Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
14


Audrey Bree Clark, mimo upływu czasu, nadal nie potrafiła przyzwyczaić się do gipsu, jaki więził jej zgrabną nóżkę. I o ile przywykła już do poruszania się o kulach, w końcu wyczuwając odpowiedni balans i coraz rzadziej spotykając się z twardą ziemią, tak nadal nie potrafiła się przyzwyczaić do tego, jak okrutnie zwęziły się jej możliwości powiązane ze spędzaniem wolnego czasu. Nie mogła udawać się na plażę, aby przesiadywać wśród oceanicznych fal; nie mogła jeździć konno, wybierać się na piesze wycieczki bądź potańcówki w okolicznych barach... A to sprawiało, iż jej wolny czas przepełniony był nudą, rozpaczą i niemal desperackim poszukiwaniem jakiegokolwiek zajęcia, które uratowałoby ją choć na jedną, niewielką chwilę. I tak próbowała wszystkiego, co tylko przyszło jej do głowy: od malowania w towarzystwie uspokajającego głosu Bob’a Ross’a, sprzątania wraz z perfekcyjną panią domu i układania wszystkiego pod linijkę, puzzli a nawet nieudolnej próby wytresowania uroczego owczarka australijskiego, by był choć odrobinę bardziej posłuszny.
I tak dzisiejszego dnia uznała, że rodzinny dom potrzebuje wiosennego odświeżenia. I tak, po kilku poważnych słowach namowy, zmusiła ojca aby udał się z nią do sklepu, celem dokupienia brakujących detali, by po powrocie mogła zmienić coś w otoczeniu, które powoli zaczynało przytłaczać ją monotonnością, gdyż to w nim przyszło jej spędzać stanowczo za dużą ilość czasu.
Gdy dźwięk dzwonka przeciął powietrze niemal natychmiast wyzwalając skamlącą pieśń z gardła owczarka, Audrey Bree Clark właśnie, z nadzwyczajną dla niej dokładnością, układała świeże, wielokolorowe irysy które dostała od jednej z sąsiadek w wielkim wazonie, co jakiś czas przekładając je z jednej strony na drugą, jakby miała jakiekolwiek pojęcie o tym, co właśnie robi... Nie miała najmniejszego.
- Lucky! Cicho! - Rzuciła do psa, mając nadzieję, iż ten chociaż na chwilę przestanie szczekać. Ostrożnie złapała się kul, aby pokuśtykać do drzwi i delikatnie je uchylić. - Oo... Cześć! - Przywitała się, a zaskoczenie wybrzmiało w jej głosie, gdyż zwyczajnie, nie spodziewała się jakichkolwiek gości. Odrobinę chwiejnie zrobiła kilka kroków w tył, wpuszczając gości do domu. - Jest i moja ulubienica! - Rzuciła na widok małej dziewczynki, wyciągając w jej kierunku dłoń, aby zbić piątkę. Zaciekawiony owczarek zaś niemal od razu zaczął kręcić się wokół nóg, szukając ręki chętnej go pogłaskać. - Nie bój się, on tylko chce się bawić. - Wyjaśniła dziewczynce, gdy tylko pies podszedł do niej, wąchając niewielkie rączki. - Wchodźcie, śmiało! Rodziców co prawda nie ma... - Zaczęła, nie do końca pewna czemu zawdzięcza wizytę - rodzice, jak na złość, nigdy nie mówili jej gdy zapraszali kogoś aby poprawił jej ponury ostatnio humor.
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Audrey Bree Clark

Leonie od powrotu do domu własnej matki nie potrafiła sobie znaleźć miejsca, w którym czułaby się dobrze. Zapewne nic w tym dziwnego, skoro wróciła z podkulonym ogonem właśnie tam, gdzie planowała nigdy się już nie zjawiać. Odczytywała to dokładnie jako prywatną, olbrzymią porażkę, ale... Robiła dobrą minę do złej gry, bo przecież jest jeszcze Tessie. Córeczka, która jest w tym najważniejsza, dla której wszystko miało być inaczej, a Turner stara się, by mimo wszystko... Było inaczej niż w jej dzieciństwie. Problem tylko jest taki, że na razie wychodziło beznadziejnie, by nie rzec mniej kulturalnie i cóż prościej było zajmować się trudnościami innych niż rozwiązywać te własne, kiedy nie miało się pomysłu jak to zrobić. Dlatego też, kiedy matka zasugerowała, by korzystając z elastycznego grafiku pracy Leo odwiedziła córkę starych przyjaciół, blondynka uznała, że to całkiem niezły pomysł. Wcześniej oczywiście odbyły całkiem długi spacer z małą Terehsą, podczas którego uzbierały bukiet polnych kwiatów dla panny Clark. Cóż, jak widać Tessie miała własne podejście do etykiety i nie lubiła iść w gości z pustymi rękoma.
-Hej, tak właściwie to my do ciebie i Luckyego - przyznała szczerze, wchodząc dość śmiało. Bywała tu nie raz i nie dwa, zwłaszcza dawniej. Ulubienica rozpromieniła się, kiedy usłyszała komplement i wręczyła swojej koleżance bukiet kwiatów z uroczym uśmiechem. A zaraz później, wcale nieprzerażona psim szczekaniem, udała się z nowym towarzyszem zabaw na dywan w salonie. Całe szczęście, że wcześniej zdjęła buty. -Wybacz, ale najwidoczniej Tessie czuje się tu jak w domu - westchnęła, poprawiająć rzucone przez córkę byle jak buciki. -Mam nadzieję, że bukiet ci się podoba, zbierała go dobrą godzinę. O widzę, że już dostałaś bukiet... - mruknęła, widząc irysy w wazonie. Cóż, będą dwa? -Niemniej... Mam nadzieję, że nie psujemy ci planów na popołudnie swoją obecnością - dodała, zerkając na Tessie czy przypadkiem nie męczy za bardzo swoimi zaczepnymi, małymi rączkami biednego psiaka.
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey Bree Clark uniosła brew ku górze w wyrazie zaskoczenia, gdy powód wizyty Leonie ujrzał światło dzienne. Zakładała, że kobieta raczej przyjdzie do nich po to, aby nadrobić towarzyskie zaległości z mamą, w czasie gdy ona będzie umierać z nudów oraz poczucia bezsilności, jakie coraz mocniej zakorzeniało się w jej codzienności.
- Do mnie? - Spytała, chcąc upewnić się, że aby przypadkiem jej się nie przesłyszało. Brązowe spojrzenie na chwilę utkwiło w buzi blondynki, szybko jednak powędrowało w kierunku małej rączki trzymającej kwiecisty bukiet. Szeroki uśmiech wykwitł na jej buzi gdy, odrobinę się chwiejąc na kulach, przyjęła podarunek. - Och, dziękuję! To najpiękniejszy bukiet na świecie! - Odpowiedziała z zachwytem w kierunku dziewczynki, nie wyobrażając sobie, by nie skomplementować jej starań... Choć w oczach Audrey ten bukiet faktycznie był jednym z najładniejszych, jakie kiedykolwiek dostała. Uśmiech nie schodził z jej ust, gdy dziewczynka szybko zrzuciła buciki, by pognać z jej psem do salonu. - To dobrze. Za kilka tygodni będziemy mieć małe kozy, jeśli mała by chciała z chęcią je jej pokażę. - Zaproponowała, powolutku przemieszczając się chwiejnym krokiem w kierunku kuchni. - Wiesz jak to jest, im bardziej widowiskowy wypadek tym więcej plotek i więcej kwiatów od pozornie zaniepokojonych sąsiadów. Ten od Tessie podoba mi się najbardziej. - Odpowiedziała z rozbawieniem w głosie, przekraczając próg kuchni i podskakując do blatu, aby pstryknąć czajnik celem zagotowania wody na herbatę bądź kawę. Jej słowa przedstawiały uniwersalną prawdę, dotyczącą niewielkich społeczeństw, a panna Clark miała to nie szczeście, iż na Carnelian Land znała ją większość sąsiadów - dzwonili zawsze, gdy coś działo się ze zwierzętami i potrzebowały natychmiastowej pomocy. Nic więc też dziwnego, iż wieść o jej złamanej kości rozeszła się po okolicy z prędkością światła.
- Coś Ty! Nie mam żadnych planów i od kilku dni umieram z nudów. Nie mogę jeszcze wrócić do pracy, nie mogę jeździć konno, surfować... Nawet samodzielny prysznic sprawia mi trudności. - Wyznała ze smutkiem w głosie, nadal nie potrafiąc przyzwyczaić się do braku mobilności, niezwykle irytującego wrodzoną nadpobudliwość. Audrey Bree Clark przywykła do ciągłego bycia w ruchu, wiecznego przemieszczania się z miejsca na miejsce oraz ciągłego zajęcia. - Nie za bardzo wiem, co zrobić ze sobą w domu. - Dodała z cichym westchnieniem, jakie wyrwało się z jej piersi. Ostrożnie odsunęła jedno z krzesełek znajdujących się przy stole, by z równie wielką uwagą opaść na jego siedzenie, nadal nie do końca pewnie stojąc o kulach. - Kawy, herbaty? - Zaproponowała, dłonią wskazując wolne miejsce, by Leonie mogła rozgościć się w znanej jej kuchni.

leonie turner
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Leonie ucieszyła się, że starania jej dziecka zostały docenione. Kiedyś myślała, że nie będzie sterotypową matką, która jest dumna z każdej pierdołki jaką dziecko wykona, ale rzeczywistość pokazała, że... Nie da się inaczej i zapewne każdy rodzic doskonale rozumie w tej kwestii Turner. Blondynka nie wstydziła się tego jednak ani odrobinę, nie kryła więc zadowolonego oraz dumnego uśmiechu na komplementy od Audrey i radosne miny małej Tessie, która też przecież była z siebie całkiem zadowolona. Miała z czego.
-Kozy? jesteś pewna, że się dogadają? - zapytała, patrząc z powątpiewaniem w stronę swojej małej kózki, bo przecież Tessie... Jak to dorastająca dziewczynka potrafiła też być nieźle uparta, a czasem i nieposłuszna. Może to niezbyt dobry pomysł? Albo to zwyczajnie Leo była tą przewrażliwioną matką.
