27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
Za szybko mówię, za dużo palę i zbyt rzadko myślę, zanim zrobię.
To wszystko bardzo wkurwia mojego męża.
Wkurwia go też to, że wszędzie zostawiam naczynia. Kolorowe kubki z czarną kawą wypitą tylko do połowy, szklankę po soku ze śladem szminki na krawędzi czy talerz, na którym rozrzucone są okruchy drożdżówki, jaką zjadłam na obiad.
Powinien się cieszyć, że przynajmniej nie ćpam jak jego poprzednia żona. Druga; mnie przypadła zaszczytna rola żony numer trzy, która miała być receptą na kryzys wieku średniego. Oboje doszliśmy do wniosku, że koniec końców ferrari wyszłoby mu taniej niż ja. To jedna z niewielu rzeczy, w których się zgadzamy.
Poznałam go w Szkocji, dokąd uciekłam na studia z miejsca, o którym już prawie nie myślę. O chrupiących, ociekających tłuszczem plackach z tartych ziemniaków, które smażyła moja babcia i o pękających w ustach czereśniach, z których wypluwałam pestki prosto na trawę (damą byłam już w młodości i to zostało mi do dziś). O lekcjach polskiego, na których czytaliśmy fraszki o drzewach i dewotkach, podczas których kuliłam się w ostatniej ławce, bo to był jedyny moment, w którym mogłam w spokoju odrabiać lekcje. W „domu” czekał na mnie duszny pokoik z brudną firanką, który musiałam dzielić z dwójką rodzeństwa. Właściwie to zamiast go dzielić, zwykle ukrywaliśmy się w nim z młodszym bratem i starszą siostrą. Kiedy ojciec wracał pijany, trzeba było siedzieć cicho. Siedziałam na moim łóżku – twardym, z płaską poduszką w niebieskiej poszewce w kwiaty, które wyblakły już wiele prań temu – i wbijałam paznokcie w udo, nasłuchując. Po jego krokach, tempie, w jakim się poruszał i tym, jak trzaskał starymi drzwiczkami szafek z brzydkiego linoleum, potrafiłam poznać, jak bardzo się upił. Aż do końca nie nauczyłam się, czy to oznacza, że dzisiaj mnie uderzy, czy tylko zwyzywa od głupich kurew. Często nazywał tak także matkę, ale ona nie mogła tego słyszeć, bo zostawiła nas z nim, kiedy byliśmy dziećmi. Nie wiem, za co nienawidzę jej bardzo – za to, że nas zostawiła z tym człowiekiem czy za to, że nie chciała zabrać mnie ze sobą.
Czasami było znośnie, a czasami było nie do wytrzymania. Dopóki żyli dziadkowie, zawsze mogłam do nich iść. Zjeść placki, pooglądać program na małym telewizorze, który się zacinał, ale przynajmniej nie musiałam się wstydzić, gdy inne dzieciaki zaczynały o nim rozmawiać. Babcia dawała nam truskawki ze słodką śmietaną, a ojcu pieniądze, żeby upewnić się, że mamy z czego opłacić rachunki. Kochałam babcię, z jej spracowanymi dłońmi, fioletowym fartuchem, w którym chodziła po domu i ciepłymi skarpetami, które miała na spuchniętych nogach nawet latem. Mimo to dziwiłam się, jak może być taka naiwna. Przecież dobrze wiedziałam, że ojciec te pieniądze zwyczajnie przepije.
Babcia zmarła trzy miesiące po śmierci dziadka i wtedy w domu zaczęło być dużo gorzej, ale to już nie był mój problem. Do liceum poszłam do stolicy, która rozwijała się w tempie, do którego nie byłam przyzwyczajona. Na każdym kroku były sygnalizacje świetlne, a ludzie w tramwajach nie ustępowali sobie miejsc. Mieszkałam w internacie i miałam stypendium socjalne, które paliło mnie ze wstydu, ale wiedziałam, że inaczej sobie nie poradzę. Zdałam maturę i tak szybko, jak tylko mogłam, wyjechałam.
W Szkocji było wietrznie i mogłam wszędzie jeździć rowerem. Miałam już doświadczenie z wkraczaniem w środowiska, w których byłam obca. Trudne do wymówienia nazwisko i inna narodowość były miłą odmianą. Do tej pory oceniano mnie głównie przez pryzmat kasy, której nie miałam. Chyba dlatego po ślubie nie zmieniłam nazwiska: to nosiła moja babcia, a przede wszystkim było gwarancją. Czyni mnie Obcą, ludzie i w Szkocji, i w Australii z góry zakładają, że nie jestem jedną z nich. Z tą łatką czuję się dużo lepiej. Wolna. Na tyle, na ile jest to możliwe w moim małżeństwie.
W Szkocji zaczęłam studiować medycynę, ale szybko okazało się, że ani moje oszczędności, ani dorywcze prace nie wystarczą, żeby się utrzymać. Jednym z ulubionych słów mojego męża jest swojska kurwa – tłumaczyłam mu kiedyś, że w moim języku można na to powiedzieć: kurwić się. Wtedy go poznałam. Zabrał mnie do ładnego pokoju hotelowego, z miękką wykładziną, w której zapadały się obcasy moich sandałków, a kiedy mnie wziął, zostawił mi dużego siniaka na przedramieniu i kilka banknotów na stoliku.
A potem wrócił.
On zakochał się w tym, jaka byłam młoda i w tym, jak bardzo go potrzebowałam. Od początku traktował mnie jak trofeum. Rzecz, którą można postawić obok siebie, żeby ładnie wyglądała i chwalić się przed kolegami, opowiadając o niej, jakby jej tu w ogóle nie było.
Ja zakochałam się, bo po raz pierwszy myślałam, że mogę poczuć się bezpiecznie. Nie musiałam się martwić o przetrwanie, a pieniądze stały się nagle czymś naturalnym. Czymś, co po prostu było. Twarda, plastikowa karta płatnicza spoczęła w mojej torebce i tylko czekała, aż ją wyciągnę i przyłożę do terminala. Wirtualne pieniądze, których żadne z nas nie widziało przecież na oczy, gromadzone na koncie mojego męża, pozwoliły mi dokończyć studia, opłaciły też nasz ślub i bilety lotnicze do Australii. Mój mąż urodził się w Lorne Bay i musieliśmy tu wrócić krótko po tym, jak skończyłam studia.
Chodziło o jego drugą żonę, tę narkomankę. Miał dzieci zarówno z pierwszego, jak i drugiego małżeństwa – dwoje już dorosło, a najmłodszy syn ma dwanaście lat. Kiedy jego żona została umieszczona w ośrodku dla narkomanów, chłopak zamieszkał z nami. Nie wchodzimy sobie w drogę. Już w Australii mogłam zacząć staż w Cairns Hospital.
Jak jest teraz? Mojego męża wkurwia, że wszędzie rozrzucam swoje rzeczy i działam spontanicznie, w jednej chwili informując, że znikam na cały weekend, a w drugiej wsiadając w samochód. Że tak bardzo pochłania mnie praca i nie staram się już, żeby jego koledzy mnie polubili. A najbardziej wkurwia go, że już go nie potrzebuję. Stanęłam na nogi i dorosłam, ale to wszystko jego zasługa. A on o tym wie. Wie też, że tylko dlatego jeszcze nie odeszłam, nawet jeśli wieczorami przeglądam czasem oferty mieszkań na wynajem w okolicy.

- To rodzinne strony mojego męża, mieszkam z nim w miasteczku od ponad roku.

- Po ślubie zostałam przy swoim nazwisku, ale niechętnie wracam myślami do Polski. Zwykle mówię, że wychowałam się w Szkocji, ale mam polskie korzenie.

- Mam na telefonie sporo gier i nieraz zdarza mi się dać pograć w nie pacjentom. To ich ich uspokaja i odwraca uwagę od sytuacji, w jakiej się znaleźli. Kilka towarzyszyłam pacjentom w przesuwaniu ludzi na Tinderze.

- Bardzo lubię piec, najlepiej wychodzą mi domowe rogaliki z czekoladą i cynamonki.

- Nie noszę obrączki, tylko pierścionek zaręczynowy. Przypomina mi, gdzie byłam, zanim poznałam męża.

- Lubię chodzić w pojedynkę do kawiarni czy do kina, nie czuję się niezręcznie sama przy stoliku.

- Jestem tą osobą, która kupuje sporo książek, ale potem nie mam czasu ich czytać.

- Najbardziej lubię w sobie to, że ciężko pracuję, jestem empatyczna i łatwo odnajduję się w nowym otoczeniu. Nie lubię tego, że łatwo tracę cierpliwość, zbyt mocno się wszystkim przejmuję i bardzo potrzebuję niezależności.

- Lubię wytrawne wino, sok pomarańczowy, kawę z tonikiem i colę.

- W tym momencie nie chcę mieć dzieci. Mój mąż ma troje z poprzednich związków, dwoje jest dorosłych, a nastoletni syn czasami z nami mieszka.

- Mój mąż jest dość znanym kucharzem. Występował jako juror w australijskim programie kulinarnym i wydał kilka książek kucharskich. Przez kilkanaście lat pracował na Wyspach, ale po powrocie do Australii otworzył tu swoją restaurację, idiotycznie drogą i idiotycznie obleganą. Niedawno zaczął też kręcić drugi sezon swojego programu na Netflixie. To pozwala nam na dość wygodne życie, z domem z basenem i dwoma samochodami.

- Kocham psy, przez całe studia byłam dla nich domem tymczasowym. Teraz chciałabym do tego wrócić, ale zawsze mam tę samą wymówkę: brak czasu.

- Nie słucham za dużo muzyki, ale lubię podcasty.

- Chodzę na zajęcia z baletu dla dorosłych.
Diana Puchalska
8 czerwca 1994
Tłuszcz
stażystka
Cairns Hospital
Pearl Lagune
mężatka; hetero
Środek transportu

Po przyjeździe do miasteczka mąż kupił jej samochód. Mają także łódkę, ale Diana nie ma pojęcia o pływaniu i wchodzi na nią dość niechętnie.

Związek ze społecznością Aborygenów
Brak

Najczęściej spotkasz mnie w:

- praca,
- praca,
- dom,
- praca,
- szkoła w miasteczku (czasem odbiera pasierba po lekcjach)

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Mąż

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak! Nie ingerujcie w jej życie seksualne (ciąże, bezpłodność, choroby weneryczne) i nie zwalniajcie jej z pracy, pretty please.
Diana Puchalska
Ana Kras
ambitny krab
pianka#9491
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany