zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Bywały sprawy, które dla Jebbediaha były wręcz priorytetowe. Większość mieszkańców miasteczka zapewne wskazałaby wizytę w barze i odnalezienie dla siebie narzeczonej numer sześć (albo siedem, nawet on się pogubił we właściwej numeracji), ale ostatnio nawet picie zeszło na dalszy plan. Nie, nie sądził, że miłość jest siłą, która go wypchnie ze szponów nałogu i tak dalej, ale nie potrzebował już szukać chwilowych uciech w ramionach panienek łatwych obyczajów, więc naturalnym było, że wybierał domowe pielesze. Poza tym wiosna zawsze sprawiała, że pracy przybywało… i miał Audrey.
Tak właściwie nie miał jej wcale, bo i jak można mieć człowieka, ale nie potrafił uciec od tego, że coraz częściej uśmiechał się na samo wspomnienie dziewczyny, że jej każda wiadomość budziła w nim coś nieokreślonego i że wreszcie dzisiaj przy śniadaniu, czytając przy jajecznicy o ogromnej tragedii, jaka spotkała szefa kuchni poczuł dziką radość, a serce wywróciło mu fikołka do góry nogami. Bo sprawa miała się tak:
Podziwiał ją, naprawdę. Że potrafiła sama z siebie napisać mu o randce, zorganizować ją i na dodatek jeszcze wszystko znieść, łącznie z jego napadami paniki, ale on sam nie był w tym taki dobry. Ba, miał wrażenie, że z organizacji wychodzą mu tylko śluby i pogrzeby, a usilnie potrzebował czegoś pomiędzy. Zabierał się za to tak topornie, że koniec końców minął cały dzień, a nie zrobił w tym kierunku nic prócz planów tak absurdalnych jak sprzedanie rancza i zabranie ją do Meksyku. Z tym, że bała się latać, cholera. Wszelkie plany spalały na panewce jeden po drugim, więc wreszcie zajął się czymś twórczym. To jest robieniem łóżek dla dzieciaków z Kongregacji. Mało kto wiedział o jego stolarskim zacięciu, zresztą trumny brzmiały bardziej dostojnie niż organizacje charytatywne, więc powoli heblował deski, przepijając swoją niemożność piwem. Wreszcie za drugim łykiem usunął bielmo ze swoich oczu (jak Biblia mówi) albo pozbył się klapek na oczy i nawiązał w smsie do ponurych (ale jakże ciepłych) wiadomości z ich ostatniej randki, czując, że nie wytrzyma już dłużej tego milczenia i robienia wrażenia niedostępnego.
Potem sprawy potoczyły się jakoś same i mógł tylko dziękować swojemu Stwórcy za oświecenie jego niełatwej ścieżki człowieka zakochanego i zaproszenia Audrey tutaj.
O północy, do warsztatu pełnego wiór, pyłu i kurzu, który osiadł na jego włosach, potęgując pierwsze początki siwizny. Na pewno wyglądał perfekcyjnie w tym białym podkoszulku, który śmierdział potem i fajkami, bo oczywiście, że nawet w otoczeniu polakierowanego drewna musiał zapalać jedną fajkę od drugiej, mrucząc pod nosem coś o wymiarach.
Ołówek umieścił za uchem, ciągle coś poprawiał i dzięki temu skupieniu nie doszło do niego, że pomysł na randkę w takim otoczeniu jest tak karkołomny i mało spektakularny, a przecież miał ją karmić wiśniami, zabierać w miejsca nowe i ciekawe, a jedyne co mógł jej pokazać to labrador, który siedział przy nim i marszczył zabawnie pyszczek, widząc swojego pana w ewidentnej rozsypce. Albo w szale przygotowań.
- Boo, ani słowa – zastrzegł, gdyby zaczęła protestować, gdy zdjął swoją koszulkę i zabrał się za poszukiwanie nowej. Tylko szkoda, że nie zdążył przed przybyciem Audrey.

Audrey Bree Clark
towarzyska meduza
enchante #8234
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Nie spodziewała się otrzymania zaproszenia o tej porze, mimo iż w nawyk weszło jej regularne sprawdzanie wyświetlacza telefonu, z cichą nadzieją, że przyjdzie jej ujrzeć to jedno, szczególne powiadomienie. Kilka razy otwierała już nawet odpowiednie okienko i zaczynała skrobać wiadomość… Za każdym jednak razem pojawiała się w niej obawa, iż skoro to ona wyszła z propozycją wcześniejszego spotkania mogłaby wyjść na zbyt nachalną, a to przecież mogłoby zniechęć do niej pana Ashworth, czego z pewnością nie chciała. Bo nawet jeśli zdawał się być toporny oraz grubo ciosany, tak Audrey była pewna, że pod tym wszystkim kryło się wielkie serce, które zdążyło urzec ją niewielkimi szczegółami, na które zapewne większość nie zwróciłaby większej uwagi. Panna Clark jednak potrafiła je dostrzec, zapewne na swoją zgubę, gdyż przyczyniały się do faktu że powoli, skrupulatnie, coraz bardziej traciła głowę na rzecz starszego o prawie dwie dekady sąsiada. I mimo iż na nogach była od nieprzyzwoicie wczesnej porze, nie odmówiła, zbyt podekscytowana możliwością odkrycia kolejnego rąbka tajemnicy, jaką był Jebbediah Ashworth - nie ten z plotek, lecz ten prawdziwy.
W pierwszej chwili chciała od razu udać się na odpowiednią farmę, zawahała się jednak, gdy przeszła koło lustra w poszukiwaniu swoich butów. Piżama zapewne nie była odpowiednim strojem na wieczorne spotkania, a przydługie spodnie groziły zaplątaniem się w kratkę, po której miała schodzić… Sprawnie więc zmieniła spodnie na zwykłe, jasne jeansy pozostając w górze od piżamy, nie wyglądającej w cale tak źle - satynowy materiał miękko otulał jej ciało, a długi rękaw balansowały wycięcia na ramionach oraz cieniutkie ramiączka, utrzymujące koszulkę na jej ciele. Rozczesała jeszcze długie włosy i upewniwszy się, że prezentuje się lepiej, jak co wieczór nasmarowała ojcu esemesa, że wszystko jest w porządku i idzie spać, by zgasić światła w nowym domu (jeszcze nie dokończonym, lecz brak łóżka i kilku innych mebli o których zapomniała wcześniej zupełnie jej nie przeszkadzał, a rzeczy do rozpakowania miała nadzwyczaj wiele) i wymknąć się na farmę swojego faceta.
Różowy rower oparła o jeden z płotków, a zapalone światło w jednym z budynków potraktowała jako drogowskaz, mający pomóc jej odnaleźć się na nie do końca znanej jeszcze farmie. Owszem, była już tu wcześniej, lecz nie pamiętała choćby chwili z drogi, która skończyła się w sypialni Jeba, nie mogła więc polegać na pamięci. Z każdym kolejnym krokiem, jej serce zdawało się bić coraz mocniej, napędzane mieszaniną szczęścia, ekscytacji i odrobiny stresu, a gdy w końcu znalazła się przy wejściu do jego warsztatu, oparła się nonszalancko o framugę drzwi. Takiego powitania z pewnością się nie spodziewała, tak samo jak widoku uroczego, czarnego futrzaka.
- No, no… Chyba mam coraz lepsze wyczucie czasu. - Rzuciła z szerokim uśmiechem jaki wyrysował się na jej ustach, tuż za delikatnym rumieńcem jaki pojawił się na jej policzku, zdradzającym, że zastane widoki zwyczajnie przypadł jej do gustu. Nie odrywając brązowych ocząt od Jeba zniwelowała dzielącą ich odległość. - Dzień dobry, panie Ashworth. - Wymruczała, nim owinęła ramiona wokół jego szyi i wspięła się na palce, aby skraść z jego ust kilka słodkich pocałunków. W ramach powitania, oczywiście. Dotyk psiego nosa na jej nodze sprawił jednak, że jej uwaga na chwilę powędrowała w kierunku labradora. - A co to za piękności? - Rzuciła do psiaka, podsuwając mu dłoń aby zapoznał się z jej zapachem, by po chwili przykucnąć przy nim i z szerokim uśmiechem zatopić smukłe palce w ciemnym futerku. - No tak, przecież o tobie mówię… - Dodała słodko w kierunku psa, nie szczędząc mu pieszczot, jak to zwykła robić z każdym nowopoznanym zwierzakiem - na wszelki wypadek, gdyby przyszło jej go leczyć. - Jak minął ci dzień? - Niezwykle proste pytanie uleciało z jej ust, a brązowe oczęta z zaciekawieniem powędrowały w kierunku Jeba.

Jebbediah Ashworth
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Zawsze głośno powtarzał, że trzeba sobie zasłużyć na kogoś wyjątkowego. Że prawdziwą miłość należy sobie wymodlić, bo inaczej sprowadza się na siebie zgubę i jedną z tych nierząd babilońskich, a nie uczciwą i dobrą kobietę. Może dlatego co noc przed zaśnięciem klęczał i wznosił swe błagania aż przed oblicze Najwyższego, by zlitował się nad nim i zesłał kogoś odpowiedniego. Nie sądził jednak, że raz, kiedykolwiek go wysłucha, bo kolejne narzeczone były jak ze snu dla obywateli zakładów zamkniętych, a dwa, że tak naprawdę jest gotowy na to, by przyjąć jedną z nich do siebie. Tak naprawdę przecież wtedy jeszcze nie otrząsnął się z Jordan i dziewczyny, które spotykał, były dla niej marnym substytutem.
Wszystko jednak zmieniło się w przeciągu kilku miesięcy, gdy pojął dwie rzeczy. To, że kobieta już dawno nie kochała jego, tylko echo przeszłości sprzed lat i że tak naprawdę i on nie pragnął już jest i był w końcu gotowy na nową miłość. Na kogoś, kogo traktował na tyle poważnie, że nadal klękał co wieczór i spoglądał wyczekująco na Najwyższego, próbując skłonić go do reakcji. Czekał, czekał i czekał. A potem pewnego dnia zjawiła się ponownie w jego życiu dziewczyna z przeszłości.
Mało brakowało, a na jej widok zakrzyknąłby Alleluja!, zwłaszcza gdy zobaczył w tym warsztacie w tej zwiewnej koszulce, która podkreślała wszystko to, o czym w modlitwach nie zamierzał wspominać. Najwyraźniej jednak Bóg znał go dobrze, a on sam rozpościerał szeroko ramiona, pozwalając, by Audrey przytuliła się do niego i pocałowała go na powitanie. Powoli już zaczynał się nawet do tego przyzwyczajać i już nie rumienił się zupełnie, gdy po prostu tutaj wpadała. Z tym, że musiał przewidzieć, że tym razem to pies, a nie on zyska jej całą uwagę.
W końcu na zwierzętach znała się znacznie lepiej niż on, a Boo to była przebiegła bestia, która potrafiła okręcić sobie wokół palca każdego.
- To jest Boo, moja jedyna towarzyszka życia. Do tej pory – poprawił, uśmiechając się do niej ciepło. Wyglądały razem rozkosznie i mógłby przywyknąć do tego widoku. Podobne myśli jednak szybko odsuwał na bok, bo tym razem nie zamierzał zupełnie się śpieszyć z tym, co miało nastąpić. Równie leniwie sięgał również po koszulkę, bo zauważył, w jaki sposób ona na niego patrzy i bardzo mu się to podobało. W końcu jednak założył ją, bo zwyciężyły względy praktyczne. Wszędzie leciały tutaj wióry i cały warsztat był jedną wielką wylęgarnią kurzu i innych roztoczy.
- Mam nadzieję, że nie jesteś uczulona – wskazał jej całe pomieszczenie, po czym uśmiechnął się i stuknął dłonią o drewno. – Nasza kongregacja szykuje schronisko dla młodzieży w trudnej sytuacji życiowej. Robię im łóżka, bo na tym się znam. I na kazaniach, ale nie sądzę, że te byłyby im potrzebne – zaśmiał się, ale mimo wszystko poczuł się nieswojo, bo teraz to on włączał ją w swoje życie. Pozwalał jej go poznać, takiego jakim był, a nie takiego jak się go zwykło przedstawiać. Sam też raczej unikał towarzystwa na trzeźwo, a po pijaku wychodził z niego czysty wariat, więc to było mimo wszystko stresujące. Wyłamywał sobie palce u dłoni. – Bo widzisz, ja cały dzień zastanawiałem się, gdzie i jak powinienem cię zaprosić i nie wymyśliłem niczego zachwycającego poza tym warsztatem – pokręcił głową. – Ale mam tutaj lodówkę, znajdzie się cola i piwo, gdybyś chciała tu na chwilę ze mną… popracować – bo przecież pokazała mu, że docenia wszelkie aktywności w parach, a on wciąż miał robotę do zrobienia.
