lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
prawnik — atwood llp
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najgorszym człowiekiem świata została, bo lubi najwyższe progi, wielkie pieniądze i władzę. Ale paragrafy i przepisy ją nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.
+ Wren Rhodes

Wiedziała, że stary, poczciwy Atwood nie będzie w stanie sobie tego odmówić. Tego, czyli zagonienia tych swoich wszystkich tutejszych szczeniaczków (wymyślone przez dzieci prezesa określenie było po prostu i d e a l n e dla tego stadka wpatrzonych w swojego mistrza młodziaków) do największej sali konferencyjnej i przedstawienia im, oczywiście poprzedzonego odpowiednio okazałą laurką, gościa który z powodu nadchodzących, swieżutkich interesów zagrzeje w ich kancelarii miejsce na dłużej. Rzeczony monolog tak skutecznie łechtał jej i tak rozbujałe ego, że odczuwała wręcz przemożną chęć znalezienia jakiegoś lustra i pozachwycania się na dodatek samą sobą. Wiedziała jednak, że nie może wyjść z roli. Nie tutaj. Wygładziła jedynie na ciele - niby taki odruch skromności, niby zawstydzenia - materiał idealnie przylegającej sukienki od pani Beckham i pozwoliła szefowi robić, co uważa za słuszne.

Wiedziała bowiem, że gdyby nie jej ukochany tatuś, ktoś taki jak lord Atwood nawet nie wiedziałby o jej istnieniu. Nie należała jednak do tych specjalnie wybrednych, czy to krygujących się jak to wszystkiego doszły same. Uznałaby tą chwilę za najlepszą, by w końcu spróbować - choć spróbować, bo jak wiadomo należała do panien pań z tego ułożonego grona, które nazbyt mężczyznom nie przeszkadza (dobre, kurwa, sobie) - wziąć się słowo i skończyć to spotkanie. Jej uwagę zwrócił jednak blondyn, spóźniony by dołączyć do reszty szczeniąt o co najmniej kilka minut, który wpadł jak gdyby nigdy nic i przystanął w jakimś miejscu, w którym nie dosięgła by go ręką prezesa. Sam szef jednak zdawał się takiego braku szacunku (pracowali w końcu razem kilka lat i zdążyła się zorientować, że akurat na tym punkcie ma totalnego fioła) nie zauważać. Sytuacja, która zwykle skończyłaby się dla podwładnego werbalnym złapaniem za ryj - Atwood w końcu do tych niewymagających nie należał - się po prostu nie wydarzyła. Michelle szybko w swojej pięknej główce dodała dwa do dwóch i aż uśmiechnęła się pod nosem sama do siebie, dumna ze swojego odkrycia. Trafiony, zatopiony.

Więc kiedy tylko wszyscy mogli się w końcu rozejść, rozpoczęła swoje polowanie. O dziwo tutejszy Australijczycy wydawali się niespecjalnie towarzyscy, każdy zdawał się pracować sam (albo po prostu udawali, że zapierdalają z takim zaangażowaniem, by nie wypaść z sekty), więc wcale nie było trudno ustrzelić pana spóźnialskiego solo, przy ekspresie do kawy w pokoju socjalnym.
- Zupełnie niepodobny - rzuciła zamiast dzień dobry albo innego pocałuj mnie w dupę, Macmillan bowiem nie należała do osób, które cierpliwie wyczekują własnych sukcesów.
powitalny kokos
m
Prawnik — neelsen group cairns
31 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#8

Wren był ostatnią osobą, która liczyłaby by na specjalne traktowanie przez swojego ojca. Nie, to nie był ten typ człowieka. Wiedział, że tak czy siak, ma w życiu łatwiej, bo najpierw zapłacił i wysłał go niemalże poleconym na studia do Stanów, a potem z miejsca dał mu biurko w swojej kancelarii. To było wystarczająco dużo, by mężczyzna nie prosił o więcej. No nie wypadało, zwłaszcza, że jakiejś 99% pracowników tego przybytku nie zdawało sobie sprawy z tego, z jakiego niby powodu miałby być traktowany inaczej.