-Hm, a próbowałaś może szycia? Ewentualnie wyszywania? To dość wciągające, można też stworzyć całkiem ładne ozdoby... - cóż, zapewne dla nowoczesnej, młodej kobiety te rozrywki Leonie stanowiły prawdziwą katorgę oraz nudę. Blondynka miała jednak nadzieję, że Clark nie podejdzie do tego pomysłu tak sceptycznie. Wydawał się często, żę są do siebie w pewnych aspektach podobne. Czasem odprężały je te same rzeczy. Może podobnie jest i z tym? Może warto dać temu szansę? Leo, kiedy miała uraz kostki i musiała odpuścić treningi koszykówki na chwilkę, bardzo lubiła własnie tak spędzać czas, tak tez odkryła swoją pasję, która doprowadziła ją do tego, co robi teraz po zakończeniu kariery w modelingu. Kto wie, może to też otworzy nowe możliwości w głowie Aud?
-Zdecydowanie kawy - odparła, sięgając do szafki, gdzie doskonale wiedziała, że się znajduje. -A ty co chcesz? - zapytała Clark, choć najpierw oczywiście niby to zajęta zabawą Tessie krzyknęła, że chce soczku, na co Leo rozbawiona wywróciła oczami i też pewnie dzięki instrukcjom Audrey znalazła sok dla córki. I cóż, miała nadzieję, że panna Clark nie jest obrażona za tę swobodę obu swoich gościni.

Audrey Bree Clark
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Uśmiech wyrysował się na pełnych wargach panny Clark, gdy pytanie doleciało do jej uszu. I o ile Leonie posiadała pewne wątpliwości, tak Audrey była niemal pewna, że mała Tessie doskonale sobie poradzi przy małych zwierzątkach i posłucha wszelkich instrukcji. Optymizm? Być może, brunetka miała jednak okazję doświadczyć kilku podobnych spotkań i dzieci zawsze zdawały jej się być o wiele bardziej posłuszne, gdy w grę wchodziły małe, puchate zwierzątka.
- Małe kozy, są naprawdę urocze! I jestem pewna, że się dogadają. - Odpowiedziała z entuzjazmem. Sama jako dziecko nie mogła doczekać się momentu, gdy na farmie pojawiały się niewielkie zwierzątka, a gdy to już się działo, marudziła ojcu tak długo, aż w końcu pozwalał jej iść do stodoły oraz przywitać nowych mieszkańców farmy. A Tessie miała zadatki na pannę, która będzie wiedziała jak obejść się ze zwierzakami - to Audrey wiedziała już teraz, obserwując nie raz jak bawi się z jej psem.
Zaciekawienie błysnęło w brązowym spojrzeniu panny Clark, gdy Leonie zaproponowała jej przygodę z szyciem.
- Moja babcia próbowała przedstawić mi tę sztukę. Na początku było nawet znośnie, ale zwiałam gdy tylko okazało się, że jest to pretekst do kolejnego wykładu pod tytułem: potrzebujesz dziecko męża, bo twój termin przydatności zaraz się skończy... - Rozbawienie pojawiło się w jej głosie, a gdy tylko skończyła mówić, zaśmiała się dźwięcznie. Naprawdę nie rozumiała obsesji, jaka pojawiła się w jej babci powiązana z ideą jej wyjścia za mąż. Sama Audrey nie sądziła, aby kiedykolwiek przyszło jej znaleźć odpowiedniego kandydata na męża, głównie przez fakt, iż gdy już się taki kiedyś znalazł okazał się być podłą żmiją, próbującą wykorzystać Audrey aby zaklepać sobie ciepłą posadkę w firmie jej dziadka. Brr! - Wyobrażasz sobie, że umówiła mnie na randkę w ciemno? - Brunetka pokręciła z głową z niedowierzaniem, zdradzając dezaprobatę względem działań starszej pani Clarke. Martwiła się, to z pewnością, Audrey jednak powoli zaczynała obawiać się, że pewnego ranka gdy wstanie ujrzy kawalera w garniturze oraz księdza, już czekającego aby zalegalizować związek w jedyny, dopuszczalny przez szanowną babcię powód.
- Najchętniej kroplówkę ze spirytusu, ale herbata będzie równie dobra. -Odpowiedziała półżartem, po czym nakierowała Leonie na miejsce w którym trzymali sok oraz szklanki z grubego szkła, których mała Tessie raczej nie byłaby w stanie zbić podczas zabawy z owczarkiem australijskim. - Właściwie to Ty szyjesz, prawda? - Pytanie, jakże retoryczne, uleciało z jej ust gdy brązowe spojrzenie na dłużej zatrzymało się na nowiuteńkich zasłonach, które jeszcze nie miały okazji zawisnąć w oknach ich domu, jakoś nie za bardzo się z nimi zgrywając. - Nie mam materiału, ale mam całkiem nowe zasłony, z całkiem fajnego materiału które nigdzie nie pasują... Może pokażesz mi co nie co? Mama na pewno ma sprzęt, który będzie nam potrzebny, a mnie w zasadzie zawsze ciekawiło, jak wygląda twój proces projektowania. - Panna Clark poruszyła zabawnie brewkami, mając nadzieję, że Leonie zgodzi się, nim przyjdzie jej sięgnąć po najmocniejszą broń, jaką posiadała w swoim arsenale - wypowiedziane słodkim głosikiem ciociu okraszone spojrzeniem godnym kota ze Sherka.

leonie turner
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Blondynka kiwnęła głową, słuchając argumentów Audrey za spotkaniem Tessie z kózkami. Widać było, że ewidentnie w głowie Leonie już toczyła się bitwa co miałoby być lepsze, a co gorsze dla jej dziecka, ale ostatecznie odkryła bardzo ważną rzecz: - Mamy jeszcze czas, pomyślę. Ważne, że ta mała sroczka nic nie usłyszała - zażartowała, bo doskonale zdawała sobie sprawę z tego jaka jest jej pociechą - gdy widzi cokolwiek, co wpada w jej oko, bardzo stara się to zdobyć. Podobnie jest też z zajęciami, których chciałaby spróbować. A opieka nad zwierzątkami to zdecydowanie coś, co byłoby kuszące dla malca uwielbiającego zwierzęta. I Turner doskonale wiedziała, że warto próbować nowych rzeczy, ale wciąż nieco się obawiała jak to mogłoby się skończyć, gdyby ktokolwiek pozwolił sobie na chwilę nieuwagi. Zabieg wycinania migdałków, który odbył się w niedalekiej przyszłości napędził Leo niezłego stracha, a to przecież rutynowa rzecz. Leonie zdecydowanie jest jedną z tych przewrażliwionych matek.... No, ale miała tylko ją jedną, tak?
Nie udało się blondynce ukryć śmiechu, kiedy Clark podzieliła się z nią tą historią o babci swatce nawet podczas zajmowania się szyciem. Swoją drogą pewnie chciała nauczyć wnuczkę tej umiejętności, żeby mogła być bardziej atrakcyjna na tzw. rynku, o ile można tak mówić. -Naprawdę twoja babcia uważa, że powinnaś już mieć męża? Masz dopiero dwadzieścia trzy lata... Jesteś taka młoda... W twoim wieku... Nawet o tym nie myślałam - a przynajmniej nie jakoś poważnie. I pozwoliła sobie Turner na prywatę, na zanurzenie się we wspomnieniach, może krótkiej refelskji czy gdyby wtedy postępowała inaczej to czy dziś byłaby gdzie indziej... Przypomniała też sobie Cartera, który miał nic nie znaczyć, a nawet, gdy go nie było namacalnie w jej życiu to wywracał wszystko do góry nogami... Westchnęła ciężko, bo to dorosłe życie jest cholernie skomplikowane. Zwłaszcza gdy czasem działa się pod wpływem chwili i nie myśli o konsekwencjach. Ostatecznie jednak pomimo całego obecnego bałaganu w jej małżeństwie, o którym pewnie Audrey co nieco słyszała od rodziców, ale nie do końca wszystko wiedziała, bo i nikt nie wiedział, to Leonie niczego nie zrobiłaby inaczej. W końcu... Inaczej nie byłoby z nimi Tessie, tak? -Babcia umawia na randki w ciemno? Wow i jak było? - zapytała wyrwana ze swojego świata rozmyślań. Mimo to wciąż była zainteresowana, co ta postępowa babcia Clark przygotowała dla swojej wnuczki, którą jak widać przerażało to, co kobieta kombinowała. W sumie nic dziwnego. Leonie nie lubiła, kiedy jej matka sugerowała jakieś związki i randki... A co dopiero, gdyby miała to robić babka!
-Nie przy dzieciach - Leo skarciła Aud spojrzeniem, ale też zaraz się zaśmiała. Nie była aż tak surowa, ale jednak z tym, że nie przy dzieciach... Mówiła serio. Sama nie piła przy Tessie i tego się też trzymała, jeśli chodzi o inne osoby dorosłe w jej otoczeniu. Cóż, ten Winston faktycznie miał ciężkie życie ze swoją żoną. -Coś tam szyję - mruknęła, bo prawda jest taka, że odkąd miała córkę dobrze, że znajdowała czas na pracę. Pomocne też było to, że sama wybierała czas, kiedy pracuje i o ile nie goniły ją terminy to była w komfortowej sytuacji. Na pozostałe rzeczy jak np. szycie nie pozostawało jednak już tak sporo czasu, jak kiedyś, chociażby, gdy była w ciąży albo nastolatką. -Mój proces projektowania ma niewiele wspólnego z szyciem, słonko - odparła łagodnie, bo prawda jest taka, że to nie ona wykonywała finalny produkt. -Obecnie to ja zajmuję się tym co jest na kartce, sugeruję materiał i często biorę udział w procesie jego wyboru, ale nie zawsze ze względu na czas, a później sprawdzam ostateczne wykonanie... Pewnie cię to rozczarowuje, hm? - mruknęła, stawiając przed nimi gotowe napoje, zawołała też Tessie, by przyszła po sok. Oczywiście, że dotarła do kobiet w towarzystwie swego psiego kompana. -Ale co chciałabyś zrobić? Może pamiętam co nieco... - dodała jeszcze, bo sama poczuła przyjemną ekscytację na myśl, że mogłaby znów coś podziałać z maszyną, nicią, igłą, materiałami... Poczuła się lżejsza. Jakby bez tych dorosłych problemów.

Audrey Bree Clark
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey nigdy nie była w stanie zrozumieć rodzicielskiej opiekuńczości, w zasadzie już od czasów bycia dzieckiem. Nigdy nie rozumiała, czemu ojciec krzyczał jak wspinała się po drzewach, a mama karciła ją i brata gdy wracali z poobijanymi kolanami bądź przyprowadzeni przez jednego z sąsiadów po tym jak ten przyłapał ich na niebezpiecznych zabawach. Nie umiała zrozumieć tego również i dziś, gdy będąc dwudziestotrzyletnią kobietą nadal dostawała bury od ojca, a ten zabijał wzrokiem każdego kawalera, jaki tylko pojawił się w odległości pięciu metrów od niej. I chyba Audrey przez długi czas nie przyjdzie zrozumieć tego fenomenu z jednego, prostego powodu - sama nie posiadała dzieci i nie było blisko choćby myślenia o tym wszystkim.
- Jasne, przemyśl to sobie na spokojnie i nie martw się, ja i tata jak coś wszystkiego dopilnujemy. - Odpowiedziała z uśmiechem, nie mając namiaru nalegać. Panna Clark uwielbiała małą Tessie do granic możliwości, jednak to Leonie była jej matką. I to do Leonie należało ostatnie zdanie w tej kwestii, które zarówno Audrey jak i jej ojciec (który zapewne również złoży podobną propozycję) w pełni uszanują.
Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi.
- Aha, naprawdę. Ponoć po dwudziestym piątym roku życia będę już przeterminowana i nie będę mieć szans na zdrowe dzieci... - Audrey parsknęła śmiechem, gdyż słowa wypowiadane przez babcię wydawały jej się nie dość że staroświeckie, to jeszcze niezwykle bliskie bajek opowiadanych na dobranoc. - No, ja też jeszcze o tym nie myślę i wiesz, ostatni raz gdy byłam w na tyle poważnej relacji żeby skończyło się pierścionkiem okazało się, że gość spotykał się ze mną tylko po to, żeby zapewnić sobie posadkę w firmie dziadka... I no... Kurcze, nie wiem... - Brązowe oczęta uciekły gdzieś na bok, na chwilę zasłonięte melancholią wywołaną wspomnieniem. Leonie zapewne miała okazję słyszeć o tym, jak bardzo dawny partner złamał jej serce jeszcze w czasach, gdy studiowała w Sydney. I nie wiedziała, czy byłaby w stanie znów komuś tak mocno zaufać. - Tak. Okazało się, że umówiła mnie z moim znajomym, niedawno zakończył poważny związek i jego siostra wypycha go z domu... Byliśmy umówieni na plaży z moim gipsem i no, było miło, ale wątpię aby wyszło z tego coś więcej. - Wyznała, czując się o wiele bardziej swobodnie rozmawiając na podobne tematy z Leonie niż ze swoją własną matką. I przez chwilę miała ochotę powiedzieć coś jeszcze, otworzyła nawet usta ale szybko je zamknęła, nadal nie będąc pewną, czy mogła przyznać się przed przyszywaną ciotką do tego, co w ostatnim czasie chodziło po jej głowie.
- Wiem, wiem... - Odpowiedziała z niewinnym uśmiechem, gdy karcące spojrzenie Leonie dosięgnęło jej osoby. Zdążyła już poznać podejście pani Turner do tych spraw i w przeciwieństwie do jej ojca nie miała zamiaru ani przez chwilę protestować. A gdy kolejne słowa padły z jej ust, Audrey Bree Clark wykrzywiła swoje w podkówkę, oznajmiając niezadowolenie.
- Naprawdę? Zawsze wyobrażałam sobie Ciebie jako taką modową wróżkę chrzestną, która tańczy z materiałami po swojej pracowni, macha różdżką, robi kilka nacięć i przeszyć a później zachwyca swoim dziełem... - Bo Leonie Turner w jej oczach była właśnie dobrą wróżką i gdyby tylko Audrey mogła wybrać, z pewnością to ją wybrałaby na swoją matkę chrzestną. Brązowe oczęta błysnęły ekscytacją, gdy subtelne zgodzenie się na propozycję uleciało z ust pani Turner. - Ooch nie wiem, może sukienkę? Ostatnio lubię w nich chodzić... Ale nie za bardzo znam się na ich krojach. - W tej kwestii to Leonie była mistrzem, a Audrey zamierzała korzystać z jej rad. Ostrożnie wstała z krzesła, by przekicać przez kuchnię do jednej z szafek i wyciągnąć z niej białą foliówkę z którą powróciła do przyszywanej cioci. - Zobacz, nada się? - I z tymi słowami podsunęła kobiecie torbę, w której krył się biały materiał w kolorowe irysy. Audrey z napięciem oczekiwała na decyzję oraz dalszy plan działania, samej nie do końca wiedząc od czego powinna zacząć.

leonie turner
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
-Staroświeckie bujdy - zaśmiała się, ciesząc też, że Audrey najwidoczniej nie brała babcinego gadania na poważnie. I bardzo dobrze. Turner rozumiała jednak też seniorkę Clark, która dorastała w zupełnie innych czasach i też odmienne rzeczy są dla niej normą niż dla współczesnych kobiet. Dopóki jednak żadna swoimi poglądami nie robiła drugiej krzywdy to było okej, Leo miała więc nadzieję, że babcia była jedynie irytującą babcią mimo wszystko, A ze zdrowym podejściem Aud chyba są na to szanse. Na całe szczęście. -Cóż... Wiem, że relacje są ciężkie, zwłaszcza jeśli człowiek ma coś do zaoferowania oprócz siebie - jakkolwiek płytko to nie brzmi - mruknęła blondyna, wywracając oczami, bo w sumie... Jeśli ktoś miałby rozumieć Audrey jak to jest rozczarować się mężczyzną ze względu na to, ze miał ukryte motywy co do tego, co miała dać ich wspólna relacja, to akurat Leonie jest idealnym przykładem. Turner miała za sobą wiele związków, krótkich i intensywnych, poważniejszych mniej, ale sporo doświadczyła zanim trafiła na Michaela, który szczerze chciał po prostu jej, a nie rozgłosu, kilku minut w blasku fleszy bądź pieniędzy. Tak więc Clark nie powinna się załamywać, bo czasem po prostu trzeba czasu, żeby znaleźć tę odpowiednią osobę. I wiedzieć też, że to właśnie na nią się tyle czekało.... Choć pewności nie miało się nigdy. -Ale są gdzieś jeszcze porządni mężczyźni - dodała oczywiście szybko, żeby nie było tak pesymistycznie. Nie o to tu chodziło, czyż nie? -Dlaczego? Skoro było miło... Nie od razu muszą być wielkie porywy... A może to i lepiej, kiedy jest spokojniej - mruknęła, zastanawiając się nad początkami swoich ważniejszych relacji. Raz zaczęła od przyjaźni, drugi od podejrzeń i zniechęcenia... Obie były cenne i dały Turner dużo cennych doświadczeń w życiu. Nie musi więc być dokładnie jak w romansie, żeby było dobrze oraz zwyczajnie warto. Może czasem trzeba dać czemuś szansę? -Nie zamykaj się - dodała jeszcze swoją cenną radę, nieświadoma zupełnie tego, że czai się tu gdzieś jeszcze jakiś sekret, którego ujawnienie Clark rozważała w cichości.
Zaśmiała się, słysząc wizję Audrey, bo cóż... Była tak niewinna oraz dziecinna, że brzmiała zupełnie tak, jakby to mała Tessie opowiadała w przedszkolu czym zajmuje się mamusia. -Musisz zdecydowanie oglądać mniej bajek, Aud - dodała więc nieco uszczypliwie, ale nie miała, przecież nic złego na myśli. -Sukienka... I nie wiesz jaki chciałabyś krój... Może po prostu zwiewna spódnica? - zaproponowała Leonie po krótkiej chwili głośnego zastanowienia. Materiału miały dużo, może mogłyby spróbować z sukienką, ale zdecydowanie prościej będzie im zabrać się za spódnicę. Szczególnie na pierwszy raz. I jeszcze z takimi pomocnikami jak pies oraz Tessie, którzy zapuszczali niezłego żurawia, żeby dojrzeć co się tam znajdowało na stole, co było tak istotne, że skupiało więcej uwagi niż ich dwoje. Leonie uśmiechnęła się na ten widok, miała ogromne szczęście, że życie dało jej córkę. Taką córkę.

Audrey Bree Clark
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Smutny uśmiech pojawił się na ustach panny Clark, gdy temat na chwilę zszedł na te mniej udane związki.
- Albo trafia na obślizgłego węża... Chociaż z tymi radzę sobie lepiej, niż z ludźmi. - Dodała z cieniem rozbawienia, na chwilę przenosząc dłoń w kierunku dłoni Leonie aby na krótką chwilę zacisnąć na niej smukłe palce. Nie znała w pełni związkowej historii Leonie, podejrzewała jednak, że ze swoją pracą oraz całą otoczką mogła również posiadać za sobą kilka, niezwykle smutnych historii... A one były na tyle blisko, że Audrey nie widziała nic przeciwko, aby nawzajem okazywały sobie odrobinę wsparcia nawet w takich kwestiach.
- Jeśli na jakiegoś wpadniesz z przyjemnością go poznam. - Odpowiedziała z rozbawieniem w delikatnym w głosie, nie będąc pewną, czy sama znała kogoś, kogo jednoznacznie można było nazwać porządnym mężczyzną... A raczej było kilku, którzy w jej oczach byli porządni, lecz raczej szeroko pojęta opinia publiczna nie podzieliłaby jej zdania, wręcz wyśmiewając ją za możliwą naiwność w spojrzeniu na świat. - Nadajemy na trochę innych falach... No i wiesz, mam wrażenie, że on jeszcze nie do końca wyleczył się z byłej, a były momenty gdy narzekał mi na to, że rodzina próbuje go zeswatać. Lubię go, ale to raczej książę z innej bajki... - Stwierdziła wzruszając delikatnie wątłym ramieniem, jakoś nie widząc, aby między nią a znajomym wyniknęło coś więcej niż przyjaźń, zwyczajnie nie czując tego przyciągania, jakie powinna czuć w towarzystwie potencjalnego kandydata na poważniejszą relację. - Dzięki. - Odpowiedziała na radę jaka uleciała z ust przyszywanej ciotki, a ciężkie westchnienie wyrwało się z jej piersi, gdy nadal rozważała, czy aby przypadkiem nie powinna wypowiedzieć kolejnych słów... Na szczęście szybko temat przeszedł na wróżki oraz możliwy strój, jaki miały razem stworzyć.
