lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
21 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
zawodowa surferka z wiatrem we włosach i sercem na dłoni, która dorabia w surf shopie, godząc studia z opieką nad wyjątkowo wrednym żółwiem
To nie jest tak, że Sunny nie lubiła Sapphire River. Lubiła bardzo świadomość, że w tych okolicach mieszka parę bliskich jej osób, a zwłaszcza lubiła się z nimi spotykać. Problemem natomiast była orientacja w terenie dziewczyny, zwłaszcza kiedy Raine napisała, że spotkają się “niedaleko jej domu”. Potem mówiła coś o konkretnych ulicach, ale Sunny wysłała jej wieczorem za dużo tiktoków ze słodkimi kotami, żeby chcieć odgrzebywać lokalizację.
Mówi się trudno, tyle że teoretycznie znajoma powinna być już pięć minut temu, a Harding na poprzednim skrzyżowaniu coś musiało nie wyjść, bo znalazła się przed obskurnym i na pozór opuszczonym budynkiem. Powietrze było duszne, a temperatura jak zazwyczaj, szalenie wysoka, przez co biały koszulka z długimi rękawami nie wydawała się już tak dobrym wyborem, jakim była przed poranną zmianą w Surf Shopie. Miarowe pedałowanie rozklekotanym rowerem wreszcie doprowadziło dziewczynę do rzadkiej zabudowy, ograniczonej całkiem już gęstym lasem z zaledwie kilkoma domami. Na czele stała rozsypująca się rudera, prawie w całości porośnięta od strony dachu zieleniną.
Pozornie spokojna okolica nie miała właściwie żadnych innych dusz prócz jej własnej i… O cholera wombat!
Gwałtowny skręt kierownicy spowodował zachwianie już i tak rozkojarzonej uwagi dziewczyny, co z kolei skutkowało w imponującym trajektorią wyrzuceniu ciała z siedzenia roweru prosto na drogę. To z kolei nie spodobało się przekraczającymi jezdnię w poprzek wombatowi, ponieważ tamten bez pardonu przydreptał do rozłożonej niczym rozgwiazda Sunny i zdzielił ją miękką łapą o zaskakująco ostrych pazurach po ramieniu. Pisnęła, czy bardziej z bólu, czy z zaskoczenia, tego nie była aktualnie pewna, ale wyrzut adrenaliny spowodowany wypadkiem momentalnie postawił dziewczynę na nogi.
- O maatkoooo!! - Wykrzyczała, dławiąc zaskakującą mieszankę śmiechu i przerażenia, kiedy chwiejąc się na boki spróbowała wytworzyć nieco dystansu między sobą, a atakującą bestią. Ta najwyraźniej nie lubiła gdy ktoś przerywał jej podróż, ponieważ bez cienia zniechęcenia ruszyła za swoją ofiarą, skarkając przy tym groźnie. Dopiero po chwili ucieczki, przerwanej, póki co tylko jednym potknięciem i kolejnym ugryzieniem wombacich zębów (tym razem w okolicach prawego pośladka, na szczęście nie nogi dotkniętej przez bliznę po ataku rekina), Sunny niczym agent z filmów o Bondzie, przeczołgała się na czworakach do wysokich krzaków tuż przy bocznej ścianie opuszczonego domu i ze strachem w oczach poczęła analizować okolicę. Na swoje szczęście, albo cud zesłany z nieba, zauważyła wreszcie znajomą twarz Raine i w całkowitym milczeniu próbowała zasygnalizować jej czyhające blisko niebezpieczeństwo. Nie miała pewności, gdzie teraz znajduje się krwiożerczy wombat, ale istniało ryzyko, że odnajdzie jej kryjówkę w każdej chwili. Ostrożnym ruchem dłoni wskazała palcem miejsce walki, a także swój porzucony rower, podczas gdy usta w bezgłośnym szepcie wyjawiały słowa:
- Wombat! Wombat do jasnej cholery! - Była za młoda, żeby umierać teraz, albo ze wstydu przed swoją rodziną kiedy któreś z rodzeństwa się dowie, że została pobita przez futrzaste zwierzątko. Ryzyko ataku wombata w jej życiu jest większe niż znalezienie sobie porządnego chłopaka, a to o czymś świadczy. O niczym dobrym.
ambitny krab
sunny
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
2.

Jej samochód znowu się rozklekotał. Na tym etapie już właściwie nie wiedziała, czy może go nazwać sprawnym, a kolejne pieniądze wydawane na części tylko powiększały pulę, którą wkładała w coś, co zdawało się być dziurą bez dna. Bo jej stary pickup nigdy już nie miał być sprawny, Może gdyby zaprowadziła go do mechanika z prawdziwego zdarzenia, polegając na prawdziwych umiejętnościach, a nie odpowiedziach z forum samochodowego, miałby jeszcze szansę na przeżycie, ale już tylko przedłużała jego cierpienie. Niestety dla Raine i pojazdu, nie wszystko dało się naprawić taśmą izolacyjną i dobrymi chęciami, potrzebne też były pieniądze, a to u dziewczyny na razie było towarem deficytowym, łatwiej jej więc było wydawać małe sumy co miesiąc, niż wyłożyć dużo więcej na raz.
Z powodu samochodu właśnie się spóźniła. Przeklęty grat nie chciał wjechać na podjazd pod domem, zamiast tego stoczył się na ulicę, a Raine musiała go pchać! No dobra, nie oszukujmy się, wcale nie pchała, ale kiedy napatoczył się jej jakiś (nie)życzliwy sąsiad, szybko opowiedziała co się dzieje, a ze paplanina chyba nieco go irytowała, pomógł i zmył się, zanim mogła zdążyć porządnie podziękować. Z tego też powodu miała spóźnić się na spotkanie z Sunny, ale nie oczekiwała specjalnie pretensji ze strony dziewczyny, poza tym nic jej jeszcze nie napisała, a przynajmniej tak się jej wydawało - w końcu przez całkiem niedawne zajście, jej normalny telefon nadawał się raczej do śmieci, a jedyny zastępczy, który znalazła gdzieś w pudłach w domu był mocno vintage i to wcale nie w tym dobrym tego słowa znaczeniu.
W umówionym miejscu pojawiła się zaledwie kilka minut po czasie, jednak nie było ani śladu Sunny, a jej bajerancki telefon postanowił się jednak wyłączyć i tylko spacerowanie dookoła mogło sprawić, że znajdzie kumpelę. Zabawne jak bardzo żyło się w uzależnieniu od technologii, bo cały czas czuła potrzebę sprawdzenia godziny, wiadomości, instagrama, czegokolwiek! W pewnym momencie usłyszała jednak pisk. A może krzyk? I od razu pomyślała sobie o tym, że sama, zaledwie w poprzednim tygodniu, padła ofiarą jakiejś napaści aż dwa razy. I że bardzo wtedy chciałaby mieć obok kogoś, kto jej pomoże. Obecność policjanta, który trafił na nią aż dwa razy była niebywałym zbiegiem okoliczności, jednak za drugim razem przynajmniej zaczęła wierzyć w jego intencje, a skoro on pomógł jej, czas było oddać przysługę.
Jak prawdziwa agentka z filmów akcji skradała się powoli w kierunku odgłosów i kiedy spozierała zza krzaka, ujrzała... - Sunny? Jezu, weź się nie wygłupiaj, nic nie rozumiem! - westchnęła na jej gestykulację i szepty, które może i usłyszałaby jako wypowiedziane na ucho, ale w tym wypadku nie do końca była w stanie je usłyszeć. - I czemu twój rower leży na ulicy? Czemu się w ogóle tutaj chowasz? Weź, tu mieszka jakiś facet - podeszła w stronę dziewczyny, żeby zmniejszyć dystans między nimi, a kiedy była już jakiś metr od niej, coś użarło ją w nogę. - CO JEST?! - wykrzyknęła, strzepując stopą dziwną kulkę futerka z siebie. - SZCZUR MNIE UGRYZŁ, SZCZUR, A JAK ON MA WŚCIEKLIZNĘ? - nawet nie zauważyła kiedy znalazła się na schodkach werandy domu, poszukując spojrzeniem jakiejś miotły na długim kiju, żeby odstraszyć napastnika.

Sunny Harding
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
21 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
zawodowa surferka z wiatrem we włosach i sercem na dłoni, która dorabia w surf shopie, godząc studia z opieką nad wyjątkowo wrednym żółwiem
To była wojna, a one dwie musiały przetrwać. Raine zaczęła dobrze, skradała się całkiem profesjonalnie i gdyby Sunny miała talent teatralny Colina, być może nawet zaleciłaby jej karierę w niskobudżetowym serialu. Ale ponieważ nie miała, wybałuszyła tylko oczy, gdy znajoma westchnęła i przeszła do normalnej rozmowy. Bestia czaiła się gdzieś za rogiem, ale najwyraźniej dała im wystarczająco dużo przestrzeni, żeby dziewczyna podeszła do krzaków Sunny i znacznie zmniejszyła dystans między nimi. Już miała przygotowywać konspiracyjny szept, by wytłumaczyć całą sytuację, ale wyprzedził ją równie mało godny, co jej własny, krzyk Raine. - Buaaaaa! - Wydarła się w połączeniu strachu i śmiechu na widok skoków brunetki. - To nie szczuuur! To wombat, wombat mnie goni! - Wykrzyczała w panice, czekając, aż futrzak dotrze i do niej. Jednocześnie próbowała przypomnieć sobie wszystko, co wie o faunie Australii, a co za tym idzie zwyczajom tych zwierząt. Zazwyczaj chyba nie były szczególnie agresywne, ale mogły bronić terenu kiedy poczuły, iż jest on naruszony. Czyżby w pobliskim domu faktycznie nikt nie mieszkał? A może wombat stanowił jakąś dziwną część systemu ochronnego, coś w stylu egzotycznego psa obronnego? Z zamyślenia wyrwał dziewczynę pisk i gardłowe pomruki dochodzące gdzieś nieopodal jej nóg, na których dźwięk zerwała się w popłochu i kulejąc nieco na prawą nogę dołączyła do Raine przy schodkach do werandy. Niestety, nie zrobiła to wystarczająco zręcznie i zamiast znaleźć się obok przyjaciółki, jedna ze stóp zaplątała się w gęstą zieleninę na całkowicie porośniętej już dróżce. - O choler… - Zdążyła jedynie syknąć, po czym z głuchym łomotem zwaliła się na drugą dziewczynę. Ból samej Sunny niekoniecznie mógł porównywać się do tego, jaki musiała czuć Raine, ale chociaż obie leżały teraz na sobie w niefortunnej i niewygodnej pozycji, warczenie i szelest łapek chwilowo ucichł. Harding z rozbieganym wzrokiem przytrzymała towarzyszkę za ramię, drugą ręką nakazując absolutną ciszę.
- To wombat, dziki byk, jasny gwint. Pedałowałam sobie spokojnie i chyba zagrodziłam mu drogę, nie wiem, nie zauważyłam… No i się rzucił na mnie gnój. Ugryzł w mnie w tyłek, ale na tym nie zamierza poprzestać. - Ledwo szeptała, z rozrzuconymi na wszystkie strony włosami i przynajmniej dwoma liśćmi z nich wystającymi. Jeśli tak kiedyś czuli się rdzenni mieszkańcy tych ziem, to Sunny nie była aż tak zdziwiona, że średnia życia wahała się gdzieś do dwudziestego roku życia. Kto by pomyślał, że takie słodkie kuleczki mogły wyszarpać ci dodatkową dziurę tam, gdzie plecy traciły swoją szlachetną nazwę. - Gdzie my w ogóle jesteśmy? Za cholerę nie znam tej okolicy, ani tego domu. Ktoś tu mieszka? - Spytała wreszcie, odrobinę uspokojona próbując, chociaż usiąść obok Barlowe. Wciąż czujna. Zagrożenie jeszcze nie zniknęło. Były żołnierzami, musiały przetrwać walkę.
ambitny krab
sunny
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uwaga
lokacja podwyższonego ryzyka
Wykazujący bardzo terytorialne zachowanie wombat nie był jedynym zagrożeniem, które mogło w tych rejonach czyhać na dwie zbłąkane kobiety. Bud co prawda spał pijackim, twardym snem, ale gonitwa na zewnątrz, krzyki, wbieganie na werandę domu i w końcu upadek na nią dwóch ciał, obudziłyby nawet niedźwiedzia. Sunny i Raine w pierwszej chwili mogły dosłyszeć serię przekleństw, rzuconych przez Buda gdzieś w przestrzeń, gdy próbował się zorientować w czasie i przestrzeni (gdzie jest? ile wypił? dlaczego tak mało? i co go właściwie obudziło?!). Potem doszło już głośniejsze skrzypienie starych, wysłużonych sprężyn tapczanu, z którego ledwo był w stanie się zwlec. I w końcu przewrócona nieumyślnie pusta butelka i ciężkie kroki. - Kogo tu, kurwa, niesie?! Parszywe ścierwo. Bachory, już ja was do porządku przywołam! Cholera jasna - to podnosił głos, to znów bardziej mamrotał pod nosem, wśród walających się wokoło butelek i puszek szukając takiej, z której mógłby uszczknąć choćby jednego łyka, zanim rozprawi się z - jak sądził - wstrętną młodzieżą.

Wombat zaś stał sobie spokojnie w pewnej odległości od kobiet, obserwując je uważnie spomiędzy zarośli. Był co prawda usatysfakcjonowany tym, że udało mu się pozbyć intruzów, ale wolał mieć je na oku na wypadek, gdyby Sunny i Raine zdecydowały się znów zakłócać święty spokój jemu i jego ciężarnej pani wombatowej. Wciąż nie pokazał pełni możliwości, jakie posiadał jego gatunek.

Z jednej strony pijak Bud, o którym krążą po mieście różne pogłoski (choć może kobiety o nim nie słyszały?), z drugiej wombat, który zdążył już im pokazać, na co go stać... Więc co teraz?


Możecie póki co grać między sobą, zdecydować co dalej, wymienić parę postów, a jeśli uznacie, że w danej chwili potrzebna Wam będzie kolejna ingerencja lub pomoc ze strony Mistrza Gry, oznaczcie w poście konto Bunyip <3
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- WOMBAT? - powtórzyła krzykiem za dziewczyną. Nigdy chyba nie widziała tego zwierzęcia na żywo, a może po prostu się jej pomyliło ze szczurem, skoro i teraz była przekonana, że to jakiś wyrośnięty, albo zmutowany szczur właśnie. Nigdy nie wiadomo co się kryje w krzakach w okolicy, czasem był to krokodyl, czasem wąż, a czasem po prostu słodki kotek, ale zawsze trzeba było się mieć na baczności i z góry zakładać, że jak coś udziabało, to może być jadowite lub wściekłe i najlepiej wybrać się do lekarza jak najszybciej jest to możliwe. - MNIE TERAZ GONI! - może i nie bywała samolubna, przynajmniej nie na co dzień, ale w obliczu rychłej śmierci okazało się, że bardziej ceniła swoje życie niż Sunny. Miała dopiero dwadzieścia jeden lat, tyle czasu przed sobą, tyle marzeń do spełnienia, tyle turbin wiatrowych do naprawienia, a Sunny... Sunny przecież też, były w dokładnie tym samym wieku, jednak strach wziął w tym momencie górę! Pewnie był skumulowany przez dwa napady, które przeżyła w poprzednim tygodniu i chociaż wyszła z nich cało, coś musiało zaszwankować w jej mózgu, bo pojechała też z policjantem jeść pizzę w nocy, zamiast pójść normalnie spać.
- Ja jeszcze nie jestem gotowa! - jęknęła, kiedy przyjaciółka zwaliła się na nią z takim ciężarem, jakby była pokaźnych rozmiarów mężczyzną, a nie drobną kobietą, wyginając Raine rękę pod dosyć dziwnym kątem i zamiatając włosami po twarzy. - Czy sobie poszedł? - podniosła trochę głowę, bezceremonialnie spychając z siebie chociaż kawałek ciała Hardingówny i rozejrzała się dokoła, ale po krwiożerczej bestii nie było chyba śladu, chociaż słyszała jakieś dziwne odgłosy, których za nic nie była w stanie zidentyfikować. - Nie wiem, to ty tu wlazłaś, mnie się pytasz? - nie miała pojęcia co to za konkretny domek, bo nawet nie zdążyła zarejestrować numeru, jeśli takowy miał gdzieś w okolicach drzwi, zbyt przejęta losem Sunny, kiedy skradała się przez krzaki, żeby pomóc jej w walce.
- AAA! - wykrzyknęła tylko na wyłaniającą się ze środka domku postać. Mężczyzna przestraszył ją nie tylko swoją obecnością, ale też wyglądem i zapachem. Wyglądał, jakby przez kilka dobrych dni leżal na kanapie i zbijał bąki. Tak też może i w rzeczywistości było, aż poderwała się na równe nogi, lapiąc Sunny za rękę, ale w tym momencie jakiś dziwny skrzek z krzaków przypomniał jej, że nie znalazły się na werandzie bez powodu. Co więcej, powód miały całkiem istotny. - Ale my nie możemy nigdzie iść, bo pańska bestia nas zaatakowała! - zaprotestowała od razu, pokazując na ruszającą się kulkę wśród liści, bo może to był specjalnie tresowany wombat?

Sunny Harding
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
21 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
zawodowa surferka z wiatrem we włosach i sercem na dłoni, która dorabia w surf shopie, godząc studia z opieką nad wyjątkowo wrednym żółwiem
Czy Sunny Harding była osobą egzaltowaną? Owszem. Czy akurat w tym momencie przesadzała? W żadnym wypadku. Z cichym tąpnięciem, niczym worek tureckiego (od strony mamy) mięsa, strulała się z Raine, kiedy tamta zrzuciła ją płynnym ruchem.
- Wiesz, że ostatnio czytałam o jakiejś lasce, którą zaatakował babakoto? Te dzikie zwierzęta robią się coraz śmielsze wobec ludzi. - Gdyby miała pod ręką cokolwiek do obrony, chociażby trytytkę, którą mogłaby obezwładnić puszyste, ale śmiertelnie ostre pazury łap wombata, być może nie bałaby się aż tak bardzo. Ponieważ jednak nie miała, autotelicznie postanowiła martwić się na zapas, tyle ile wlezie. Dopiero po chwili takiego zamyślenia, kiedy wzrok pilnie skanował zarośla, pozostałe zmysły zarejestrowały obecność kolejnego nieproszonego gościa, albo co gorsze, gospodarza całego tego padołu łez, który ktoś bardziej utalentowany artystycznie od Sunny, może byłby w stanie uchwycić techniką fonitu. - Buaaaaa! - Wydarła się na widok obleśnego typa, który wychynął z drzwi chaty, Powiedzieć, że tamten był typem sangwinika, to nie powiedzieć nic. Krzyczał na nie wniebogłosy, ewidentnie pod wpływem tego pędzonego domowo bimbru i w dodatku, sprawiał wrażenie dosyć niecierpliwego.
- Panie, co pan, wykidajło? Ma pan w ogródku agresywnego wombata, a my tylko próbujemy od niego uciec! - Wyrzuciła z siebie, może odrobinkę za szybko, wciąż jeszcze w panice gubiąc się w sytuacji. Delikatna zonda dmuchała w ich kierunku świeże powietrze, a klatka piersiowa Sunny podnosiła się szybciej niż zwykle w nadchodzącym ataku histerii wymieszanej ze śmiechem.
Buńczuczny ancymonek, który kilka minut temu miał ochotę podgryźć jej pośladek, teraz czaił się na kolejną okazję do ataku, a one musiały zawracać sobie głowę jakimś pijaczyną. - Wiesz co to za gościu? - Szepnęła półgębkiem do Raine.
Raine Barlowe
ambitny krab
sunny
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Cooo? Przysięgam, że kończę te studia i się wyprowadzam! Gdziekolwiek, do jakiegoś normalnego kraju! - prawie rękę na sercu położyła dla potwierdzenia swoich słów, bo jednak miejsce, w którym mieszkały było nie do życia. Raine w okolicy swojego domu miała zdecydowanie zbyt dużo krokodyli, do tego przed każdym założeniem butów trzeba było sprawdzać, czy nic się w nich nie czai, a to zdecydowanie nie było na siły dziewczyny! Jej dotychczasowa praca umożliwiała do tego takie wyjazdy, więc może kiedyś będzie mogła przyjąć zlecenie w jakimś ładnym miejscu w Stanach i już nigdy nie wrócić do Lorne Bay? Prawda była taka, że tęskniłaby za ludźmi, ale czy tęskniłaby za fauną i florą? Tu już nie byłaby taka pewna.
- Dziewuchy głupie, won mi stąd, a nie! - zagrzmiał stary pijaczyna, za nic sobie mając ich przerażenie i tłumaczenia, jakby to nie był żaden problem, że w okolicy czai się krwiożercza bestia, która polowała na niewinne pośladki i schronienie na jego werandzie nie było rozwiązaniem sytuacji.
- Ale pan nie rozumie, TO NAS POGRYZŁO! - dobitnie dodała Raine, bo może jego zamroczony alkoholem umysł nie do końca pojął powagi sytuacji. Były w tym momencie ofiarami, nie złoczyńcami, powinien więc dużo bardziej wyrozumiale podejść do ich sytuacji. - Nie znam typa - syknęła do Sunny, bo prawda była taka, że niewiele znała swoich sąsiadów i ciężko było powiedzieć kto był kim i kto gdzie mieszkał, a nie kojarząc sąsiedzkich legend, nie mogła poznać żadnych opowieści o pijanym mężczyźnie.