Ta tajemnica, jak każda inna to był oczywiście wymysł Atwooda, a nie samego Rhodesa - tak samo, jak nazwisko panieńskie jego matki w jego akcie urodzenia. Choć akurat nie dało się ukryć, że przy tej rozmowie to tak jakby nie miał nic do powiedzenia, bo go zwyczajnie nie było jeszcze na świecie. Wren to cóż, akceptował. Wiedział, że to Atwood ma znacznie więcej do stracenia, gdyby to wszystko się wydało, choć on pewnie dostałby rykoszetem. Zupełnie jakby to on w przeszłości swatał swoją matkę z prawnikiem. No, ale nieważne. Cała cierpkość mu na tą sytuację już przeszła, bo nie dało się ukryć, były momenty, kiedy uwierało go to, że od ojca może liczyć najwyżej na przelew, a wyjście do kina czy na mecz absolutnie wchodzi w grę. Teraz było mu już wszystko jedno, choć oczywiście nie planował się zwalniać, aby pokazać, że i bez niego też by sobie w życiu poradził. Musiałby być naiwny, aby coś takiego zrobić.
Rhodes miał od samego rana wypełniony kalendarz po brzegi - rano wizyta w sądzie, licząc że zdradzający mąż nie będzie dłużej przedłużać rozwodu, co do tej pory udawało mu się to robić z wielkim samozadowoleniem, potem widział jakieś spotkanie w biurze, a na koniec, już pod wieczór właściwie jeszcze miał mieć spotkanie z klientką. Czasami się zastanawiał, jak w ośmiu godzinach pracy ma jeszcze znaleźć czas na przygotowywanie się do kolejnych rozpraw czy mediacji z klientami. W końcu, gdy ktoś chciał załatwić wszystko polubownie to wcale nie trzeba było zakładać tej śmiesznej sukienki.
Dlatego też wpadł na salę ze spóźnieniem. Właściwie, jakby przyszedł parę minut później to wcale by się tam nie fatygował, a na piętrze znalazłby kilka zaprzyjaźnionych osób, na przykład stażystkę, która by mu wszystko opowiedziała. Przepływ wiadomości w tym biurze działał bardzo dobrze, a może aż nazbyt dobrze. Przyjęcie nowej prawniczki jednak wydawało mu się czymś aż nazbyt codziennym, aby zwoływać wszystkich do sali, ale co on tam mógł. Nie doradzał ojcu nawet w wyborze krawata, czy ziaren kawy do ekspresu. Od tego Atwood miał swoich ludzi.
Nawet nieźle ci ludzie się sprawdzali, bo kawa mimo że nie ze Starbucsa, to smakowała całkiem nieźle. Postanowił sobie zrobić jeszcze jedną zanim usiadzie na tyłku do swojego komputera. Wiedział, kim jest kobieta, która do niego podeszła, bo cóż, może się spóźnił na jej przedstawienie, ale wiele pewnie nie ominął. -Co nie? Nie zliczę ile razy słyszałem, że do George'a Clooneya mi daleko. -uśmiechnął się do niej, odchodząc nieco w bok ze swoim pełnym kubkiem kawy z mlekiem, żeby zostawić Michelle miejsce, by ta sobie sama skorzystała z ekspresu.

michelle macmillan
prawnik — atwood llp
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najgorszym człowiekiem świata została, bo lubi najwyższe progi, wielkie pieniądze i władzę. Ale paragrafy i przepisy ją nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.
+ Wren Rhodes

Och, wyjątkowo nie wpadła do tego pokoju socjalnego (czy takowe mają jakieś bardziej fancy nazwy, kiedy są zlokalizowane w takich miejscach?) w celu zrobienia sobie kawy. Ba, gdyby udało się jej złapać jej akrual ego towarzysza wcześniej, i jemu samemu również odradzałaby picie kolejnej już dziś. Przecież mogła mu podnieść ciśnienie w zupełnie inny sposób. I proszę w tym momencie bez skojarzeń.
- Clooney to dziadek - żachnęła się odrobinę, machając przy tym ręką w uniwersalnym geście "daj spokój". Zaczęła się swojemu rozmówcy lepiej przyglądać, w końcu wcześniej, tak na gorąco, to właściwie mogła ocenić go jedynie jakoś przelotnie. Chłopak miał w sobie zdecydowanie więcej takiego, hm... australijskiego luzu niż cała jego rodzinka-nie rodzinka. Nie chodziło w końcu jedynie o brak większego fizycznego podobieństwa, ale zwykle jest jakiś wspólny mianownik dla przedstawicieli jednej familii. Tutaj nie była w stanie go dostrzec, więc był dla niej pewną zagwozdką.
- Nie to miałam na myśli. Chodziło mi raczej o rodzeństwo - czy można w ogóle tak śmiało szafować takim określeniem w przypadku ludzi, którzy mieli wspólnego jedynie jednego rodzica? Chyba tak. - Chociaż jak tak się przyjrzeć, to może trochę ten najmłodszy... - zrobiła niepewną minę. No generalnie to trochę sobie w tym momencie pozwalała, bo jednak prezes swoje życie prywatne starał się trzymać w zdrowej odległości od tego zawodowego, ograniczając udział swoich bliskich do tego, że kancelaria reprezentowała ich wszelkie interesy. Więc chłopaków kojarzyła raczej pokątnie i dosyć mocno z opowiadań, a tą środkową idiotkę głównie z jej niezdrowej relacji z jednym z Remingtonów. Tak czy siak jednak sądziła, że może wydawać w tej kwestii osądy.
Wystarczyło jednak szybkie wspomnienie Richarda i tej jego biednej blondi, której to on nie umie dać spokoju, by w jej głowie zagościła jeszcze jedna wizja:
- Ech, nie przedstawiłam się. Jestem Michelle. I jakby się uprzeć, to w ostatnim czasie zostaliśmy rodziną - owszem - daleką, że to już jakaś piąta woda po kisielu, ale sama Macmillan zrozumiała właśnie jedno. Stojący przed nią chłopak jest odpowiednikiem jej osoby w rodzinie Atwoodów, więc może nie ma co sobie robić w nim na dzień dobry wroga, skoro mogą raczej założyć pewne przymierze? Uśmiechnęła się przebiegle i zgarnęła z jednego ze stolików jakieś ciastko. Obracała je jedynie w rękach, mając tym samym jakąś wymówkę po co w ogóle pojawiła się w tym nieszczęsnym pokoiku.
powitalny kokos
m
Prawnik — neelsen group cairns
31 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pokój socjalny, kuchnia, jak zwał tak zwał. Choć to pierwsze określenie chyba najbardziej pasowało, bo rzadko się zdarzało, aby tutaj ktokolwiek cokolwiek jadł. W świecie prawników chodziło sie na lunche, służbowe posiłki, ciągało się kanapkę tuż przed wejściem na salę sądową lub żyło na białym gandalfie, byle tylko zrobić wszystko, co się miało do zrobienia. Jednak kawa lała się tutaj strumieniami. Jednak jak na zdrowego chłopa, Wren mógł sobie dawkować wiele kofeiny w ciągu dnia, biorąc pod uwagę, że rzadko robił to po to, aby zadowolić swoje kubki smakowe, bardziej, aby dać sobie kopa do roboty. A nerwy związane z pracą niespecjalnie spełniały te oczekiwania średnio, jeśli mamy być szczerzy. To znaczy, sprawiały że mu się ciśnienie podnosiło, czy krew gotowała, ale jednak to były dwie, zupełnie różne rzeczy.
-Owszem, dlatego naprawdę nie widzę żadnego podobieństwa z nim-uniósł delikatnie brew do góry, dając znać, że to clue tego całego żartu, który właśnie uskutecznił. Czy był wysokich lotów, czy nie, to już zupełnie inna sprawa, nie ma się co tym przejmować. Niezależnie od tego, z kim właśnie rozmawiał, nie miał w zwyczaju przymilać się i próbować zaimponować takiej osobie. Chyba był już na to za stary, to nie było do końca w jego stylu.
-Nie mam rodzeństwa.-odpowiedział z automatu, a na jego twarzy nie drgnął ani jeden mięsień, ani nic takiego. Szczerze? Nie czuł, że to jest kłamstwo. Nigdy nie traktował innych dzieci Atwooda za swoje rodzeństwo, czy kogokolwiek ze swojej rodziny. Właściwie to starego Atwooda uważał za swojego ojca. Nawet nie używał tego określenia w biurze, a w innych sytuacjach zwracał się do niego w dość bezosobowo. Właściwie, to nawet jeszcze nie ogarnął, co to za zasadzka jest tutaj na niego budowana. Ani po co. Bo jeśli Michelle miała być faktycznie córką starego Remingtona (a jak wiadomo, nie była nią, była ledwo pasierbicą), to raczej nie miała żadnego celu w niszczeniu życia Lorda Atwooda. Chyba że była jakimś agentem o dwóch twarzach, ale to wydawało się być mało prawdopodobne.
-Michelle... Macmillan. Byłem jak szef cię przedstawiał-powiedział. Spóźnił się, ale ledwo kilka minut i słyszał praktycznie całą przemowę, a w sam początek jakaś przemiła stażystka go wtajemniczyła. Miał tutaj na korytarzach kilka takich koleżanek. -Rodziną?-tu już mu się zapaliła czerwona lampka, ale dałby sobie uciąć rękę, że kobieta nie zauważyła tego po nim. Tego stwierdzenia, informacji o złączeniu się rodów Atwoodów i Remingtonów i tego, że dotyczy ich to osobiście nie dało się już inaczej zinterpretować. Jednak wiedział, że jest to największe tabu tej kancelarii, więc absolutnie nie zamierzał dać się podejść. No i jakby nie patrzeć na to, był bardziej Atwoodem, niż Michelle kiedykolwiek będzie Remingtonem. Nawet jakby się hajtnęła z Dickiem.

michelle macmillan
prawnik — atwood llp
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najgorszym człowiekiem świata została, bo lubi najwyższe progi, wielkie pieniądze i władzę. Ale paragrafy i przepisy ją nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.
+ Wren Rhodes

Michelle nigdy nie była jedną z tych naiwnych dziewczynek, które wierzyły naiwnie, że wystarczy jedno spojrzenie jej sarnich oczu by od razu wyciągać z rozmówcy wszystko jak na tacy. Był w tym jednak coś co lubiła najbardziej - dochodzenie do wszystkiego krok po kroku. Uciekające spojrzenia, nerwowe dukanie, większość ludzi nawet nie wiedziała jak łatwo jest kogoś podejść. I wręcz wyczytać z danej osoby jak z otwartej książki to, co inni woleliby usłyszeć wprost. Ślizgała się tak więc i w pracy, i w relacji z Atwoodem, i w relacji z własnym ojcem. Remington może i jej biologicznym tatusiem nie był, ale cóż... To przecież nie jest jej wina, że poczciwy staruszek traktował ją bardziej jak swoje dziecko niż własnych synów.
- Och, moje nazwisko pewnie nic takiego ci nie powie - machnęła ręką, jakby to było zupełnie nic takiego. Zwykle by się pewnie obrażała o to, że ktoś ma czelność nie kojarzyć jej, czy jej męża, ale przecież nie mogła tego wymagać od jakiś przypadkowych ludzi mieszkających na tej australijskiej prowincji. A nie zamierzała nadmiernie szafować tym, że ich drogi szef w pewnym okresie jej życia był po prostu ulubionym wujkiem, bo był najbliższym przyjacielem jej ojca. Który ojcem zresztą nie był. To skomplikowane i na pewno zbędne jeśli przychodziło do tak przypadkowych relacji. - Aha - pokiwała głową twierdząco. - Rodziną. Może nie jakoś cudnie bliską, świątecznej rybki pewnie jeść razem nie będziemy - lekko wzruszyła ramionami. - Ale już wódeczki napić się wspólnie to możemy. Mój kochany braciszek - aż na chwilę urwała, bo to nieszczęsne kochany to jej ledwo przez gardło przechodziło. Przecież to tak jakby sama na siebie kręciła jakaś obelgę. - ożenił się z twoją drogą siostrunią - to było kolejne, co gdyby mogła to by wydukała, bo jakiekolwiek miłe słowo dotyczące tej dickowej blond idiotki to było następne "za-dużo". Jednak to, stąd wynika jej niechęć do szanownej pani Atwood Remington to również nie był temat na pierwsze spotkanie, nawet jeśli przychodziło do rozmowy z jej osobistym, przyrodnim bratem. W końcu to, że mieli jedynie inne matki, wydawało się akurat mało znaczące. - Wypadałoby się więc lepiej poznać. Chyba - no przecież to nie tak, że będzie się jakoś specjalnie narzucać. Na ten moment uznała jednak taką znajomość za ewentualnie przydatną, nie mogła więc sobie odmówić, by chociaż spróbować. To zupełnie nie było w stylu Michelle Macmillan.
