała w jego domu, żeby ją zaszył, a którego później wyruchała. Nie pamiętam jego imienia. Mam na końcu języka. Później to już będzie na luzaczu szantażować Matthew, hehe. Dobrze jest mieć znajomości.
-Przez chwilę miałam, ale był niewygodny. – Wyjaśniła i obserwowała jak Zoya ściąga ten stabilizator czy co to było. Znowu zapomniałam. Tak czy siak jak już zdjęła to Sameen zaczęła powoli poruszać ręką i ją zginać i dotykała niektóre miejsca na przedramieniu. –Tak, dzięki. – Musiała sobie poradzić. Nie miała wyboru. –Możesz to uprać na jakimś krótkim trybie? – Wskazała na ortezę/stabilizator/ki chuj. Tego jeszcze potrzebowała, nie mogła tego wypierdolić jak ciuchów, które miała na sobie. –Na noc owiniesz mi rękę opatrunkiem, okej? – Lepsze to niż nic, a stabilizator musiał przecież wyschnąć. –Okej. – Posłała Zoyi uśmiech i odprowadziła ją wzrokiem. Jak już zniknęła to Sam usiadła sobie na kanapę. Nie chciała nawet teraz zdejmować butów, wolała się rozebrać jak będzie sama. Przywołała do siebie psa i jeszcze chwilę go głaskała i pierdoliła do niego jakieś bzdury po grecku czekając aż Henderson wróci.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Niewygodny, ale pewnie potrzebny - utrata wszystkich kości przez zaklęcie też musiało być niewygodne, a jednak Harry grzecznie poddawał się leczeniu słuchając szkolnej pielęgniarki. Sam powinna iść w jego ślady i posłuchać się Zoyi. Skoro i tak nie zamierzała na razie wyjeżdżać to ten drobny dyskomfort jakoś by przeżyła. Chyba. - Jasne, nie ma problemu, wrzucę to do pralki - kiwnęła głową, bo całe szczęście wiedziała jak robić pranie, tego Anezka nie robiła za nią i dzięki temu nie miała większego problemu z ogarnięciem odpowiedniego trybu w pralce. Byłby wstyd jakby nie ogarnęła własnej pralki. - Dobrze, owinę - odpowiedziała, bo przecież to również nie było problemem, a później zniknęła w łazience żeby nalać do wanny wody o odpowiedniej temperaturze, do której dodała super ładnie pachnącej soli do kąpieli i jakiegoś ładnego olejku, żeby skóra Sam byłą mięciutka jak pupcia niemowlęcia. Zapaliła jej nawet świeczki żeby kobieta mogła się na spokojnie zrelaksować i po chwili opuściła łazienkę. - Zostawiłam Ci tam ciuchy i ręczniki, więc śmiało możesz korzystać. Jak potrzebujesz jakiś kremów czy cokolwiek to się nie krępuj, Twoja szczoteczka do zębów jest w pierwszej szafce po lewej - no, bo pewnie zanim Sameen wprowadziła się do mieszkania obok to Henderson miała przygotowane dla niej takie podstawowe rzeczy higieny. - Jakby co to będę u siebie - powiedziała i zaczęła się włączeniem prania, bo pewnie miała pralkę i suszarkę schowaną w jakiejś szafie żeby takie rzeczy nie były na widoku. Włożyła ortezę do środka, nastawiła na najkrótszy program i pewnie dolała tam tyle płynu do prania i płukania żeby ładnie pachniała. Po wszystkim stanęła przy oknie i wpatrywała się w pojedyncze światła rozjaśniające drogę. Tak bardzo chciała teraz napić się alkoholu i zapalić papierosa. Jej ciało się tego domagało, a ona całą swoją silną wolą musiała się przed tym wzbraniać. Gdy pralka przestała chodzić to Zoya wywiesiła pranko na jakąś mini suszarkę i wróciła do swojej sypialni wołając Tyfona żeby do niej dołączył. Położyła się na łóżku, piesek wpakował się obok niej i tak leżeli wspólnie. Zoya uspokajała się głaszcząc psinę i powoli robiła się coraz bardziej senna, a gdy Sameen wróciła to Henderson pomogła jej z opatrunkiem, a później położyły sie spać. Pies leżał między nimi, bo Zoya przyzwyczaiła go do tego, że śpią sobie we dwoje, a ona może się do niego przytulić. - Chcę iść z Tobą na jego tresurę, spędza tu dużo czasu, powinien się mnie też słuchać - nie żeby teraz się nie słuchał i był jakiś okropny, ale jeżeli Galanis zamierzała go wyszkolić i pozbawić kochanej psiej natury to Zoya chciała być przy tym obecna. Po tym całym ciężkim wieczorze obie w końcu zasnęły.

Sameen Galanis
2xzt
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
ODPOWIEDZ