Okolica nie należała jednak do najbezpieczniejszych i kiedy tylko otrzepała z brudu spodnie, posłała nieznajomemu pełne wyrzutu spojrzenie. - No niechże się pan nad nami zlituje, nic nie zepsułyśmy i zaraz sobie pójdziemy! - powtórzyła błagalnie, patrząc porozumiewawczo na koleżankę, bo może jak puszczą się biegiem w stronę ulicy, to bezpiecznie odjadą w stronę zachodzącego słońca i wszystko będzie już w porządku? - To co teraz? - zapytała jeszcze kontrolnie, może Harding będzie miała jakiś lepszy plan na to wszystko?
Ale skoro nie miała, a spojrzenie starego pijaka złowieszczo spozierało w ich stronę, złapała przyjaciółkę za rękę i wzięła nogi za pas, w końcu w jakiś sposób wydostając się z tej przeklętej okolicy.

zt. x2

Sunny Harding
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
lorne bay — lorne bay
20 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
jestem sierotką, co konstruuję marsjańskie łaziki i pomaga bratu układać życie na nowo, a w międzyczasie robię bałagan w swoim własnym.
Cholera. Zegarek wskazywał wpół do dwunastej, co oznaczało, że pół godziny temu powinna była już wyjść z domu. Na kanapie wciąż pochrapywał wujek, który mimo, że zalegał kilka metrów dalej, walił jak bimbrownia. Właśnie tak to sobie wyobrażała. Bogu dzięki, że ciotka wyjechała na dwa dni, bo nie miałby się gdzie ukryć. Czasami miała wrażenie, że tylko pani Grantham była z całej tej rodziny najnormalniejsza, a równocześnie wyjątkowo beztroska jak na siostrę dwójki alkoholików, z czego jeden (jej ojciec) przez swój nałóg już od kilku lat nie żył.
Zegarek w tym czasie zdążył przesunąć swoją wskazówkę o dwa pola, co oznaczało, że kolejne dwie minuty dołączyły do niedoczasu. W tym tempie nawet gdyby jej rower miał wbudowany napęd, nie zdąży dotrzeć na zajęcia, na czas. Zerknęła przez okno, w strugach deszczu odnajdując wzrokiem samochód ciotki, który w przeciwieństwie do tego, który odziedziczyła po ojcu-nieboszczyku, nie był codziennie zżerany przez rdzę, ryzykując każdą podróż rozpadnięciem się na kawałki. Wiedziała, że powinna najpierw jej zapytać, ale nie było czasu. Zresztą to ona była tą odpowiedzialną, więc obiecała sobie nie jechać zbyt szybko.
Ulice były wyjątkowo śliskie. Błyszczały od ulewnego deszczu, a wycieraczki nie radziły sobie z rozpraszaniem wodnistej kurtyny. W promieniu następnych kilku kilometrów nie było żywej duszy, ani nawet znaków, sygnalizujących, że gdzieś w pobliżu będzie mogła zjechać na stację. Cholera.
Poczuła jak piaszczysta nawierzchnia pod kołami, zaczyna przemieniać się w błoto, a koła grzęzną, sprawiając że traci kontrolę nad kierownicą. Nie pomagało nawet naciskanie hamulców, kiedy samochód wpadł w poślizg, mimo niskiej prędkości i chociaż robiła co w jej mocy, ostatnim co zobaczyła przed oczami była barierka, oddzielająca ją od pastwiska, nieopodal którego stał dom, na którym ostatecznie się zatrzymała.
- Zajebiście. Przynajmniej nie mam na sumieniu żadnej krowy - mruknęła do siebie pod nosem, tonem wypełnionym mieszaniną złości i rozpaczy. Wysiadła z samochodu żeby ocenić straty, a widok który zastała sprawił, że przez chwilę zapragnęła znaleźć się na miejscu tej ściany, wgnieciona w pogiętą karoserię.
- Ri? Wyślę Ci pinezkę. Dałabyś radę podjechać? Proszę i... Kurwa, Rhia, jeśli masz jakieś kryształy co cofają czas albo działają antydepresyjnie to zabierz je ze sobą, serio - wystękała do telefonu, dzwoniąc do jedynej osoby, która mogła jej teraz pomóc, a która była dla niej niemal jak rodzona siostra.
Rozejrzała się dookoła siebie, a jej wzrok prześlizgnął się po stratowanym ogrodzie i niegdyś ładnym, białym płotku, który leżał teraz w drzazgach, rozrzucony po okolicy. Modliła się tylko w duchu żeby nie zastać właścicieli.

Rhiannon Grantham
niesamowity odkrywca
bowie
instruktorka jogi w The Deep Retreat — właścicielka e-sklepu ezotrycznego
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
niedawna rozwódka, która wierzy w leczniczą moc kryształów i wpływ gwiazd na ludzkie losy
4.

W takie dni jak ten, nie ryzykowała jazdy rowerem. Nienawidziła prowadzić samochodu, a podczas jej nie tak dawnego i nie tak długiego małżeństwa, posiłkowała się Seamusem jako kierowcą i sprzedała nawet swój samochód, który nie dość, że stał w garażu nieużywany, to jeszcze szpetnie odstawał od całego domu mężczyzny. Nie płakała po nim, chociaż to były jej pierwsze samodzielnie zarobione i wydane na coś tak dużego pieniądze. Ale naprawdę, nienawidziła prowadzić.
Po telefonie Georgii, wyjrzała jednak przez okno i jedno spojrzenie jej wystarczyło, żeby doskonale wiedzieć, że nigdzie na swoim rowerze nie pojedzie. Zamówiła taksówkę i zaopatrzona w plastikowy płaszcz przeciwdeszczowy, oraz kalosze, podała adres z pinezki, którą wysłała jej dziewczyna i z niepokojem próbowała nie wyobrażać sobie najgorszego.
- Georgia! - wyskoczyła z samochodu i już zaczęła niemalże biec w jej stronę, kiedy kierowca wciśniętym klaksonem zaczął ubiegać się o zapłatę za kurs. Szybko wcisnęła mu kilka banknotów, zaklinając przy tym w głowie, żeby to było wystarczająco, a równocześnie nie za dużo. - Georga, czy ty jesteś w całości? Nic ci nie jest? - rozcięte czoło okazało się być przyklejonym do skóry kosmykiem mokrych włosów, odetchnęła więc z ulgą, matczynym gestem odgarniając go z jej twarzy. - Powiedz, w nic się mocno nie uderzyłaś? Nic cię nie boli? Nie potrzebujesz lekarza? - najpierw najważniejszym dla niej było, żeby zorientować się w jej ewentualnych obrażeniach. W końcu miała WYPADEK, więc mogło się jej coś stać, takie rzeczy to nie przelewki. - I jak w ogóle do tego doszło, matko, musisz byc kompletne wystraszona! - pomimo sporej różnicy wieku i różnicy w pokrewieństwie, Rhia czuła wręcz siostrzaną więź z Georgią, więc cholernie się o nią martwiła i w tym momencie to jeszcze tylko chciała ją do siebie przytulić, bo musiała być roztrzęsiona do granic możliwości.

georgia-may grantham
ambitny krab
nata
lorne bay — lorne bay
20 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
jestem sierotką, co konstruuję marsjańskie łaziki i pomaga bratu układać życie na nowo, a w międzyczasie robię bałagan w swoim własnym.
Kompletnie skołowana, stała przed wciśniętym w ścianę budynku samochodem, odliczając minuty, potem sekundy, a potem kwadranse do przyjazdu prawie-siostry. Po raz kolejny w niedługim odstępie czasu, była zrozpaczona. Strugi deszczu spływały po jej włosach, które po kilku minutach już zlepiły się w ciężkie, nasiąknięte strąki. Pogodziła się już z tym, że nie zdąży na zajęcia, więc nie musiała jakoś specjalnie dobrze wyglądać. W zasadzie to nawet o tym nie myślała, pozwalając żeby czarne myśli rozgościły się w jej głowie, podsyłając przed oczy najgorsze scenariusze.
Bardziej niż miejskimi legendami, interesowała się robotami, naprawianiem popsutych rzeczy i technicznymi nowinkami. Nie miała bladego pojęcia kto tutaj mieszka, poza tym, że stan świetności tego miejsca już dawno przeminął. Bielony płot był krzywo pomalowany farbą, prawdopodobnie kilka lat temu, bo dopiero teraz dostrzegła odłażące z niego płaty. Tak naprawdę, im dłużej przyglądała się pobojowisku, tym szybciej dochodziła do wniosku, że w gruncie rzeczy niewiele się zmieniło. Poza dziurą w ścianie, w której utkwił samochód ciotki.
- Rhia! - usta wygięły się w żałosny uśmiech, kiedy ujrzała starszą od niej blondynkę. Poczuła, że kamień spada jej z serca, pozostawiwszy już tylko drugi na barkach. Cieszyła się, że nie siedziała w tym sama. Nie potrafiła sobie wyobrazić jak dałaby sobie radę z usunięciem samochodu, odholowaniem go, oddaniem do blacharza... Dopiero teraz zaczęła sensownie myśleć. - Nie, nic mi nie jest. Tak naprawdę, to poduszki powietrzne uruchomiły się dopiero jak wyszłam z samochodu - i całe szczęście, bo mogła skończyć z połamanymi żebrami, a w najlepszym wypadku - nosem. - Jechałam bardzo wolno, ale to nie wystarczyło, bo ugrzęzłam w błocie, a kiedy odrobinę przygazowałam żeby wyjechać, wpadłam w poślizg i... - wstrzymała oddech, czując jak napinają się wszystkie mięśnie w jej ciele. Pobladła całkowicie, uwidaczniając pajęczynę żył, które teraz prześwitywały przez jej bladą, cienką jak papier skórę. - N-naj-najgorsze jest to... Ż-że... Ja nie powiedziałam nic o tym cioci - teraz poczuła jak zaczyna hiper wentylować, a w dodatku łzy napłynęły jej do oczu i nie potrafiła ich powstrzymać. Czuła się naprawdę żałośnie. - T-to jej samochód, a ja go zniszczyyyłaaaam - zawyła, w ryku tym zawierając całą rozpacz jaka w niej się wezbrała, równocześnie mając kompletnie z tyłu głowy, że tutaj... No w zasadzie ktoś mieszkał i miał dziurę w ścianie.

Rhiannon Grantham
niesamowity odkrywca
bowie
instruktorka jogi w The Deep Retreat — właścicielka e-sklepu ezotrycznego
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
niedawna rozwódka, która wierzy w leczniczą moc kryształów i wpływ gwiazd na ludzkie losy
- Uff, dobrze, że nic ci nie jest. Ale jesteś pewna, tak? Może lepiej będzie się upewnić u lekarza? - przyglądała się jej zmartwiona, szukając na ciele Georgii oznak poważniejszych obrażeń. Niewiele wiedziała o wypadkach, ale akurat na tyle, żeby zdawać sobie sprawę z działania adrenaliny, która, krążąc we krwi, mogła poważnie zaburzyć postrzeganie rzeczywistości. Dlatego ludzie po poważnych urazach potrafili wydostać się z samochodu, ale po opadnięciu emocji, okazywało się, że byli cali poobijani. - Dobrze, spokojnie, to pewnie nic takiego, poza tym ta pogoda, no nie twoja wina - ostatnie, czego teraz potrzebowała dziewczyna, to wykład o tym, że powinna być uważna za kierownicą. Poza tym Rhiannon akurat naprawdę wierzyła, że Georgia nie szarżowała - lało jak z cebra, więc zwykłą głupotą byłoby przyspieszać w takich warunkach atmosferycznych. Rhia w ogóle nie chciałaby wsiadać za kierownicę, choćby ledwo mżyło.
- Hej, hej, hej, spokojnie G. Zadzwonimy do niej zaraz, wszystko będzie dobrze - w swej naiwności pomyślała, że szargające dziewczyną powypadkowe nerwy, karzą ją w głowie za rozbicie samochodu, a z brakiem prawdziwej rodzicielskiej figury, najbardziej obawiała się reakcji swoich ciotek. I w ogóle nie pomyślała o braku samochodu kuzynki, a może powinna się jednak bardziej zainteresować kto czym jeździ? - O - wymsknęło się jej tylko, kiedy wszystko zaczęło powoli do niej docierać. Strugi deszczu, które już dawno wdarły się pod jej plastikowy płaszcz, znacząco studziły gorące myśli i ułatwiały zrozumienie sytuacji. - Georgia, nie płacz, nie może być tak źle - przyciągnęła do siebie dziewczynę ramieniem. - Pewnie nic takiego mu się nie stało. I cioci też będzie bardziej zależało na tobie - zapewniła ją, głęboko w to wierząc, chociaż zniszczenie samochodu raczej nie ujdzie bez uwagi. - Dzwoniłaś jeszcze do kogoś? - przyjaciel, policja, pomoc drogowa?

georgia-may grantham
ambitny krab
nata
ODPOWIEDZ