asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Co do jednej rzeczy totalnie mogłaby się z nim zgodzić – to, na co porwała się tego poranka, faktycznie było głupie. Zdawała sobie sprawę z tego nawet wcześniej, już w momencie, gdy po krótkim przeczesywaniu wzrokiem własnej okolicy, w końcu zdecydowała się na złapanie pierwszego lepszego patyka. Doskonale wiedziała, że nie miała żadnego doświadczenia w wymachiwaniu takim kijkiem. Ba! Nawet gdyby miała, najprawdopodobniej ów patyk ze względu na swój niewielki rozmiar złamałby się albo przy pierwszym bardziej energicznym zamachnięciu albo przy najlżejszym kontakcie z jakimkolwiek ciałem obcym, w tym człowiekiem. Nie przeszłoby jej przez myśl, że mogłaby nim dźgać i celować w bardziej wrażliwe części ciała. Nie miała głowy do strategii, ani tego poranka ani tak naprawdę kiedykolwiek. W gruncie rzeczy była totalnie bezbronna zarówno wobec Gusta jak i wobec kogokolwiek innego. Prawdopodobnie na łopatki byłby w stanie rozłożyć ją zwykły żółw lądowy, gdyby wykonał w jej kierunku bardziej intensywny gest łapą. Podświadomie to wiedziała, ale mimo wszystko – próbowała. To był odruch. Kto by pomyślał, że w sytuacji fight or flight, właśnie Kayleigh Fitzgerald wybrałaby fight, hm?
Nie widziała różnicy pomiędzy oficerem a podoficerem i nie wiedziała, dlaczego postanowił ją podkreślić. Była też już tak zamotana w całej tej sytuacji, że nie przeszło jej przez myśl, żeby wyjaśnić mu, skąd jej samej wzięła się ta uwaga. Zwyczajnie pozwoliła poprowadzić się do apteki (bo nagle posyłał w jej stronę sympatyczny uśmiech i sprawiał wrażenie, jakby na swój sposób się przejmował jej nieszczęsnym nadgarstkiem), a gdy do niej dotarli, grzecznie poczekała przed wejściem, pilnując Olliego (nie, nie mogła się powstrzymać od próby zapoznania się z dalmatyńczykiem). Nie zgłaszała też protestów, kiedy kierowali się w stronę pobliskiej ławki, a kiedy nieznajomy obwiązywał jej nadgarstki… Miała szczerą nadzieję, że ciepło, jakie czuła, nie odbijało się w kolorze jej policzków.
- Chyba masz w tym wprawę – stwierdziła, trochę nawiązując do swojej poprzedniej myśli. Skoro był wojskowym… Skąd znał się na opatrywaniu podobnych drobnych kontuzji? Kayleigh była tylko nieświadomym niczego cywilem, nie zdawała sobie sprawy, że żołnierze są szkoleni nie tylko w zadawaniu ran ale także w opatrywaniu tych najbardziej podstawowych. Nie żeby ona sama miała jakiekolwiek pojęcia o pierwszej pomocy i mogła ocenić bandaż, jaki jej zawiązał… - Przepraszam, że tak… No wiesz… - nie dokończyła, bo też nie do końca wiedziała, jak określić ten swój popis sprzed kilkudziesięciu minut. Nie pomagało to, że była niewyspana, a słowa totalnie się do niej nie kleiły.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
To co było istotne, to to, że wszystko się wyjaśniło. On od samego początku nie chciał zrobić jej krzywdy, ona triggerowała go głupim kijem, ale kiedy tylko się go pozbył, wszystko było okay. I tak, przejmował się jej nadgarstkiem i pewnie najbardziej racjonalnie byłoby założyć, że robił to, żeby go nie pozwała czy coś w tym stylu.. Ale nie. Po prostu już tak miał, taki był, że przejmował się ludźmi w swoim otoczeniu i jeśli mógł pomóc, to pomagał. W tym konkretnym przypadku w dodatku to on jej tą kontuzję podarował, więc tym bardziej czuł się zobowiązany nią zająć, to było całkiem proste w jego głowie.
- Mhm. Odpowiadam za trójkę chłopaczków, którzy lubią sobie czasami zrobić krzywdę naprawdę głupimi sposobami. - a przecież nie będzie ich wysyłał z głupim przecięciem, skręceniem czy innym przeciążeniem do ich szpitala, nie? Ich wojskowi lekarze mieli wystarczająco dużo roboty, szanował ich czas i pracę zwłaszcza po tym, jak sam spędził tam kilka miesięcy. Właściwie myśląc o tym, co mógłby robić po powrocie na stałe do Lorne, czasami rozważał sięgnięcie po dodatkową edukację w tym kierunku.. I może zostałby jakimś medycznym ratownikiem? Brzmiało jak coś, w czym mógłby się odnaleźć ze swoją empatią, ale też przeszkoleniem w kwestii obrony. Mógłby uziemić nawalonego agresora, a potem go opatrzyć, brzmiało jak dobre połączenie.
- Nie ma tematu. - uciął krótko, bo nie widział powodu, żeby miała go przepraszać. Skończył też swój opatrunek i posłał jej lekki uśmiech, oddając maść. - Posmaruj jeszcze raz za jakieś sześć godzin, zawiąż bandażem, żeby nie przeciążać bez potrzeby. Ściągnij bandaż na noc koniecznie, ale posmaruj. Rano powinna być jak nowa, ale gdyby dalej trochę bolała, smaruj dalej, nie musisz już wtedy wiązać. - wytłumaczył, tym samym zapisując w skrócie wszystko co mówił w okienku wiadomości na swoim telefonie, który zaraz jej podał. Na końcu się nawet podpisał. - Wyślij sobie, żebyś miała mój numer. Gdyby ci ta ręka spuchnęła, albo dalej bolała, napisz do mnie i idź do lekarza. - dokończył i skinął lekko głową, bardziej do siebie, stwierdzając, że tak, chyba powiedział wszystko co istotne.

kayleigh fitzgerald
golabki
AR#7194
asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Swoim zachowaniem też nie miała zamiaru wyprowadzać go z równowagi ani wprowadzać jakiejkolwiek nerwowej atmosfery. O ile w tamtym momencie miała szczerą nadzieję, że zarówno ona jak i jej wątła i dość śmieszna broń zostaną potraktowane względnie poważnie, tak nie podejrzewała, aby faktycznie miało to nastąpić. Nie chciała zostać skrzywdzona i dlatego poczuła potrzebę bronienia się w jakikolwiek sposób mogła, ale jednocześnie miała świadomość, że jest tylko drobną młodą dziewczyną, która ani trochę nie zna się na samoobronie (ani nawet na głupim zatroszczeniu się o siebie samą), więc nie miałaby żadnych szans z kimś, kto faktycznie miałby w planach ją skrzywdzić… Co nie zmieniało faktu, że jej zachowanie było głupie, niesprowokowane i zdecydowanie powinna się przemyśleć... I że tak naprawdę nie miało to żadnego znaczenia w tym konkretnym momencie.
- Chłopaczków? – powtórzyła za nim, próbując to wszystko pozbierać do kupy, ale przez to, że ani trochę nie znała się nad tym, czym różnił się oficer od podoficera ani z czym to się tak właściwie wiązało, nie do końca zrozumiała, co miał na myśli, a jej mózg postanowił zinterpretować to w sposób, który wydał się najbardziej znajomy. - Masz synów? – palnęła, bo… Tak po prostu wyszło. I nie potrafiłaby wytłumaczyć, dlaczego ta myśl wzbudziła w niej pewien rodzaj niepokoju. Nie miał obrączki, to zauważyła (rzucało się w oczy, okej), ale noszenie obrączki nie było jeszcze wyznacznikiem… Nie, stop, halo. O czym ona w ogóle myślała?! To był tylko przypadkowy facet, na którego również przypadkowo rzuciła się z kijem!
Słuchała go, oczywiście… A przynajmniej naprawdę starała się sprawiać wrażenie, jakby rzeczywiście tak właśnie było. Smarować… czymśtam… bandaż… cośtam… No oczywiście, miała wszystko pod kontrolą. I to wcale nie tak, że znacznie bardziej skupiała się na tym, jak coś intensywnie zapisywał w swoim telefonie i jak przy tym wyglądała jego twarz i oczy i… W sumie nieważne. Dopiero kiedy padło słówko na „l”, została nieco przywołana do porządku. - Nie chcę iść do lekarza… - powiedziała głupio, z czego na szczęście zdała sobie sprawę, więc odchrząknęła, odgarnęła włosy za ucho (tą nieszczęsną obandażowaną ręką) i stwierdziła, że rzeczywiście lepiej będzie, jeśli wyśle do siebie tą jego wiadomość (i wcale się przy tym nie czerwieniła, ani trochę!), a potem od razu szybko zapisała mu też swój numer. - Spróbuję o nią dbać - zapewniła.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Pytaniem o synów zupełnie zbiła go z tropu i przez moment nie bardzo wiedział jak odpowiedzieć. Rozbawiło go to jednak na tyle, żeby lekko się zaśmiał pod nosem, nawet jeśli z lekkim zakłopotaniem. Rzeczywiście, bez kontekstu mogło to brzmieć tak, jakby mówił o własnych dzieciach.
- Na szczęście nie. - wystarczył mu ten futrzasty synek z ogonem, serio, ludzkich nie potrzebował. - Dowodzę trójką młodych żołnierzy. - wyjaśnił cierpliwie, tym razem stawiając na prostotę. Wyglądała na zmęczoną, a on doskonale wiedział, że kwestie rang, stopni, brygad mniejszych i większych, szkoleń jakie przechodzili i innych wojskowych zawiłości, dla większości cywili były totalnymi niewiadomymi. Nawet osoby w jego najbliższym otoczeniu czasami nie nadążały, jeśli odpalił się za bardzo, opowiadając coś i zaczynał mówić żargonem. No, tak czy siak, nie musiał jej tłumaczyć, bo i pewnie nie miała potrzeby wiedzieć.
Puścił mimo uszu dziecinne "nie chcę lekarza", bo skądś to znał, też za nimi nie przepadał.. Ale zaraz potem pokiwał głową, uśmiechając się z wyraźnym zadowoleniem, kiedy wysłała sobie tego smsa z instrukcją.
- Fantastycznie. - pacnął sobie otwartymi dłońmi w kolana, wstając i odwracając się do niej przodem. - To teraz cię odprowadzimy, żebyś już nikomu nie groziła kijami, hm? - nie, żeby brał pod uwagę jakieś nie, a pytająca nuta w jego głosie to bardziej z uprzejmości. W końcu był dobrze wychowanym prawie-gentlemanem, który skoro już skręcał komuś nadgarstek, przynajmniej potem się tym skręceniem zajmował i odprowadzał do domu. Ma dobrze syna wychowała.

/Koniec.
kayleigh fitzgerald
golabki
AR#7194
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
78.

Nowe początki.
Nie była dobra w nowości. Nigdy. Lubiła swoje przyzwyczajenia, rutynę, codzienne rytuały, które pomagały jej przebrnąć przez kolejny dzień, a jednak musiała je porzucić. Na chwilę, która ciągnęła się wręcz do wieczności, a za każdym razem, kiedy myślała, że ma to już za sobą, uderzała ze zdwojoną siłą.
Czuła się porzucona.
Czy teraz dziwiła się siostrom, które postanowiły opuścić rodzinne Lorne Bay w poszukiwaniu czegoś innego? Chyba była bardziej wyrozumiała i potrafiła dostrzec w ich działaniu coś więcej, już nie złościła się tak bardzo na decyzję o wyjeździe. Zresztą sama byłaby ogromną hipokrytką, gdyby właśnie w ten sposób je dalej postrzegała. I ona zniknęła na kilka miesięcy, zostawiając mamę samą z opieką nad tatą, zajmowaniem się ogromną farmą i wymówką, którą musiała samej sobie powtarzać wciąż na nowo, żeby choć trochę w nią uwierzyć.
Oferta praktyk na drugim końcu kraju była okazją nie do odrzucenia nie tylko przez to, że stanowiła ogromną szansę dla rozwoju kariery Raine, ale też przez to, że mogła odciąć się od wszelkich trudnych spraw, które czyhały na nią na każdym roku w Lorne Bay.
Uciekła.
Pomimo tego, że, z początku, miesięczny staż przemienił się w coś zdecydowanie dłuższego, a ona powoli układała sobie nowe życie w nowym miejscu, musiała wrócić. W jej małej chatce czekały uschnięte rośliny i podejrzany słoik z substancją, która już w niczym nie przypominała jedzenia, porzuconą w lodówce, ale było to jej miejsce i nie mogła się nie cieszyć, że właściciel zgodził się na obniżenie kosztów wynajmu, razem z zatrzymaniem jej, jako lokatorki. Zakurzone meble i zaschnięte liście na tarasie jasno dawały znać, że miejsce jest opuszczone, smutne i ponure, ale do porządków musiała zebrać siły, dużo sił.
Nogi same poprowadziły ją przed siebie. Choć tyle razy gubiła się już w Sapphire River, zgubiła się i kolejny raz, ale uderzające o brzeg fale szumiały w sposób na tyle pokrzepiający, że przycupnęła na jednym z kamieni, wyciągając z kieszeni cienkiej bluzy pomiętą paczkę papierosów i zapalniczkę, która od tygodni zdawała się odpalać po raz ostatni.
Było spokojnie. Spokojnie i przyjemnie. Chłodna bryza owiewała jej twarz, a księżyc oświetlał opuszczoną budowlę latarni morskiej. Od dawna była taka opuszczona? Mimowolnie poczuła z nią jakąś więź, choć nigdy nie przyznałaby się do tego na głos, jednak nie mogła oderwać wzroku od jej kształtu, raz za razem zaciągając się papierosowym dymem. Kolejna nowość, w końcu wcześniej nie paliła, gardziła wręcz tym nałogiem, a jednak teraz zawsze miała przy sobie paczkę. W torbie spoczywała za to nieotwarta butelka wina, odkręcanego, bo nawet jeśli nie musiała już liczyć każdego grosza, to przyzwyczajenie z nią zostało. I ta łatwość. Niewiele rzeczy w życiu było tak łatwe jak odkręcanie wina. Naprawdę, do tego doszły jej rozmyślania? Uśmiechnęła się sama do siebie kącikiem ust i odwróciła w stronę wytartej materiałowej torby, która musiała pamiętać lepsze czasy i zauważyła stojącą nieopodal sylwetkę.
- To jakiś fetysz z obserwowaniem obcych ludzi, czy obmyślasz jak mnie zabić? Od razu podpowiem, że nie mam przy sobie pieniędzy, ani nic wartościowego, ale te kamienie są ostre, celuj w czaszkę - rzuciła niby obojętnym tonem, z butelką odwracając się znów w stronę wody. Zerowy instynkt samozachowawczy był kolejną rzeczą, która się w jej życiu nie zmieniła. Co ma być to będzie.

yaya lawrence
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
lorne bay — lorne bay
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
You go in shadows, you'll come apart and you'll go black. Some kind of night into your darkness, colors your eyes with what's not there.
2.

Minął już ponad miesiąc odkąd przyjechała bez zapowiedzi do Lorne Bay, a choć wśród mieszkańców istniało przeświadczenie o niewielkiej powierzchni tego miasteczka, to gdziekolwiek się nie udała, wszystko było dla niej nowe. Co mogło się wydawać dziwne, zważywszy na to, że Londyn z którego pochodziła, do najmniejszych nie należał. Rzadko zapuszczała się na obrzeża, mimo że najbardziej ciągnęło ją do podmiejskich miejscowości, pełnych zieleni i z dala od zgiełku. Czuła jak centralna część ją wsysa pomiędzy brukowane uliczki, nęcąc księgarniami i antykwariatami wciśniętymi pomiędzy piętrowe puby. Największą przyjemność sprawiało jej odwiedzanie targów i wyszukiwanie staroci, ale z biegiem czasu leciwe pierdoły zastąpiła tania biżuteria z Chin, a samo kluczenie między straganami zmieniło się raczej w przyzwyczajenie, niż zaspokojenie chęci eksploracji.
Inaczej to się miało w przypadku australijskiego miasteczka, ze wszystkimi plażami i lasami tropikalnymi, skrywającymi tajemnice i legendy, o których szczątkowo udało jej się usłyszeć w Tingaree. Mimo, że była niezwykle ciekawa historii tubylców, wciąż traktowali ją jak intruza, przyjezdną, która wcale tam nie pasowała. Ale Yaya nie pasowała tak naprawdę nigdzie. Czasami czuła się jak puste płótno, które ktoś przypadkiem wrzucił do mieszkania, ale zapomniał na nim czegokolwiek namalować. W Londynie była przezroczysta. Wzrok matki zaszczycał ją sporadycznie, tylko na chwilę, w przerwie między kawą, a kolejnym wyjazdem. Z kolei tutaj ignorował ją ojciec Pam i w zasadzie nie miała mu tego za złe, bo czy można polubić owoc nowego związku byłej żony? Tylko, że... Nikt nie zwracał uwagi, że Yaya też była nieszczęśliwa.
Nie była dotąd w tej części miasteczka. W oddali, na tle piaszczystego wzniesienia, otoczona wodą, majaczyła stara, zapomniana latarnia morska. Ona też poczuła sympatię do przybrudzonych, niegdyś białych ścian, z których teraz obłaziła farba. Pośród niczego zdawała się być samotna, zupełnie jak ona. Po drodze, zrobiła kilka zdjęć roślinom których wcześniej nie widziała na oczy, a jedną z nich nawet zerwała i schowała do tylnej kieszeni spranych jeansów. Chyba były pamiątką Molly z lat nastoletnich, dlatego tyłek znacznie niższej od matki Yayi, idealnie się w nie mieścił.
Nie zauważyła nawet, że ktoś już wcześniej zaklepał sobie tą miejscówkę. Zresztą, czy można sobie zaklepać miejsce w opuszczonej latarni morskiej? Nie była tego pewna, chociaż niektóre tradycje i zasady ludzi stąd wydawały jej się być dziwaczne, ale może to kwestia samego Tingaree. Przez chwilę stała oparta o barierkę i patrzyła w przestrzeń przed siebie, widząc równocześnie wszystko i zupełnie nic. Lubiła to uczucie, kiedy kontury się rozmazywały i zostawała sama ze swoimi myślami, brodząc wśród wielu niewiadomych, które przez cały czas spędzały jej sen z powiek. Wciąż nie wiedziała, czy przyjazd tutaj był dobrym pomysłem, ale równocześnie z chwilą w której opuściła pokład samolotu, ciężar który przez cały czas nosiła na barkach się ulotnił. Potrzebowała tego.
Drgnęła, słysząc czyjś głos. Kontury znowu się wyostrzyły, a kilka metrów dalej zauważyła wyższą przynajmniej o głowę brunetkę. Uśmiechnęła się pod nosem, bardziej do siebie niż do niej i zrobiła krok na przód.
- Wiesz, to że jestem czarna, nie znaczy że mam zamiar cię zabić albo okraść - może w Lorne Bay widok ciemnoskórej osoby nie robił wrażenia, ale w prywatnej szkole dla białych uprzywilejowanych nastolatków, bynajmniej. W rzeczywistości, wcale nie miała zamiaru jej o nic oskarżać, w zasadzie to było jej czarne, o ironio, poczucie humoru. Lata praktyki odcisnęły w pewien sposób piętno. Z drugiej strony, nie była do końca pewna czego się spodziewać. Naprawdę wyglądała jak creep?
- Nie wiedziałam, że ktoś tu będzie. To miejsce nie wygląda raczej na takie, do którego przychodzi się miło spędzić czas - raczej uciec od reszty ludzi i udawać, że przez chwilę czas stanął w miejscu.

Raine Barlowe
ambitny krab
yaya
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Kurwa - wymamrotała pod nosem, słysząc, że wcześniej zamaskowany dla jej oczu przybysz jest dziewczyną, a do tego przywołującą argument koloru skóry. Czy to było seksistowskie, że Raine automatycznie czuła dużo mniejszą możliwość zagrożenia wiedząc, że płeć dalej zupełnie obcej jej osoby jest taka sama jak jej? Tak, pewnie tak, ale wszystkie nieprzyjemne sytuacje, których zdążyła w swoim krótkim życiu doświadczyć, polegały właśnie na ataku ze strony mężczyzn. Najpierw próba kradzieży torebki, później Lorcan, który miał być pomocnym policjantem, a okazał się egoistycznym dupkiem, umniejszającym jej umiejętnościom tylko dlatego, że była kobietą; później jeszcze kolejny napad, w którym miała nieszczęście brać udział, znów spowodowany przez mężczyzn. To było nieświadome, starała się sprawiedliwie oceniać kobiety i mężczyzn, choć, rzecz jasna, wychodziło to różnie, ale przez lata ścierała się na uczelni z niedocenieniem jej potencjału ze względu na płeć.
Tym razem dodatkowo dochodził do wszystkiego kolor skóry nieznajomej dziewczyny, którego nie miała nawet szansy w ciemnościach zobaczyć, ale jednocześnie nie wiedziała jak zareagować na to, co powiedziała. Przeprosić? Nie zrobiła nic złego. Odeprzeć jej odpowiedź swoim argumentem? Dyskusja na temat rasizmu zdecydowanie nie była tym, na co miała w tej chwili ochotę.
Dlatego postanowiła to przemilczeć.
- A kto powiedział, że chciałam miło spędzić czas? - powoli odwróciła się w stronę dziewczyny, równocześnie po omacku szukając w kieszeni swoich papierosów. Sama nie wiedziała czego chciała. Tęskniła za domem i za tym, co miała kilka miesięcy temu, a równocześnie bała się do tego wrócić. Nie odezwała się jeszcze do żadnych znajomych, a jedynymi osobami, z którymi miała jakikolwiek kontakt, byli jej rodzice i właściciel chatki w Sapphire River. Miała przecież na to czas, prawda? - Ale w takim razie, skoro nie chcesz mnie okraść, ani zabić, a nie pasuje ci to miejsce do miłego spędzenia czasu, to czego tu szukasz? - cisza, przerywana podmuchami wiatru, była dla niej przytłaczająca, szczególnie w obecności kogoś, kogo się zupełnie nie zna, ani nic o nim nie wie, nie mogła się więc powstrzymać przed jej przerwaniem. - Palisz? - rzuciła jeszcze mimochodem, kiedy już zlokalizowała tę samą pogniecioną paczkę papierosów, którą chwilę wcześniej tam chowała. Kto by pomyślał, że Raine Barlowe będzie czerpała przyjemność z zaciągania się nikotynowym dymem, wpatrywania w niego, kiedy rozmywa się w powietrzu, z tej chwili spokoju, którą mogła się cieszyć, jakby świat na te kilka minut zastygałby w miejscu, oferując wytchnienie. Doceniła palenie jako wymówkę do odejścia na bok, ludzie bez namysłu akceptowali przerwy od czegokolwiek, jeśli chodziło o papierosy, a chociaż teraz w założeniu miała być sama ze sobą, kolejny fajek miał być wymówką do zajęcia czymś palców, umysłu.

yaya lawrence
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
lorne bay — lorne bay
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
You go in shadows, you'll come apart and you'll go black. Some kind of night into your darkness, colors your eyes with what's not there.
Pozwoliła sobie na ledwie widoczny uśmiech, który wypełzł na jej twarz pod osłoną nadciągającego pomroku. Nie żeby jakkolwiek bawiły ją rasistowskie obelgi, ale wnioskując po cichym przekleństwie, które padło z ust jej chcąc nie chcąc aktualnej towarzyszki, ta raczej w pierwszej chwili nie brała pod uwagę jej koloru skóry. Yaya zaś miała tą przewagę, że nikt nie zarzuci jej kpienia z koloru skóry, kiedy w grę wchodziła jej własna. A biorąc pod uwagę porę dnia i okolicę, ciężko było uwierzyć w to, że ktoś obcy znalazł się tutaj przypadkiem, co w tym momencie było akurat prawdą.
- Nie mówię, że nie. To znaczy... Ja w sumie też nie chciałam tutaj rozkładać koca i robić sobie pikniku, ale odkąd tu przyjechałam, wiesz, do tego miasteczka, zauważyłam, że ludzie głównie gadają o malowniczych punktach widokowych i plażach, a słowem nie wspominają o obrastających w ruinę latarniach. Nad czym w zasadzie ubolewam - pauza, chwila zastanowienia, czy naprawdę nad tym ubolewała? - Nie, jednak nie. To nawet dobrze, bo przynajmniej jest okazja żeby odpocząć od ludzi - zacisnęła usta w wąską linię, przez kilka krótkich sekund dumając nad własną odpowiedzią, aż wreszcie wypuściła powietrze z ust. Mimo, że w tej konkretnej sytuacji oprócz niej była tutaj jeszcze jedna osoba, wcale w gruncie rzeczy nie sprawiało, że czuła się jakoś gorzej. Rozpaczliwie potrzebowała wyrwać się z Tingaree i uciec przed obojętnym spojrzeniem byłego męża jej matki. Choć przeprowadzka z Londynu do Lorne Bay, do Pam miała nadać jej życiu większy sens, miała momentami wrażenie, że wszystko zmierza w złą stronę. Począwszy od jej edukacji, a skończywszy na miejscu, w którym nie była mile widziana. Przynajmniej nie przez ojca przyrodniej siostry, który każdego dnia widział w niej utraconą cząstkę Molly.
- I w sumie nie wiem czego tu szukam. To dobre pytanie, ale chyba przyszłam po odpowiedź, zanim jeszcze je sobie zadałam. Też tak masz czasem? - za dużo mówiła, ale od dłuższego czasu milczenie sprawiało, że jej ciało było poddawane torturze. Musiała w końcu się odezwać, a chociaż pomysł otworzenia się przed zupełnie obcą osobą zdawał się być wręcz absurdalny, poczuła ulgę. Jakby jej płuca zbyt długo trzymały w sobie powietrze i były na skraju wytrzymałości.
Nie. Nie wiedziała po co tutaj przyszła, ale po raz pierwszy od dawna poczuła się komfortowo, nawet mimo niespodziewanego gościa.
- Poczęstuję się - zakomunikowała w ramach społecznie przyjętej kurtuazji, sięgając do wnętrza wysłużonej paczki papierosów. Robiła to od dawna. Uciekała od niezręcznych sytuacji, od gonitwy myśli i natłoku ciążących na karku problemów. Wietrzyła pokój, przyklejała na twarz uśmiech i udawała, że nic się nie dzieje. Że jest zwykłą studentką, której największym problemem był egzamin nazajutrz, a było wręcz odwrotnie. W tej chwili mogła się wyciszyć i powstrzymać kolejną lawinę słów, stłumioną językiem, która zastygła w jej ustach.

Raine Barlowe
ambitny krab
yaya
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Turystka czy odwiedziny rodziny? - zapytała, jednocześnie zakładając, że nieznajoma jej dziewczyna przyjechała tutaj tylko na chwilę, stąd historie o malowniczych widokach. Lorne Bay było piękne, tego nie dało się ukryć. Plaża w Pearl Lagune, dzikość Gahdun Island, przejrzysta woda i aż zbyt często piękna pogoda były tym, co w sezonie przyciągało całe masy turystów, szukające w małym miasteczku połączenia spokoju i wynajdywania atrakcji. Raine wolała zaszyć się w nieprzewidywalności Sapphire River, gdzie zdarzyło się jej zgubić na polu minowym i być pewną, że nadepnęła na ludzką kość, relaksować się nad rzeką, albo obserwować dziwne rzeczy w porcie. Jedynym, czego nie mogła zrozumieć w tej części miasta było Shadow, które zdawało się przyciągać niektórych jak magnes, ale ona sama nie widziała nic pociągającego w barze ze striptizem (przynajmniej słyszała, że na tym polega oficjalna działalność tego miejsca), tym bardziej dziwiło ją, że kręci się wokół niego podejrzanie dużo ludzi, jak na tak małe miasteczko. Owszem, może i Lorne nie było wcale takie malutkie, ale już bardziej prawdopodobną lokalizacją byłoby Cairns, przynajmniej, jeśli chodzi o klientelę, w końcu kto chciałby dojeżdżać w nocy tyle kilometrów, tylko po to, żeby napić się drinka, albo wcisnąć kilka dolarów w strój tańczącej dziewczyny. Przynajmniej wydawało się jej, że tak to może wyglądać, bo sam przemysł znała z kilku filmów, których powtórki widziała w telewizji, jeszcze kiedy mieszkała z rodzicami.
- To zależy - odpowiedziała dość bezpiecznie, ale jednocześnie nie bardzo było co więcej powiedzieć. Zależało też od tego, o co dziewczyna w ogóle pytała. Bo Barlowe nie szukała teraz niczego konkretnego. Może świętego spokoju, odpoczynku, relaksu, ucieczki od domu, który na każdym kroku przypominał jej o tym, dlaczego zniknęła na kilka miesięcy z Lorne. - Ale chyba na tym polega życie, co? Na szukaniu odpowiedzi, nawet jeśli nie zdążyliśmy zadać pytań. Każdy krok, każde słowo ma swoje konsekwencje i w wyniku dostarcza odpowiedzi, tylko trzeba je dopasować do pytań, które nie zawsze chcemy zadać - wzruszyła ramionami, jakby rzuciła błahym stwierdzeniem o pogodzie. Ale ona dostała swoją odpowiedź w Nowej Zelandii, kiedy wszystko, co mieli z Archerem, rozpadło się w drobny mak. Dostała swoją odpowiedź, kiedy jej siostry wyjechały z Lorne Bay, zostawiając ją samą z tatą w domu opieki i mamą, która mierzyła się samotnie z długami na farmie. Bo nie miała odwagi zadać wcześniej odpowiednich pytań i w ogóle nad tą odpowiedzią pomyśleć.
Skinęła głową, pozwalając dziewczynie na poczęstowanie się papierosem i odpalenie go. To zabawne, ale jeszcze kilka miesięcy temu, tytoniowy dym naprawdę by jej przeszkadzał, a teraz nie widziała żadnego problemu w odpaleniu jednego papierosa za drugim, jeśli tylko miała na to ochotę. Sam paliła. Potem obiecała jej przestać, wyrzuciła przy niej paczkę. Może to był jakiś rodzaj odwetu, albo zemsty? Może myślała, że wróci? Ale głupio było myśleć, że wyłoni się z czeluści, tylko po to, żeby zabronić Raine palenia. - Masz śmieszny akcent, skąd to? - może nie do końca taktownie, ale zapytała o pochodzenie dziewczyny, choć podejrzewała, że pochodzi z Anglii. W końcu znała kilka osób stamtąd nawet dość blisko, ale ciekawość wygrała.

yaya lawrence
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
lorne bay — lorne bay
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
You go in shadows, you'll come apart and you'll go black. Some kind of night into your darkness, colors your eyes with what's not there.
Pokręciła głową. Przesunęła spojrzeniem po wypalonych słońcem połaciach wysokiej trawy i przygryzła wargę. W zasadzie nie była ani turystką, a od rodziny uciekła. Przynajmniej częściowo, zaszywając się w rezerwacie, w chatce byłego męża swojej matki, który traktował ją jak powietrze. Miała tutaj tylko Pam, ale i ona miała własne obowiązki, więc najczęściej pozostawały jej samotne spacery i opieka nad dziećmi przyrodniej siostry. Była trochę jak ta latarnia. Opuszczona, zapomniana, przezroczysta.
- Można powiedzieć, że jedno i drugie, ale też żadne z tego. To... skomplikowane - wytłumaczyła ostrożnie, przez moment kalkulując w głowie, czy w ogóle rozwijać temat. Tak naprawdę nie miała nic do stracenia, a choć nie należała do osób wylewnych, raczej tłumiąc w sobie nawarstwiające się problemy, równocześnie była już tym zmęczona. Być może to bezpośredniość obcej dziewczyny, a może po prostu wpływ malowniczej (przynajmniej w jej odczuciu) okolicy, ale postanowiła dodać coś więcej.
- Przez całe życie mieszkałam z matką, ale nie mogłam dłużej z nią wytrzymać, dlatego przyjechałam tutaj, do siostry. Nie wiedziała o moim planie, więc na pewno ją trochę zaskoczyłam. Siebie chyba też - wyjazd na inny kontynent był zdecydowanie ostatnią rzeczą, której się po sobie spodziewała. Owszem, od lat planowała ucieczkę, ale nigdy nie sięgała wyobraźnią dalej niż poza dobre znane tereny Wielkiej Brytanii. Czasem wybiegała myślami dalej, w głąb Europy, ale Australia wydawała jej się w pewien sposób zbyt dzika i nieprzewidywalna żeby planować przeprowadzkę. Molly do tej pory nie zdawała sobie sprawy gdzie podziewa się jej córka. Istniało spore prawdopodobieństwo, że przez pierwszy tydzień w ogóle nie zauważyła jej nieobecności, o czym świadczyła lawina namnażających się nieodebranych połączeń, dopiero po niemalże dziewięciu dniach odkąd tutaj przyjechała.
Przezroczysta. Mieszkając w Londynie czuła się tak samo i miała wrażenie, że niewiele się od tamtej pory zmieniło.
- Chyba tak - odpowiedziała skinięciem głowy. - Tylko nie spodziewałam się, że szukanie odpowiedzi albo... W zasadzie to pytań, będzie takie ciężkie. To trochę tak, jakbym błądziła w ciemnościach po omacku, a najgorsze jest to, że nawet nie wiem w którą stronę iść. Nie znam tego miasta i w niektórych momentach czuję, że dobrze zrobiłam przyjeżdżając tutaj, a w innych... - miała wrażenie, że po prostu nie pasowała zupełnie nigdzie. Jakby ktoś, kto zadecydował o jej pojawieniu się na tym świecie, pomylił się w obliczeniach i rzucił ją byle gdziem, nie zastanawiając się nad tym, czy w ogóle pasuje. We własnym domu była tylko wyposażeniem. Ładnym, czasem zbędnym, ale bibelotem do którego już wszyscy przywykli i nie mieli serca go wyrzucić. Czasem przestawiali go z miejsca na miejsce, oczekując że dopasuje się do ich wymagań, ale Yaya nie była przedmiotem i wcale nie chciała spełniać cudzych oczekiwań. Z kolei w Lorne Bay była po prostu intruzem w nieswoim domu. W chatce, w której właściciel prawdopodobnie nigdy nie spodziewał się, że powinien zawczasu wywiesić krótką informację o tym, że tej konkretnej osoby tutaj nie wpuści. Musiała się stamtąd wyprowadzić, wiedziała o tym, ale aktualnie nie miała żadnych szans na związanie samodzielnie końców.
Tytoniowy dym gryzł w płuca. Zakrztusiła się, słysząc pytanie, chociaż wcale jej nie zaskoczyło.
- Mieszkałam całe życie w Londynie. Trochę głupio było liczyć na to, że nikt nie zauważy, co? - uśmiechnęła się półgębkiem, wtykając znowu papierosa do ust. Paliła od dawna. Zazwyczaj wymykając się przez otwarte okno na dach. Balansowała, próbując utrzymać równowagę na krzywych dachówkach, ale przez cały ten czas nikt nigdy nie domyślił się, że córka Molly robi tak odrażające rzeczy.
- A ty jesteś stąd? - zapytała w rewanżu. Też była ciekawa. Na razie nie dowiedziała się wiele więcej na temat dziewczyny, głównie mówiąc o sobie.

Raine Barlowe
ambitny krab
yaya
brak multikont
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uwaga
lokacja podwyższonego ryzyka
Raine Barlowe & yaya lawrence

Nie było żadnego ostrzeżenia. Żadnego ruchu, który mogłybyście dostrzec kątem oka w świetle księżyca. Żadnego dźwięku, poza szumem obijających się o kamienie fal i tembru waszych głosów. Żadnego znaku czy przeczucia, że ktoś was może obserwować.
A jednak...
W jednej chwili w opuszczonej latarni rozbłysł reflektor skierowany prosto na was. I nie poruszył się, jakby ktoś (lub coś?) umyślnie zatrzymał go w miejscu. Co więcej - do waszych uszu dotarł głośny plusk, wyraźnie dobiegający od strony opuszczonej latarni. Przez moment mogłyście nawet mieć wrażenie, że ktoś (lub coś?) zbliża się wpław w waszą stronę...
Nie minęło dużo czasu, gdy stary, nieużywany (podobno) od stuleci reflektor zaczął powoli przygasać, a plaśnięcia wody zlały się w jedno z szumem fal, ale nieprzyjemne uczucie pozostało. Czy byłyście właśnie świadkami dziwnej (choć wciąż możliwej) awarii starego sprzętu? Czy może jednak kryło się za tym wszystkim coś bardziej złowieszczego?
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
To skomplikowane. Ile razy Raine słyszała to ostatnio ze swoich ust, kiedy próbowała wytłumaczyć dlaczego zniknęła bez uprzedzenia i śladu. I wcale nie chciała wypytywać dziewczyny co stało się w jej życiu, że było to skomplikowane. Dużo łatwiej było powiedzieć komuś obcemu, co prawdziwie się myślało, bez obawy o osąd, ale równocześnie nie każdy chciał rozmawiać, albo nie był gotowy, żeby przed sobą przyznać co czuje, nie mówiąc już o drugiej osobie. Raine sama uwielbiała wręcz popadać w wir innych zajęć, dlatego wyjechała z miasteczka i zajęła się wszystkim, tylko nie zagłębianiem zakamarków swoich myśli, żeby nie musieć zbyt intensywnie myśleć o tym, co właściwie przeszła. A czy musiała rozmyślać? Czy coś by to zmieniło? Może tyle, że nie popełniłaby tych samych błędów, tylko nie była pewna czy błędem można nazwać zakochanie się w kimś, kto tego nie chciał. Nie miała żadnego wpływu na to, jak się czuła, ale teraz, po upływie kilku miesięcy, zaczęła wierzyć, że czas rzeczywiście leczy rany. Nie czuła się zupełnie wyleczona, a drzazga powodująca ból dalej tkwiła w jej ciele, raz po raz o sobie przypominając, jednak mimo tego wiedziała, że jest lepiej. Może dla nieznajomej to jeszcze nie był ten moment.
- Osobliwa niespodzianka - uśmiechnęła się delikatnie, próbując wymyślić jak ona zachowałaby się, postawiona przed podobną sytuacją. Czy otworzyłaby swój dom dla kogoś bliskiego i bez zbędnych pytań pozwoliłaby mu się w nim zatrzymać, czy raczej próbowałaby dociec prawdy i powodu przyjazdu? Gdyby to Sam stanęła w jej progu po tych wszystkich miesiącach, braku kontaktu i urwanej linii, nawet jeśli chciała myśleć, że nie wpuściłaby jej do środa bez szczegółowych wyjaśnień, pewnie by to zrobiła. Do niektórych ludzi miało się tę słabość, niezaprzeczalną słabość, z którą nic nie można było zrobić i nie dało się z nią walczyć. Czy do niej ktoś miał taką słabość? Czy dla niej ktoś byłby gotowy rzucić wszystko? Świadomość, że w czyichś ramionach można się poczuć bezpiecznie, że u kogoś może się zatrzymać, komuś może powiedzieć wszystko, co jej zalega w czeluściach umysłu, była czymś, do czego chciała dążyć, co chciałaby mieć, co byłoby dla niej synonimem szczęścia, marzeniem.
- Nie ma co liczyć na cud - przyznała, kiwając głową, bo ten bardziej znajomy australijski akcent był dla niej zupełnie inny i zawsze słuchając kogoś z innego rejonu świata musiała się skupiać bardziej na sensie słów. - Przykro mi, ale nie mam żadnej ciekawej historii, jestem stąd. Mieszkam dosłownie kilkanaście minut od latarni, wychowałam się w okolicy i chyba już tu zostanę na zawsze - choć nie było to jej marzeniem. Chciała zwiedzać świat, poznawać inne kultury, dowiedzieć się czegoś na własnym doświadczeniu, ale nieznajoma jej siła ciągnęła ją znów do Lorne Bay i jakoś nie potrafiła wyobrazić sobie wyprowadzki. Ale była młoda, wszystko mogło się jej zmienić. Czy nie tak mówili dorośli? Że jeszcze wszystko się zmieni, jak się dorośnie? - Parę miesięcy mnie nie było, tylko, że nie pochwalę się egzotyczną opalenizną, nawet jeśli jest tak ciemno - i nagle, zupełnie niespodziewanie, została porażona światłem tak jasnym, że nawet przez mocno zaciśnięte powieki nie była w stanie utrzymać głowy w tym samym kierunku. - Cholera! - zaklęła, rzucając papierosa gdzieś obok siebie i przesłaniając dłonią oczy. Czy coś wybuchło? Kometa uderzyła w ziemię? Statek ufo w końcu wylądował w okolicy?
- Słyszałaś to? - złapała nieznajomą za ramię, pytając podniesionym głosem. Odgłosy pluskającej głośniej wody mogły być tylko wytworem jej wyobraźni, ale oślepiające światło nie pozwalało spojrzeć w dół, z dziwnym niepokojem więc przybliżyła się do dziewczyny, czując się przez to choć odrobinę bezpieczniej. Nawet jeśli była nieznajomą.

yaya lawrence
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
ODPOWIEDZ