barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
- Billie Winfield! Gdzieś ty znowu wlazła?! Nie możesz się tak zachowywać! Wiesz, jak wszyscy się o ciebie martwią?

Wiedziała. I to nie tak, że zupełnie nic sobie z tego nie robiła. Po prostu przejmowała się tym w nieodpowiednim momencie - odrobinę za późno, aby cokolwiek zmienić. Czuła się głupio, kiedy po powrocie do domu stawała oko w oko z tym spojrzeniem matki. Tym, które mówiło, jak bardzo nie była z niej zadowolona – jeszcze zła, wciąż nie do końca rozczarowana (na całe szczęście, chociaż tę różnicę Billie nauczyła się doceniać dopiero później). Tyle wystarczyło. Jedno spojrzenie i cała duma z powodu własnego niecnego geniuszu znikała w jednej chwili, a razem z nim zadowolenie z przeżytej właśnie przygody. Billie spuszczała głowę i nie odpowiadała nic. Bo niby co miałaby powiedzieć? Wtedy jeszcze potrafiła gryźć się w język. Nie dlatego, że nie znała odpowiednich słów albo brakowało jej woli walki. Była waleczna, uparta i pyskata, odkąd potrafiła sobie przypomnieć. W wieku sześciu lat przestała się też bać, że rodzice (nigdy nie byli dla niej nikim mniej, mimo że nie łączyły ich więzy krwi) oddadzą ją tam, gdzie ją znaleźli, zachowując sobie tylko jej siostrę (kopię zapasową - zawsze się z tego śmiały). Zwyczajnie nie wiedziała, co powiedzieć. Przyjmowała pokornie słowa gniewu, rozgoryczenia i mieszające się z nimi wyrazy szczerej troski. Potem szła pod prysznic (zazwyczaj nieopisanie brudna po wszystkich przygodach), a następnie do swojego pokoju i dopiero tam, kiedy emocje po spotkaniu z Mamą opadły, powoli mogła trawić to, co przydarzyło jej się tamtego dnia. A działo się sporo – inaczej nie otrzymałaby reprymendy. Poznawała nowe miejsca, odkrywała nowe zakątki, właziła w nowe kąty. Wracała z siniakami, zadrapaniami i liśćmi we włosach. Serce biło jej tak, że nie mogłaby zasnąć niezależnie od zmęczenia. Odwracała się wtedy na bok i opowiadała o wszystkim siostrze. Może Lean nie zawsze dawała się namówić na towarzyszenie Billie w realizacji jej wszystkich pomysłów, może zazwyczaj wolała tego nie robić – nieistotne. Dla Billie była najbliższą osobą kiedykolwiek. Kochała rodzinę Winfield, która ją przygarnęła, kochała całe swoje rodzeństwo, ale to z siostrą łączyła ją szczególna więź. Może nie były zupełnie takie same, według Billie nie były do siebie nawet podobne (mimo że wszyscy twierdzili inaczej), ale były w tym razem. Od początku do końca.

- Nie możesz się tak zachowywać! Nie możesz tak po prostu wsiąść sobie w autobus do Brisbane! Do BRISBANE! Masz dopiero trzynaście lat! Czy ty wiesz, co mogło ci się stać?