powitalny kokos
m
Prawnik — neelsen group cairns
31 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Bycie prawnikiem nie było łatwe, nie tylko ze względu na to, że trzeba było nauczyć się naprawdę wiele na pamięć, dużo kojarzyć, kombinować a także być przebiegłym, aby umieć wyprzedzić czyjś ruch. Trzeba było do tego mieć również nie małe zdolności interpersonalne, umieć czytać ludzi i interpretować ich reakcje. Niektórzy potykali się na drodze do zostania prawnikiem już na etapie książek, inni na stażu orientują się, że nie dadzą temu rady. Nie da się ukryć, że młody Wren był zainteresowany tym zawodem, niekoniecznie ze względu na ojca. On miał naprawdę mały udział w jego dzieciństwie, stąd i niewielkie chęci, aby być dokładnie taki sam, jak Atwood. Jednak coś ciągnęło go w stronę tej dziedziny nauki, może to podświadoma chęć przypodobania się ojcu, by ten w końcu potraktował go tak, jak prawdziwe dziecko? To musiałoby być bardzo podświadome. Jednak nie dało się ukryć, że najgrubszą rybą australijskiej palestry to Wren nie miał szans zostać. Nie nadawał się na jakiegoś karnistę, bronienie wielkich przestępców, morderców, porywaczy, a i oskarżanie mu nie szło. Były osoby, nawet w takiej kancelarii, którzy uważali że prawo rodzinne, to jest coś gorszego i oni nigdy by się nie zhańbili rozwodami, ustalaniem opieki na dziećmi i tym podobnym. Ze stuprocentową pewnością można było stwierdzić, że ktoś taki jak MacMillan zdecydowanie do tego szanownego grona należała.
-Masz rację, nie miałem jeszcze okazji googlować Twojego nazwiska, ale na pewno to w najbliższej wolnej chwili to nadrobię. Choćby z czystej ciekawości, kto to nas zaszczycił swoją obecnością. -powiedział otwarcie, nie chcąc się nabijać z kobiety. Nie nie zrobił by tego w miejscu pracy, nie znając drugiej osoby, bo prawnicy to nie są szczególnie zabawną grupą społeczną, kij w tyłku był częściej spotykany.
-Musiałaś mnie z kimś pomylić, serio. -brnął w swoje kłamstwo. To stwierdzenie, że nie ma nic wspólnego z Atwoodami, że jego rodzina na ten moment to tylko matka, powtarzał tyle razy, że naprawdę był święcie przekonany, że brzmi bardzo wiarygodnie. Jak było naprawdę, to nie jemu to stwierdzać. Niezależnie od tego, jak bardzo świdrowała wzrokiem go Michelle, nie zamierzał się złamać. Wiedział jednak, że będzie musiał zapytać ojca, o co tu chodzi i co tu się zadziało, że w końcu, przed kimś obcym przyznał się do tego, że ma kolejne dziecko. Gdyby wiedział, że Michelle wie wszystko i to nie jest problem, to pewnie inaczej by z nią teraz rozmawiał, ale nikt go nie ostrzegł. -Ale wódeczki możemy się zawsze napić, tutaj nie będę marudził-stwierdził. Generalnie znał wszystkich pracowników kancelarii i z niektórymi utrzymywał lepszy, z innymi gorszy kontakt, ale nic mu nie szkodziło, aby i z Michelle wiedzieli co nieco o sobie.
-Nic mi na ten temat nie wiadomo, abym miał siostrę. -powtórzył. No będzie się upierał, przynajmniej w trakcie tej rozmowy. Kobieta musiała wiedzieć, że tak to będzie wyglądać i jako, że jest to tajemnica poliszynela, to Wren na bank nie rozpowiada i nie przyznaje się to takich rzeczy na prawo i na lewo. Bo jakby tak było, to na pewno Atwood trzymałby go na odległość, aby nie srał mu do piaskownicy. -A co Cię tu do nas sprowadza? Masz jakąś ważną sprawę do wygrania właśnie w Cairns?-zapytał, aby tylko oddalić rozmowę od siebie, bo nie czuł się w tym momencie zbyt komfortowo. A wiedział, że kobiety, zwłaszcza te odnoszące sukcesy bardzo lubią się nimi chwalić. Połechtanie ego i zmiana tematu z siebie to byłby prawdziwy sukces Rhodesa.

michelle macmillan
Adwokat — atwood llp
33 yo — 178 cm
about
Ladies always rise above, ladies know what people want: someone sweet and kind and fun but this lady simply had enough
001.
Ask me what I learned from all those years
Ask me what I earned from all those tears
Ask me why so many fade, but I'm still here
Wolność była wyzwalająca – czuła ją nieustannie od momentu, w którym wreszcie złożyła podpis na dokumentach rozwodowych. Była wówczas naprawdę wolna, dlatego obecnie tą wolność tak mocno sobie ceniła – zarówno w życiu, jak w pracy. I bynajmniej nie ograniczało jej to, że pozostawała od kilku dobrych lat pod szyldem jednej kancelarii, wychodziła bowiem z założenia, że to co dobre, nie powinno zostać zmienione – nawet jeżeli ktoś mógłby jej zarzucić brak ambicji. A tego ostatniego akurat nigdy jej nie brakowało, chociaż istotnie mogłaby opuścić rodzinne strony i poszerzać horyzonty, a i takich ofert jej nie brakowało. Głównie dlatego, że pośród jej licznych klientów, nie brakowało również tych spoza Lorne Bay (czy Cairns), a nawet innych pobliskich miejsc, bo niektórzy przybywali tu specjalnie dla niej nawet z samego Nowego Jorku. A na pewno jeden z tych klientów, szczególnie dla niej ważny, z którym współpracował niemal od samego początku swojej zawodowej kariery, co mogło być dla wielu sporym zaskoczeniem – niemniej zarówno klient, jak i ona sama, cenili sobie długoterminowe relacje, które okraszone były pewnego rodzaju zaufaniem. A to w prawnym świecie okazywało się niezwykle ważne. Bo o ile jednorazowa pomocna prawna mogła być udzielona gdziekolwiek i przez kogokolwiek, tak regularna pomoc w najtrudniejszych nawet momentach, siłą rzeczy budowana pewnego rodzaju przywiązanie. Więź, której ciężko było się wyzbyć – i którą równie ciężko było podrobić. Dlatego tak ceniła sobie współpracę z nim – chociaż pewnie to on cenił sobie pracę z nią jeszcze bardziej. Cóż, na tym etapie nie musiała nawet pytać o szczegóły: wystarczyło, że zadzwonił, a Darlene wiedziała co ma robić; wiedziała, że są sprawy, którymi musi się zająć. I nie przeszkadzało jej nawet to, że nie raz i nie dwa, musiała ratować go z opresji w środku nocy. Od tego w końcu była. O ile wcześniej nieco ograniczało ją trudne małżeństwo i jakże zaborczy mąż, tak obecnie była właśnie wolna – cała oddawała się pracy i ludziom, którym chciała pomóc. Więc nawet dzisiaj, chociaż od kilku godzin była już po godzinach swojej pracy, nadal przebywała w kancelarii, zawzięcie pracując nad jedną z trudniejszych spraw, które miała teraz na głowie. Lubiła przebywać tu późną porą, bo gwarantowało to przede wszystkim spokój, w związku z czym mogła się w całości poświęcić zadaniu i bynajmniej nikt nie zawracał jej głowy. A przynajmniej tak się jej wydawało, do momentu, w którym usłyszała ciche pukanie do drzwi, dlatego uniosła zaskoczona wzrok do góry i kącik jej ust drgnął ku górze, gdy dostrzegła znajomą, męską postać.
- Nie spodziewałam się Ciebie o tej godzinie… - zaczęła, zamykając akta, by następnie swobodnie podnieść się z krzesła - …tutaj. Nie chwaliłeś się, że przyjeżdżasz. Skąd wiedziałeś, że tu będę?
powitalny kokos
D.
brak multikont
ODPOWIEDZ