pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Najwyraźniej ludzie się nie zmieniają. Mógł zmienić twarz i to dosłownie, bo ogień przetrawił jego tkankę i tylko dzięki przeszczepowi nie wyglądał jak brat Bestii, czekający na powrót Pięknej, ale to nie znaczyło, że jego dawne nawyki ulegną zmianie. Wręcz przeciwnie, miał nawet wrażenie, że kielon pogania kielon, a alkohol wiruje z nim w chocholim tańcu, zataczając się prosto w szpony zniszczenia. Tyle, że nie wszyscy pijali w sposób straceńczy. Byli też tacy jak on, którzy przez długi czas utrzymywali się na nogach, posiadali wyprostowaną postawę i nie bełkotali jak menele spod sklepu. Niezależnie od tego czy kupowali tyle samo alkoholu co panowie na śmietniku, byli nienagannie ubrani.
Alkoholizm jawił się im jak bajka dla niegrzecznych dzieci, bo przecież kontrolowali swoje pijaństwo i nie wyglądali żałośnie. Póki był eleganckim panem w barze, snującym rozmyślania nad szklaneczką whisky, nie był poza marginesem błędu. Uważał więc, że wszystko jest w normie. Ba, mógł nawet podziękować swojej codziennej rutynie, która świadczyła o tym, że żyje życiem przeciętnego zjadacza chleba. Niegdyś, w chwilach największej sławy i chodzenia do telewizji śniadaniowej podkreślał, że tęskni za tego typu atrakcjami. Potem okazało się, że kłamał, bo gdy światła reflektorów przestały go grzać, zrobiło się nagle nieprzyjemnie i zimno.
Wiedział już, że był uzależniony od sławy w równym stopniu jak od alkoholu. Gdy jej zaś zabrakło, oddał się cały nałogowi i teraz, gdy jego życie osobiste postanowiło przybrać pozę obrażonej księżniczki, znowu znalazł się w barze. Może i banalnie, ale nie było go stać na nic lepszego. Zaliczka od agenta na poczet nowej książki nie wpłynęła, zaś on przehulał wszystko, łącznie z duszą na dziewczynę, która planowała powrót do życia sprzed jego ery.
Typowe. Po raz kolejny okazało się, że kobietom nie należy ufać i choć to brzmiało już tak tandetnie, że nie umieściłby tego w kolejnej książce, przeżuwał te słowa jak orzeszki, stojące naprzeciwko niego i martwym wzrokiem skanował otoczenie, by wyłowić z niego ciekawe twarze. Nie było to łatwe, światła zmieniały kąty widzenia, wykrzywiały postacie i czuł się nieco jak w gabinecie luster. Żadna z tych osobowości nie była mu znana i już był o krok od uznania, że musi przekroczyć kolejny Rubikon i odezwać się do kogoś obcego, gdy przesunął spojrzenie na prawo, na tę samą ladę barową i jak w filmach, świat ulegał retardacji i wszystkie jego myśli podążyły w stronę bruneta.
A wraz z myślami wspomnienia, które osiadały ciężko na jego ramionach i przenosiły do czasów sielankowych, intensywnych, ekspresyjnych, gdy on był jego i liczyło się tylko to. Na chwilę, nigdy nie był monogamistą i wcale tego nie ukrywał, ale przecież odczucia też były ważne.
Ba, ważniejsze niż jakaś stałość czy przysięga małżeńska o której nie wspomniał.
To mogło ich oboje uwierać, Christopher na sekundę nawet zastanawiał się czy powinien kulturalnie udać, że go nie widzi (zresztą, miał nową twarz i na pewno go nie poznał), ale skinął na barmana i podjął decyzję, by postawić mu whisky.
Zupełnie jak Ozzie był jakąś łatwą panienką, a nie jego byłym, który rozkwasi mu mordę, gdy dowie się o jego podstępie.

ozzy lonsdale
zdolny delfin
enchante #8234
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
𝟐
Wieczorami, bez względu na to, jakich wrażeń akurat poszukiwał, najczęściej lawirował między barami. Dawniej nieczęsto pchający się w takie miejsca, teraz pomału przemieniał się w stałego bywalca, jednego z tych, którzy przynajmniej raz, dwa razy w tygodniu okupowali jakiś stolik, ewentualnie miejsce przy barze. Coraz częściej można było dojrzeć go na zewnątrz, poza domem, jak i poza pracą, czym sam siebie zaskakiwał, bo przecież dotychczas nie szukał jawnych odskoczni, nie był poszukiwaczem wrażeń. Poza tym, że w ciągu całego swojego trzydziestoczteroletniego życia starał się nie zapominać o tym, że ponad wszystko należy się dobrze bawić, nie należał do osób, które zapijałyby smutki alkoholem, zagłuszały problemy narkotykami i oddawały się ewidentnej autodestrukcji za każdym razem, kiedy coś szło nie po ich myśli. Fakt, czasem zbyt często lądował w łóżkach przypadkowych osób, by odepchnąć od siebie swoje rozterki, ale na całe szczęście to nie było nic groźnego - poza tym, zajęcie głowy nie było jedynym celem tych spotkań. Wszystko jednak miało swój okres przydatności i jego beztroska również.
Zarówno próby poznania kogoś przez rozmaite aplikacje randkowe, jak i same wizyty w barze niosły ostatnimi czasy głównie rozczarowanie i jedynie przysparzały mu kłopotów. Choć dni mijały, a sytuacja z Moonlight coraz bardziej oddalała się w czasie, nadal nie przyszło mu strawić tego, co zaszło. Stanięcie twarzą w twarz z Duncanem było niczym powrót do przeszłości, ale nie podobało mu się. To było jak utknięcie pod ciężką warstwą śniegu, która przygniatała mu płuca i nie pozwalała oddychać, a konieczność zmierzenia się z lawiną wspomnień, która nadeszła wraz z opuszczeniem przez mężczyznę jego mieszkania, było nie do zniesienia. Przez lata lizał rany i próbował zapomnieć, szukał ukojenia w obcych ramionach i popełniał te wszystkie głupie błędy, raz próbując znaleźć kogoś dostatecznie podobnego, innym razem wystarczająco różnego od mężczyzny, za którym nie przestawał szaleć. Przez lata walczył o odrobinę normalności, o to, by wszystko mu się z nim nie kojarzyło, by ich piosenki przestały być ich, a pozostały już tylko jego, filmy nie przywodziły na myśl wieczorów we dwoje, a zapachy - wspólnych nocy i poranków. Walka była w tym wypadku bezskuteczna, sprawiła tylko, że na wiele rzeczy się zamknął, a jeszcze więcej porzucił, raz na zawsze.
W pierwszej kategorii plasowały się relacje. Duncan nie był pierwszym (ani ostatnim), który zadał mu cios załapujący się poniżej pasa, a choć jego następcy nie byli już tak celni i precyzyjni, naprawdę nie był masochistą i nie miał zamiaru pozwolić dobrowolnie na to, by znowu bolało. Po tym, co wtedy zaszło, dał jeszcze jedną szansę i tym razem też okazało się, że było to nic nie warte - może nawet bardziej, niż za poprzednim razem, choć nie był ani w połowie tak samo zaangażowany uczuciowo w tej sytuacji. Nie chodziło jednak o zwykłe, złamane serce, a o to, że został oszukany. Żony i dzieci to było coś, co zdawało się go niemalże prześladować, a ludźmi, którzy potrafili dla własnych przyjemności ignorować istnienie takich osób w swoim życiu, z każdym dniem zdawał się coraz bardziej gardzić. Było mu trudno, bo nigdy wcześniej nie czuł nic tak silnego i podsyconego gniewem czy zranieniem jednocześnie, ale zadra była bardziej odczuwalna, niż jego wewnętrzny altruizm czy pokłady zrozumienia. Miał swoje granice.