To podchwytliwe pytanie. Słyszała o tym, co mogło się stać, ale nie mogłaby powiedzieć, że traktowała całkiem na poważnie opowieści-horrory, które dorośli opowiadali o tych wszystkich złych i mrocznych rzeczach, jakie czekają na dziewczynę w wielkim świecie. No bo bez przesady, miała już trzynaście lat, potrafiła o siebie zadbać! Zresztą, nawet nie dojechała do Brisbane. Cała ta przygoda była fajna, zanim jeszcze rozpoczęła się na dobre. Etap przygotowań po cichu, ukrywanie się ze wszystkim, wielkie plany i tak dalej – ekscytujące! Nie zamierzała wyjeżdżać na zawsze. Nie widziała powodu. Dobrze jej było w rodzinnym domu w Lorne Bay, lubiła tez swoją szkołę, swoich znajomych, miała plany na przyszłość – zamierzała w końcu zostać inżynierem. Nie mogłaby tak po prostu spakować się i zniknąć. To miała być tylko i wyłącznie przygoda. Niestety, okazało się, że wyprawy na koniec świata są szalenie nudne, kiedy już wsiądzie się w autobus i po prostu jedzie się przed siebie. Znudziła się na wysokości Cairns, gdzie wsiadła w autobus powrotny i wróciła. Nie zamierzała nikomu nic o niczym mówić, ale zauważył ją znajomy Franka, gdy kręciła się na dworcu, czekając na swój kurs do domu. Frank być może by się nie wygadał, ale jego znajomy opowiedział o wszystkim państwu Winfield i stąd cała afera. Billie do tej pory mu to pamięta. I raczej nie zapomni.

-Jak mogłaś mi to zrobić?! Nie możesz się tak zachowywać! Przecież jesteś MOJĄ dziewczyną!

Nie była. To, że lubiła z kolesiem sypiać potajemnie, kiedy jego rodziców nie było akurat w domu, wcale nie było przecież jednoznaczne z tym, że była jego dziewczyną, prawda? Według niej zwyczajnie dobrze się bawili. Od czasu do czasu. Kiedy nie musiała prowadzić z nim przydługich konwersacji. Trevor był całkiem sympatyczny. Był od niej o dwa lata starszy, prawie kończył liceum, należał do kółka dramatycznego, miał przyjemną twarz i wiele do powiedzenia. To ostatnie wywoływało w niej spory wewnętrzny paradoks, bo z jednej strony lubiła to, że nie musiała za bardzo wysilać się przy nim, aby mówić cokolwiek, kiedy akurat nie miała na to ochoty, a z drugiej nie znosiła tego, że nieustannie gadał. Nie zostawała u niego na noc, nie spędzała z nim radosnych popołudni, ich schadzki bywały krótkie i konkretne – i najwidoczniej to wystarczyło, żeby wyobrażał sobie zbyt wiele. Być może wiele innych dziewczyn z ich szkoły dałoby wiele, aby znaleźć się na jej miejscu. Billie jednak nie należała do tych, które marzyłyby o tym, żeby być czyjąś. Wręcz przeciwnie. Należała tylko i wyłącznie do siebie. Dlatego kiedy Trevor zaczął wmawiać jej, że była jego, kazała mu spierdalać.
A potem znalazła sobie innego faceta, innego przyjaciela, inne zajęcia, skupiła się na czymkolwiek innym. Nie przywiązywała się do związków. One po prostu były czymś, co zajmowało jej czas. Miała inne, znacznie ważniejsze rzeczy na głowie. Musiała skończyć szkołę, a potem dostać się na studia. Miała przyjaciół, własne zainteresowania i pasje.

- A nie mogłabyś zostać i po prostu studiować w Cairns?

Nie mogła.
To znaczy nie… To nie do końca tak… Mogłaby, ale zwyczajnie nie chciała. Lubiła Lorne Bay, całą barwną okolice i wszystkie wspomnienia, jakie wiązała z tą miejscowością, jednak kiedy liczba lat na jej liczniku niebezpiecznie zaczęła zbliżać się do dwudziestki, ona coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że chciałaby jednak czegoś więcej. To małe miasteczko posiadało swój niewątpliwy urok i charakter – ale było też wiele innych miast równie urokliwych i być może nawet bardziej charakternych od niego. Billie chciała je zobaczyć. Jeśli nie wszystkie (bo była realistką, umówmy się), to większość. Dlatego nie wahała się, kiedy została przyjęta na Curtin University w Perth na wydział technologiczny. Dalej się nie dało – przynajmniej jeśli chodzi o Australię. Idealnie. Tam mogła robić wszystko, co chciała. I właśnie to robiła.