- Nie mogę, obiecałam Tessie, że będę z nimi na bieżąco. - Rozbawienie pojawiło się w jej głosie, gdy Leonie zwróciła jej uwagę na zbyt wiele obejrzanych bajek - to było zasługą małej Turner. - O! To super pomysł! - Stwierdziła z ekscytacją w głosie, w zasadzie spódnicę uważając za coś trochę bardziej praktycznego - mogła ją zestawiać z innymi rzeczami w najróżniejszych konfiguracjach. - Maszyna jest w salonie, nożyczki w pierwszej szufladzie pod mikrofalą i... potrzebujemy czegoś jeszcze ? - Panna Clark nie miała najmniejszego pojęcia o tym, co powinno przygotować się podczas zabawy z szyciem. Nie chcąc być jednak totalnie bezużyteczną zdjęła niepotrzebne przedmiotu z kuchennej wyspy (będącej największym blatem w domu), aby mogły w spokoju rozłożyć na nim materiał. W następnym ruchu złapała małego urwisa, sadzając ją na krześle obok, aby dziewczynka mogła przyjrzeć się temu, za co miały się zabrać. - Dobra, to od czego się zaczyna? - Spytała, w pełni gotowa do działania.

leonie turner
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Leonie odwzajemniła smutny uśmiech, zaciskając delikatnie swoje palce na dłoni Audrey. Blondynka nie potrzebowała tego wsparcia, bo przecież uważała, że te sprawy ma już dawno przepracowane. Nie zamierzała, jednak też odskakiwać niczym oparzona. Może akurat dla Clark to było ważne? Nigdy nie wiesz.... Co może komuś pomóc, a co go zaboleć... A choć problemy Turner były obecnie zupełnie odległe od tych rozterek sercowych polegających na zawodzie ze względu na intencje partnera, to z tymi zupełnie innymi dylematami też potrzebowała odrobiny ciepła. Nawet jeśli ktoś dawał je nieświadomie, to właśnie, dobrze wiedzieć, że ktoś życzy ci dobrze... Tak po prostu.
-Będę przeprowadzać specjalna selekcję dla ciebie - zaśmiała się, choć akurat żadna z niej ekspertka w poznawaniu przyzwoitych mężczyzn. Ostatnio też ograniczyła nieco swoje służbowe podróże ze względu na zawirowania w prywatnym życiu, a Lorne Bay... Nie ukrywajmy, zdecydowanie miało dość ograniczone możliwości, jeśli chodzi o poznawanie nowych osób. I to nie wina tego miasteczka, a jego urok, ale jeśli chce się poznać wyjątkową drugą połówkę, to może to być frustrujące... -Może będziesz lekarstwem dla bniednego serca tego księcia? Nigdy nie wiesz... Tak tylko mówię - i tu blondynka wzruszyła ramionami, uśmiechając się dość niewinnie. Leonie naprawdę nie miała na celu namawiać do czegokolwiek Audrey, ale zwyczajnie chciała też zwrócić uwagę szatynki, że powinna zwyczajnie być otwarta. Bo to jest prawda, któej Leo nauczyła się z całą pewnością - nigdy nie wiesz, co przyniesie ci życie.
Turner zgodnie z instrukcjami zebrała z całego domu to, co było im potrzebne. W asyście wszystkich zainteresowanych stworzyły projekt na kartce A4, żeby wiedzieć do czego będą dążyć. Następnie rozłożyła materiał na blacie z pomocą Aud i instruując swoją uczennicę, pomogła jej wyciąć odpowiedni krój, który zostało im zszyć. W między czasie Tessie poczuła się tym wszystkim bardzo znudzona, ułożyła się więc z pomocą mamy i w towarzystwie psiaka na kanapie. Leo okryła ją kocem, dziękując Clark za wskazówki.
-Jak ci idzie? - spytała, kiedy wróciła do Audrey, wojującej teraz z maszyną. -Wybacz temu małemu berbeciowi, ale czasem ma jeszcze spadek energii... A tu czuje się niemal jak w domu - wyjaśniła, wzdychając ciężko, bo przecież zabawią tu dłużej ze względu na drzemkę. -Mam nadzieję, że naprawdę nie miałaś żadnych planów
- dodała jeszcze, bo naprawdę czuła się głupio, że mogła nieświadomie zepsuć dzień Audrey.

Audrey Bree Clark
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey uśmiechnęła się promiennie na słowa, jakie padły z ust przyszywanej cioci.
- Z takim selekcjonerem z pewnością dobrze skończę! - Odpowiedziała z wyraźnym rozbawieniem w delikatnym głosie. Leonie z pewnością posiadała lepszy gust od jej babci. Z pewnością również posiadała do tego wszystkiego bardziej nowoczesne spojrzenie niż starsza pani Clarke i nie pchałaby jej od razu pod ołtarz przystrojony w przyprawiające o ciarki czerwone róże… I jedyne, czego Audrey nie była pewna to to, czy przyszywana ciotka byłaby w stanie zrozumieć jej odrobinkę specyficzny gust. Bowiem panienkę Clark ciągnęło do mężczyzn od niej starszych; dojrzałych, którzy mieli już za sobą etap końskich zalotów czy pomysłów godnych podlotka. O tym jednak głośno nie mówiła będąc pewną, że jej ojciec zapewne zamknąłby ją w piwnicy, z dubeltówką pilnując, aby żaden z jego rówieśników nie zawiesił na niej oka. - Może… To jednak może pokazać tylko czas, ale postaram się nie zamykać. -Odpowiedziała z delikatnym uśmiechem, na chwilę mocniej zaciskając smukłe palce na dłoni blondynki. Takich rzeczy zwyczajnie nie dało się ani zaplanować, ani przewidzieć.
Chwilę później rozpoczęła się lekcja, podczas której panna Clark uważnie wodziła wzrokiem za dłońmi Leonie, starając się zapamiętać każde słowo, jakie padło z jej ust. Nigdy wcześniej nie miała okazji obserwować tego, jak pomysł ubrania z głowy ląduje na kartce, by kilkanaście minut później być już w kawałkach czekających na szycie. Zachwyt oraz uznanie wymalowane były na delikatnej buzi, gdy pani Turner odkrywała przed nią kolejne tajemnice szycia.
- Chyba całkiem nieźle… Co sądzisz? Jest dobrze czy powinnam spruć? - Brunetka przekręciła się na krześle, by wręczyć Leonie dwa kawałki materiału zszyte ze sobą, aby okiem eksperta mogła ocenić odrobinę krzywy szew. Starała się, lecz było to jej pierwsze spotkanie z maszyną i Audrey nadal nie do końca wiedziała, jak nad tym panować. - Nic się nie stało, miała dzisiaj sporo wrażeń, niech sobie odpocznie. - Promienny uśmiech rozciągnął się na pełnych wargach, a brązowe spojrzenie odruchowo powędrowało w kierunku miejsca, w którym Tessie spała z jej owczarkiem. - Z tym gipsem nie mam żadnych planów, wierz mi. Jesteś głodna? Mama zostawiła mi obiad w lodówce, bo ja w kuchni mam dwie lewe ręce. - Zaproponowała, reprezentując charakterystyczną dla Clarków gościnność. Zwłaszcza w kierunku tych, którzy byli rodzinie bliscy, a Leonie z pewnością taką osobą była.

leonie turner
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Cóż, mąż Turner też do końca nie był jej rówieśnikiem, ale nie można porównywać tej różnicy do tej, jaka odpowiadała pannie Clark. W końcu, gdyby blondynka wiedziała o upodobaniach szatynki, to nawet Winston byłby chyba wciąż ciut za młody... No, ale nie wiedziała. Tak więc ostatecznie zdecydowanie ciężko byłoby trafić Leonie w gust Audrey, bo pewnie swoją selekcję projektantka opierałaby na tzw. chłopakach z sąsiedztwa, a nie mężczyznach po przejściach z bagażem oraz pewną historią. Nawet teraz, patrząc na Aud nie miała nawet cienia podejrzeń, że dziewczyna mogłaby gustować w tych zdecydowanie dojrzalszych kawalerach... Albo już dawno i nie kawalerach...
-Musimy spruć, ale to ja zrobię, ty spróbujesz jeszcze raz, tylko najpierw pokażę ci jeszcze raz, ok? - Leonie nie chciała w żaden sposób zrażać panny Clark do tego zajęcia, ale też nie mogła udawać, że coś jest dobre i jakoś przejdzie, kiedy ewidentnie wyglądałoby po prostu komicznie, kiedy tylko zdecydowałaby się Audrey to ubrać. Sprawnymi palcami zajęła się więc blondynka tym, by mogły wrócić do stanu wyjściowego, a kiedy już to osiągnęły raz jeszcze przekazała powoli instrukcje. -Dzięki, ale jadłyśmy przed przyjściem tutaj. Mogę za to podgrzać dla ciebie, ale najpierw uporajmy się z tym zadaniem, nie ma co się rozpraszać - zaproponowała, uśmiechając się ciepło do swojej towarzyszki tego popołudnia. Drugie podejście było o wiele bardziej owocne, ale też widać było po Aud, że poświęciłą więcej skupienia temu zadaniu niż przedtem. Może to dlatego, że rozpraszający pomocnicy udali się na przerwę. Niemniej po skończonej robocie, królewna Tessie też się przebudziła, więc blondynki poszły, zostawiając Audrey z nową spódnicą w towarzystwie owczarka. I oczywiście z zaproszeniem do nich, kiedy tylko będzie miała ochotę na odwiedziny.

/ztx2

Audrey Bree Clark
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
ODPOWIEDZ