barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
fifteen


Bez wątpienia są lepsze możliwości na spędzenie sobotniej nocy niż biwakowanie na opuszczonej wyspie Gahdun Island, na obrzeżach Lorne Bay. Nigdy nie przypuszczałby, że jego duma zbuntuje się przeciwko niemu, tamtego wieczoru jednak nie miała wyjścia. Właśnie stał za barem, gdy Washington wszedł do Moonlight. Początkowo, oboje udawali, że się nie znają, jednak kiedy tamten wraz z wlewanymi w siebie procentami, znalazł sobie równie pijane towarzystwo i wszyscy zaczęli przekrzykiwać się na pół sali w jakimś dziwnym i niezrozumiałym sporze, Miles nie miał wyjścia — musiał interweniować. I tak przyszło zmierzyć mu się z osobnikiem, na którego patrzeć nie mógł i nie chciał, każąc mu się zamknąć do jasnej cholery, albo wezwie ochronę. Pewnie rzuciliby się ponownie sobie do gardeł, gdyby nie jedna dziewczyna, która być może pod czarem uroku osobistego Deana, a może z powodu swojego braku inteligencji, która stanęła pomiędzy nimi i rzuciła mu wyzwaniem w twarz — że niby Miles nie przeżyłby ani jednej nocy na Gahdun? Ha! Oczywiście, ślad po dawnej arogancji Vanderberga kazał mu podnieść rękawicę, ale tylko i wyłącznie wtedy, kiedy i Washington przyjmie warunki i pojedzie tam z nim. Co prawda, nie miał najmniejszej ochoty na jego towarzystwo, jednak ktoś musiał być świadkiem jego odwagi, a na dodatek, Vanderberg wciąż walczył z pragnieniem, by wrzucić go do najbliższego kanionu — gdyby jeszcze takie były w pobliżu ich miasteczka.
Tak oto umówili się na konkretną godzinę, na rozdrożu dróg za miastem, gdzie obaj zaparkowali swoje auta i dalej ruszyli w pieszą wędrówkę, wzdłuż szlaku. Przez cały ten czas, Miles wyrzucał sobie w głowie, że przystał na taki idiotyzm, ale nie miał zamiaru stchórzyć. Gahdun było niczym więcej jak miejską legendą, bujdą, którą dziadkowie straszyli małe dzieci.
— No idziesz, czy zamierzasz się poddać? — krzyczy za siebie, orientując się w porę, że kroki za nim ucichły. Akurat w momencie, gdy wreszcie znaleźli się na skałach, a teren stał się dość stromy i niebezpieczny. Podtrzymując się dłonią, Miles dość zwinnie wspina się po kolejnych nierównościach, czując morską bryzę uderzającą w niego raz za razem. Zbyt silny wiatr i ciemnogranatowe niebo nie zwiastowało niczego dobrego.


Dean Washington
przyjazna koala
naleśnik puchaty
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
013: Pod oslona nocy

Miles Vanderberg
,,[...]Och Dean, no co Ty, Skarbie... Ze mną się nie napijesz? Odmówisz takiej atrakcyjnej dziewczynie, jak ja?"