- Nie możesz tak po prostu odejść z dnia na dzień, Billie, jesteś tu potrzebna. Nie możesz się tak zachować wobec teamu…

Długo nad tym myślała. Odczuwała w sobie silne poczucie solidarności wobec ludzi, z którymi pracowała. Lubiła Perth. Poznała tu wiele osób, z którymi lubiła spędzać czas. Z kolei wielkość tego miasta i jego duża ilość barów zapewniały jej wystarczająco małe prawdopodobieństwo trafienia przypadkiem na kogoś, z kim czasu spędzać nie chciała. Tylko że nie mogła tam dłużej zostać. To było dobrych kilka lat. Może mogłaby stwierdzić, że wiele się podczas nich nauczyła, ale… Nie była do końca przekonana, czy to rzeczywiście jest prawdą. Nadal czuła się tak samo głupia i nieodpowiedzialna jak wtedy, gdy przyjechała tu na studia. Nadal dawała się ponosić imprezom, nie dbając o jutro, wdawała się w podejrzane relacje, bo akurat w danej chwili wydawały jej się interesujące i nadal przeżywała dzień za dniem, nie mając bladego pojęcia, co robi – a po prostu improwizując. Nie dorastała. Nie chciała. Nie była też pewna, czy faktycznie chce wyjechać i wrócić do Lorne Bay. Wiedziała jednak, że musi. I że nigdy nie przyzna się nikomu dlaczego.

- Nie możesz się tak zachowywać, masz już trzydzieści lat.