Nie tylko emocjonalne, zresztą. Liczył, że tego wieczoru odnajdzie spokój, po raz pierwszy w życiu zachodząc do baru wyłącznie w celu lekkiego otumanienia zmysłów, a nie spotkania z kimś znanym, czy zapoznania z kimś nowym. To było nowe i wywoływało w nim uczucie niepewności, ale jednocześnie rezonowało jak bardzo rozchwiany się stał wraz z tamtym spotkaniem, z tamtą nocą, która może nie była naznaczona żadnym głupim, pijackim wybrykiem, ale i tak zapisała się na kartach jego wspomnień jako przeżycie, o którym nie sposób było tak po prostu zapomnieć. Wiedział, że jeśli kiedyś on wróci, tak właśnie będzie to wyglądało; że zacznie robić rzeczy niedorzeczne, myśleć w chaotyczny sposób i podejmować irracjonalne decyzje. Jego głowa była podatna na takie rzeczy, kiedy w grę wchodziły emocje.
Postawiona przed nim szklanka z alkoholem, którego już nie zamawiał, była niczym zachęta, by podjąć jeszcze jedną próbę zagłuszenia wszystkiego, co przebijało się boleśnie do jego świadomości, ale kiedy barman wskazał mu człowieka, który polecił mu polać, Ozzy wyłącznie westchnął bezgłośnie i z alkoholem w dłoni ruszył ku człowiekowi, którego jak mu się zdawało, nie znał. - Nie marnuj pieniędzy na stawianie mi drinków, zamierzam wyjść stąd dzisiaj sam - powiedział, kiedy szklanka stanęła przed brunetem. Zamierzał szczerością sprowadzić go do parteru, choć pewnie gdyby byli w innym miejscu i o innej porze, a na pewno innym czasie w jego życiu, Osiris byłby skłonny polecieć na to spojrzenie, skusić się na jego ciało i jeszcze raz podjąć próbę zapomnienia o wszystkich ranach, które w sobie nosił, chociaż na te kilka godzin pełnych przyjemności.

Chris Haynes
ambitny krab
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Życie zdecydowanie polegało na podejmowaniu decyzji. Oczywiście większość ludzi skupiała się na tych najbardziej istotnych. Po latach w końcu liczyło się najbardziej powiedzenie tak przed ołtarzem bądź przyjęcie intratnej pracy, więc nic dziwnego, że tego typu przedsięwzięcia zapadały w pamięć. Tyle, że niekoniecznie te monumentalne chwile miały znaczenie. Często te drobne postanowienia wpływały na całe życie, choć nie przechowywało się ich we wspomnieniach.
O tym myślał Christopher Haynes zastanawiając się czy podejść do osoby, której złamał serce. Wprawdzie trudno było mówić o tym, że zdarzało się mu to po raz pierwszy, ale mimo wszystko zawsze stawał przed podobnym dylematem.
Może i często doprowadzał do takich spotkań po latach, bo swoim swobodnym podejściem zasłużył na karmiczne podróż w przeszłość, ale za każdym razem taka rozmowa przebiegała inaczej. Nie wiedział jak Ozzy się zachowa ani co tak naprawdę powinien mu powiedzieć.
Przeprosiny zawsze wydawały mu się nieszczere. Nie żałował, naprawdę mimo bólu, który spowodował, zamieszania, nie był w stanie z czystym sumieniem powiedzieć, że mu szkoda. Przeżywał za wiele i zbyt intensywnie, by po latach pochylać się i oświadczać, że to jego wina. Był wręcz przekonany, że jego żal byłby absolutnie niedoskonały. Taki, który zakładał boleść jedynie z jednego prostego powodu- został przyłapany. To nigdy nie wystarczało.
Jego żona wręcz żałośnie prosiła go o to, by przyznał, że nie chciał tego i nigdy nie potrafił tego zrobić. Był skończonym skurwysynem, ale nawet jego hipokryzja nie sięgała do tego poziomu, by twierdzić, że nie zrobiłby tego ponownie. Nawet jeśli przez jego kłamstwa rozpieprzył rodzinę i niejeden związek, nie mógł powtarzać bredni, że nie był wówczas hedonistycznie szczęśliwy. Każda zdrada przynosiła ów dreszczyk emocji, którego jako pisarz nie mógł się wyrzec. Był w końcu człowiekiem, który potrzebował paliwa do kolejnych historii, tym, którzy żywił się emocjami jak pasożyt i z tego powodu nie mógł kłamać, że żałuje.
Nie, gdy książki sprzedawały się w takim nakładzie, a on opływał w bogactwa. Był niemalże królem życia i choć dziś już znał cenę tego życia- a jego twarz stała się żywą pochodnią- nie odczuwał z tego powodu wyrzutów sumienia. Bardziej przerażał go fakt, że ciągle natykał się na ludzi, którzy go nie poznawali. To była ta mitologiczna karma. Syzyf miał swój głaz, który bezustannie toczył na górę, Prometeusz miał wątrobę i ptaki, które ją wyjadały bez końca, a Haynes gębę, której nie poznawał w lustrze. Początkowo nawet uważał to za zgrabną wymówkę. Wszak teraz, nawet przed byłym kochankiem, mógł zgrywać nieznajomego. Z czasem zrozumiał jednak, że nie ma większego bólu niż świadomość tego, że nawet nie poznaje się w lustrze.
To była jego kara za brak żalu i dlatego podjął właściwą decyzję. Postanowił tkwić przy tym barze i nie podchodzić. Nie miał prawa po raz kolejny wpadać z butami w czyjeś życie. To jego wydawało się na tyle niegodne i niewarte wzmianki, że obawiał się litości. Tej zaś nie zniósłby od nikogo, więc musiał pozostać anonimowym mężczyzną stawiającym mu whisky. Bez żadnego podtekstu, oczekiwań, po prostu w ramach przeprosin za przeszłość, która jeszcze nie uwierała go na tyle, by jej żałował.
Tak właśnie widział to Chris i był przekonany, że wieczór skończą mijając siebie, ale bez konwersacji. Nagle, w ogólnym rozrachunku okazał się tchórzem i tego powinien się trzymać. Tak właśnie miał zapamiętać go Ozzy. A przynajmniej tak się łudził. Tyle, że nagle okazało się, że w tym barze są dwie osoby i to właśnie one podejmują decyzję. A przynajmniej mają do niej prawo, bo zanim zdołał zniknąć i przestać być stalkerem swoich byłych, owa przeszłość w osobie przystojnego bruneta zjawiła się przed nim i poinformowała go, że nie ma szans na przedłużenie tego wieczoru.
Nie chciał… wróć, chciałby, oczywiście, ale to nie byłoby zbyt dojrzałe i dobre. Nie mógł po raz kolejny go oszukać, więc uśmiechnął się i przyjrzał mu się dłużej. Po operacji prosili go, by tak robił. Spoglądał w oczy, dał poznać swoje grymasy. Dzięki temu znajomi ludzie rozpoznawali go nawet z tą nową twarzą.
A przynajmniej mieli niejasne poczucie, że znali mężczyznę, który ich skanuje wzrokiem.
- Już raz dałeś się mi zabrać do domu - zauważył więc rozbawiony i czekał aż Ozzy połączy kropki i faktycznie rozkwasi mu nową, choć już trochę używaną twarz.
Mimo tej całej gadki o braku wyrzutów sumienia potrzebował tego. Tej kary za postępowanie godne szczeniaka.
- Stęskniłem się za tobą - och, czyżby mógł być bardziej żałosny w tej swojej podróży w czasie?
Ocenę pozostawiał mężczyźnie z dawnych lat.

ozzy lonsdale
zdolny delfin
enchante #8234
ODPOWIEDZ