Teraz sobie uświadomił, że całe szczęście, że nie przyszło mu składać trumien, bo to byłoby wybitnie nieromantyczne i źle wróżące ich wspólnej przyszłości. Która i tak miała już dość problemów, prawda?
- Mogę ci pożyczyć koszulkę – zaproponował jeszcze i miał nadzieję, że się zgodzi, bo nic go nie rozpraszało tak bardzo jak jej widok, a obiecał sobie, że nie tknie ją (bardziej niż to dozwolone) aż do momentu jak w Australii zmieni się pora roku.
Zaczynała się wiosna, więc czekał ich naprawdę długi celibat.

Audrey Bree Clark
towarzyska meduza
enchante #8234
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Szeroki uśmiech wyrysował się na jej ustach gdy tylko znalazła w znajomych ramionach, a przyjemnie poczucie, że oto znów znajduje się we właściwym miejscu nawiedziło jej umysł, wywołując przyjemne ukłucie ciepła gdzieś w okolicy serca. Nie sądziła, że kiedykolwiek poczuje podobne emocje po za jej niewielkim gabinetem, emocje jednak przyszły same zaskakując dziewczę i przekonując je, że oto ostatnim razem podjęła odpowiednią decyzję nie dając ponieść się panice, nawet jeśli wisiało nad nimi widmo dubeltówki jej ojca.
- Opiekowałaś się panem Boo, taki dobry z ciebie piesek… - Ćwierkała słodko do labradorki, która, zupełnie jak jej owczarek, rozłożyła się przed nią pozwalając podrapać się po brzuszku. Nie trudno było przewidzieć, że jakikolwiek zwierzak (a zwłaszcza tak uroczy) przyciągnie jej uwagę. Audrey uwielbiała wszystkie zwierzaki, niezależnie czy były to psy, krowy czy krokodyle, do każdego podchodząc z taką samą porcją miłości oraz zwyczajniej, weterynaryjnej pasji. I mimo iż Boo skradła jej uwagę na tę chwilę, brązowe oczęta w regularnych interwałach wędrowały w stronę pozbawionego koszulki pana Ashworth, bo skoro już przywitał ją tak przyjemnym dla oka widokiem, niezwykłym marnotrawstwem byłoby gdyby nie napatrzyła się na tak zwane zaś. I wyjątkowo nie wstydziła się ani delikatnego rumieńca ani spojrzeń kierowanych w jego stronę, gdyż fakt iż oboje się sobie podobali zwyczajnie wydawał jej się jaśniejszy od australijskiego słońca.
- No już. - Rzuciła do uroczej Boo, ostatni raz przejeżdżając dłonią po jej sierści, by podnieść się do góry i już całą swoją uwagę skupić na swoim, równie uroczym, towarzyszu. - Jestem uczulona na pleśń, ryby i owoce morza oraz nikiel, więc jeśli zamierzasz dawać mi do rąk jakieś narzędzia z dziwnych metali, przydałoby mi się rękawiczki. - Odpowiedziała spokojnie, delikatnie wzruszając wątłym ramieniem. Na szczęście jej alergia na nikiel miała na razie charakter jedynie kontaktowy i nie przerodziła się jeszcze w wersję, w której różne potrawy mogłyby ją również uczulić. Zaciekawienie błysnęło w brązowych oczętach, gdy opowiadał o tym, czym przyszło mu się w tej chwili zajmować. - Muszę przyznać, że jestem trochę zaskoczona, ale to strasznie urocze, że im pomagasz. - Przyznała, faktycznie tak uważając. Sama odrzuciła ofertę pracy w jednej z najlepszych klinik w Sydney, aby nieść pomoc tym zwierzakom, które nie posiadały właściciela, a których los również był ważny i pewnie dlatego doceniała wartość pracy na rzecz organizacji charytatywnych, zwłaszcza powiązane z takim celem. - Gdybym wiedziała, że robisz też meble to nie maltretowałabym młodego Lyonsa o nową kuchnię. - Dodała z nutą rozbawienia w głosie, chociaż w ogólnym rozrachunku chyba wolała, że te wszystkie remontowe sprawy omijały jej chłopaka, z jednego, niezwykle prostego powodu - w czasie gdy ktoś inny męczył się z kolejnymi zadaniami, ona mogła ten cały czas poświęcić panu Ashworth, który również mógł się skupić na niej, w zapewne większym stopniu niż podczas remontu.
Kolejnych jego słów słuchała z odrobiną rozczulenia i uśmiechem nie znikającym z pełnych warg, a jej ciało bezwiednie zrobiło kroczek jego stronę, aby mogła oprzeć głowę o jego ramię i delikatnie owinąć ręce wokół męskiego pasa.
- Żartujesz? - Spytała retorycznie, unosząc delikatnie głowę aby brązowe spojrzenie mogło utkwić w jego oczach. - Och, nie musisz mnie zapraszać w żaden szczególny sposób, wiesz? I szczerze mówiąc, nawet trochę mi schlebia, że chcesz pokazać mi jedną ze swoich pasji… - Przyznała z delikatnym rumieńcem, jaki ponownie pojawił się na jej buzi, na chwilę mocniej go ściskając. I nie kłamała, faktycznie doceniając propozycję i jednocześnie będąc ciekawą tego czym się zajmował, gdyż do tej pory udało jej się wyciągnąć z niego jedynie kilka, pobieżnych zdań na ten temat. I już miała zadać kilka, niezwykle istotnych pytań (jak choćby to, czy nie groziło im podczas tego zadania rozpętanie pożaru) gdy propozycja uleciała z jego ust. Audrey Bree Clark nie miała choćby najmniejszego pojęcia o pracach stolarskich, nie wiedziała więc, z jakim dokładnie bałaganem może wiązać się to, co jej proponował.
- A z moją coś jest nie tak? Myślałam, że dobrze leży… - Odpowiedziała, nie widząc powiązania między jej strojem, a dzisiejszymi atrakcjami. Odsunęła się nawet odrobinkę, by przesunąć dłonią po swojej talii chcąc się upewnić, czy aby na pewno materiał nadal dobrze się układa. - Nie wiem, czy wcisnę na nią inną koszulkę… - Zaczęła, by ponownie wspiąć się na palce, delikatnie przywierając ciałem do jego ciała, tak na wszelki wypadek, gdyby jakimś cudem miała stracić równowagę. - Bo widzisz, nic pod nią nie mam. - Wyszeptała cichutko do jego ucha, jakby nawet Boo nie mogła usłyszeć tej, jakże tajnej tajemnicy. Cieniutkie ramiączka koszulki nie współgrały z żadnymi ramiączkami jej biustonoszy, a fakt, że miała kłaść się ledwie kilka chwil po jego wiadomości i jej bluzka w zasadzie była częścią piżamy wolała przemilczeć. Nie mogła przemilczeć jednak tego jednego, niewielkiego faktu który mógł sprawić, że przebranie się mogło być czynnością odrobinę skomplikowaną, zwłaszcza biorąc pod uwagę specyficzny krój jej koszulki. Smukłe palce zupełnym przypadkiem przesunęły po jego ramieniu, w końcu postanowienie o celibacie było jednostronne.

Jebbediah Ashworth
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Zapraszanie dziewczyny do swojej pracy było bardzo złym pomysłem. Po pierwsze, już widział, że przy Audrey skupi się na jakichś odległych sierotach, podczas gdy jej ciepłe i chętne (do przytulenia!) ciało jest akurat tutaj; a po drugie, kobiety chyba wolały bardziej luksusowe wnętrza niż warsztat starego kawalera, który śmierdział fajkami, drewnem i zapewne stanowił większe zagrożenie pożarowe niż ich dwójka, gotująca razem kurczaka. Nie mógł jednak opanować tej przewrotnej chęci zobaczenia jej, a jego wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach podczas heblowania drewna. I wyobrażał sobie, że zrywa się do niego zaróżowiona od snu, jeszcze w piżamie, która plącze się między jej udami, z tymi naturalnie koralowymi ustami, które zawsze przyprawiają go o szybsze bicie serca… I jak on się cieszył, że po przywitaniu się z nim zajęła się psem, bo postanowienie wytrwania u jej boku w białym związku jak najdłużej było nadal bardzo stanowcze. Z prostej przyczyny - zdarzało mu się rozpieprzać nawet najbardziej obiecującą relację namiętnym seksem i choć nie mógł nie myśleć o tym w jej towarzystwie, postanowił oddać się ciężkiej pracy fizycznej. Ktoś mówił, że taka popłaca, choć wydawało mu się prędzej dostanie bzika albo utnie sobie rękę, bo zamiast skupić się, jego myśli, a teraz i wzrok odpływały w kierunku zupełnie innym niż pociągnięcia heblarki. To było absolutnie przestępstwo, że ściągnął ją tutaj i teraz miał za to odpowiedzieć, bo nie mógł opanować swojego samczego instynktu, gdy tak pochylała się nad psem i szeptała do niego najczulsze zaklęcia.
Nie dość, że seksowna, to jeszcze cholera, dobra na dodatek!
Musiał powtarzać sobie bez końca, że sieroty potrzebują tych łóżek i że.. Może nie powinien zupełnie myśleć o tej części mebli? Całe szczęście, że Audrey nie była tym Edwardem od czytania w ludzkich myślach, bo ich nieprzyzwoitość chyba zgorszyłaby nawet samego diabła. Jednak, gdy się podniosła i stwierdziła, że jest uczulona, powrócił na chwilę do dawnego siebie.
Podał jej rękawiczki.
- Raczej nic tutaj nie powinno się uczulić, ale na wszelki wypadek… - wyjaśnił. - I co umiesz robić? - modlił się, by nie stwierdziła, żeby jej pomógł, bo szybko wycofał się za swoją heblarkę, gdy tylko zbliżyła się do niego. Ta maszyna dziś miała być jego najlepszym przyjacielem, wszystko co pomoże utrzymać mu w ryzach tę dziewczynę (albo nie oszukujmy się, samego siebie) było dla niego na wagę złota. Uśmiechnął się na jej słowa, czy to było dobre, że pomagał? Raczej nie znał innego scenariusza, bo przecież zawsze był blisko związany z Kościołem, więc wykorzystywali go na prawo i lewo, wiedząc, że jest singlem.
Za każdym razem jak się zaręczał, to modlili się, by do ślubu nie doszło. Podejrzewał, że to za ich sprawą każdy kolejny związek okazywał się wielką katastrofą, a już wprowadzenie zakładów w sprawie jego następnego ożenku okazało się gwoździem do trumny.
- Chcesz zobaczyć trumny? - przypomniał sobie i podskoczył, gdy poczuł jej dłonie na swoim pasie. Chyba nie wiedziała, z kim igra. Mógłby napisać książkę o podobnych kobietach, które prowokują świętych mężów. Znał ich wszystkich, oczywiście, z Biblii i obecnie usiłował przypomnieć sobie każdego z nich z żydowskim rodowodem, choć wiadomo, że wszystkie pokolenia wywodziły się od Abrahama, więc był skończony.
Błąd. Skończony, ugotowany, absolutnie z przegrzanym umysłem został, gdy jego dziewczyna postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i zwyczajnie go uwieść. Mógł udawać, że nie widzi, że paraduje przed nim półnaga, że ciągle krąży obok niego chętna, wyzwolona i taka młodziutka, ale gdy usłyszał jej szept, jego cała męska natura postanowiła sprawić mu niespodziankę i teraz musiałby być dosłownie ze stali, by pozostać obojętnym na jej słowa. To jego kotłowało mu się w głowie, sprawiało, że chciał nie odwracać się do niej i nie robić tego, co zrobił, ale z instynktem nie mógł wygrać, a on tak bardzo długo czekał na odpowiednią okazję. Zanim zdążył więc po raz kolejny przegadać sobie do rozumu i uzbroić się we własny pas cnoty, już unosił Audrey do góry i kładł na kawałku oheblowanego (całe szczęście) kawałka drewna, by pochylić się nad nią i całować tak jak nie powinno się na trzeciej randce.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Audrey Bree Clark
towarzyska meduza
enchante #8234
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey Bree Clark nie uważała, aby zaproszenie jej do tego specyficznego warsztatu przesiąkniętego zapachem dymu oraz drewna był złym pomysłem. Szczerze ciekawiło ją, czym też Jebbediah zajmował się wolnym czasie, a ciekawość napędzała zwykła, trywialna chęć lepszego go poznania. Nigdy wcześniej nie przyszło jej czuć przy kimś takiej mieszanki tak różnych emocji i zwyczajnie chciała, aby wyszło z tego coś trwalszego niż kilka tygodni. A Jeb za każdym ich spotkaniem ukazywał kolejne, niewielkie fragmenty swojej osobowości które w połączeniu zauraczały, nawet jeśli wisiało nad nimi widmo problemów oraz komplikacji, których część przyszło jej poznać podczas wspólnego oglądania zachodu słońca. Szkopuł tkwił w tym, że nawet jeśli by chciała, zwyczajnie nie potrafiła na dłuższą metę trzymać się w dalszej od niego odległości. Niewidzialna siła stale przyciągała ją w kierunku mężczyzny, przyspieszając bicie serca i nie raz wywołując rumieńce na jej policzkach. A Audrey nie opierała się jej, zwyczajnie lubiąc, kiedy był obok; kiedy silne ramiona owijały się wokół jej ciała, wywołując przyjemne poczucie znajdowania się dokładnie w tym miejscu, w którym powinna być.
- Dzięki. - Padło z jej ust, gdy ten wręczył jej rękawiczki. Ostrożności nigdy za wiele, Audrey nie chciała aby ich spotkanie zostało przerwane przez wykwity zapalenia skóry, z którymi niezwłocznie musiałaby pojawić się na pogotowiu. - Ja? Z takich rzeczy umiem jedynie zadzwonić do specjalisty, zadać masę niedorzecznych pytań i dogadać się w kwestii wynagrodzenia. - Odpowiedziała z rozbawieniem w głosie. Bo faktycznie, jeśli chodziło o wszelkiego rodzaju techniczne sprawy nie miała w tej materii najmniejszego pojęcia, jakoś nigdy nie mając okazji się tym zainteresować. - Nigdy wcześniej nawet nie byłam w takim miejscu. - Przyznała szczerze, a brązowe spojrzenie rozejrzało się z zaciekawieniem po miejscu pełnym drewna, kurzu i wiórów. Wiele pytań cisnęło jej się na usta, nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć rozmowa przeszła na kolejne tematy, a Audrey poczuła się… Zbita z tropu. Nie rozumiała, czemu pan Ashworth podskakiwał na jej dotyk, w czasie gdy podczas ich poprzedniego spotkania nie miał ku temu nic przeciwko. - Jeb? Wszystko w porządku? - Spytała odrobinę niepewnie, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok…
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Jebbediah Ashworth
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.

Właściwie sekundy, bo wystarczyło ich sześćdziesiąt i poczuł, że powraca do niego zdrowy rozsądek i że nie może tego tak zaprzepaścić. Nie zasługiwała na jakiś byle seks na desce w jego pracowni, takiej dziewczynie powinno się rzucać do stóp cały świat. Pocałował ją więc znowu delikatnie, a potem założył jej swoją koszulkę na nagie ciało i odetchnął głęboko. Nawet nie sądziła, jak dosłownie bolesne dla niego było odmówienie jej tego seksu, ale do cholery, nie tak szybko, nie tak jak zawsze. Gdyby się z nią przespał, to był przekonany, że nazajutrz wyskoczyłby jej z pierścionkiem zaręczynowym, a do tego była już prosta droga do ucieczki sprzed ołtarza.
- Nie tak, nie tutaj, nie tak szybko. Przepraszam – mruknął i przesunął dłonią po jej ramieniu, które jeszcze z tęsknotą ucałował.
Jaki on był głupi. Miał ją praktycznie na wyciągnięcie dłoni, całą chętną i gotową, ale jego skomplikowana duma i ochrona jej reputacji mu na to nie pozwalały. Nie zanim pozna go z jej rodzicami, a on nie przedstawi jej mamie. To ciągle była za świeża relacja, by zaśmiecać ją seksem i niepotrzebną niezręcznością. Tak sobie przynajmniej wmawiał, ale widać było, że jest zdenerwowany i że sięga od razu po paczkę fajek, zupełnie jakby mógł rozładować napięcie jednym marnym papieroskiem, który powinien palić za kilkanaście minut.
Po dobrym seksie ze swoją dziewczyną.
Cholera jasna.

Audrey Bree Clark
towarzyska meduza
enchante #8234
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Wszystko działo się niezwykle szybko, do tego stopnia, że otumaniony jego bliskością umysł panienki Clark już dawno przestał w jakikolwiek sposób myśleć, zwyczajnie poddając się temu co się działo. Pan Ashworth sprawiał, że resztki rozsądku dawno zaginęły gdzieś w jakiejś dziczy, pozostawione na pożarcie przed podrywy serca oraz te wszystkie emocje, jakie przyszło jej czuć. I zapewne dlatego, gdy Jeb pocałował ją delikatniej, a chwilę później ubrał w swoją koszulkę zamrugała kilkukrotnie z wyraźną dezorientacją wypisaną na twarzy. Nie miała wielkiego doświadczenia, do rozwiązłego trybu życia było jej niezwykle daleko, ale była niemal pewna, że powinien dalej ściągać z niej resztki stroju, zamiast ubierać w kolejne ciuchy. Do tego doszły słowa - wypowiedziane radiowym głosem, niczym kubeł zimnej wody wylany na głowę studziły zapał. Niechętnie oderwała od niego dłonie i uwalniając z uścisku.Paskudne poczucie odrzucenia pojawiło się gdzieś na krańcach jej umysłu. I choć nie szczędził jej czułych gestów, podła myśl, że o to rozmyślił się i doszedł do wniosku, że zamiast niej wolałby jakąś starą pudernicę o większym związkowym doświadczeniu nieprzyjemnie wzdrygnęła jej ciałem.
- Zrobiłam coś nie tak? - Pytanie samo uleciało z jej ust na widok zdenerwowania w jego ruchach, gdy dłonią odgarnęła długie pasma brązowych włosów, niesfornie wdzierających się na jej twarz. I mimo iż próbowała zrozumieć te wszystkie argumenty, poczucie odtrącenia ze strony tego, przez którego nie chciała być odrzucona nieprzyjemnie owijało się wokół jej umysłu, wywołując falę dziwnej niezręczności. Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, gdy ostrożnie zsunęła się z deski całe szczęście oheblowanej by poprawić i zapiąć swoje jeansy, a koszulkę w której przyszła złożyła i położyła w miejscu, które wydawało jej się najmniej zakurzone. Dopiero wtedy niepewne spojrzenie brązowych oczu powędrowało w stronę mężczyzny.
- Podoba mi się pan, panie Ashworth. Do tego stopnia, że miesza mi pan trochę w głowie i… - Przyznała z delikatnym rumieńcem, na chwilę uciekając spojrzeniem gdzieś w bok, nie będąc pewną do czego w ogóle w tym momencie zmierzała. - Wiesz, jeśli nie chcesz, to nie mam zamiaru cię nigdy zmuszać bo to bez sensu, ale… - W takich momentach jak te, niewielkie doświadczenie związkowe panny Clark wypływało na wierzch, unoszone na wodach niechcianych niezręczności i poczucia odrzucenia. Dym papierosowy jaki do niej dotarł sprawił, że zmarszczyła nos. - w ogóle to nie powinieneś palić po zawale, wiesz? Zwiększasz ryzyko kolejnego o jakieś piętnaście procent, przynajmniej według ostatnich badań i… - Troska wybrzmiała w jej głosie, przerwała jednak niepotrzebny wywód czując, że schodzi z tematu, wokół którego krążyła trochę niczym pies wokół jeża. Zwyczajnie jednak nie do końca wiedziała, jak powinna się w podobnej sytuacji zachować. I nie chodziło o samą odmowę, a poczucie odtrącenia, jakie się po niej pojawiło. - Chodzi mi o to, że… Nadal chcesz mi pokazać, czymś się zajmujesz czy mam sobie iść? - Pytanie uleciało w końcu z jej ust, brązowe spojrzenie wbiło się w czubki butów, a Audrey była niemal pewna, że po tej odmowie oraz pokazie zdolności mówczych, Jeb raczej nie będzie chciał mieć z nią więcej do czynienia.

Jebbediah Ashworth
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
To było najgorsze co można komuś zrobić. Jebbediah wiedział, że sam poczułby się jak skończony idiota, gdyby ktoś nakręcił go tak bardzo i po wszystkim stwierdził, że jednak nie. Na litość boską, sam nie wiedział, co go opętało i gdyby nie to, że akurat on wzbraniał się przed seksem, to podejrzewałby nawet działanie jakichś potwornych sił nieczystych, które go odwiodły od panienki Clark i nakazały mu wstrzemięźliwość. Może ta ruda wiedźma Peggy tak go zaczarowała, że z tego wszystkiego postanowił przejść na ścieżkę cnoty? Może nie powinien jeść od niego tego pieprzonego jabłka?! Przecież nawet Adam wiedział, że spożywanie owoców od kobiet zawsze kończy się absolutną katastrofą, co jak widać, na załączonym obrazku było prawdą. Zamiast bowiem cieszyć się pierwszym seksem ze swoją dziewczyną, zachował się jak absolutny burak i sprawił, że poczuła się odrzucona. Mógł sobie pogratulować, zastępy anielskie pewnie cieszą z ocalenia kolejnego grzesznika, choć nie był wcale taki pewien, bo przepalał ją głodnym wzrokiem, zwłaszcza gdy założyła jego koszulkę i wyglądała w niej jeszcze bardziej ponętniej niż przed chwilą, gdy półnaga leżała na tej zakurzonej desce.
Wszystko wydawało mu się odwrócone do góry nogami i naprawdę powinna docenić tego papierosa, bo inaczej zszedłby na zawał bez niego, próbując to wszystko przywrócić do stanu początkowego.
- Czyli nie zwariuję, ale umrę na zawał. Może być, to dobra śmierć – trochę musiał się z tego pośmiać, bo cóż, palaczem był zawodowym i trudno mu było się tego pozbyć, nawet jeśli ona okazywała troskę, a jak się okazywało, ta dziewczyna miała specjalne względy w Ewangelii według Jebbediaha Ashwortha. Może dlatego widząc jej poplątanie i zagubienie, nagle złapał ją za rękę i zwyczajnie posadził ją na swoich kolanach, gasząc papierosa.
- Audrey, posłuchaj mnie uważnie – on sam musiał zebrać myśli, bo właśnie okazał się kompletnym kretynem do kwadratu, który odrzuca dwudziestolatkę chętną na seks z nim. Mógł nawet przysiąc, że to sam Bóg go powstrzymał, ale nie sądził, że taką wersję chciałaby usłyszeć ta dziewczyna. – Kręcisz mnie i to bardzo – westchnął. – Czasami nie mogę utrzymać rąk przy sobie w twojej obecności, a moje myśli są tak bardzo skupione na twojej cielesności, że uwierz, nie chciałabyś być w mojej głowie – przewrócił oczami. – To nie znaczy jednak, że to tak powinno wyglądać. Zasługujesz na to, bym cię najpierw poznał, zobaczył te twoje Kluski i przede wszystkim zabrał na staromodną randkę z kolacją, po której będziemy tańczyć wolno do jakiegoś rzewnego songu – przewrócił oczami. – Może i jestem stary i nie jestem za dobrą partią dla takiej dziewczyny jak ty – uniósł jej podbródek palcem i spojrzał głęboko w oczy – ale po raz pierwszy od bardzo dawna chcę to zrobić w ten jeden właściwy sposób. Bez pośpiechu, bez zaciągania do łóżka na pierwszej czy tam trzeciej randce – pocałował ją w nos. Nie mogła sobie nawet wyobrazić, ile go to trudu kosztowało, bo w końcu był tylko mężczyzną i naprawdę bardzo pragnął jej dotknąć, a zamiast tego musiał rozwiązywać podobne dylematy.
Westchnął.
- Powiedz, że nie zepsułem wszystkiego, bo dopiero zacznę kopcić jak prawdziwy smok – parsknął, choć dla niej nawet mógłby rzucić, co wcześniej zupełnie mu się nie mieściło w głowie.

Audrey Bree Clark
towarzyska meduza
enchante #8234
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Mięśnie panny Clark spięły się w oczekiwaniu na odpowiedź która, według podpowiedzi odczuwalnego odrzucenia oraz niepewności, powinna być odpowiedzią negatywną. Bo przecież nie chciał jej przed chwilą, zdenerwowanie widniało później na jego buzi, a dwa niechciane uczucia jedynie podsycały złe myśli, jakie pojawiały się w jej głowie… Nawet jeśli nie posiadała żadnych, bardziej logicznych do nich podstaw. Do tego stopnia, że gdy posadził ją na swoich kolanach, nie przylgnęła od razu do jego ciała miast tego w napięciu oczekując odpowiedzi, która według wszelkich podejrzeń, mogła okazać się jedną z ich ostatnich konwersacji… I przy pierwszych słowach jakie padły z jego słodkich ust zrozumiała, że jej tok myślenia był sprawką poczucia odrzucenia, choć nawet to nie powinno pojawić się w jej umyśle. A ona była strasznie głupia, że pozwoliła temu uczuciu podszeptywać jej irracjonalne rzeczy. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, mięśnie powoli rozluźniały z napięcia, a brązowe oczęta ponownie wróciły do jego twarzy, gdy uważnie wsłuchiwała się w brzmienie przyjemnego, radiowego głosu. I mimo iż pragnęła tego mężczyzny każdym skrawkiem siebie, a on zapowiadał jej długi okres oczekiwania na zaspokojenie pewnych pragnień, jego słowa wywołały przyjemne ciepło gdzieś w okolicy serca którego zwyczajnie nie umiała w żaden sposób wytłumaczyć.
Kąciki jej ust uniosły się delikatnie ku górze, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, a skupienie się na sensie wypowiadanych przez niego słów przez chwilę stało się odrobinkę trudniejsze. I już miała mu odpowiedzieć, otworzyła nawet usta, lecz do jej uszu doleciał komentarz tyczący kopcenia niczym smok. To właśnie on sprawił, że delikatnie szturchnęła go łokciem w bok, tak dla zasady - zwyczajnie chciała cieszyć się nim najdłużej, jak tylko się dało.
- Obawiam się panie Ashworth, że moje słowa mogą pana zawieść… - Słowa wstępu padły z jej ust, które układały się w delikatny, odrobinę nieśmiały uśmiech. Zanim dokończyła swoją wypowiedź, zwyczajnie wtuliła się w jego nagie ciało z ufnością. Potrzebowała tego. Tej chwili bliskości która nie była podszyta popędem seksualnym, z czułością wygrywającą pierwsze skrzypce. - Z kopcenia niczym smok nici… Nic nie popsułeś, po prostu pierwszy raz byłam w takiej sytuacji i zwyczajnie zbiłeś mnie z tropu. - Przyznała, sięgając do jego dłoni, ani spleść ich palce ze sobą. Audrey nigdy nie była kobietą, która wskakiwałaby do łóżka pierwszemu lepszemu… Jebbediah jednak z pewnością nie był pierwszym lepszym - Audrey była pewna, że to co się między nimi tworzyło należało do tych wyjątkowych uczuć, nawet jeśli doskonale wiedziała, że myślenie to może być odrobinę naiwnym. I to pewnie dlatego trudno było jej zapanować nad sobą gdy był blisko.
- Jeśli ci na tym zależy, to nie mogę protestować, ale nie obiecuję, że nie będę się do ciebie kleić chociaż troszeczkę… - Bo jeśli ich związek miał być dobry oraz stabilny, zwyczajnie nie mogła ignorować rzeczy dla niego ważnych, nawet jeśli to postanowienie wydawało jej się… cholera, trudne. Zwłaszcza biorąc pod uwagę przyciąganie jakie między nimi było i to, jak na nią działał. - Obawiam się jednak, że jeśli wszystkie nasze kolacje będą tak gorące jak ostatnio, ktoś może zacząć coś podejrzewać - Rozbawienie pojawiło się w głosie panny Clark, które czule przesunęła kciukiem po wierzchu jego dłoni. W końcu ostatnim razem również mieli zjeść kolację, ich piromańskie zapędy uniemożliwiły jednak takie zakończenie wieczoru. Audrey przeciągnęła się delikatnie, a brązowe oczęta powędrowały ku buzi pana Ashworth. - To co, mój staruszku? Zaciągniesz mnie do tych łóżek czy zmieniamy plany na dzisiejszą noc? - Pytanie uleciało z jej ust, a zaciekawienie błysnęło w jej oczach - szczerze chciała poznać chociaż kawałek tego, czym się zajmuje chociaż była zupełnie niechętna, aby schodzić z jego kolan.

Jebbediah Ashworth
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Zazwyczaj takie rozmowy miały rozpisane odwrócone role i naprawdę Jebbediah puknąłby się w głowę, gdyby ktoś oświadczył mu miesiąc temu, że będzie tak dzielnie bronił swojej cnoty. Nieistniejącej właściwie od szesnastego roku życia, gdy po prostu oddał się swojej dziewczynie (a jej akurat nie chciał tutaj wspominać), a potem biczował się długo, wyobrażając sobie piekło, jakie nastanie po jego śmierci. Wiedział przecież, że nie ma gorszych kar niż te za grzechy cielesne, a on był młodym i bardzo głupim chłopcem, który pragnął jeszcze więcej i bardziej. To, że obecnie przyszło na niego otrzeźwienie związane było tylko i wyłącznie z młodą Audrey. Wiedział jednak, że nawet nie chodzi o jej wiek, bo kilka tygodni temu niecnie układał sobie wobec niej swoje plany oblężnicze, fantazjując o chwili takiej jak ta. Uczucia jednak, a raczej ich nadmiar sprawiły, że wszystkie próby uwiedzenia jej teraz zamieniły się w ochronę dziewczyny przed nim samym, co już w ogóle zakrawało na niezłą komedię. A mimo wszystko jak ten skończony desperat albo ryzykant przyciągał ją do siebie na kolana, wiedząc, że może nie powstrzymać się, gdy ma ją tak blisko. Cholera, musiała być tak śliczna? Chwilę potem jednak wtuliła się w niego z taką ufnością i oddaniem, że nie pożałował swojej decyzji, a jedynie uśmiechnął się i pogłaskał ją po głowie.
- O tym w jakich sytuacjach byłaś, też musimy porozmawiać – spojrzał na ich palce. – W sensie poznać siebie, swoją przeszłość i dopiero potem świadomie zacząć się kochać – już nawet nie wspomniał o zabezpieczeniu, które przecież było istotne w takiej sytuacji. Po raz pierwszy naprawdę chciał to zrobić porządnie i nie zamierzał dać się ponieść chwilowym fantasmagoriom, choć ciepło jej ciała tak naprawdę gotowało mu mózg i czuł, że zamiast mieć w głowie Boga (jak zazwyczaj), to ma ten pieprzony makaron i wcale mu się to nie podobało. Chyba ta cała miłość była odrobinę przereklamowana, choć nie mógł pozbyć się wrażenia, że jest zupełnie inaczej niż zazwyczaj i że spełniła się groźba rzucona naprędce Jordan. To było jak samospełniająca się przepowiednia, która sprawiła, że zamiast pogrążać się w tamtej toksycznej relacji, zaczął beztrosko oddawać serce komuś innemu. Nie sądził nigdy, że będzie to możliwe, ale gdy tak blisko, na nowo przyszło mu uwierzyć nie tyle w pożądanie, co w dziwną zażyłość między nimi. Taką z pogranicza zakochania się i wzajemnej przyjaźni, więc nie dziwiło go to wcale, że ostatnio uśmiechał się jak głupi do sera i wpadał w zupełnie dziwny stan dla niego, w którym pełno było ciszy i przemyśleń.