To nie tak, że nie słyszy. Owszem, docierają do niej słowa, mimo że muzyka wokół jest naprawdę głośna. Może i trzydzieści lat w pewnych kręgach uważane jest już za całkiem dużo (ona sama uważała tak jeszcze do niedawna – do momentu, w którym trójka z przodu faktycznie pojawiła się w końcu w jej metryczce), ale ona nie jest jeszcze aż tak stara, aby mieć problemy ze słuchem. Woli jednak udawać, że jest niczego nieświadoma. Nie ma ochoty ani słuchać ani tym bardziej się tym przejmować. Bo co z tego, że ma już trzydzieści lat? Niby co to zmienia? Absolutnie nic. Nigdy niczego nie zmieniało. Od zawsze nie mogła się tak zachowywać i od zawsze właśnie tak się zachowywała – cokolwiek to tak miałoby znaczyć. Uśmiecha się tylko jak gdyby nigdy nic, zeskakuje z baru (to nie cud, że do tej pory nie ściągnął ją z niego siłą żaden ochroniarz – Billie po prostu tam pracuje, a to nie jest jej pierwsze rodeo) i dopija resztkę piwa, po czym odstawia butelkę na ladę. Wszystko jest nieważne. Ten bar, to miasteczko, jej własne trzydzieści lat. Uśmiecha się, tańczy, jak gdyby jutra miało nie być. Potem jest na plaży. Nie wie nawet jak ani kiedy. Biegnie w kierunku wody, która zdaje się być tak spokojna o tej porze. Nic jej nie zatrzymuje – nawet te głosy gdzieś z tyłu, które nadal wołają, że jest już późno, że to niebezpieczne i że nie powinna się tak zachowywać. Unosi się na falach. Przez chwilę zastanawia się nad tym, czy gdzieś obok niej nie przepływa właśnie jakiś aligator. Lub meduza. Ewentualnie płaszczka. Albo żółw! Lubi żółwie, uważa je na pewno za znaczenie fajniejsze od koali czy kangurów, bo te aż za bardzo kojarzą się z Australią. Żółwie nie są standardowe, są w porządku. Spogląda w nocne niebo. Chyba zaczyna świtać. Nie pozwala sobie zasnąć. Wychodzi na brzeg, gdzie układa się na plecach na piasku, której o tej porze zdążył stać się już chłodny. Przymyka oczy i wspomina o wszystkim tym, kim być nie powinna i jak nie powinna się była zachowywać…
Chciałaby powiedzieć, że ma to wszystko gdzieś. Ale to mogłaby nie być do końca prawda.
* * *
Groźna niczym najbardziej waleczny z ratlerków, subtelna jak radziecki czołg pancerny, urocza niczym wschód słońca nad wysypiskiem śmieci. Takiej drugiej jak ona jedna nie ma na tym świecie. Gada zdecydowanie za dużo, na domiar złego zupełnie nieodpowiednich rzeczy. Czasem powinna się zamknąć, ale zdaje sobie z tego sprawę dopiero po fakcie, gdy kilka niepotrzebnych słów zdążyło wyłonić się na powietrze i narobić stosownych szkód. Pyskata, trochę przemądrzała, ma bajerę jak mało kto, a kiedy kończą jej się sensowne argumenty, sięga do kieszeni z niezliczoną ilością przekleństw. Taka ładna buźka (lol, wcale nie), a taka niewyparzona. Nie uważa tego za ujmę na swoim charakterze. Zresztą, nawet jeśli, to od dawna twierdzi, że wady są zdecydowanie ciekawsze od zalet, dlatego starannie je w sobie pielęgnuje. Twierdzi, że nie uczy się na własnych błędach, że jest uparta jak osioł i totalnie niereformowalna. Porywcza, zbyt szalona, z tendencją do złego oceniania większości sytuacji. Nieustannie pakuje się w coś głupiego z rozpędu, nie będąc w stanie się zatrzymać, a problemy rozwiązuje w najlepszy sposób jaki zna – uciekając od konsekwencji. Nie wie, czego chce, zbyt dużo pije, ma idiotyczne poczucie humoru i bywa totalnie leniwa. I woli nie mówić o tym, że za swoimi bliskimi gotowa jest skoczyć w ogień, że mogą do niej dzwonić o każdej porze dnia i nocy, że urwie jaja każdemu, kto ich skrzywdzi. Nie wspomina o sentymentalizmie, o głębokim przywiązywaniu się do tych, którzy pojawiają się w jej życiu w pozytywnej roli, do cichej wiary w ideały. Nigdy nie powie na głos, że płacze na komediach romantycznych, że próbuje pracować nad sobą, ale ma wrażenie, że to totalnie bezcelowe i że przejmuje się tym, co ludzie o niej pomyślą. Woli o tym nie mówić. Przecież nie chciałaby… nie – nie może się przed kimkolwiek odsłonić.
Wilhelmina Daphne "Billie" Winfield
13 listopada 1990
Lorne Bay, Queensland, Australia
Barmanka
Moonlight Bar
Opal Moonlane
Panna, heteroseksualna
Środek transportu
Nie posiada łódki na własność, ale jest typ typem człowieka, który (przy odpowiedniej ilości motywacyjnego alkoholu) zbuduje tratwę z byle czego, jeśli tylko zajdzie taka konieczność albo jeśli najdzie ją fantazja. Generalnie po mieście porusza się na piechotę, chociaż wrotki to wcale nie najgorszy pomysł, który na pewno przemyśli...

Związek ze społecznością Aborygenów
Nic jej o nich nie wiadomo.

Najczęściej spotkasz mnie w:
W pracy - barze Moonlight Bar. Podaje tam alkohol jako barmanka, ale chętnie przesiaduje tam również jako klient. Poza tym zdarza jej się odwiedzać również inne knajpy, a także spożywać na spokojnie browarki na plaży. Często spaceruje po swojej dzielnicy (Opal Moonlane), lubi spokojne, mało odwiedzane zakątki.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Rodziców Winfield, siostrę bliźniaczkę.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Jasna sprawa, że tak, ale proszę jej nie zabijać i trwale nie okaleczać. Nie chciałabym też, żeby choćby tymczasowo straciła którykolwiek ze swoich zmysłów, dziękuję.
Wilhelmina Winfield
Danielle Galligan
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany