lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
pływak olimpijski — australijska reprezentacja
29 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Where there is thunder—
there is rain.
Sometimes it falls,
sometimes in heart,
it tears the world apart.
#3


Dnie powoli przeistaczały się w tygodnie spędzone w rodzinnych stronach, w których początkowo miał załatwić wyłącznie kilka spraw. Pogrzeb przyjaciółki, zajęcie się domem po babci - nie mogło to przecież trwać aż tak długo? I jakoś musiał zabijać nudę w kolejne wolne południa, gdy odkładał wyjazd na kolejny tydzień. Tego dnia pomógł mu w tym przyjaciel ze szkolnych korytarzy, którego właściwie nie musiał przymuszać do żadnych większych aktywności fizycznych. Również dobrze się składało, iż Marlon był posiadaczem jednej z łódek zacumowanych w porcie Lorne Bay i to dostarczało im kolejnych możliwości na spędzenie czasu razem w rodzinnym miasteczku. Podróż łodziom wprawdzie nie trwała zbyt długo, lecz Coen starał nacieszyć się z każdego podmuchu wiatru gubiącego się w jego włosach - morska bryza zawsze działała na niego kojąco, zabierając go myślami do czasów dzieciństwa.
Przez pewien czas przechadzali się plażą w pozornej ciszy, gdyż zewsząd towarzyszyły im dźwięki natury. Szli ramię w ramię, a przynajmniej do czasu, kiedy Peverell przyśpieszył kroku i zboczył trochę z ich toru wędrówki. Pozwolił, by fale obmyły jego stopy, gdy sam wpatrywał się w powoli rosnący w oczach punkt. Przystanął w wodzie dopiero wtedy, kiedy bez problemu mogli przyjrzeć się zżeranemu przez rdzę wrakowi.
- Znasz legendę na temat tego wraku? - Zerknął na przyjaciela stojącego nieopodal, czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Dopiero kiedy pokręcił przecząco głową, Coen przystąpił do przybliżenia mu tej cudownej opowieści. - Babcia opowiadała mi kiedyś, że tym stateczkiem próbowali uciec stąd jacyś przestępcy. Na ich nieszczęście tubylcy stwierdzili, że nie są godni na opuszczenie tej ziemi i z pomocą Aborygeńskich szamanów zamknęli ich w sidłach klątwy. Dlatego ten wrak utknął na mieliźnie, gdzie przemytników dopadła sprawiedliwość z ręki stróżów prawa. Wiesz, wszystko ma swoje konsekwencje... - westchnął ciężko, przypominając sobie często opowiadane mu to ostrzeżenie; zazwyczaj kiedy zdarzało mu się broić wraz z rodzeństwem. Stojąc tak po kostki w wodzie, przyglądał się z oddali na zerdzewiały wrak, który kiedyś okazał się zgubą dla uciekinierów. Sam nie wiedział, czy wierzyć, chociaż to w ułamek legendy powtarzanej od pokoleń. Życie nie zawsze bywało tak sprawiedliwe, a takie opowiastki zazwyczaj miały na celu straszyć społeczeństwa. W dodatku nie przepadał za takimi "czarno-białymi" historiami, gdzie linia pomiędzy dobrem a złem była mocno zarysowana. Nigdy nic pomiędzy, nieprawdaż?

Marlon Vanderberg
ambitny krab
morana#5229
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Marlon odkąd tylko przyszło mu obracać się w towarzystwie rówieśników, nie miał w zwyczaju, by otaczać się wianuszkiem znajomych. Na szkolnych korytarzach nie witały go gromkie, powitalne okrzyki, telefon nie brzęczał, notorycznie obwieszczając mu o kolejnej wiadomości z zaproszeniem na piątkową imprezę. Nie był, więc z całą pewnością duszą towarzystwa, ale w swym niewymuszonym introwertyzmie czuł się całkiem nieźle. Nigdy nie łaknął nadmiernej atencji, nie szukał poklasku tam, gdzie nie mógł go uzyskać. Mimo wszystko miał jednak szczęście do ludzi. Podchodząc z naturalną sobie rezerwą, potrafił natrafić na naprawdę lojalnych towarzyszy życiowych przygód.
Jedną z tych jakże szczególnych osób składających się na kręgi towarzyskie Marlona, był Coen Peverell, z którym to blondyn postanowił wybrać się na krótki rejs jego praktycznie nieużywaną łodzią. Kupił ją pod wpływem impulsu, bez nadmiernego planowani i snucia dalekosiężnych planów odnośnie morskich wojaży. Gdyby nie inicjatywa rezolutnego przyjaciela, łódź Vanderberga najpewniej tkwiłaby przycumowana w porcie, przez najbliższe kilka miesięcy.
-Jest jakaś legenda?- zapytał zadziwiony, licząc, że przyjaciel szybko pomoże mu załatać te bezsprzeczne luki w pamięci. W odróżnieniu od bliskich Coena jego rodzina nie uraczyła go za dzieciaka wszelkiej maści legendami, które jako dorosły mężczyzna mógłby opowiadać niczym anegdotki, by podkreślić, że daleko mu do pierwszego lepszego lokalnego ignoranta, jakim dla przykładu był w tej sytuacji Marlon. -Brzmi to nieco posępnie. Myślisz, że powinniśmy się czegoś obawiać. No nie wiem, tej całej klątwy?- zażartował, śmiejąc się przy tym perliście. Podobnie jak brunet i on brodził w wodzie, przedostając się w końcu do zardzewiałego wraku. Musnął jego chropowatą powierzchnię, wierzchem dłoni, po czym nieznacznie się skrzywił. Nie był szczególnie przesadny, starał się nie nakręcać nadto, gdy w grę wchodziły wzmianki o jakichkolwiek zjawiskach paranormalnych. Być może coś było na rzeczy, ale on po prostu wolał pozostawać przy typowej i dobrze mu znanej prozie życia.


coen peverell
ambitny krab
-
pływak olimpijski — australijska reprezentacja
29 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Where there is thunder—
there is rain.
Sometimes it falls,
sometimes in heart,
it tears the world apart.
Znał Marlona ze szkolnych czasów, choć początkowo dość mało rozmawiali. Zapewne spory wpływ na to miała różnica wieku. Teraz wydawała się niczym, lecz w pierwszych latach szkoły rzadko kiedy posiadało się od razu znajomych ze starszych roczników. Może w innym przypadku wiedziałby, że Vanderberg nie zaliczał się do mistrzów żeglugi i ryzykownie porwał się wraz z nim na dziewiczy rejs marlonową łajbą. Do szczęścia brakowało im tylko odgrywania sceny z Titanica w drodze powrotnej - nie, nie tej z malowaniem jak francuskich dziewczyn. Coen zapewne nie byłby jednak tak egoistyczny jak ekranowa Rose i podzieliłby się z druhem miejscem na kawałku drzwi.
- Obawiać się klątwy? - odpowiedział mu w zadumie, jakby naprawdę rozważał niespodziewane zjawienie się magicznych mocy. Cóż takiego właściwie mogło się stać? Zaklęcia wciągną ich podwodę morskimi mackami czy może wpadną w leśną pułapkę po wsze czasy? Brodził między chłodnymi falami, doszukując się w nich początków klątwy, ale nic takiego nie rzuciło mu się w oczy. Nawet nie dojrzał zbyt wielu morskich żyjątek - z tego akurat był szalenie zadowolony. Wolał uniknąć przypadkowego nadepnięcia bosą stopą na jakąś prawie to wyrzuconą na brzeg meduzę.
- A masz coś na sumieniu, Marlon? - Wraz z pytaniem posłał przyjacielowi wyzywający uśmiech, który aż niemo krzyczał do niego - zdradź mi jakiś swój sekret! Sam bez dwóch zdań swoich nie zamierzał wypuszczać w świat, gdyż nie istniały takie uszy i ustaw, w których tajemnice Peverlla byłyby bezpieczne. Oderwał spojrzenie od rozmówcy, ponownie kierując je ku głównej atrakcji. Wyszedł z wody bardziej na piasek, by łatwiej przyszło obejść mu wrak, nie mocząc przy tym całych spodni.
- Nie sądziłem, że wierzysz w takie rzeczy... widzisz coś niepokojącego? - Właściwie chciał użyć słowa "ciekawego", ale czemu nie podkręcić trochę emocji w tym zwykłym spacerze? Nie obstawiał raczej, by jego kompan uciekał na złamanie karku od wraku statku, więc nie widział również niczego złego w wypowiadanych przez siebie słowach. I jeszcze raz powędrował wzrokiem do Marlona, pytająco unosząc przy tym brwi.

Marlon Vanderberg
ambitny krab
morana#5229
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uwaga
lokacja podwyższonego ryzyka
Zaaferowani wrakiem i rozmową, nie od razu zauważyliście, że coś działo się w oddali z łodzią Marlona. Zresztą z początku zmiana była zbyt mała, by dostrzec ją z tej odległości. Z każdą mijającą chwilą jednak przestrzeń między brzegiem a łódką robiła się coraz... większa. Zdaje się, że niezbyt dobrze zabezpieczyliście ją przed taką ewentualnością! A może... Czyżby któryś z was miał trochę za dużo na sumieniu i dlatego rzucona w tym miejscu klątwa chciała wam odciąć drogę powrotną z wyspy?
Chyba nie ma za dużo czasu na takie dywagacje - macie jeszcze szansę odzyskać łódkę, zanim prąd poniesie ją na pełne morze!
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Poza różnicą wieku niepodważalne były także różnice charakteru Coena i Marlona. Vanderberg przez większość swych szkolnych lat, spędzął kolejne dni, w towarzystwie rodzeństwa. Przez wzgląd na swój introwertyzm stronił od wdawania się w nowe relacje. Poznawania rówieśników i brylowania w towarzystwie, unikał jak najgorzej kary. Nie dawał sobie tym samym zbyt wielu możliwości na poznanie kogoś, kogo na dłuższą metę mógłby nazwać przyjacielem. Relację z Coenem zdecydowanie zbudowało, więc łączące ich zamiłowanie do sportu. Wprawdzie taniec daleki był od pływania, jednak cała otoczka życia w sportowej rutynie zdawała się naprawdę sprzyjająca. Kto jak nie on lepiej zrozumiałby codzienne zmagania o zachowanie formy, godzenie treningów i zawodów z innymi elementami codziennego życia?
-Sam nie wiem. Na pewno coś by się znalazło.- odparł po dłuższym namyśle. Nie było ludzi bez winy, więc najpewniej i jego umysł skrywał wspomnienia, które Marlon najchętniej wymazałby ze swej pamięci. Choć starał się na co dzień być osobą, której odbicia wieczorem nie powstydziłby się w lustrze, to bywało ciężko. Nie zawsze potrafił stłumić wszystkie negatywne emocje w sobie. Nie zawsze potrafił być takim, jakim chciałby być.-Nie jestem przekonany czy w to wierzę, ale sam nie wiem, czuję się tu trochę dziwnie.- stwierdził, wbijając spojrzenie w dal i oddalając się o kilka kroków od podziwianego wcześniej wraku. Miejsce było intrygujące, ale nie działało na niego kojąco. Być może legenda opowiedziana mu wcześniej przez Coena nieco wpłynęła na osąd sytuacji, ale coś nie dawało mu spokoju. Przez kilka dłuższych chwil brodził stopami chłodnej wodzie, gdy kątem oka udało mu się zauważyć coś, co powinien spostrzec już jakiś czas temu. Jego łódź. odpływająca wraz z prądem w siną dal. Cholera.
-Cholera, Coen! Ona odpływa!- zawołał oszołomiony, gdy dotarło do niego, że ich jedyny środek transportu postanowił opuścić wyspę na własną rękę. Nie czekając długo, rzucił się w rwący nurt, zamaszystymi uderzeniami rozbijając chłodną taflę wody. Nie był przesądny, ale ta wyspa najwyraźniej była pechowa. Cumował ta łódź nie raz i nie dwa i nie zdarzyło mu się coś podobnego. Tak czy inaczej, wiedział, że muszą działać szybko, nurt był dość rwący a on ani myślał wracać stąd wpław do miasta. W końcu nie miał olimpijskiej sprawności swego przyjaciela, a zdrowy rozsądek zdecydowanie doradzał mu tym podobne szaleńcze dziwactwa.
coen peverell
ambitny krab
-
pływak olimpijski — australijska reprezentacja
29 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Where there is thunder—
there is rain.
Sometimes it falls,
sometimes in heart,
it tears the world apart.
Faktycznie, Coen nigdy nie zaliczał się do grupy introwertycznych dzieciaków. To trzeba przyznać bez bicia - swego czasu młodego Peverella było zawsze wszędzie pełno. W dodatku nigdy jakoś specjalnie nie przejmował się przypadkowym znalezieniem się w centrum zainteresowania.
- Wystraszyłem Cię? Przestań, to tylko legenda właśnie do straszenia ludzi... - Wywrócił oczami, widząc, jak jego towarzysz odrobinę sposępniał. Nie pomyślał nawet, że ta opowieść odbije się na blondynie właśnie w taki sposób. Dla niego nie stanowiła ona nic więcej niż tylko bycie zwykłą ciekawostką. W dodatku nie czuł się z tego powodu inaczej, a przynajmniej nie gorzej od czasu przebudzenia.
Zdecydowanie potrzebował chwili na zrozumienie czego właśnie był świadkiem - klątwa? Ta irracjonalna myśl pojawiła się jako pierwsza, by dość prędko postarał się ją porzucić. Niewątpliwie w pewnym sensie demony przeszłości go ścigały, lecz bezsprzecznie nie wplątywałby w to jakichś nadnaturalnych zjawisk. Choć takie legendy zawsze były bliskie jego rodzinie, to nie nazwałby się nigdy osobą, która wierzy w magię.
- Cholera - Prawie to po nim powtórzył, wyrywając się z chwilowego letargu. Pod nosem ciskał jeszcze oczywiście wiązanką przekleństw, gdy w końcu rzucił się w stronę odpływającej łodzi. Część drogi pokonał na piaszczystej plaży, w tyle pozostawiając ten przeklęty wrak statku. Cóż najwyraźniej z Marolna jest dość słaby żeglarz, bo jeśli nie zrobił tego celowo - a żaden powód Coenowi nie przychodził na myśl - to zdecydowanie powinien poćwiczyć cumowanie. Nie przejmował się zostawieniem przyjaciela w tyle, gdyż ratowanie łodzi stało się aktualnie ich priorytetem. Bez większych rozmyślań rzucił się do wody, starając się pokonać dzielącą go od łodzi odległość. Pływanie w oceanie ogromnie różniło się od basenowego spokoju, ale na szczęście to właśnie na takich plażach przeżył całe swoje dzieciństwo. Jakimś cudem udało się Coenowi dopłynąć do łódki Marlona, zanim została porwana przez zdradziecki nurt - albo nim on padł jego ofiarą. Wdrapał się dość niezgrabnie na pokład, oddychając przy tym ciężko. Kiedy już zdołał opanować oddech, odwrócił się w kierunku przyjaciela. - Dasz radę tu dopłynąć czy mam spróbować ruszyć nią z powrotem do brzegu? - Zawołał donośnie, by ten na pewno usłyszał, co ma mu do przekazania. Jeszcze biedak pomyślałby, że Coen postanowił porzucić go po tej opowieści o klątwie i uwięzionych na wyspie przestępcach.


Marlon Vanderberg
ambitny krab
morana#5229
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Tak, więc przeciwieństwa czasem potrafią dojść do porozumienia a w wyjątkowych przypadkach nawet się zaprzyjaźnić. Momentami Coen był w zasadzie głosem rozsądku, który to przyprowadzał skrytego Marlona do porządku, w chwilach tak przedziwnych jak z resztą ta, która miała miejsce teraz.
-Do straszenia ludzi? No to Ci się udało.- westchnął, bo nie potrafił nic zaradzić na obezwładniające go przedziwne poczucie niepokoju. Wyspa początkowo intrygująca, teraz wydawała się może nie upiorna, ale z pewnością mało zachęcająca. Nie był przesądny, ale z minuty na minutę coraz bardziej żałował obranego kursu.
Szczególnie gdy jego łódka, a zarazem jedyny środek transportu mogący ich stąd wydostać, odpływała radośnie w siną dal. Nie miał nic przeciwko treningom, ale zdecydowanie preferował taniec, a nie pływanie. Gdyby wiedział, co czeka go lada moment, to przynajmniej ułatwiłby sobie zadanie, uprzednio pozbywająca się zbędnego odzienia, które to w przypływie chwili zmoczył doszczętnie, ruszając w pogoń za łodzią.
-Dam radę!- zawołał, starając się nie zachłysnąć się przy tym woda, która tak chaotycznie rozbijał, łomocząc rękami spienione fale. Bez dwóch zdań nie mógł równać się z pływacką sprawnością przyjaciela, dla którego ten dystans z pewnością nie stanowił najmniejszego wysiłku, ale całe szczęście i on za dzieciaka został przymuszony do uczęszczania na lekcje pływania. Wybitny w tym nigdy nie był, ale radził sobie na tyle, by po krótkiej chwili dołączyć do przyjaciela w okolicy swojej łodzi. Po chwili, którą dał sobie na odsapnięcie, wdrapał się na łódź, ściągając z siebie przemoczoną bluzę. Westchnął ciężko, po czym skierował spojrzenie na Coena. - Z tą wyspą jest coś nie tak, nie wiem co, ale nie zamierzam tu zostać ani minuty dłużej.- prychnął, żałując, że pod pokładem nie pozostawił sobie żadnego rozgrzewającego trunku. Nie pił zbyt często, w zasadzie był niemalże abstynentem. Jednak chłodne podmuchy wiatru, smagające dotkliwie jego przemoczone ciało, sprawiły, że coraz cieplej myślał o szklaneczce whisky. Od biedy zadowoliłby się nawet kubkiem gorącego kakao na sojowym mleku, ale mieli to co mieli. Czyli nic.
coen peverell
ambitny krab
-
pływak olimpijski — australijska reprezentacja
29 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Where there is thunder—
there is rain.
Sometimes it falls,
sometimes in heart,
it tears the world apart.
Szumiały mu w głowie słowa Marlona dotyczące legendy - czy miała stać się dla nich przestrogą? Myśl, że w jakiś dziwny sposób przywołali to nieszczęście zbliżeniem się do tego cholernego wraku, była ogromnie natrętna i Coen z trudem zepchnął ją na dalszy plan. Chociaż takie opowieści były ważnym elementem kultury, Peverell nie zamierzał budować na nich całego swojego odbioru świata oraz porzucać przy tym resztki logiki. Zamierzał podejść do sytuacji ze zdrowym rozsądkiem - byli idiotami, którzy nie potrafili zabezpieczyć łodzi. Nie widział potrzeby w angażowaniu do tego sił wyższych, bo trzeba przyznać... prawie to wcale w nie nie wierzył, a przynajmniej nie w wersję odpowiadającą temu zdarzeniu.
Powoli wracał do normy, nie oddychając już ciężko i wielce się z tego cieszył. Odzyskanie sił zdecydowanie przydałoby się w przypadku napotkania kolejnego niepowodzenia na wodzie, więc nie da się ukryć, iż było to ogromną ulgą dla Olimpijczyka. W dodatku czujnie obserwował przyjaciela zmierzającego w kierunku łodzi, gdyż na pewno wolał dmuchać na zimne i w razie jakiegoś skurczu skoczyć mu na ratunek. Kilkukrotnie zakaszlał, upewniając się przy tym, że nie opił się przypadkiem wody przy tej desperackiej pogoni za łajbą Marlona. Pomógł wejść na łódź przyjacielowi, gdy ten znalazł się już odpowiednio blisko - szczęście w nieszczęściu, żadnemu z nich raczej nic się nie stało.
- Wszystko w porządku? Jesteś cały? - Wolał się jednak upewnić, by za kilkanaście minut nie zaskoczył go nagłym pogorszeniem zdrowia. Tylko tego mu tutaj brakowało - niespodzianki w postaci akcji ratunkowej. Wydawało się, iż najgorsze za nimi, kiedy opanowali sytuację z ich odpływającym transportem... dlatego pozwolił sobie na chwilę odpoczynku, opadając z głośnym westchnięciem na pokład. Rozprostował nogi, pozwalając rozluźnić się mięśniom po wcześniejszym wysiłku i powoli skierować wzrok do malującej się w oddali wyspy. - No nie mów, nie podoba Ci się taki zastrzyk adrenaliny? - zaśmiał się pod nosem, a w głowie powoli trawiąc to wszystko, co ich przed chwilą spotkało. Co zrobiliby, gdyby jednak nie zdołali dogonić łodzi? Przecież wszystko na niej niemądrze zostawili, więc nie mieliby co liczyć na wezwanie pomocy. Jedyną nadzieją byłby wtedy jakiś inny żeglarz, który postanowiłby zawędrować w te okolice. - Jestem jak najbardziej za, wystarczy mi takich przygód... na najbliższy tydzień, więc nie dzwoń jeśli najdzie Cię na to ochota - pokiwał twierdząco głową, nieśpiesznie zrywając się na nogi. Nie zamierzał czekać na kolejne nieszczęście, by zmotywować się do powrotu do Lorne Bay.


Marlon Vanderberg
ambitny krab
morana#5229
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Cóż, Vanderbergowie zdecydowanie oszczędzali swoim latoroślom lokalnych legend i opowiastek. Rodzice nigdy nie poświęcali czasu na to, by przybliżyć Marlonowi legendy tej części miasteczka, która ściśle związana była z kulturą aborygenów, a w zasadzie z jakąkolwiek kulturą i spuścizną. Tak na dobrą sprawę nie poświęcali mu zbyt wiele czasu w dzieciństwie, swoją nieobecność na swój sposób rekompensując mu licznymi podarkami i zagranicznymi wyjazdami, w których oczywiście nie uczestniczyli. Tak, więc i w tym przypadku miał czego zazdrościć Coenowi. Dobre relacje z rodziną to coś, czego bezsprzecznie mu brakowało i po dziś dzień.
-Cały i zdrowy. Chociaż nie planowałem na dziś pływania.- odpowiedział, wzdychając ciężko. Po kilku chwilach na pokładzie łódki stres powoli z niego zszedł. Rozsiadł się wygodnie na pokładzie, wyciskając wodę z przemoczonych nogawic spodni. Nie planował rozbierać się i z tej części odzienia, gdyż i bez bluzy czuł, jak jego ciało coraz mocniej smagane jest przez nieprzyjemnie chłodnie podmuchy wiatru. Brakowało mu jeszcze tego, by złapał coś po drodze do portu i kolejny tydzień spędził w łóżku z kubkiem herbaty i paczką leków. Nieplanowany incydent zdecydowanie pokrzyżował mu plany, ale dzięki szybkiej interwencji obojga z panów, nie musieli przesiadywać na brzegu w oczekiwaniu na akcję ratunkową. Dobre i to. -Zdecydowanie obszedłbym się bez niego.-westchnął, przyglądając się narwanemu przyjacielowi. Cóż, Marlon zdecydowanie preferował niekiedy nudnawą, lecz wciąż nierozczarowującą go rutynę. Kochał planować wszystko w każdym, nawet najdrobniejszym detalu i brak niespodzianek zdecydowanie nie wpędzał go w rozpacz. Stabilny codzienny rytm czynności, który udało mu się wytworzyć na przestrzeni lat, był tym, co zapewniało mu poczucie bezpieczeństwa. Niespodzianki, zwłaszcza tak radykalne wprawiały go w niepokój, wybijały z rytmu i zdecydowanie napędzały mu niepotrzebnych stresów. -Też ma dosyć. Do końca tygodnia tylko herbata z sokiem malinowym, zbiorniki wodne omijam szerokim łukiem.-przytaknął, spoglądając z ukosa na ster jego kłopotliwej tego dnia łodzi. Nigdy nie był wprawionym wilkiem morskim, łódź kupił w sumie bez konkretnej motywacji. -Wracamy do Lorne?-zapytał, spoglądając po raz kolejny na przyjaciela. Wątpiłby ten był jeszcze w nastroju na rejs po okolicznych wodach, ale kto wie.
coen peverell
ambitny krab
-
pływak olimpijski — australijska reprezentacja
29 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Where there is thunder—
there is rain.
Sometimes it falls,
sometimes in heart,
it tears the world apart.
Coen dość często łapał się na tym, iż wcale niczym zwyczajnym nie była rodzinna sytuacja, jaką mógł się pochwalić. Dzieciństwo mężczyzny zapewne nie opływało w luksusach jak te Marlona, lecz nigdy nie narzekał na brak zainteresowania ze strony własnych rodziców. Do jedynej przykrości, jaka spotkała go w dzieciństwie, zaliczała się śmierć jego drogiego ojca. Taka przedwczesna śmierć z pewnością wstrząsnęła w pewien sposób ich rodziną, ale nadal nie wchodziła w ramy jakiegoś patologicznego lub traumatycznego okresu dorastania.
- I dobrze, nie mam nastroju na usta-usta - zażartował po chwili, wywracając przy tym oczami. Zdecydowanie jednak poczuł ulgę, wiedząc, iż jego dobry kompan nie ucierpiał w żaden sposób. Oczywiście poza przymusowym wysiłkiem fizycznym, ale Vanderberg jako sportowiec nie powinien przez to cierpieć za bardzo. Tancerze przecież też musieli trzymać formę, a Coen szczerze wątpił, że przyjaciel zaliczał się do tych nieprzykładnych. Właściwie to zbytnio nie znał się na tańcu - a co dopiero jakichś baletowych kombinacjach - lecz potrafił stwierdzić, jak wiele serca wkładał w to blondyn. Jeśli przyjemnie się oglądało jego ruchy do wygrywanej muzyki... to świadczyło o jakimś talencie, prawda? Wprawdzie już mniej było okazji do oglądania Marlona na scenie, bo w końcu rozpoczął karierę choreografa, ale Peverell szczerze wierzył w cudowną kondycję przyjaciela. Nie opadł z sił płynąć do łodzi, więc trzeba zaliczyć to za niewątpliwy sukces. - Może i lepiej, czasami dobrze odpuścić... - westchnął pod nosem, wbijając spojrzenie gdzieś na horyzont. Kiedyś uwielbiał przypływ adrenaliny i to nie tylko w sporcie - to jednak skończyło się dość tragicznie, choć zdecydowanie nie zamierzał spowiadać się mu teraz z tej historii. Zamierzał ją pogrzebać razem z innymi wspomnieniami, by przepadły zapomniane na wieki. Niestety te niedługo miały uderzyć w niego ze zdwojoną siłą. - Do Lorne... bo chyba nie proponujesz jakiegoś wielkiego rejsu po oceanie? - zdecydowanie wracał mu już dobry humor, gdy pozwalał sobie na podobne żarty. No hej, żaden z nich nie ucierpiał; zdecydowanie mieli co świętować po takiej niespodziewanej przygodzie! A Coenowi wystarczy przykrości w życiu - przynajmniej na ten jeden cholerny dzień.


Marlon Vanderberg
ambitny krab
morana#5229
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Cóż, dzieciństwo Marlona oplwało w luksusy jedynie do czasu. Urodził się wprawdzie w dobrze sytuowanej rodzinie, żył jak pączek w maśle, ale rapem przez kilka krótkich lat. Po tylu latach niemalże przez mgłę pamiętał te wszystkie lata spędzone w starej posiadłości rodziców, w której to niegdyś był jego prawdziwy i jedyny dom. Późniejsza tułaczka po rodzinach zastępczych była tym, co przez długie lata ukrywał przed paczką nawet najbliższych jego sercu znajomych. Niechętnie wracał myślami do lat strachu, niepewności i gasnącego w nim poczucia bezpieczeństwa. Rozdzielenie z rodzeństwem było kolejną z rzeczy, którą wolałby wymazać z pamięci. Tak, więc owszem jego ostatnia rodzina zastępcza również nie szczędziła gorsza na treningi Marlona, rozwój jego kariery i studia. Jednak droga do ich domu w jego przypadku okupiona była ogromną pustką i cierpieniem.
-Uwierz mi, też nie jestem w nastroju.- zaśmiał się cicho, ale zupełnie nie miał nastroju nawet do żartów. Ta dziwaczna przygoda w krótkim tempie wypompowała z niego calusieńkie pokłady entuzjazmu. Marzył tylko i wyłącznie o swoim przytulnym salonie i ulokowanej w jego centralnej części, welurowej sofie. Po takich perturbacjach tylko gorąca czekolada i wełniany kocyk był w stanie podnieść go na duchu i doprowadzić do porządku przed następnym treningiem. Chociaż w tej drugiej kwestii z pewnością będzie niezbędne również ogołocenie domowej apteczki ze wszystkich dostępnych środków anty przeziębieniowych.
-Rejsu? Uwierz mi na słowo, przez następne miesiąc nie ruszę tej cholernej łodzi z portu nawet na milimetr.- westchnął poirytowany, bo żeglarstwo w zasadzie zbrzydło mu w ułamku sekundy. Do tej pory traktował swoją łódź, tylko w kategorii fanaberii, którą chciał dobić sobie chwilowe znudzenie lub niepowodzenia. Na ten moment jednak jawiła mu się jako coś niezwykle złowrogiego, niczym wróg, który przed chwilą wbił mu nóż w samo serce. Ani myślał o organizowaniu kolejnego, chociażby krótkiego rejsu. Fochy i obrażanie się na martwe, bezrozumne przedmioty było w zasadzie częstym zjawiskiem w wykonaniu Marlona, bowiem ostatnio zdarzyło mu się także obrzucić wyzwiskami wysłużoną kawiarkę, dywan i toaletową spłuczkę. Tak, więc nic nowego, a już na pewno szokującego.
-Chcesz może posterować?- zaproponował nieco znudzony, bo przecież nic gorszego nie mogło im się już przydarzyć, prawda? Zresztą na horyzoncie nie było gór lodowych, więc nie skończą jak Titanic nawet jeśli nieco zbocza z kursu w drodze do Lorne Bay.
coen peverell
ambitny krab
-
ODPOWIEDZ