Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Szyki zwarte i gotowe, wszyscy na swoich miejscach, każdy dokładnie wiedział, co miał robić. Joe, Tom i Ron mieli bardziej techniczne zdania i dopięcie wszystkiego na ostatni guzik. Dziewczyny zaś miały zaopiekować się wizualną częścią niespodzianki na później. Gabi należała do tych dziewczyn, które mają swoją świtę. Grupkę przyjaciół, którzy zrobiliby dla siebie absolutnie wszystko, włącznie z organizacją niespodzianki dla chłopaka przyjaciółki. Nie takie rzeczy się robiło! Nastolatka była z wszystkimi na łączach, całą drogę ściskała nerwowo telefon i reagowała na każdą wiadomość podskokiem. Denerwowała się czy wszystko wyjdzie, tak jak powinno, bo jeśli pierwszy element nie wypali to była w czarnej dupie. Do końca nie było wiadomo czy chłopakom uda się załatwić to co do nich należało. Po Gabi było widać, jak bardzo jest spięta, jak się denerwuje. Dobrze, że to Ares prowadził, bo ona by nie dała rady. Po drodze odwiedzili jeszcze aptekę i Gabi skorzystała z toalety, by przynieść sobie ulgę. Baba w aptece krzywo na nią patrzyła, ale ona miała to gdzieś. Nie skojarzyła jednego: babsztyl był dobrą koleżanką jej mamy. Ups.
Znaleźli się na pustej, mało uczęszczanej drodze w okolicy Port Douglas. Dziewczyna przez całą drogę bardzo mało się odzywała, chociaż bardzo chciała rozmawiać, to nerwy ją zjadały od środka. Ona się przejmowała dosłownie każdym detalem.
- Okej, to tutaj. Musisz się teraz zatrzymać, resztę drogi przejdziemy na pieszo. Nie martw się, to niedaleko. Tuż za zakrętem. Musisz mi zaufać, tak jak ja tobie.- głos jej drżał z emocji, nie chciała powiedzieć, o co chodzi aż do samego końca.
Kiedy zaparkowali samochód, Gabi wysiadła, nie czekając, aż Ares otworzy jej drzwi, na boga nie była księżniczką ani dziedziczką fortuny, no i się denerwowała.
Zaczęła szperać w małej torebce i wyjęła z niej jego krawat — tak ukradła mu krawat, dokładnie ten, którym on przewiązał jej oczy w nocy.
- Musisz zasłonić oczy, nie bój się, nie prowadzę cię na egzekucję. Będzie ekstra. Proszę, zawiąż to wkoło oczu, albo się pochyl i ja to zrobię, jesteś dla mnie za duży. - w zależności od decyzji Włocha tak zrobili, a Gabi po wszystkim złapała go za obie ręce. Ona szła tyłem, a on był "ociemniały". Szutrowa droga chrzęściła pod ich butami, z oddali do ich nosów dobiegał zapach oceanu.
- Jeszcze chwilkę, jeszcze tylko kilka kroków. Stój.
Cały spacer mówiła kiedy skręcić, kiedy podnieść nogę, bo leży większy kamyczek i dosłownie po dwóch minutach byli na miejscu. Pachniało benzyną, z przodu dochodziło do ich ciał dziwne ciepło.
Nastolatka przywitała się z chłopakami na migi i pokazała im kciuki w górę, co znaczyło tylko tyle, że ma się dobrze i było super. Była niezmiernie szczęśliwa, że przyjaciele stanęli na wysokości zadania.
Umówmy się — co możesz kupić komuś, kto ma absolutnie wszystko i może wszystko sobie kupić, nie zważając na nic. Żadne materialne rzeczy nie cieszą tak bardzo jak te, których można doświadczyć.
- Możesz zdjąć opaskę.
Puściła jego ręce, żeby mógł to zrobić. Szczerzyła się jak głupia do sera, chłopaki też wyglądali na dumnych z siebie i bardzo zadowolonych.
Przed Aresem a za Gabi, stały dwie wypasione, sportowe fury wyjęte rodem z GTA. Czarna nowiutka Corvette Z06, 680 KM, piękna, lśniąca bez grama kurzu. Drugim samochodem był McLaren Artura w kolorze głębokiego burgundu z wypucowanymi felgami i ognistym nadrukiem na jednym z boków.
- Tadam!- Gabi rozłożyła dumnie ręce, prezentując samochody. Ona sama była zaskoczona, co chłopakom udało się załatwić, bo nikt z nich do końca nie wiedział, jakie fury tu przyjadą. Ojciec Joe miał wypożyczalnie samochodów i to on starego ubłagał o dwa na jakieś kilka godzin, takie które nie były zarezerwowane.
- Cześć, jestem Joe, ty musisz być Ares. Stary... Gabi nam tyle o tobie opowiadała, że wszyscy jak tu stoimy, Tom, Ron i ja, mamy wrażenie, że cię znamy.- chłopak wyciągnął rękę, by uścisnąć tą należącą do Aresa na powitanie. Machnął też na chłopaków, którzy stali kilka metrów dalej, opierając się o drogową barierkę. Typowe nastolatki, choć Joe wydawał się z nich wszystkich najbardziej sympatyczny i przyjaźnie nastawiony i na dodatek najbardziej przystojny. Tom i Ron patrzyli na Aresa mało przychylnie, jakby czuli pismo nosem i uważali, że to nie facet dla Gabi.
- Wcale nie mówiłam aż tyle!- dziewczyna burknęła oburzona i sprzedała przyjacielowi kuksańca łokciem między żebra. Odczuł to jak muśnięcie i się nie przejął.
- Terefere... Ares ma takie piękne oczy.... Ares tak cudownie całuje, a jakie ma...- zaczął przedrzeźniać Gabi, udając jej piskliwy głosik, co nie spotkało się z aprobatą dziewczyny. Urwał, widząc, jak ta zaplata ręce na klatce piersiowej, już wiedział, że trochę przegiął.
Jak jej się głupio zrobiło, to tylko ona wie. No... Przyjaciele i rodzina to potrafią zrobić wstyd jak nikt inny. Nastolatka przetarła twarz dłonią i westchnęła głośno. Machnęła na kolegów przy barierce a oni jak te pieski do niej podeszli i dali jej flagę w kratkę.
- Jako solenizant masz prawo do wyboru auta. Corvette czy McLaren? Będziesz się ścigać z Joe. Dwa okrążenia na tej trasie.- podała Aresowi kartkę z narysowaną mapką. Okrążenia nie były duże, może ze 4 minuty na jedno by wychodziło, nie więcej. Ależ ona była dumna ze swojego pomysłu! Wyprostowała się jak struna, zapominając o zakwasach i bólu krocza.
- Ja będę robić za ślicznotkę machającą flagą na start i zakończenie wyścigu.- obnażyła zęby w pełnej krasie, jej uśmiech był tak szeroki, że prezentowała chyba wszystkie białe perełki. Nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć minę Aresa na swój szalony pomysł. Co ciekawe... To nie był koniec!

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Zdenerwowanie dziewczyny w cale nie pomagało w normalnym rozumowaniu Aresa. Prowadził w ciszy swojego czarnego potwora, zastanawiając czy aby na pewno dobrze robi, pozwalając nastolatce na organizowanie mu jakiś niespodzianek. Była nieprzewidywalna, to już wiedział. Mogła wpaść na naprawdę różne rzeczy, niekoniecznie dla niego bezpieczne. Z zaufaniem było u niego ciężko, szczególnie, gdy nie miał nad czymś kontroli.
- Udziela mi się twoje zdenerwowanie. - Wyznał szczerze unosząc brwi. Zaparkował samochód i wyszedł z niego niepewnie, rozglądając po okolicy. Gdzie ona go wywiozła? Chwila, jakie zasłonić oczy?
- Nie ma mowy. - Zmarszczył brwi. Jedyna sytuacja w której pozwalał się wiązać, albo obcinać wzrok, to był seks, ale jeżeli myślała, że da jej się pozbawić wzroku i zda tylko na nią gdzieś w środku niczego, to chyba za mocno przydusił ją wczoraj w łóżku i odpłynęła jej krew... Patrzył na nią,a ona patrzyła na niego. Spojrzał na tej cholerny krawat, a w jego głowie od razu zaczęły powstawać niepokojące myśli. Co jeśli ktoś ją na niego nasłał? Co jeśli to po prostu święta aktorka, a teraz zaprowadzi go na rzeź?
- Właśnie tak byś powiedziała, prowadząc mnie na egzekucję. - Spojrzał na nią całkowicie poważnie, ale wziął w końcu po ten cholerny materiał. W aucie miał broń, powinien się po nią cofnąć? Nawet żadnego noża przy sobie nie miał... Zaczął to rozważać. Spojrzał na twarz Gabi. Możesz mieć rację, ale spójrz na nią. To niemożliwe. Przemówił jakiś głos, to rozsądek? Rozsądek to raczej kazał mu wrócić się po jakaś broń. Osoba taka jak Ares zawsze jest na coś takiego wyczulona. W głowie głębiły się różne myśli, toczyła walka rozważań i choć w środku trwało to całe lata, dla Gabi to było raptem kilka sekund.
- No dobrze. - Westchnął i w końcu zawiązał te cholerne oczy. Przecież nie był tchórzem. Najwyżej... co najwyżej, będzie się napierdalał rękoma? Wciąż jednak wydawało mu się to nieprawdopodobne... Gabi? Kurwa człowieku to tylko głupia nastolatka, po prostu chce ci zrobić niespodziankę, a nie wpakować kulkę w łeb. - Skarcił się, będąc już prowadzonym... za obie ręce? W sumie wiele by to tłumaczyło. Nie zadawała zbyt wielu pytań, pojawiła niby przypadkiem w jego studiu, później wpadała do niego ochoczo, może chcąc trochę powęszyć? Wbiła niby przypadkiem na imprezę pełną.... Stop. Musiał zatrzymać tą niedorzeczną karuzelę domysłów. Zawsze były jakieś tam szanse na to, że miał rację, ale na zdrowy umysł wydawało się to irracjonalne.
Czy to zapach benzyny? Kurwa no spalą go....
Zatrzymał się marszcząc brwi. To już? Nie już? Usłyszał polecenie, więc od razu je wykonał. Czego się spodziewał? Wielkiego ogniska i kilku gości z gnatami, mierzących do niego? Miał na tyle spaczony łeb, że nic innego nie docierało do jego umysłu. Przyzwyczaił się do światła, wyostrzył spojrzenie i.... Widoczne zdziwienie pojawiło się na jego twarzy. Zamiast podobnych sobie gości z bronią, zobaczył kilku nastolatków, którzy pewnie nawet nie wiedzieli ja się taką spluwę trzyma. Dwa supercary i.... chwila, co? Ares parsknął śmiechem.
- No no Gabi, tego się nie spodziewałem. - Rzucił, patrząc na nią z widocznym już spokojem. Chciał coś powiedzieć, ale najbliżej stojący nich chłopak odezwał się o niego. Uwaga Aresa szybko została na niego przeniesiona. Wyciągnął w jego stronę rękę, zastanawiając ile faktycznie Gabi im powiedziała...
- Ta? Co na przykład? - Uścisnął pewnie jego dłoń. - Cześć Joe... i chłopcy Joea. - Nie wyglądali zbytnio przyjaźnie nastawieni i w cale im się nie dziwił. Jednak przywitał się z nimi, rzucając spojrzenie znad ramienia chłopaka, którego dłoń puścił. Ares zaczął chodzić między furami i uśmiechnął się na słowa małolata, który przedrzeźniał swoją koleżankę. Nie skomentował tego jednak, przesuwając ręką po czarnej karoserii amerykańskiego wozu.
- Mam nadzieję, że nikomu ich nie zajebaliście? - Skąd gówniarze mieli dostęp do super samochodów? W sumie to pierwsze o czym pomyślał. - Gabi, ja wiem, że masz lepkie rączki, ale łódka to jedno, a dwa super samochody drugie. - Rzucił w jej stronę kąśliwie, uśmiechając w swój firmowy sposób. Dobra, musiał przyznać, że niespodzianka jej się udała. Jeszcze będąc we Włoszech często brali z Frankiem udział w różnych wyścigach. Czy sami ze sobą, czy po nocach ciemnymi, krętymi uliczkami. sąd przyjechał do Australii, nie miał takiej możliwości, nie mógł rzucać się zbytnio w oczy i robić problemów.
Podszedł do nastolatki, biorąc od niej z zaciekawieniem mapkę.
- Z06. Mclarena kiedyś miałem, ale Corvette z chęcią sprawdzę. Dobry strzał. - Spojrzał na chłopaka, o którym mówiła. - Na pewno wiesz co robisz? Wolałbym żebyś się nie rozjebał... Czy jeździsz zawodowo? - W sumie to szybko go ocenił, a chłopak może spędził za kierownicą całe nastoletnie lata. Znał takich mistrzów i starzy wyjadacze nie mieli z nimi szans.
Spojrzał z powrotem na nastolatkę i uśmiechnął do niej rzędem śnieżnobiałych, równych zębów.
- Będziesz najpiękniejszą hostessą. - Ujął jej podbródek i pocałował krótko. - Świetny prezent. Skąd wiedziałaś, że tęsknie za wyścigami? - Nie mówił jej tego o sobie. Może to po prostu czysty strzał?
Tak, czy inaczej Ares udał się do Corvetty. Cieszył się jak dziecko, nie mogąc doczekać znów poczuć ten przypływ adrenaliny...
- No młody, gotowy na starcie z pyłem? - Zaczepił go przez otwarte okno, odpalając silnik. Zamruczało, zadudniło, Gabi mogła poczuć pod stopami lekkie drgania. Jakże brakowało mu tego dźwięki... Dosłownie się rozpadł, jakby właśnie doznawał najlepszego orgazmu.
Musiał przyznać jedno. Gabi potrafiła go zaskakiwać.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
No tak, miał rację... Każdy seryjny zabójca powie, że nim nie jest tylko po to, by przekonać drugą stronę do zaufania mu i pójścia na drinka, a potem zostajesz bez głowy w ciemnej uliczce. Gabi wygięła usta w podkówkę, a jej oczy zaczęły przypominać te należące do kota ze Shreka. Nie mógł jej odmówić, zwyczajnie nie mógł i już! Zatrzepotała zalotnie rzęsami, wyrażając niemą prośbę, o to by jednak jej posłuchał i się udało.
Gabryśka i tajna agentka wrogiej mafii? To by się nie trzymało kupy. Okej, potrafi w aktorstwo, w końcu przez całe liceum chodziła na kółko teatralne i grała w różnych sztukach, ale nie aż tak by zwieść członka sycylijskiej mafii. Taka tajna agentka musiałaby być dobrze wyszkolona nie tylko w udawaniu, ale i umiejętności szperania tam, gdzie nie powinna bez złapania na gorącym uczynku, musiałaby umieć w samoobronę i nie być taką niezdarą jak Gabi, która o własne nogi potrafi się potknąć. Paranoiczne myśli Aresa były totalnie nieuzasadnione, przecież od Gabi biło samo dobro i tak pozytywna energia, że ciężko było się nią nie zarazić. To taki chodzący promyczek słońca, który w pochmurny dzień łaskocze cię po nosie, przedzierając się przez chmury.
Wewnątrz rozpierała ją radość i duma, które wylewały się uszami. Widocznie już wyluzowała, bo wszystko się udało i mogła odetchnąć. Niezmiernie wielką satysfakcję przyniosła jej mina mężczyzny, ale oczywiście Joe musiał zacząć wszystko psuć swoją paplaniną. Już ona się z nim policzy później. W tym momencie do głowy przyszedł jej plan na słodką zemstę. Niby ta najlepiej smakuje na zimno, ale czy choć raz w życiu nie można jej spróbować na gorąco. Gdyby byli w kreskówce to w tym momencie Gabi zaczęłyby rosnąć diable różki.
- Nawet nie wiesz ile kosztowało mnie trzymanie języka za zębami, i nie zdradzenie choćby skrawka planu. Skręcało mnie od środka jak sprężynkę od długopisu!- klasnęła w dłonie z uciechy i odwróciła się w kierunku samochodów, które oglądał Ares.
Joe, który wyglądał jak typowy Australijczyk z vibem Golden Retrievera spojrzał na Gabi podejrzliwie. Jakie lepkie rączki? Jakie łódki? Nie zgadzało mu się to z jego Gabryśką i z zakłopotaniem podrapał się po niedogolonej brodzie.
- Spokojnie, to z wypożyczalni mojego starego. Jesteśmy bezpieczni, chyba, że będziemy mieć pecha i trafimy na jakiś policyjny patrol, ale objechaliśmy wcześniej okolicę i nie ma tu żywej duszy.
Joe wsadził ręce do kieszeni jeansów, które ledwie wisiały mu na tyłku. i wzruszył lekko ramionami jakby nie robił sobie nic z wartości tych cacek, a kosztowały kupę hajsu. Joe to jeden z nielicznych bogatych kolesi, z którymi przyjaźniła się Gabi. Kiedyś utarła mu nosa i już tak razem zostali w tej swojej dziwnej przyjaźni.
Blondynka spojrzała na Aresa spod byka, jakby zdradził ich największą i najbardziej strzeżoną tajemnicę. Już wiedziała, że zostanie przesłuchana, pod groźbą dzikich łaskotek przez Joe i resztę ekipy. Nie zdradzała im wszystkiego. O łódce wiedziała tylko jej najlepsza pod słońcem przyjaciółka.
Nastolatka nie czuła się na siłach w dyskusji o samochodach - dla niej auto miało jeździć i fajnie wyglądać. Kompletnie się nie znała na koniach mechanicznych, drążkach zmiany biegów, obrotach silnika dlatego spokojnie i z uśmiechem słuchała chłopaków.
- Gabi mówiła, że jesteś troskliwy ale, żeby bać się o tyłek przyjaciela swojej dziewczyny? Wyluzuj, ojciec uczył mnie jeździć jeszcze nim nauczyłem się chodzić.- poklepał po przyjacielsku Aresa w ramię i oparł się biodrem o McLaren i patrzył z lekką zazdrością jak Ares całuje Gabi. Odchrząknął i spojrzał na swoje buty jakby ten widok sprawiał mu ból, czego ani Gabi, ani Ares nie dostrzegli.
- Nie miałam pojęcia, że się kiedykolwiek ścigałeś inaczej niż ze mną w GTA. Powiedzmy, że to taki złoty strzał przez przypadek. Nie chciałam ci kupować żadnego prezentu, wolałam być przeżył coś niezapomnianego.- uśmiechnęła się z zadowolenia i znów miała ten maślany, zakochany wzrok.
I się zaczęła typowa męska przepychanka! Obserwowała jak obaj idą do swoich samochodów i zatrzaskują drzwi więc przeszła do przodu, by stanąć między nimi w odpowiedniej odległości, którą wskazał jej Tom.
- Zawsze jestem gotowy, by skopać komuś tyłek, tylko smugę zobaczysz i uznajmy, że pozwolę ci wąchać spaliny z tego cacka.- poklepał kierownicę samochodu w którym siedział i zaczął się śmiać. Typowe męskie gadki i podnoszenie sobie ciśnienia przed wyścigiem.
Gabi trzymała w ręku flagę w kratkę, czuła mruczenie obu silników pod stopami i aż przebierała tymi stópkami w miejscu z ekscytacji i uciechy. Wiedziała, była pewna na 100000%, że to Ares skopie Joe tyłek. Nie dawała chłopakowi przykazu, że ma odpuścić nie wlaczyć, wręcz przeciwnie! Miał dać z siebie wszystko.
- Dobra! UWAGA! 3....2....1..... START!- krzyknęła tak głośno, żeby obaj ją usłyszeli i zamachała śmiesznie flagą tak jak robiły to laski w filmach Szybcy i Wściekli. Pęd powietrza ruszających samochodów sprawił, że włosy jej się rozwiały a sukienka podleciała do góry niczym u Marilyn Monroe, więc zaświeciła gaciami przed przyjaciółmi. Oj tam, na plaży nie raz była przecież w bikini.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Nastolatka była cholernie podekscytowana, dostrzegał jej radość. Domyślał się, że ledwo trzyma język za zębami, dlatego też nie wypytywał za bardzo o szczegóły. Widział, że sprawianie mu przyjemności, sprawia ją również jej, co dla Aresa było kompletnie niepojętne. Nie potrafił w ten sposób przejmować emocji, dla niego było najważniejsze jego szczęście, a później innych. Tyczyło się to nawet bliskich. A Gabi? Aż oczy jej lśniły z ekscytacji i radości.
- Podejrzewam, ale dałaś radę. Dzielna dziewczynka. - Pochwalił ją, zniżając charakterystycznie swój głos. Czy dostrzegł, że kolega jego kochanki był przez nią zfriendzonowany? Oczywiście, że tak Ciekawiło go dlaczego więc pomagał dziewczynie w zorganizowaniu niespodzianki dla jej "partnera"? Może chciał skopać Aresowi tyłek i pokazać swoją wyższość nad nim? Kennedy nic do niego nie miał, wydawał się w porządku gościem, tyle, że jeszcze trochę po prostu młodym, nieporadnym.
- Okej. Psami się nie przejmuj, w razie czego się tym zajmę. - Mandat mógł wziąć na siebie, nic innego im za takie wyścigi nie groziło. Co najwyżej ojciec chłopaka mógłby mieć problemy, a raczej jego firma, ale i tak finalnie wszystko powinno skończyć się jedynie na karze pieniężnej, która w żaden sposób Aresowi nie przeszkadzała. Ten małolat wyglądał, jakby jemu też ni, choć Ares strzelał że to po prostu zasługa jego bogatego ojca. Przeszło mu przez myśl że byłby takim samym rodzicem.
- Świetnie. - Uśmiechnął się diabelsko. - Bardziej martwiłem się o swój tyłek. - Zaśmiał się krótko. Tak...mógłby mieć przejebane, jakby go złapali z bandą nastolatków z kradzionymi samochodami. Ares uważał dosłownie na wszystko. Trochę mu ten rozsądek nie pasował i gryzł go w dupę, dlatego miło będzie chociaż trochę złapać adrenaliny przy delikatnie nielegalnej czynności.
Mężczyzna uśmiechnął się na odpowiedź nastolatka pod nosem, będąc cięcie przekonanym o swoich umiejętnościach... Zobaczymy kto po km będzie wąchał spaliny... Rzucił do siebie w myśli z przekąsem, zaciskając palce na kierownicy niego silniej. Spojrzał na Gabi przez przednią szybę i puścił jej oczy, cholernie pewien tego, że wygra. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że może dostać fory z racji tego, że to prezent dla niego. Młody wyglądał na dość zdeterminowanego, chyba naprawdę chciał pokazać Gabi co potrafi....
Dziewczyna machnęła chorągiewka, a on wdepnął pedał gazu w podłogę, uważając tylko, by nie trącić lusterkiem mijanej laseczki. To było do przewidzenia... Mclaren na starcie wyprzedził czarnego chevroleta, pędząc złowrogo w przód. Ares wiedział za to, w jaki sposób przejąć prowadzenie na pierwszym lepszym zakręcie. Wiedział, że tak się wydarzy, jednak bądź co bądź fura miała nieco lepsze parametry. Włoch trzymał się ciasno prawej krawędzi, redukując bieg i dodając gazu tak, że pokonał zakręt bokiem, mijając młodszego od siebie rywala. Rzucił mu przez okno uśmieszek, kolejna redukcja, gaz i pędził już przodem. Nie patrzył na prędkość, po prostu leciał ile w danym momencie mógł, dostrzegając w lusterku, że Joe wisi mu na ogonie. Skutecznie taranował mu drogę przy każdej próbie wyprzedzenia. Kurwa dobry jest. Przyznał z uznaniem i.... pomylił drogę.
- KURWA! - Z piskiem opon wyhamowywał samochód, w ostatniej chwili redukując, dodając gazu i obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni szybko wracając na tor. Miał na kolanach kartkę z trasą, ale nie miał zbyt dużo czasu, aby się z nią zapoznać i skręcił po prostu za szybko. Próbował nadrobić stracone sekundy, nieco ryzykując na kolejnym zakręcie. Z prędkością przelatującego samolotu Joe minął Gabi i jej przyjaciół, a po dwóch sekundach został wiatr po Aresie, którego samochód pędził jeszcze szybciej. Miął nadzieję, że Gabi zatkała uszy jak przejeżdżali... Ryk silników był coraz głośniejszy, Joe nie dawał Aresowi się dogonić, a ten wyciskał z maszyny siódme poty, czy raczej oleje. Cylindry rozgrzane były już do czerwoności, a Corvetta aż cała trzęsła na wypukłej powierzchnii. Tor to nie był i samochód odczuwał to boleśnie.
Ares wpadł na kolejny ryzykowny pomysł i na kolejnym zakręcie skosił go po wewnętrznej, dosłownie mijając na milimetry z wozem nastolatka. Tamten na pewno miał pełne gacie, bo wystarczył jeden zły ruch, a baj skończyliby jak tatar w dachujących maszynach. Ta się jednak nie stało, Ares wdepnął pedał, widząc w lusterku, że Joe w cale nie został tak zdezorientowany, jak myślał, że będzie. Szybko wyrównał z nim tor, jechali niema łeb w łeb, będąc na ostatniej prostej. Zerkali tylko na siebie przez szyby, na drogę, na siebie, na drogę. Prędkość była tak duża, że obraz p obydwu stronach rozmazywał się, tak samo jak i droga pod nimi. Kennedy stwierdził, że to już ostatni ryzykowny ruch i modląc się w duchu, żeby nie rozjebała mu się skrzynia biegów, zredukował nagle na niższy, wystrzeliwując przed nastolatka. Wyprzedził go o długość swego samochodu w ostatniej chwili, wygrywając ten wyścig. Zaczął śmiać się w głos i klepał kierownicę jak konia za dobre sprawowanie. Zwolnił rozpędzony samochód, dając po heblach i znów odwracając o sto osiemdziesiąt stopni. Razem z Joe zawrócili na metę, gdzie nastolatek wyleciał z fury jak z procy Ares otworzył drzwi, widać było pot na jego czole. Otarł się dzisiaj o śmierć co najmniej dwa razy.
- PRAWIE CIĘ MIAŁEM!!! - Krzyczał Joe, biegnąc w jego strone. Ares zaśmiał się, opierając o furę jakby w cale przed chwilą nic się nie wydarzyło.
- Prawie. - Zauważył z przekąsem i uśmiechnął cholernie dumny z siebie. - Ale i tak niezła robota. Masz dzieciaku talent, ćwicz i za rok powtórzymy wyścig. - Podszedł do niego, opierając ręką na jego ramieniu. Nachylił się do jego ucha.
- Nie próbuj imponować laskom, wtedy same do ciebie przyjdą. One szukają teraz romantyzmu i bezpieczeństwa pośród stada milionerów. - Poklepał go po plecach, udzielając jakże życiowej rady i ruszył w stronę Gabi z uśmiechem od ucha do ucha. Wyglądał jak dziecko, ale co poradzić? Ares kochał adrenalinę i to był jego świat.
Podszedł do nastolatki i wziął ją w objęcia, wpijając w jej usta zachłannie. Brakowało teraz tylko tego, by zostali sami i bzykali triumfalnie na rozgrzanym do czerwoności zwycięskim chevrolecie.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Minuty wlokły się w nieskończoność, dla Gabi, bo dla chłopaków w samochodach te około 4 minuty na jedno okrążenie zleciało, jak z bicza strzelił. Inaczej odczuwa się czas, robiąc coś szalonego i inaczej czekając, aż coś się wreszcie wydarzy.
Ares wydawał się teraz taki beztroski, miał ogniki w oczach, jakby dostał najlepszy prezent pod choinkę, w swoim życiu, wyszedł z niego dzieciak i poniekąd Gabi o to chodziło.
Zeszła z drogi, żeby stanąć przy kumplach i nie być przypadkiem rozjechaną przez któregoś, bo w amoku mogli nie wycelować za dobrze i to z niej zostałaby mokra plama, a chciała jeszcze trochę pożyć!
Zamieniła kilka słów z Tomem i Ronem, dziękując im z całego serduszka za to co dla niej zrobili. Oni to akurat pikuś, bo byli ze sobą, ale Joe to inna historia i para kaloszy.
Nastolatka wyjęła telefon i zadzwoniła do przyjaciółek, żeby zapytać, czy wszystko jest gotowe i potwierdzić, że się zmyły. Dostała zielone światło i akurat w tym momencie ziemia zaczęła drżeć, z oddali było słychać ryk samochodów, a gdy obok nich przejeżdżali charakterystyczne: ziuuuuuuuuuum.... Dosłownie dwie kolorowe smugi, aż ich wbiło w barierki.
- Czekaj co.... Ares za Joe? Jak to możliwe? Nie, nie, nie... Przecież on będzie nie do zniesienia jak przegra!- wymamrotała Gabi z niedowierzaniem i przerażeniem jednocześnie. Pamiętała, jak cierpiał i przeżywał gdy w GTA przejebali, teraz pewnie byłoby jeszcze gorzej. Zbladła i zaczęła mieć czarne myśli. Pospiesznie szukała słów na pocieszenie, czegoś, co mogłaby zrobić, by jakoś mu pomóc przełknąć porażkę. Zaczęła nerwowo chodzić z miejsca na miejsce i miętosić nerwowo flagę. Serce łomotało w jej piersi jak zwariowane — nie brała udziału w wyścigu, ale przeżywała równie mocno! Przecież chciała, aby Ares wygrał, jak on wygra to ona też!
I znów ryk silników stawał się głośniejszy i głośniejszy więc zajęła pozycję na poboczu, żeby machnąć flagą na znak końca wyścigu. Szli łeb w łeb, silniki się gotowały, maszyny dosłownie jęczały z wysiłku. Ares zaczął wysuwać się na prowadzenie, to były ułamki sekund, jak wyprzedził Joe o calutką długość jego auta.
- TAK! TAK! TAK! TAAAAAAAAAK!
Gabi upuściła flagę na ziemię z tej ekscytacji i zaczęła skakać z radości, odstawiać jakiś dziki taniec wojenny. Odetchnęła z taką ulgą, że nie będzie musiała słuchać marudzenia i żałości przegranego!
- MÓJ MISTRZ KIEROWNICY!- zdzierała sobie gardło, drąc się na całego.
Joe trochę nie rozumiał mądrości Aresa, które ten po męsku starał mu się przekazać, ale czuł, że ma to drugie dno. Obaj byli zmęczeni, jakby nie przejechali tego dystansu, tylko go przebiegli, a sam Joe dziękował Bogu, że żyje, że żadne z aut nie zostało zarysowane ani uszkodzone, bo miałby przez to niezłe problemy.
- Dzięki, to był dobry wyścig. Miło jest wreszcie przegrać dla odmiany.- nastolatek się zaśmiał i westchnął cicho, ruszając za Aresem w stronę Gabi i chłopaków.
Pocałunek, jakim obdarował dziewczynę, zaparł jej dech w piersi, to tak jakby sam brał nagrodę, która mu się należy. Była jego, cholera... Franek miał rację, należała do Aresa i właśnie jej to pokazał całym sobą. Miała ochotę podskoczyć, opleść go w pasie nogami i całować bez opamiętania, ale nie zrobiła tego. Miała inny plan... Złapała mężczyznę za rękę i uciekła od pocałunku.
- Chodź, uciekamy. - pociągnęła go w kierunku czarnej maszyny, zaczęła wręcz biec.
- Przepraszam Joe! Oddamy go za jakiś czas!
- Co? Nie Gabi! Inaczej się umawialiśmy! Ojciec mnie zabije, czekaj! Cholera Gabrielle!- Joe spanikował, wplótł palce we włosy i nie dowierzał, co robi Gabi.
Dziewczyna wsiadła na siedzenie pasażera i zatrzasnęła za sobą drzwi, zapięła pas i poczekała, aż Ares do niej dołączy.
- Ruszaj! Ruszaj, szybko! Ruuuuuszaj!- pisnęła z uciechy i zaczęła lekko uderzać otwartą dłonią w deskę rozdzielczą, żeby go ponaglić. Odchyliła głowę do tyłu i zaczęła się szaleńczo śmiać, jakby naprawdę popełniali jakieś dzikie przestępstwo.
Gdy samochód ruszył, położyła dłoń na udzie Aresa, lekko je ścisnęła. Ona miała plan, tak szatański i nieprawdopodobny, że aż dziw, że takie niewiniątko na niego wpadło.
- Zamknij oczy. Zaufaj mi, będę pilotować, nie zginiemy. Zamknij i prowadź bez użycia oczu.- zaśmiała się, to było tak szalone i ryzykowne, że naprawdę musiał jej zaufać i to tak solidnie, żeby to zrobić. Nie mieli dużej odległości do przejechania. Powoli słońce zaczynało zachodzić i tego właśnie potrzebowała Gabi.
Na plaży kilka kilometrów dalej czekało na nich kino pod chmurką. Projektor, ekran, kocyk, morze poduszek i baldachim, pyszne jedzenie w postaci eleganckich desek z serami i wędlinami, szampan, jakieś owoce i jakże wyszukany posiłek prosto z McDonalda. Dziewczyny postarały się o romantyczną aurę, bo kilka metrów od "kina" płonęło ognisko, wesoło trzaskało i dawało przyjemne ciepło. Dość szybko dojechali na miejsce, z parkingu było idealnie widać co na nich czekało na plaży. Miała tylko skrytą nadzieję, że dziewczyny faktycznie sobie poszły i nikt ich nie będzie podglądać. Choć trochę się pomyliła, bo Joe nie mógł odpuścić kradzieży samochodu i pojechał za nimi, co prawda, trzymając się w odpowiedniej odległości.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, bądź zawsze taki szczęśliwy jak dziś.- uśmiechnęła się, nim wysiedli z samochodu. Jak ona na niego patrzyła.... Jak wierny psiak na swojego ukochanego opiekuna. Te oczy mówiły absolutnie wszystko — jej świat się zaczynał i kończył właśnie w tym miejscu. Nie zrobiłaby czegoś takiego, dla nikogo na kim jej nie zależy.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Kiedy to się stało?
W jednej chwili całował jej ponętne usta, a w drugiej już nie. Ciągnęła go gdzieś za rękę, a za ich plecami dało się usłyszeć sprzeciw chłopaka. Chciała zajebać to auto? Serio? Ares nie wiedział kiedy a już stal przy Corvettcie, zerkając niepewnie w stronę nastolatka. Ne wyglądał na pocieszonego, raczej nie poddenerwowanego. Będą mieli problemy? Ta dziewczyna któregoś dnia naprawdę przysporzy mu kłopotów. Westchnął i wzruszył ramieniem, z ręką w górze, pokazując Joe tym samym, że - sorry stary, to nie mój pomysł - i wsiadł do super samochodu statecznie, siadając znów za jego kierownicą. Pokręcił głową i rozbrzmiał złowrogo silnik. Nie było na co czekać skoro tak, dlatego wcisnął pedał gazu i wystrzelił przed siebie jak strzała.
- Zaraz zostaniesz zawodową złodziejką Gabi. - Rzucił rozbawiony, czując na udzie jej dłoń. Musiał przyznać, że to było cholernie seksowne. Nie chodziło o sam ten gest, ale cała otoczkę i to jak to zaplanowała. Może w cale nie była taką grzeczną dziewczynką, za jaką się miała, a on miał rację z tą fazą buntu i próbą przekraczania wszystkich granic. Znalazła sobie do tego odpowiednią osobę. Ares może starał się zachowywać resztki rozsądki i mimo wszystko był mocno zachowawczy, ale natury do końca nie oszukasz.
- Co? D reszty oszalałaś. - Zaśmiał się, znów kręcąc z niedowierzaniem głową. Zamknął jednak te oczy, tak jak chciała, ale zwolnił nieco, żeby w razie czego nie została z nich marmolada. -Serio laska, jesteś szurnięta. - Nie krył rozbawienia w swoim głosie. Ares poznał w życiu wiele kobiet, ale jeszcze żadnej chyba na tyle szurniętej i... nawet ie potrafił ten określić. Gabi to była Gabi i tyle. - Podoba mi się to - Dodał po chwili już dużo ciszej, uśmiechając w ten swój firmowy diabełki sposób.
Naprawdę tak jej zaufał? Wiedział już, że to żadna zasadzka i Gabi była po prostu niegroźną, lekko szurniętą nastolatką, więc tak, zaufał jej. Słuchał dokładnie kiedy skręcić i kiedy przestać, starał się robić to dość uważnie, żeby faktycznie nie wylądowali na jakimś drzewie. Nie do końca rozumiał po co chciała żeby tak jechał, ale musiał przyznać, że było to w pewien sposób fascynujące. Nie zadawał zbędnych pytań, cierpliwie czekał na finisz tej podróży, ciekaw, co jeszcze takiego wymyśliła... W sumie nawet nie próbował zgadywać, ona mogła wpaść na dosłownie wszystko.
Czy brał pod uwagą taką opcje?
Też.
Patrzył chwilę na scenerię, widocznie zamyślony. Kiedy przeniósł swoje spojrzenie na siedzącą obok dziewczynę, zobaczył jeszcze więcej niż dotychczas. Nie miał absolutnie żadnych wątpliwości, że była w nim zakochana po uszy i przynosiło to pewnego rodzaju satysfakcję. Jednak poczuł coś jeszcze... Zmarszczył brwi, patrząc na nią w nieustannym zamyśleniu. Jej słowa... Przeszło go coś dziwnego, dość nieznane poczucie ... czego? Nie umiał tego nazwać. Przez ułamek sekundy, przez tą krótką chwilę, w której na nią patrzył poczuł, że robi źle. Widział w jej oczach tyle szczerości, miłości, wierności, dobra. Wyrzuty sumienia? Właśnie tak były one odczuwalne? Wielokrotnie grał w ta grę, wielokrotnie ranił ludzi, zawsze bezwzględnie i z radością. Tym razem jednak było nieco inaczej. Było mu jej w pewien sposób żal. Wiedział, że zrobi jej z serca i głowy tatar, że obróci jej naiwność przeciwko niej. Polubił ją. Naprawdę ją lubił i może dlatego ta myśl nie była tak satysfakcjonująca jak zawsze?
- Nie musiałaś tego wszystkiego robić Gabi.- Powiedział spokojnie i sięgnął ręką do jej dłoni, ściskając drobne paluszki z wyczuciem. To zaszło za daleko. Wiedział już, że będzie musiał zakończyć tą relacje prędzej, niż ten chciał. Bo tak naprawdę... nie chciał kończyć jej jeszcze teraz. Dobrze się z nią bawił. Ona jednak zbyt szybko i zbyt intensywnie działała.
- Dziękuję. - To słowo rzadko padało z jego ust. Stwierdził jednak, że chociaż tyle może zrobić, okazać odrobinę wdzięczności. Wolną dłonią ujął ciepły polik nastolatki i patrząc jej w oczy nachylił do jej miękkich ust, by po raz kolejny tego dnia pocałować je namiętnie. Nikt ich nie poganiał, mogli w spokoju dokończyć pocałunek, który przerwała po wyścigu. Meli już czas tylko dla siebie, a wieczór zapowiadał się zupełnie inaczej jak cały dzień. Spokojnie.
Zamknęli samochód i ruszyli w stronę plaży, na której tak wszystko staranie zostało przygotowane. Podejrzewał, że zaangażowała dużo więcej osób, niż przypuszczał wcześniej, do przygotowania tej niespodzianki. Prowadził ją za rękę, patrzą na zachodzące słońce i przez chwilę poczuł się jak taki beztroski nastolatek, którym nigdy nie dane mu było być. Jego młodzieńcze lata wyglądały zupełnie inaczej niż Gabrielli.
- Naprawdę się postarałaś. Wiem, że musiało kosztować cię to sporo czasu i wysiłku, naprawdę doceniam twoje starania. - I naprawdę je doceniał. Jak przeskanował całe swoje życie, tak nigdy nie dostał takiego prezentu. Nikt nigdy się tak nie zaangażował. Zazwyczaj dostawał jakieś drogie rzeczy, które przecież nie miały żadnego sensu, albo laski po prostu oddawały mu się w prezencie
- To miłe. - Przyznał nieco zdziwiony, ale starał się to ukryć. Angelo może był bezwzględnym twardzielem, ale wciąż był człowiekiem. Kimś, kto nie znał innego świata niż swój własny i po prostu uważał, że życie w sposób, w jaki on żył było jedynym słusznym. Pożryj wszystkich, zanim sam zostaniesz pożarty.
- Jaki mamy repertuar? - Odciągnął się w końcu od tych mysi, uśmiechając od ucha do ucha po zadanym pytaniu. Stali akurat obok poduszek pod baldachimem, więc po postu chwycił ją w talii i rzucił ją na te poduszki jak na ring.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Gabi uwielbiała w Aresie to, że przy nim może być totalnie sobą, nie hamować się w pragnieniach nawet tych najbardziej szalonych. Czuła się przy nim tak swobodnie jak przy mało kim na tej planecie z jednego prostego powodu: czuła się przy nim bezpiecznie, mimo robienia niebezpiecznych rzeczy. Fuck logic!
Nie musiała udawać i zachowywać myśli dla siebie, co niejednokrotnie robiła, przez normy społeczne i oczekiwania względem jej osoby. Każdy z jej otoczenia, oczekiwał, że będzie grzeczną, poukładaną dziewczynką, która pójdzie na studia, wyuczy się, zdobędzie dobry zawód. Później założy rodzinę, kupi dom i będzie funkcjonować jako wykształcona kura domowa. Ona zwyczajnie czuła, że z Aresem ma otwarte wszystkie drzwi do tego, czego tak naprawdę pragnie i nie chodzi tu o jego pieniądze.
- Wczoraj łódka, dziś samochód a jutro klejnoty koronne z londyńskiego Tower!- zaśmiała się na jego żarcik. Mówiła całkiem poważnie! Zostanie wprawną złodziejką dzieł sztuki i kosztowności brzmiało jak dobry plan na życie - znacznie ciekawszy niż programowanie. Oczami wyobraźni widziała samą siebie w czarnym, obcisłym wdzianku, lawirująca między zielonymi promieniami morderczego lasera, ale nie na tym powinna się skupiać tylko na doprowadzeniu ich w jednym kawałku na miejsce romantycznej kolacji przy filmie.
- Tylko przy tobie pozbawia mnie piątej klepki, przy nikim innym.- zaśmiała się jakoś tak diabolicznie i złowieszczo, ale dzielnie dopilotowała ich na miejsce. Była tak podjarana tym wszystkim, że aż miała gęsią skórkę, rozszerzone źrenice jakby ostro się nawaliła. W sumie niewiele w tym kłamstwa, bo była pijana! Pijana szczęściem i adrenaliną, tak bardzo kipiącą jej z uszu i innych otworów ciała, że już bardziej się chyba nie dało.
Gdyby tylko wiedziała, jaka wojna trwa teraz w aresowej głowie... Gdyby zdawała sobie sprawę, że ta relacja nie ma żadnej przyszłości, czy też tak bardzo by się starała?
Tak.
Nawet dla samej satysfakcji tego, że na czyjejś twarzy pojawi się uśmiech, że to, co dla niego zrobiła na zawsze zostanie w jego pamięci jako jedno z najpiękniejszych wspomnień w życiu.
Spojrzała na ich złączone dłonie, uwielbiała to, jaka jej ręka jest mała w porównaniu do tej silnej i wytatuowanej łapy Aresa. W ogóle uwielbiała czuć się przy nim taka mała i krucha, a mimo to w pełni bezpieczna.
- Wiem, ale chciałam. Myślisz, że zrobiłam to dla ciebie? No chyba nie... Oczywiście, że dla siebie, żeby widzieć radość na twojej twarzy, bo to mi sprawia gigantyczną przyjemność. Co, nie spodziewałeś się, że ze mnie taka egoistka?- oczywiście, że żartowała. Ale nie byłaby sobą, gdyby nie plotła tego, co ślina na język przynosiła. To jego "dziękuję" było takie szczere i prawdziwe! Roztopiło jej serduszko na amen i już nic nie cofnie jej przed wypowiedzeniem dwóch magicznych słów, które od zeszłej nocy bardzo chciały opuścić jej usta.
Ten pocałunek był inny niż wszystkie dotychczas, poczuła jakby coś się zmieniło... Był delikatniejszy, bardziej czuły, spokojny, ale i taki... Ciężko to określić — coś na kształt takiego na pożegnanie, jakby był ostatni. Kiedyś w ten sposób żegnała się ze swoim chłopakiem, który wyprowadzał się na drugi koniec kraju i siłą rzeczy musieli się rozstać, mimo iż obiecali sobie, że nadal ze sobą będą. Miłość na odległość dla nastolatków to ciężka sprawa, ona trzymała się długo, on dość szybko znalazł nową laskę, kryjąc się z tym przed Gabi.
W końcu przyszedł czas na to, by pójść na plażę, sceneria była niesamowita, zachód słońca dopiero się zaczynał więc niebo jeszcze nie płonęło czerwienią, ale niedługo miało się to zmienić. Nastolatka była taka dumna z dzieła przyjaciółek, tak bardzo była im wdzięczna, że chyba do końca świata się nie wypłaci za tę przysługę. Szli spokojnie do baldachimu, trzymając się za ręce naprawdę jak dwoje zakochanych w sobie po same uszy nastolatków.
Ares w tym momencie pokazał jej trochę inną twarz, tą delikatniejszą bardziej "chłopięcą" niż męską i wierzcie lub nie, ale Gabi zdawała sobie sprawę z tego, że nie przyszło mu to łatwo. Zdjęcie maski, którą nosi się codziennie jest naprawdę trudne i wymaga prawdziwego zaufania względem drugiego człowieka, dlatego ścisnęła lekko jego rękę i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- To nie koniec miłych rzeczy na dziś.- odparła spokojnie i nim rzucił ją na poduszki uniosła jego rękę do swoich ust i ucałowała jej wierzch czule. Opadła na nie miękko i zaczęła się śmiać. Brutal!
Zanurzyła się w tych poduszkach jak w wacie, dosłownie wpadła między nie i się zatopiła.
Wymacała pilota od projektora, który leżał po prawej stronie i poklepała miejsce obok siebie, żeby i Ares usiadł.
-Chodź, pomiziam cię troszkę za uchem. Nie wiem co dziewczyny wybrały, sprawdźmy to.
Odpaliła projektor, były tylko trzy filmy i każdy gorszy od poprzedniego. Chyba zapomniały wgrać to o co prosiła.
- O nie...- jęknęła. Nie mogło być oczywiście idealnie, jakże by inaczej!
Na projektorze pojawiły się do wyboru trzy tytuły: Narodziny Gwiazdy, bajka Disneya Mała syrenka i horror najgorszej klasy z możliwych: Mordercza Opona.
- To co... Może Mała Syrenka?- zapytała niepewnie. Minę miała dość zakłopotaną. Tylko jej mogło się coś takiego przytrafić. Narodziny gwiazdy były długim i poważnym filmem, opona kompletnie do niej nie przemawiała, a Arielka cóż... Każdy wybór był zły!
Chociaż Arielka pasowała najbardziej do klimatu otoczenia i tego, co jeszcze miało się wydarzyć, bo miała dla Aresa jeszcze jeden, ostatni na dziś prezent.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Definitywnie czasami za dużo gadała, szczególnie w takich momentach jak ten. Na całe szczęście wiedział jak skutecznie zatkać jej usta, a raczej czym. Tak, miała racje, ten pocałunek był inny niż wszystkie. Czy podświadomie Ares wyczuwał, że Gabi posunie się o krok za daleko i wszystko zostanie zrujnowane? Owszem. Sam przecież planował tragiczny koniec. Może właśnie dlatego pocałunek smakował pożegnaniem.
Zerkał na nią częściej niż zazwyczaj, był delikatniejszy i fakt, pokazał nieco bardziej ludzką twarz. Dobrze wszystko odbierała, każdy jego ruch, czy spojrzenie. Zmiękł? Nie chciał być miękki, całe życie przypominał bardziej głaz, niż galaretkę, a teraz był trochę tą galaretką, co faktycznie zaczęło mu trochę przeszkadzać, a jednocześnie było całkowicie nowym doznaniem. Patrzył na nią i myślał, jak bardzo abstrakcyjna jest ich relacja, a może w cale nie do końca? On nie miał takich beztroskich młodych lat, a ona była uosobieniem beztroski. On był silnym facetem na wysokiej pozycji, gwarantującym bezpieczeństwo nie tylko finansowe. Mimo lekkomyślności i szaleństwu, mógł być dla niej uosobieniem jej przyszłości. Mimo tego, że dzieliło ich tyle lat, mimo tego, jak różni byli, uzupełniali swoje luki. Teraz to widział i zrozumiał dlaczego tak dobrze się przy sobie czują. Co było w tym złego? Chciał, by ta relacja trwała, ale wiedział, że na dłuższą metę nie miała ona sensu. Ares nie chciał być uwiązany do jednej osoby, dla niego to pewnego rodzaju odebranie wolności. Ona zaś nie zaakceptowała by w jego życiu innych kobiet. Przecież specjalnie doprowadził jej mózg do takiego etapu uwielbienia, a teraz trochę tego żałował. Zauważył, że mogli mieć zajebistą relację, gdyby rozegrał to inaczej. Zamiast sprawiać, żeby go pokochała, mógł od początku próbować nawiązać z nią relację koleżeńską z profitami po prostu. Chociaż... wątpił, że by to wypaliło. po pierwsze jakoś nie wyobrażał sobie Gabi, która się na to godzi, a po drugie w takiej relacji zawsze prędzej czy później jednako się zakochuje i wiadomo jak to by było.
Nie było dobrego rozwiązania. Poza tym jednym słusznym, po które Ares sięgnie w niedalekiej przyszłości. Niestety.
Co ona jeszcze planowała? Doszły jego uszu słowa, które wypowiedziała chwile przed jego poduszkowym zamachem.Nie chciał już żadnych niespodzianek tylko obejrzeć na chillu jakiś film, zjeść, bo faktycznie był już dość mocno głodny, spędzić trochę miłego czasu, a później wrócić do domu i znów pieprzyć Gabi, choć może tym razem nie do białego rana. Musieli trochę odespać. Być może już ostatni raz... to się wszystko okaże.
- Dałaś im wolną rękę? Nie znam twoich koleżanek, ale... - Przeniósł wzrok na ekran, niemal nie wybuchając śmiechem, gdy zobaczył tytuły.[/b] - No właśnie. [/b] - Cóż, przynajmniej będą mogli skupić się na czymś innym, może nawet będą kochać się tutaj? Gabi się odważy? Bardzo był tego ciekaw...
- Tak, może być mała syrenka. W zasadzie to nigdy tego nie widziałem. - On raczej produkcji Disneya nie oglądał. Jedyne bajki, z jakimi miał styczność to za czasów, gdy mieszkał w Polsce, ale zbyt wiele nie pamiętał. Otoczył ramieniem Gabi, żeby się do niego przytuliła i pocałował ją w czubek głowy. Rozejrzał się po jedzeniu, które "Przygotowała"
-Po tych dwóch dniach wpierdalania będę chyba musiał zainstalować śpiwór na siłowni. - Zażartował, sięgając po McDonalda. Rozdzielił go między nich, żeby mogli sobie wygodnie oglądać film i jednocześnie jeść. Szampan raczej bardziej pasował do wędlin i serów, które później pewnie będą jedli przez resztę seansu, ale na razie Ares musiał zaspokoić największy głód, a nic tak dobrze na to nie robiło jak fast food. Nie jadał zbyt ich często, po prostu nie przepadał, ale i oto prostu było dużo innego, dużo lepszego jedzenia niż to. Co nie zmienia faktu, że teraz smakowało najlepiej, bo był po prostu tak głodny, że zjadłby wszystko.
Zrobiło mu się całkiem dobrze. Znowu czuł się tak, jakby czas zwolnił, a może nawet ustał. Jakby świata nie było, tylko ta plaża, wygodne poduszki z baldachimem, kino, jedzenie i oni. Zapomniał na chwilę, że jest Angelo Denaro, o tym, ile ma na głowie interesów swojej rodziny, ważnych, trudnych spraw, ile od niego zależy i co n nim ciąży. Był po prostu Aresem Kennedy z zajebistą nastolatką u boku, spędzającym luźno czas. Tak... właśnie życiowo i prawdziwie. Zauważył, czego w jego życiu brakowało i był to pewnego rodzaju bodziec, mówiący mu o tym, że jednak nie we wszystko w zyzu przeżył, jak mu się wydawało. Czy to oznacza, że ruszyły się w jakiś sposób jego uczucia? Niekoniecznie. Ares miał wrażenie, że nie potrafi odczuwać całem masy rzeczy, chociaż ta chwila udowodniła mu, że w cale tak do końca nie jest.
Gabi mogła poczuć jak rozluźniają się wszystkie jego wiecznie napięte mięśnie i szczęka. Jak odpuszcza wszystko i po prostu zatraca w tej chwili. Zabawne. Nigdy nie pomyślałby, że coś takiego sprawi mu jakąkolwiek przyjemność. Jasne, robił romantyczne rzeczy dla swoich kochanek, ale robił to interesownie, wiedząc po prostu co działa na kobiety, a nie żeby faktycznie sprawić im przyjemność. Tak sto było ze wszystkimi rzeczami robionymi dla Gabi. Za to dzisiaj? Sam chyba padł ofiarą odwrotnej sytuacji...Czy to właśnie tak było? Być ofiarą?

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Mimo całego tego swojego szaleństwa i nieprzewidywalności Gabi wcale tak mocno nie odstawała od reszty, choć też bardzo mocno ceniła sobie wolność i możliwość podejmowania decyzji. Dla niej bycie z kimś w związku wcale nie oznaczało wyrzeczenia się wszystkiego, co się kocha. W kwestii związkowej ma bardzo idylliczne i idealistyczne podejście — być razem, ale się nie tłamsić, być razem, ale nie mieć problemu, że facet idzie z kumplami na piwo czy nawet do klubu ze striptizem, dopóki ptaszka trzyma w spodniach tylko dla niej.
Przecież seks to nie miłość, a zarazem seks bez uczucia to dla niej pusty, nic nieznaczący akt. Mało kobiet potrafi iść z kimś do łóżka bez jakiegokolwiek zaangażowania emocjonalnego, choć i takie istnieją, tyle że to nie są materiały na partnerki życiowe tylko właśnie jednonocne przygody, o których się zapomina.
Dobrze sobie wyobrażał... Nie poszłaby na otwarty związek, nie mogłaby dać mu się dotykać mając z tyłu głowy, że kilka godzin wcześniej pieprzył inną. Może gdyby faktycznie na początku postawił sprawę jasno to dziś spędzali by zwyczajnie miło czas bez tej presji, którą tak dobrze Ares wyczuwał. Gabi wręcz odwrotnie, nie czuła jej wcale! Była taka swobodna i naturalna, nie wietrzyła nosem niczego złego, ale na nią trzeba brać poprawkę, bo nawet gdyby stał przed nią morderca z zakrwawionym nożem to pewnie uznałaby, że to jakiś głupi żart i zaczęła człowieka zagadywać na śmierć, tak, żeby uciekł gdzie pieprz rośnie. To nie pojęte jak niski poziom instynktu samozachowawczego można mieć i totalny brak intuicji względem zamiarów drugiego człowieka. Chyba powinna się przebadać i sprawdzić, czy nie ma guza mózgu uciskającego na jakiś ośrodek odpowiedzialny za poczucie zagrożenia, albo leczyć się psychiatrycznie, czy coś.
- Bardzo dobrze, że ich nie znasz, bo miałabym za dużą konkurencję i musiałabym wydrapać im oczy, czy coś, a tego nie chcę, bo je kocham.- zaśmiała się cicho i wybrała bajką. Czekaj co? Co on powiedział? NIGDY nie widział Małej syrenki? Oczy Gabi zrobiły się wielkie jak spodki, nie mogła uwierzyć w to co słyszy. To były jakieś herezje. Wtuliła się w niego z takim spokojem i ufnością... Zadarła lekko brodę do góry, by móc spojrzeć na jego twarz.
- Kopciuszka, Króla lwa, Śpiącej królewny i Alicji w krainie czarów pewnie też nie widziałeś? Rany boskie Ares... Chowałeś się pod kamieniem? Nadrobimy. Bajki są cudowne, chociaż trochę budują marny obraz rzeczywistości młodym osobom. Taka Bella to czysty przykład syndromu sztokholmskiego, Alicja w Krainie Czarów — schizofrenia i tak dalej...
Włączyła bajkę gdzieś w międzyczasie, żeby już leciała, ale z Gabi to tak właśnie jest — oglądanie filmów to jedna wielka paplanina. Gdyby wcześniej nie oglądała Arielki to pewnie nie wiedziałaby, o co chodzi. Zawsze tak jest. Nie skupia się na fabule, a potem nie rozumie czemu ktoś wylądował w szpitalu i dlaczego wyrasta mu z dupy kukurydza.
Zaczęła spokojnie opowiadać o każdej z bajek, o jakiej wiedziała, że reprezentują choroby psychiczne i podjadała te pyszne, choć już chłodne fryteczki. Jakby mogła to żyłaby na fast foodach!
- Dwa dni grzeszenia nie zrujnują twojej idealnej sylwetki, nie ma szans. Nie przejmuj się. Nawet jak piwny brzuszek ci urośnie, to będziesz seksi.- wyszczerzyła się w rozbrajającym uśmiechu.
Podsunęła się trochę wyżej na poduszkach gdy już zjedli i objęła Aresa ramieniem za szyję i lewniwie gładziła bo po ramieniu, czasem zerkała na ekran, ale była cały czas skupiona na nim, na spokojnych i relaksujących miziankach karku, ramion, policzków i tyłu głowy. Czuła jak się rozluźnia, jak całe napięcie gdzieś znika. Było tak spokojnie i przyjemnie, że jej same zaczęło robić się błogo.
Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że Gabi znała praktycznie każdą piosenkę z bajki i śpiewała sobie razem z postaciami, a przyznać było trzeba, że głos to ma lepszy od samej Arielki. Brakowało dosłownie kilku minut do końca filmu, niebo zrobiło się całkiem czerwone, słońce już niemal zniknęło za horyzontem i wtedy Gabi zerwała się na równe nogi jak oparzona.
- Ares patrz! Patrz! Tam! Delfiny!- krzyknęła podekscytowana. Faktycznie w oddali na tle niknącego słońca z wody zaczęły wyskakiwać delfiny tylko po to by znów w nią runąć. Tyle razy już to widziała, a za każdym razem cieszyło tak samo.
- Chodź! Szybko!- nie czekała na niego aż wstanie tylko zaczęła biec w kierunku wody, rozpromieniona od ucha do ucha. Nie mogła z tek ekscytacji opanować ciała i zaczęła wesoło podskakiwać, brakowało tylko klaskania rękami, ale się powstrzymała. Obróciła się z impetem, sukienka zawirowała, wiatr rozwiał włosy, chciała sprawdzić, czy Ares za nią poszedł. Wyciągnęła rękę w kierunku wody, żeby pokazać, gdzie dostrzegła te delfiny.
- Tam są, patrz... Chyba się popłaczę.
Niewiele brakowało, tak niewiele by pękła ze wzruszenia! Widok zapierał dech w piersi, atmosfera była perfekcyjna, wszystko się spinało. Nie mogła sobie wymarzyć lepszych okoliczności. Sięgnęła do kieszeni - tak jej sukienka miała kieszenie. To najlepszy wynalazek świata. Wyjęła z niej bransoletkę, którą zrobiła sama, ze znalezionych nad morzem muszelek.
- Ja wiem, że to nic wielkiego, drogiego i wyszukanego...- zarumieniła się lekko i chwyciła nadgarstek mężczyzny, żeby zawiązać na nim rzemyk.
- I może ci się to wydać dziecinne, niedojrzałe i głupie, ale zrobiłam ją dla ciebie własnymi rękami. Jam mam na ręku kawałek Włoch, ty cząstkę Australii.- uśmiechnęła się zakłopotana. Ona faktycznie nie zdejmowała bransoletki, którą dał jej jakiś czas temu. Cały czas spoczywała na jej szczupłym nadgarstku. Szkoda, że nikt im teraz nie zrobił zdjęcia albo nie nagrał filmiku, bo ich sylwetki pięknie wyglądały na tle ciemniejącego nieba. Ona taka drobna i mała, on wysoki i silny, trzymali się za ręce. Oczy Gabi migotały gdy zarzucała Aresowi ręce na szyję i bezceremonialnie na niego wskoczyła, obejmując nogami w pasie.
- Gdyby mnie tak wszystko nie bolało to w tym momencie kochalibyśmy się na masce tamtego samochodu, albo na poduszkach, wszystko jedno. Każdy twój dotyk sprawia, że płonie mi skóra.- uśmiechnęła się z lekkim zakłopotaniem, na samą myśl o seksie na masce samochodu się zawstydziła. Oparła czoło na jego czole, na ułamek sekundy tonąc w jego oczach.
- Jestem przy tobie taka szczęśliwa... Ares ja... Kocham cię... Jesteś cudowny.- teraz jej rumieniec był naprawdę soczysty. Przy takich wyznaniach zawsze jest obawa, ryzyko, że druga osoba nie odwzajemnia tego uczucia, a wypowiedzenie tych słów jako pierwszej zawsze jest trudne. Zapadła niezręczna cisza, ale ona wcale nie chciała usłyszeć "ja ciebie też". Rozumiała, że to iż ona powiedziała coś takiego, nie oznacza, że on odwzajemnia te uczucia i nie oczekiwała, że jej się tu zaraz oświadczy. Żeby tę ciszę przerwać zwyczajnie go pocałowała, bezwstydnie wdzierając się językiem w jego usta, tak jakby trochę sama przypieczętowała to wyznanie. Gorzej będzie jak zaraz spadnie dupą w piasek i zobaczy jak za Aresem kurzy się droga, bo tak szybko odjeżdża "pożyczonym" samochodem.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Czyli musiała mieć ładne koleżanki, skoro tak mówiła. Inaczej nie byłaby aż tak zazdrosna, aż zaczął się zastanawiać jak wyglądają i czy może w jakiś sposób je kojarzy. Ares nie obraziłby się, gdyby otoczyła go grupa nastolatek, nawet nie musiałoby dojść do jakiś intymnych sytuacji, wystarczyłoby, że przyprowadziłaby je któregoś dnia do niego na na przyklad imprezę basenową. Myśli mężczyzny galopowały, co było nieco niebezpieczne, może faktycznie zaraz weźmie ją na plaży, a Gabi pozna jak to jest mieć pasek w dupie.
- Źle do tego podchodzisz kochanie. - Znów używał tego słowa swobodnie, kompletnie nie mając na myśli tego, jak to może Gai zinterpretować. - Niech patrzą i zazdroszczą. Dopóki nie dotykają. Sam wyznaję taką zasadę i dopóki ktoś patrzy, niech patrzy i myśli, że to ja rucham tą osobę, a nie on. - Zaśmiał się.- Ale jak dotknie, to upierdole palce. - Rzucił to tak naturalnie, jakby mówił o zwykłym, męskim uderzeniu ktoś w twarz. Przecież.. tak było, nie żartował. Zdarzały się podobne sytuacje i... nie, nie o tym teraz.
- Po postu nie oglądam bajek. To znaczy jako gówniarz co jeszcze ledwo mówi oglądałem, ale nic nie pamiętam. Szybko się to skończyło, kompetnie nie mój klimat. Tak jak mówisz, nic mądrego. - Akurat w tej kwestii uważał, że to dobrze, że nie widział niektórych produkcji i może dobrze że jego ojciec, a później opiekunowie nie pozwalali mu na takie rzeczy. Chociaż patrząc na to, na kogo go wychowali... cóż, w cale nie wiadomo już, czy to dobrze, czy źle.
- O nieee, to się nigdy nie stanie. - Niby był rozbawiony, ale jednocześnie pewny swoich słów. Nigdy nie był gruby i nigdy nie dopuściłby do takiej sytuacji. Sam nie wiedział, czy to geny, na szczęście nie był pulchnym dzieciakiem, wręcz przeciwnie. Zawsze dość szczupły i wysoki. Później tuż ćwiczył i wyrobił w sobie takie nawyki, że stało się to jego stylem życia. Ares nie wyobrażał sobie siebie z brzuszkiem... Z różnych powodów, które teraz były mało istotne.
Słuchał jej uważnie, choć temat baje był dla niego dość mało interesujący. Jednak nie wlatywało i nie wylatywało drugim uchem, potrafił jej słuchać, nawet gdy paplała. Tak samo, jak wsłuchany był w jej śpiew i musiał przyznać, że choć znawcą nie był, uważał, że ma naprawdę wyjątkowy głos.
- Nie myślałaś może.... - Nie dokończył jednak zdania, w którym miał sugerować, żeby została piosenkarką, bo ona wyplatała się nagle z jego objęcia i zerwała na nogi ja poparzona. Zareagował automatycznie, od razu stając na równe nogi i rozglądając się nerwowo w poszukiwaniu przeciwnika. Jednak Gabi podniosła nieco inny alarmowem. Spojrzał za nią, kręcąc głową i ruszył, niespiesznie w jej stronę. Jej ekscytacja była ciekawym zjawiskiem, w końcu delfiny musiała widzieć już nie raz, czy nie dwa. Zauważył, że na często reagowała przerysowaną ekscytacją i chyba jeszcze nie poznał nikogo, kto robiłby tak samo.
Stanął obok niej i patrzył na zwierzęta, o których mówiła. Sceneria była iście filmowa, jak z tych wszystkich komedii romantycznych. Ares westchnął, wiedząc, że to w cale nie gra na jego korzyść i sytuacji, który zapanowała. Zerknął na Gabi pytająco, ale wyciągnął rękę, przyglądając bransoletce, którą mu właśnie zakładała.
- Naprawdę ją zrobiłaś? - Jakby to było coś dziwnego. Dla niego było. Uniósł spojrzenie na nastolatkę, której oczy błyszczy z poekscytowania. - Nie musiałaś Kwiatuszku. To już naprawdę za dużo tych prezentów... - Znowu to samo ukucie ... wyrzuty sumienia? Ruszyło go S U M I E N I E. to, co mówiła miało sens. Zwrócił uwagę, że nosi bransoletkę, którą jej niedawno dał, widział ją na jej nadgarstku bezustannie. Pewnie chciała żeby on też taką nosił. Westchnął. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, może nawet chciał nawet zwrócić bransoletkę i przerwać w końcu ten teatr? Ale nie zdążył nic powiedzieć, bo na niego wskoczyła, więc złapał ją, patrząc na rozmarzoną twarz dziewczyny.
- Możemy kochać się na poduszkach, one zamortyzują wszystko. - Zauważył sprytnie, jakby kompletnie zapominając, że jeszcze przed sekundą chciał podjąć próbę "zerwania" z nią, choć przecież tak naprawdę nigdy nie byli razem.
Przymknął oby, gdy oparła swoje czoło o jego, jakby przeczuwał co zaraz nastąpi. Wziął głęboki wdech i wtedy ona zaczęła mówić... Westchnął, gdy padły te słowa, ale nie ruszył się, ani nie otworzył swoich oczu. Zazwyczaj, gdy ktoś wyznawał mu miłość, rzucał krótkie "Dzięki, to miłe" i zaczynał kolejny etap gdy. W tym momencie nie potrafił nic powiedzieć, zbierając myśli do kupy. To pojebane. Przeszło mu przez myśl i wtedy poczuł jej wargi na swoich. Oddał pocałunek, zastanawiając jak ma teraz zareagować. Postawił ją na ziemie i odsunął dość ostrożnie, układając dłonie na jej policzkach. Patrzył w błękit oczu, głębokich jak te morze za jego plecami i otwierał i zamykał usta, ale nic z nich nie wychodziło.
Mnie się nie kocha.
Mówiłem ci, że nie jestem grzecznym chłopcem. Chciałem cię tylko wykorzystać.
Kurwa Gabi, czemu skończyłaś naszą zabawę, jak się dopiero rozwijała...
Nie chcę tego mówić.
- Tez lubię spędzać z tobą czas Kwiatuszku i nie chciałbym, żeby to się zmieniło. - Zdziwił samego siebie tymi słowami. Puścił pliczki nastolatki i chwycił jej dłoń, prowadząc w stronę, z której przed chwilą przyszli.
- Chodź. Odwiozę cię do domu. Za dużo się wydarzyło przez te dwa dni. - Rzucił przez ramię, próbując zachować spokój i racjonalne myślenie. Musiał się jej pozbyć, a później wróci na chatę, obgada temat z bratem i zastanowi na spokojnie co z tym wszystkim zrobić. Teraz miał rozjebany łeb.
Zamilkł, nie słuchając w ogóle żadnych sprzeciwów. Wsadził ją do "pożyczonego" samochodu, układając po drodze plan. Najpierw odwiezie Gabi, skontaktuje się z Joe, później odda mu furę i odbierze swojego Merola. Starał się nie myślec, o tym, co przed chwilą usłyszał, choć słowa "Ares ja cię kocham" co jakiś czas odbijały się echem w zakamarku jego umysłu. Jak mogła kochać go, nie znając nawet gen prawdziwego imienia? Nie wiedząc, kim naprawdę jest... Nie mogła. Im wszystkim zawsze wydawało się, że go kochają, a tylko kocha się w jego pieniądzach, manipulacjach i masce. Z nią nie było inaczej.
Stanął pod blokiem Gabi, odwracając się w jej stronę.
- Naprawdę fajnie wszystko zorganizowałaś Gabi, serio dawno się tak dobrze nie bawiłem. Bransoletka też jest bardzo ładna, będę ją nosił. - W cale nie kłamał, naprawdę miał taki zamiar. Pasowała do klimatu tego miasta i ogólnie była bardzo neutralna. - Ale obydwoje teraz musimy poukładać pewne rzeczy. Musisz dać mi czas mała. - Wyjaśnił, póki co neutralnie, póki nie wymyśli jak to wszystko rozegrać, żeby zaraz nie narobił się gnój. Chwycił jej dłoń i ucałował jej wierzch, patrząc w błękitne oczy dziewczyny.
- Do zobaczenia Kwiatuszku. - Rzucił miękko i poczekał aż wyjdzie.
Musiał teraz znaleźć Joe i później wrócić do brata...
Tylko nad sobą panuj... Upomniał się, ściskając mocno kierownicę palcami.
- KURWA! - Uderzył w nią, wchodząc bokiem najbliższy zakręt.

Gabrielle Glass

/koniec
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