Nie odmówiłby.
Moonlight to był bar do którego często przychodził. Po to, żeby się napić, bo serwowali najlepsze alkohole w Lorne Bay, a także po to, by odwiedzić kumpla, gdy akurat miał swoją zmianę. Pierwsza kolejka, druga kolejka, trzecia... Na tej miało się skończyć, to miała być ostatnia, ale, ale... Ta cholerna kobieta. Zakręciła biodrami, zarzuciła włosami, obdarzyła go trzepotem rzęs i zalotnym spojrzeniem, a on już wiedział, co powinien robić dalej.
Nie skończyło się na jednym piwie, drinku, czy tam szklance burbona. Nie wiedział, ile wypił, ale w głowie szumiało mu dość porządnie, na tyle porządnie, by za namową dziewczyny pójść z nią do toalety, żeby się trochę poprzytulać, choć o seksie nie było mowy, bo jego miejskie kible zdecydowanie nie kręciły. Wyszedł z tej łazienki z naprawdę dobrym nastrojem i poczekał na swoją towarzyszkę, aż tu nagle... Podszedł do niego jakiś mężczyzna, oczywiście, chłopak z którym ta urocza, pieprzona blondyneczka, przyszła do baru.
Pokłócili się dopóki tamta nie wyszła z łazienki, po poprawie nienagannego makijażu. Przeraziła się porządnie, gdy usłyszała ostrą wymianę zdań między Deanem i swoim towarzyszem, a później przyszedł Miles. Washington obrzucił kumpla niemiłym spojrzeniem i zaczął się coś rzucać, ale ta słodka, cholerna blondyneczka Przerwała całe przedstawienie, chcąc zrobić test odwagi dla Deana i Milesa. To miała być jakaś forma psychoterapii ? Może.
W taki o to sposób, Miles i Dean znaleźli się na Gahdun Island. Szlaki, który mieli przetrzeć był dość niebezpieczny, a skały strome. Zerkając w dół, gdy coraz bardziej oddalali się od lądu sam nie wiedział, czy był pełen podziwu, czy raczej przerażony faktem, że to tak wysoko. Nie mówiąc już o pogodzie, która nie była zbyt przychylna tej wycieczce.
W pewnym momencie musiał przyklęknąć, gdy zobaczył, że rozwiązał mu się but. Zaklął więc siarczyście, przyklękając na jednym kolanie, co było dość problematyczne, bo nie zdążył do końca wytrzeźwieć.
— Ni chuja, buta tylko wiążę — Odpowiedział, po zawiązaniu sznurówki i oparł rękę o stromą ścianę w celu podparcia i złapania równowagi.
— Śmiesznie będzie, jak przyjdzie jakaś burza — Nie, Dean, to wcale nie będzie śmieszne, tylko straszne. Bardziej przerażała go ta pogoda, niż legendy krążące o wyspie, których, w zasadzie nawet nie znał, bo nigdy szczególnie się tym nie interesował.
sumienny żółwik
blueberry
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Co racja to racja, pogoda ich nie rozpieszczała. Już od początku pieszej wędrówki, Miles z niepokojem obserwował poszarzałe niebo, mając nadzieję, że burza ominie ich i w najlepszym wypadku trochę ich zmoczy, lecz dadzą radę pokonać trasę bez większych przeszkód. Samo towarzystwo Washingtona było już utrapieniem, tym bardziej, że mężczyźni nie zamienili ze sobą słowa odkąd napluli sobie na dłonie w barze, tym samym przybijając umowę. 
Jego kondycja nie była najgorsza, czego nie mógł powiedzieć o swoim byłym przyjacielu, który co pięć sekund zatrzymywał się i brał oddech czy wiązał buta. Kiwajął się przy tym na wszystkie strony, tak, że Miles wątpił, by udało mu się przeżyć tę noc. Nie pachniał świeżością, a Vanderberg podejrzewał, że na wczorajszej imprezie zabalował jeszcze dłużej, niż przyszło mu to oglądać, ponieważ nie wyglądał korzystnie. Szkoda tylko, że nie było z nimi Violet — może wreszcie przejrzałaby na oczy i zobaczyła, jakim typem faceta on jest.
Przelotny uśmieszek pojawia się tak szybko, jak i znika, kiedy słyszy stek przekleństw dobiegający zza jego pleców. Miał szczęście, że na wczorajszej zmianie wstrzymał się od napojów wysokoprocentowych; co prawda, nie mógł pić za wiele, gdy był w robocie, często dotrzymywał tempa siedzącym przy barze gościom, ale tamtego wieczoru zbyt wiele miał na głowie, by mógł się znieczulić.
— A co? Boisz się burzy? Może chcesz wrócić i schować się w spódnicę mamusi? — zadrwił ponownie, uważnie stąpając po pochyłym gruncie. Musiał jednak przyznać mu rację, nie zapowiadało się, aby mogli przetrwać noc pod gołym niebem. Przynajmniej nie w taką pogodę, gdy wiatr stawał się silniejszy z minutę na minutę. Ich namiot z łatwością zostanie porwany, o ile nie znajdą schronienia przed burzą.
Na kark mężczyzny spadają pierwsze krople, przez co przyśpiesza kroku, lecz na próżno — ulewa rozpoczęła się na dobre, a skały są tak śliskie, że ciężko się na nich utrzymać. Z niezwykle skupioną miną Miles poprawia plecak, opiera ciężar swojego ciała o pobliską skałę, by przeskoczyć kolejną szczelinę… I w tym samym momencie dłoń ślizga się na mokrej powierzchni, a on sam traci równowagę i zaczyna spadać do jednej z nich — tym razem większej, dużo większej, przypominającej głęboką jaskinię. Kurczowo łapie się wszelkich nierówności, na próżno — w końcu ląduje z takim impetem w lodowatej wodzie, że ta na chwilę zamyka się nad nim, odbierając mu zdolność oddychania. Z jego piersi wydobywa się stłumiony krzyk. Z lekka przerażony udaje mu się stanąć na wciąż miękkich nogach. Cholerna Australia.
— DEAN?! — drze się ku górze, rozpaczliwie rozglądając się po ciemnych kątach w poszukiwania jakiegokolwiek wyjścia z tej dziury. Niestety, chyba i w tej sytuacji jest zmuszony liczyć na swojego kompana.

Dean Washington
przyjazna koala
naleśnik puchaty
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Nie był ciśnieniowcem, ale łeb mu pękał na pół, a najgorszy moment przyszedł wtedy, gdy gdzieś nieopodal dało się usłyszeć pierwszy grzmot. Krople deszczu, które powoli zaczęły spadać z nieba, nie wróżyły niczego dobrego. Pogoda znacznie się pogarszała, a oni, pod wpływem impulsu i durnego zakładu postanowili zrobić sobie wycieczkę po stromych górach, co było beznadziejnym pomysłem. Westchnął cicho, słysząc uszczypliwy komentarz byłego przyjaciela.
— Żart wczas, nie powiem. Gdyby nie zmarła kilka dni temu to może i bym się chował — Rzucił od niechcenia. No dobra, jego matka żyła i do grobu jeszcze się nie spieszyła, ale nikt nie powiedział, że nie mógł sobie pożartować, prawda? Żarty głupie niebywale, ale nie pomyślał, że jego matka właśnie w tym momencie mogła dostawać zawału na kanapie w rodzinnym domu, jakby nie patrzeć, zbliżała się wielkimi krokami do sześćdziesiątki, a w tym wieku należało spodziewać się wszystkiego.
Nie był szczególnie zadowolony z towarzystwa Milesa, ale co mógł zrobić? Zakład to zakład, a przegrać nie zamierzał. Miał wrażenie, że ktoś mu wbija siekierę w czaszkę i rozłupuje na pół, a pogoda nie rozpieszczała, bo grzmiało coraz bardziej, ale poddać się nie chciał. Najwyżej się poślizgnie, spadnie ze skał... Wpadnie do wody, którą była otoczona ta cała wyspa i się utopi, albo skręci kark spadając na skały. Padający deszcz był okropny, a skały pod jego wpływem robiły się śliskie, przez co ta cała wyprawa stawała się coraz mniej bezpieczna. Próbował utrzymać równowagę, przytrzymując się wystających skał i wychylił, zerkając w dół, jakby chciał określić, czy jest bardzo stromo. Na szczęście mężczyzn, w pewnym momencie ścieżka stawała się szersza, a skały zbijały się w wygodniejsze szlaki. W niektórych miejscach były jednak zapaści, a wpadnięcie do nich wiązałoby się z wyrokiem, bo owe doły przypominały coś na wzór jaskini — jaskini z których ciężko było się wydostać, bo dno było bardzo nisko, trzeba było je więc przeskakiwać.
Wiedział w którym momencie Miles osunął się po skale i wpadł do jednej z tych pułapek, lecz gdy tylko stracił go z oczu, przeraził się. W tym momencie przez głowę przeszło mu mnóstwo negatywnych myśli; od złamania kończyn, po śmierć przez uderzenie w głowę o kamień. Słysząc głos bruneta, przyklęknął i oparł się rękoma o skały, zaglądając do jaskini w którą wpadł Miles i odetchnął z ulgą, bo przeżył, co było najważniejsze.
Kurczowo trzymał się kamieni, by samemu się nie zsunąć, bo wtedy mieliby problem.
— Nic ci nie jest?! — Zawołał, a echo odbijające się od jaskini na pewno pomogło w zlokalizowaniu jego głosu. Zaczął myśleć, co zrobić, by pomóc Milesowi wydostać się z tej jaskini, choć nie ukrywał, że przeszło mu przez myśl zostawienie go tutaj, w tym dole. Bił się przez dłuższą chwilę z myślami, bo czy w ten sposób problem by się nie rozwiązał, gdyby go zostawił w tym dole i skazał na cierpienie? Problemu by nie było, ale on mimo wszystko, straciłby najlepszego przyjaciela i choć byli skłóceni nie był w stanie go tak zostawić.

Miles Vanderberg
sumienny żółwik
blueberry
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
O cholera, że co?
— Ty tak serio? Jezu, stary… Przykro mi — nie chciał wyjść na gorszego dupka, niż do tej pory, a w takiej sytuacji żart był wyjątkowo nie na miejscu. Skąd miał wiedzieć, że Dean jedynie robi sobie z niego jaja i jego matka trzyma się dobrze? Oczywiście, że Miles ją znał, uwielbiali się. Gdyby Washington lubił chłopców, z pewnością Miles byłby dla niej idealnym zięciem. Przy każdej lepszej okazji podkreślała, jak bardzo ceni sobie ich znajomość, przynosząc mu świeże wypieki czy rozmawiając na poważne tematy. Tak było kiedyś, gdy oboje jeszcze mieszkali z rodzicami i nie mieli po trzydziestce na karku. Teraz nie miał większych powodów, by ją odwiedzać, lecz zawsze był mile widziany w domu Washingtonów, przynajmniej dopóki jego matka żyła. Nawet nie chciał wiedzieć, jak czuje się Dean w tak okropnej sytuacji. Jednak ton głosu z jakim to powiedział nie pasował mu do całości wypowiedzi. Odwrócił się, więc tylko na pięcie, by nie dało się nic wyczytać z jego twarzy, po czym skupił się na wspinaczce na szczyt.
Pnąc się w górę, uważnie stąpał po niezbadanym, śliskim gruncie, lecz była to tylko kwestia czasu, by nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Ktoś musiał upaść, i choć Miles liczył na Washingtona i jego nietrzeźwość, tak sam wpadł do jakiejś dziury.
— Chyba nie — stwierdza, już nie krzycząc. Echo w jaskini było tak głośne, że wystarczyłby najlżejszy szept, by dotarło to do Deana. Obmacuje się po kościach, sprawdzając, czy wszystkie części jego ciała znajdują się na miejscu, przez przerażenie i szok nie jest w stanie tego stwierdzić. Jest obolały od swoim popisie po tak nierównym gruncie, tym bardziej skalistym, który nieźle dał popalić jego zdartej, piekącej skórze na ramionach i nogach. Na szczęście założył długie spodnie, które nieco zamortyzowały upadek i zapobiegły większym ranom, choć nie mógł powiedzieć tego samego o górnej części ciała. Bardziej niepokoi go jednak poziom wody, który z sekundy na sekundę zdawał się sięgać coraz wyżej. Początkowo miał ją do pasa, lecz teraz była to tylko kwestia czasu, gdy woda zaleje go całego.
— WYCIĄGNIJ MNIE STĄD! — krzyczy, odrobinę spanikowany. To wszystko wina Washingtona i jego towarzystwa. Gdyby nie oni, duma nie zmusiłaby go do tej wycieczki, a on sam spędzałby to popołudnie kompletnie inaczej niż ryzykując życie. Nie chciał tutaj umierać, nie kiedy nie zdołał się z nikim pożegnać. Z Laylą, Marlonem, Yarą, nawet jego głupią Violet. Nie mógł pozwolić jej wyjechać z miasta bez pożegnania. Gorączkowo szuka jakiegoś pnącza, lecz jedyne co znajduje to pojedyncze kamienie i kolejne nierówności. Próbuje zaczepić się palcami o skały, lecz na próżno — mokre dłonie ponownie ślizgają mu się po powierzchni.
— Kurwa, to wszystko Twoja wina — warczy, podejmując się kolejnej próby wydostania się. Tym razem wpada z impetem do wody.


Dean Washington
przyjazna koala
naleśnik puchaty
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Przemilczał słowa Milesa, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie warto drążyć tematu. Słowa Deana z prawdą niewiele miały wspólnego; to był głupi żart, którego nawet ie przemyślał, co właściwie nie powinno być zaskakujące. Gadał głupoty, zdarzyło mu się palnąć i nie pomyśleć, co wywnioskował dopiero później, dlatego wolał nie drążyć tematu i wybrał całkowitą ciszę.
Może był nietrzeźwy, może pogoda była na tyle beznadziejna, że w niczym mu nie pomagała, lecz miał wrażenie, że powoli zaczynał trzeźwieć. Odzyskiwał umiejętność logicznego myślenia, gdzieś pomiędzy kroplami deszczu i kolejnymi grzmotami. Niebo dość szybko pokryło się granatem, wywołując nieprzyjemne skojarzenia. Wystarczyło na nie spojrzeć, by domyślić, że nadchodzi kilkugodzinny koniec świata. Deszcz był potrzebny, natura potrzebowała tego, by odetchnąć po tej krótkiej, acz dość intensywnej zimie. Rośliny i zwierzęta w końcu miały czym oddychać i było to nad wyraz piękne w swej prostocie, jak i cholernie niebezpieczne. Dumając przez chwilę nad cudownością i szaleństwem pogody, dochodził do wniosku, że im dłużej zwlekali, tym bardziej narażeni byli na łaskę żywiołu, a woda była okrutnym żywiołem, zatapiała płuca swoich ofiar i wzbudzała panikę, jakiej nikt w życiu nie zaznał, poza tą jedną, wyjątkową chwilą i strachem, który towarzyszył ludziom przed śmiercią. Utopienie było najgorszym sposobem na śmierć i to był ciężki do podważenia fakt.
Nieszczególnie mocno wyrażał jakieś emocje, gdy Miles powiedział, że krzywdy sobie nie zrobił. Szkoda, może nauczyłby się odrobiny pokory na starość i przestał obwiniać go o swoją nieuwagę.
— Jasne, księżniczko — Odburknął, zsuwając plecak z ramion i zaczął przeszukiwać jego zawartość, gdy natrafił na dość gruby sznur, który miał robić za dodatkowe zabezpieczenie namiotu, w razie gwałtownej pogody.
Miał mu rzucać ten sznur i już nachylał się nad tym dołem, w którym wody było coraz więcej. Deszcz całkowicie zmoczył mu włosy, a ubrania były coraz mokrzejsze. Przymocował ten sznur do wiarygodnie wyglądającego kamienia i zawiązał na mocny supeł, pociągając za materiał w celu sprawdzenia wytrzymałości. Mocny i to cholernie.
Trzymał pomoc w rękach, gdy Miles zaczął marudzić, że to wszystko było winą Washingtona.
— Wiesz co, Miles? Spierdalaj. Przypominam, że w dużej mierze ODE MNIE ZALEŻY, czy stąd wyjdziesz, ale może cię nie doceniam i dasz sobie rade, ja spierdalam — Powiedział zirytowany, podnosząc się z klęczek i odszedł od tej szpary, siadając na jednej ze skał. Wody w tej jaskini było coraz więcej, ale nie na tyle dużo, by od razu utopić zamkniętego w pułapce Milesa. Był wkurwiony i zły, choć teraz to od niego zależało, czy Vanderberg przeżyje, czy niekoniecznie. Nie miał zamiaru go w tej dziurze zostawić, choć mógł przeciągnąć w czasie i dać Milesowi kilka sekund na przemyślenia — czy nie lepiej myśli się przed obliczem śmierci?

Miles Vanderberg
sumienny żółwik
blueberry
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Brawo! Dean nie przemyślał swojej głupoty, a Miles w środku już przechodził kolejną żałobę, wspominając niezwykły smak ciasteczek jego ukochanej „cioteczki”. Oczywiście, w porę zorientował się, że może okazać się to po prostu beznadziejnym żartem, nie sądził jednak, by Washington robił sobie jaja z czegoś takiego jak śmierć matki. 

Z kimś takim jak Dean nigdy nie było nic wiadomo. Jednego dnia potrafił być Twoim najlepszym przyjacielem, a kolejnego wbić Ci nóż w klatkę piersiową i pokręcić nim w różnych kierunkach dla zabawy, a później nic sobie z tego nie robić, i bawić się w najlepsze. To pewnie dlatego, widok zachlanego kumpla w Moonlight na jego zmianie, tak rozwścieczył Milesa, że zgodził się na tak durny wypad w nieznane. Teraz przyszło mu płacić za swoją głupotę. Najwidoczniej nie tylko ta dwójka była nie w humorze; matka natura również postanowiła sprawić im potężny prezent w postaci nawałnicy, która po paru niepewnych krokach rozszalała się na dobre. Vanderberg nie był nietrzeźwy, to nie on powinien wpaść do jaskini, a jednak los po raz kolejny zadrwił z jego śmiałości i dosłownie ściął go z nóg. Wypadłszy w wody, łapie kolejną solidną porcję powietrza, nieco zatęchłego, ale jednak.
— Pośpiesz się — jęczy, bowiem poziom wody podnosił się w zastraszającym tempie. Jeśli Dean uważał, że nie czeka go śmierć przez utopienie, był w wielkim błędzie. Owszem, jeśli przestałoby padać, pewnie jedynie by przemarzł do szpiku kości i napędził sobie stracha. Jednak teraz w rachubę wchodziło jego życie; to, czy jeszcze w ogóle ujrzy swoją ukochaną, Laylę; czy Yara zdoła mu wybaczyć; czy zdoła pożegnać się z Violet. To nie mogło się tak skończyć!
— DEAN! — wydziera się za brunetem, gdy ten znika z jego pola widzenia. Czy naprawdę był w stanie go zostawić? Czy te wszystkie lata ich przyjaźni nic dla niego nie znaczyły? Zrozpaczony zaczyna młócić rękami w wodzie, by znaleźć cokolwiek, co dałoby mu przewagę nad żywiołem. Cokolwiek, by mógł pochwycić i wdrapać się po tym na górę, jednak jego dłonie nie napotykały żadnego oporu. Lodowata ciecz sięga mu teraz do połowy klatki piersiowej, a ramiona przerażenia przygarniają go do siebie, zaciskając palce na jego gardle.
— PRZEPRASZAM, OKEJ? PRZEPRASZAM! — najwidoczniej jego duma postanowiła się nagiąć, w obawie przed czymś nieodwracalnym, takim jak ostateczne spotkanie z kostuchą. — Nie powinienem Ci przywalić, nie powinienem stanąć w jej obronie. Zrobiłem błąd, wchodząc pomiędzy Ciebie, a nią. Jeśli naprawdę Ci na niej zależy i chcesz to ciągnąć, w porządku. Usunę się w cień. Ale nie zostawiaj mnie tutaj?! — proszę?

Dean Washington
przyjazna koala
naleśnik puchaty
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Nieprzewidywalność Deana potrafiła być zarówno zaskakująca, jak i frustrująca. W tym przypadku nie ulegało wątpliwościom to, że była frustrująca. W życiu Deana, jak i Milesa nie pora była teraz na żarty. Obydwaj znaleźli się w wyjątkowo głupiej, niekorzystnej dla ich przyjaźni sytuacji. Oczywiście, Washington swojemu przyjacielowi śmierci nie życzył, choć nie ukrywał tego, że liczył na głupie przepraszam, albo spierdalaj. Właściwie, liczył na to pierwsze. Drugie słowo usłyszał w ostatnim czasie kilka razy — i o kilka, oczywiście, za dużo. Nijak ten fakt mu się nie podobał, bo w ostateczności, aż tak tragiczny to on nie był, a bynajmniej nie na tyle, by kazać mu spierdalać, bo pocałował Violet. Prędzej czy później i tak ktoś by to zrobił, niekoniecznie on, mógłby to być ktoś inny.
Próbował zrozumieć postawę Milesa, choć niełatwo mu to przychodziło. Miał nieco inny pogląd na te sprawy, nie mógł niczego zabraniać kobiecie, z którą nie był. Podobnie, jak nie mógł rzucać się z pięściami na faceta, który będzie chciał otulić ją swoimi skrzydłami, by dać jej azyl, którego najwidoczniej bardzo potrzebowała. Dean był w stanie to zrozumieć, Miles, najwidoczniej nie. W takich momentach, Washington odnosił wrażenie, że był nieco mądrzejszy od swojego starszego kolegi, bo choć sam miał problemy z emocjami i określeniem swojego stanu psychicznego, próbował nad tym zapanować, by czasem nie narobić kłopotów.
Po kilki chwilach siedzenia na kamieniu i obserwacji czarnych, burzowych chmur kumulujących się na niebie, usłyszał przeraźliwe wołanie o pomoc. Nie zareagował jednak od razu. Odczekał jeszcze kilka sekund, aż w końcu Miles zaczął mówić. Słysząc słowo przepraszam, podniósł się z miejsca i wrócił do tej jaskini, zerkając na zalewającą wodę Milesa, który w tym momencie niezaprzeczalnie błagał o pomoc Deana. W końcu dotarło do jego pustego łba, że wbrew pozorom, Washington był mu potrzebny. Od niego zależało, jak dalej potoczy się życie Milesa, a brunetowi to odpowiadało.
Wysłuchał w milczeniu tego żałosnego aktu wołania o pomoc i zrzucił mu linę.
— Złap się tej liny i spróbuj wejść, tak jakbyś chodził po górach — Poinstruował, zaglądając do jaskini. Przyglądał się Milesowi, wchodzącego po ścianie i wyciągnął do niego dłoń, gdy tylko mężczyzna był blisko. Była to próba wciągnięcia go na górę i zdaniem Deana, szło nawet nieźle. Było trochę ślisko, bo deszcz padał coraz mocniej, a wilgotne dłonie Deana nie były stuprocentową opoką, której w tym momencie potrzebował Vanderberg.
— Przepraszam za to co powiedziałem o... Wiesz kim, wcale tak nie myślę, okej? Byłem tylko wkurwiony i nie wiedziałem co mówię — Wspomniał w tym momencie o jego bracie.
— Nie dotknę nigdy więcej Violet, skoro ci na niej zależy. Nie okłamuj tylko Layli — Obiecał i słowa zamierzał dotrzymać. Do tej pory nie dostrzegł, by Milesowi faktycznie zależało na Swan. Najwidoczniej się mylił, bądź nie dostrzegał tego, co widzieć powinien.

Miles Vanderberg
sumienny żółwik
blueberry
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Przychodzi taka chwila w życiu, gdy tracisz rezon pod nogami. Możesz młócić powietrze dłońmi, walczyć o oddech, lecz ostatecznie musisz pogodzić się z przegraną. W końcu jesteś zdany na samego siebie, nikt Cię nie uratuje, nikt nie przełoży swej egzystencji nad Twoją i nie skoczy za Tobą w ogień, choć w tym wypadku woda byłaby trafniejszym określeniem. Przychodzi taki moment, kiedy wszystkie twoje problemy stają się tak błahe, tak bezwartościowe, a decyzje tak głupie, że masz ochotę roześmiać się w głos z własnego idiotyzmu. Nie robisz tego jednak, nie potrafisz, tak samo jak na nowo musisz nauczyć się oddychać, tym razem z wodą wlewającą się do Twoich płuc. Nie słyszysz już za dobrze, właściwie nic nie słyszysz, bo szum tej wielkiej kałuży, w której się znalazłeś, jest przytłaczający.
Wiedział, że jest żałosny. Wiedział, że nie zasłużył na to wszystko. W pewnym sensie nawet, by się poddał, pozwolił sobie na to, by woda zalała go całego, by zakończyć ten cały cyrk. Nigdy na to nie zasługiwał, i pewnie żyłby w takim przekonaniu do swojego ostatniego tchu, gdyby nie lina, która pojawia się znienacka. Instynkt przetrwania jest silniejszy; Miles kurczowo łapie się rzuconemu kołu ratunkowemu i podciąga się z całych sił, byle tylko jego buty znalazły równowagę na nierównym gruncie. Zaczyna się wspinać, krok po kroku, aż w końcu pojawia się przed nim dłoń przyjaciela, którą łapie z wdzięcznością. Ledwo docierają do niego jego słowa, wciąż jest w szoku.
— Wybaczone — rzuca ciężko, dochodząc do wyjścia z jaskini, przez które tutaj wpadł. Z głośnym jękiem robi potężny krok na zewnątrz, niemalże spadając z urwiska. Opada na skały, chwytając łyki powietrza raz za razem i wręcz siadając od nadmiaru emocji na stabilnym gruncie. Jezu.
— Nie zamierzam jej stracić — mówi pomiędzy jednym haustem a drugim, jednocześnie pozwalając sobie na kaszel. Ach, utonięcie niewątpliwie było najgorszą śmiercią z możliwych! O mało co tego nie doświadczył, i już wiedział, że nigdy nie może doprowadzić do podobnej sytuacji. Tak naprawdę nie wie, o którą kobietę mu chodziło, palnął odpowiedzią na oślep, mając przed oczami i Laylę i Violet. Dean jednak zasługiwał na odrobinę szczerości.
— Nie powinno mi na niej zależeć, ale tak jest. Muszę to naprawić — przyznaje, i… nie brzmi to aż tak obrzydliwie, jak dotychczas myślał. Cóż, najwidoczniej jego sposób postrzegania już nieco się zmienił. Pewnie jak przyjdzie mu się później zmierzyć z pożerającym jego siostrę aligatorem, stanie się zupełnie innym człowiekiem. Na razie jednak przymyka powieki, robi kolejny wdech i otwiera oczy, patrząc już teraz na samego Washingtona. — Dziękuję. Kurwa, stary, uratowałeś mi życie.
I choć nigdy nie był beksą, nagle czuje, że jest na granicy załamania nerwowego.

Dean Washington
przyjazna koala
naleśnik puchaty
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Porażka zawsze bolała.
Nieważne, czy była to porażka związana z pracą, czy życiowa. Poddawanie się było najbardziej upokarzającym uczuciem, stąd rozumiał frustrację Milesa.
Nie wyobrażał sobie, że mógłby nagle stracić grunt pod nogami i zacząć być zależnym od drugiej osoby. Potrafił poprosić o pomoc, ale sprawiało mu to ogromny problem. Był przyzwyczajony, że polegać należy tylko na siebie, bo druga osoba nie będzie w stanie zrozumieć Twojego położenia. Zakładanie tego z góry było błędnym myśleniem, ale wolał mierzyć się z przeciwnościami losu sam. Gdyby teraz znalazł się na miejscu Milesa, musiałby poprosić o pomoc. Nie chciałby skończyć swojego żałosnego życia w tak żałosny sposób, jakim było utonięcie w kamiennej dziurze. Wolał coś bardziej ambitnego, bardziej hardkorowego.... Śmierci niemalże godnej bohatera, którym nie był i nigdy się nie stanie. Chociaż, stop. Miał szansę na taką śmierć, gdyby nie spieprzył sprawy i został w służbie policyjnej. Nie został w niej jednak, więc nie może wymagać bohaterskiej śmierci. Chociaż mógłby liczyć na całkiem ładny pogrzeb, ale z drugiej strony, skoro umrze to byłoby mu zupełnie obojętne, czy zostałby pochowany na cmentarzu, czy pod drzewem. Zbyt religijny nie był, więc tak na dobrą sprawę swój pogrzeb miał w dupie.
Śmierć przez utopienie była chyba najgorsza.
Ciężko było mu sobie wyobrazić wodę, która zaczęłaby wypełniać płuca, zamiast powietrza. To musiało być naprawdę dziwne uczucie, wielokrotnie zastanawiał się, czy samobójcy wybierający śmierć poprzez utopienie wiedzieli, co ich czeka, czy wręcz przeciwnie. Wiele widział ciał, wiedział co woda robi z ludzkim organizmem i szczerze mówiąc... Nie wybrałby świadomie tego sposobu na samobójstwo. Wolałby się chyba powiesić, albo popełnić harakiri kuchennym nożem.
Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył głowę swojego kumpla i wciągnął go na górę, oddychając głęboko, bo Miels jednak trochę ważył. Oparł się plecami o kamienną ścianę. Poczuł ten chwilowy przypływ adrenaliny, gdy kombinował, w jaki sposób pomóc kumplowi. Na szczęście, wiedział czym jest prawdziwy survival, bo miał niejednokrotnie szkolenie z przetrwania, gdy uczęszczał do akademii policyjnej. Właściwie, w pracy też czasem robili takie szkolenia, jakby uzupełniające i przypominające. Przetrwanie było dla niego tak samo normalne, jak celowanie z glocka.
Nie było miejsca na wahanie, ani na panikę.
Panika była przyjaciółką stresu, a stres paraliżował ciało i umysł. Zapanowanie nad tymi dwiema rzeczami nie należało do najłatwiejszych, ale nie można było im się poddać.
Poklepał kumpla dość mocno po plecach, żeby pomóc mu wykasłać wodę zalegającą w płucach i odchylił głowę do tyłu, patrząc na burzowe chmury. Przymknął oczy, pozwalając aby deszcz padał mu na twarz i pomógł wytrzeźwieć. W tym momencie i tak się dobrze czuł, to wszystko dość szybko postawiło go do pionu, a cały alkohol zalegający w organizmie dość szybko wyparował. Przeniósł wzrok na kumpla, słuchając co ma do powiedzenia i potakująco mruknął. Najwidoczniej obydwaj potrzebowali takiego... Resetu i terapii wstrząsowej, by jako tako dojść do porozumienia i nawet się przeprosić.
— No, musisz. Inaczej wszystko się spierdoli, a ona naprawdę się wyprowadzi - Powiedział niechętnie, drapiąc się po głowie. Właściwie... Jemu aż tak nie zależało, lubił ją, owszem. Miło było spędzić z nią trochę czasu, trochę się zabawić i tyle. Nie zamierzał w to dalej brnąć, zdając sobie sprawę z tego, że od razu, wbrew pozorom, było widać, któremu z nich bardziej zależy na Violet. Był to Miles, zdecydowanie.
— Mi aż tak nie zależy. Lubię ją i nic więcej, dlatego dam sobie spokój — Dodał, podnosząc tyłek z miejsca. Był całkowicie przemoknięty, co niezbyt mu się podobało, bo prawdopodobnie będzie musiał za kilka dni tą podróż, odbić sobie w łóżku. Z termometrem, gorącą herbatą i dużą ilością snu, żeby zregenerować organizm.
— Spoko, stary. W końcu jesteśmy kumplami. A teraz podnieś dupę, musimy gdzieś rozstawić te cholerne namioty i jakoś przetrwać noc — Koniec rozczulania, panie Vanderberg. Nie było miejsca na słabość, gdy trzeba burzową noc, w miejscu , którego prawie się nie znało.

Miles Vanderberg
sumienny żółwik
blueberry
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Nikt w takiej sytuacji nie zachowałby zimnej krwi i uparł się, by nie poprosić o pomoc. Podejrzewał, że nawet ktoś o tak silnym, specyficznym charakterze jak jego towarzysz, nie czułby się zmuszony, by krzyknąć o pomoc. Po raz kolejny wyszedł cało, po raz kolejny otarł się o śmierć i uciekł przed jej potężnymi ramionami. Jak długo miał oszukiwać przeznaczenie? Ewidentnie coś było na rzeczy; może śmierć była mu pisana już wcześniej, a teraz domagała się o swoją zapłatę, w najgorszy możliwy sposób? Wszystko było lepsze od zginięcia przez żywioł — wodę czy ogień — tak czy siak, takie zakończenie swojego żywotu wiązało się z niewyobrażalnym cierpieniem i tylko prawdziwy męczennik wytrzymałby do końca. Miles jednak nim nie był. W pewnym momencie musiał przełknąć dumę i przyjąć pomocną dłoń, nawet jeśli normalnie odczuwałby przy tym dyskomfort i zarzekał się wcześniej, że nigdy nie przeprosi Washingtona.
No cóż, stało się. 

Nie mógłby być wobec niego bardziej wdzięczny.
Drobne ilości cieczy wylewają mu się z płuc, przy kolejnych kaszlnięciach, lecz coraz łatwiej mu oddychać. Powietrze stało się jego najlepszym przyjacielem, łykał je łapczywie, zachłannie, walcząc z łzami, które pojawiały mu się od nadmiernego wysiłku. W końcu odetchnął nieco głębiej i rozpoczął odliczanie w myślach, skupiając się jedynie na opadających dookoła niego kroplach deszczu, szarym niebie i swoich nierównych oddechach.
— Wiem — mówi tylko, bo nic innego nie jest teraz mu w stanie przyjść do głowy. Dziwne, nawet po takim wydarzeniu został zmuszony do myślenia o złotowłosej dziewczynie, choć jedyne, o czym marzył, to na powrót znaleźć się w swojej sypialni, z olbrzymim kubkiem kakao i pod kocem. Cieszył się jednak, że Washington sam poruszył temat; przynajmniej wszystko sobie wyjaśnili. Nawet niezręczne zachowanie Milesa. 
Przez chwilę patrzy mu w oczy, starając się z nich wyczytać, czy to, co rzeczywiście mówi, nie mija się z prawdą. Dopiero po chwili, może dwóch, przytakuje mu. Taki układ mu pasuje, daje mu większe pole do popisu. Czy będzie wiedział jak je odpowiednio wykorzystać? Na razie trzeba było powstrzymać Swan od wyjazdu, później zajmie się resztą.
— Wiesz co? Pierdolić to. Niech sobie gadają, co chcą, ja już miałem wystarczająco dużo atrakcji jak na ten dzień — po czym wstaje z miejsca, otrzepuje mokre spodnie i kciukiem wskazuje na drogę powrotną. Jeśli ktoś będzie miał czelność nazwać ich tchórzami, już oni mu pokażą! Razem.


Dean Washington
// ztx2 <3
przyjazna koala
naleśnik puchaty
ODPOWIEDZ