Dopiero jej pytanie wyrwało go z tego lekkiego odrętwienia. Uśmiechnął się delikatnie.
- A co powiesz na to, byśmy położyli się spać? Tylko spać? – zaznaczył, bo również nie wyobrażał sobie, że będzie pragnął ją puścić, a i tak przy niej za cholerę nie mógł się skupić i sierotom groziły krzywe łóżka, a do tego dopuścić nie chcieli. Już dosyć mieli traum w życiu, więc niech chociaż te pieprzone ramy mają porządne.
Tak sobie dywagował, nie zastanawiając się, czy to dobry pomysł. W końcu ufał, że szanuje jego decyzję – co w ogóle brzmiało jakoś absurdalnie i zupełnie tak jakby był dziewicą – i że mimo klejenia to całe wspólne nocowanie nie skończy się jedną wielką orgią na dwa.

Audrey Bree Clark
towarzyska meduza
enchante #8234
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Panienką Clark rządziły spontaniczne impulsy, tłumaczone przez nią jako wskazówki od przewrotnego losu czasem (nie zdarzało się to jednak często) tępione przez resztki rozsądku, jakie dało się gdzieś w niej znaleźć. I tak zwyczajnie dawała porywać się podrygom serca, tańcząc w miejskiej fontannie bądź wypełniając inne, spontaniczne pomysły jakie pojawiały się w jej głowie. Przyzwyczajona do słuchania głosu serca zwyczajnie nie potrafiła oprzeć się panu Ashworth, podjęte działania przyniosły jednak rezultat zupełnie inny od zamierzonego… Lecz wcale nie gorszy, gdy już poczucie odrzucenia opuściło jej umysł, a ona siedziała tak tutaj, wtulona w jego pierś zapominając o otaczającym ich świecie.
Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust na jego kolejne słowa, gdyż to, co zapowiadały nie do końca jej się podobało z jednego prostego powodu - związkową przeszłość pozostawiła już dawno za sobą, nie chcąc do niej wracać. Przygryzła delikatnie dolną wargę, z zastanowieniem wypisanym na buzi.
- No dobra, ale uprzedzam, że z mojej strony nie będzie to długa historia… ani przyjemna do opowiedzenia - Ostrzegła, na chwilę mocniej zaciskając smukłe palce na jego dłoni. Sama była niemal pewną, że przeszłe doświadczenia nie były na tyle istotne aby w jakikolwiek sposób o nich wspominać ale jeśli temat miał kiedykolwiek wypłynąć, wolała aby wiedział, że mówienie o nim może nie przyjść jej lekko. Ot tak, na wszelki wypadek, gdyby mogło to popsuć miły nastrój któregoś ze wspólnych wieczorów. Zwłaszcza że ostatnim razem gdy temat przeszłość wszedł na wokandę, pożar w szkole gotowania rozproszył ich na tyle, że temat zaginął gdzieś eterze.
Uśmiechnęła się delikatnie na kolejną propozycję. Było we wspólnym spaniu coś, co wydawało się pannie Clark przeżyciem równie intymnym co seks, nie była jednak w stanie dokładnie tego nazwać. Może chodziło o bliskość, może o fakt, że podczas snu było się zupełnie bezbronnym, a może o coś zupełnie innego, czego Audrey zwyczajnie nie potrafiła opisać.
- Brzmi dobrze i wcale nie dlatego, że od piątej jestem na nogach… Chociaż troszkę zakrawa to o zaciąganie do łóżka, panie Ashworth. - Przyznała i uniosła delikatnie głowę, aby złożyć na jego ustach delikatnego, przelotnego całusa. A po tym odrobinę się ociągając wstała z jego kolan, zgarnęła swoją koszulkę i poczekała chwilę na pana Ashworth by, ponownie zaciskając palce na jego dłoni, ruszyć w kierunku domu… W którym miała znaleźć się po raz pierwszy, przynajmniej na trzeźwo, gdyż z poprzedniego razu pierwsze wspomnienie jakie pojawiało się w jej głowie było, gdy już znajdowała się w jego łóżku. Ta myśl sprawiła, że zaśmiała się dźwięcznie pod nosem.
- Nadal nie wiem, jakim cudem mogłam się wtedy pomylić, wiesz? Już pominę fakt, że elewacje są w dwóch, zupełnie różnych kolorach. - Zagadnęła z rozbawieniem, gdy tylko przekroczyli próg jego sypialni, nie odzywała się wcześniej nie chcąc przypadkiem obudzić mamy Jeba będąc pewną, że hipotetycznie niezadowolonych rodziców z pewnością im wystarczy. Audrey jak gdyby nigdy nic usiadła na łóżku, aby sprawnie poluźnić sznurówki i zsunąć trampki ze zmęczonych stóp. Ciche westchnienie zadowolenie wyrwało się z jej ust, a brązowe oczęta w regularnych interwałach uciekały w kierunku jej towarzysza, zwyczajnie nie potrafiąc się powstrzymać przed podziwianiem widoków. - Pomyślałbyś wtedy, że to tak się skończy? No wiesz, że będziemy się ze sobą spotykać i kryć przed dubeltówką mojego ojca? - Spytała, z zaciekawieniem błyszczącym w brązowych oczętach, by po tych słowach bez większego skrępowania bądź zawstydzenia rozpiąć jasne jeansy i powoli zsunąć je ze zgrabnych nóg, pozostając jedynie w koronkowych majtkach i koszulce należącej do Jeba. Przez chwilę zastanawiała się nawet, czy aby przypadkiem nie przebrać się w swoją górę od piżamy… Nie chciała jednak ponownie go prowokować, ledwie kilka minut po tym, jak zgodziła się uszanować jego decyzję. To wszystko, to całe szykowanie się do snu w jego towarzystwie przychodziło jej z niezwykłą lekkością, nie była jednak pewna, co też było tego powodem.

Jebbediah Ashworth
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
ODPOWIEDZ
cron