psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
outfit

Nadszedł czas, kiedy zaczęła się zastanawiać, czy dobrze zrobiła przyjeżdżając do Lorne. Nienawidziła tego miasteczka tak bardzo, jak ono jej. Im dłużej tu była, tym gorzej się czuła. Niczego nie ułatwiał fakt, że remont domu szedł jak krew z nosa a potencjalnych kupców było niewielu. Poczuła, że dochodziła do granicy, za którą rzuca to w cholerę i wyjeżdża. Dokładnie tak jak planowała, ale już bez pieniędzy za dom.
Ta strata ją martwiła nie bardziej niż odnowiony niezbyt dobry kontakt z bratem oraz niezbyt udana interakcja z kobietą, z którą miał dziecko. Miałaby zostać ciocią? Nie wyobrażała tego sobie zwłaszcza, że nie wierzyła w swoją wartość w czyimś życiu. Była pewna siebie i we własnej obronie stawała jak lwica, ale nie uważała, że byłaby cennym dobytkiem w życiu drugiej osoby. Relacje, które do tej pory tworzyła opierały się na obustronnych korzyściach. Sprzedawała się – nazwijmy to po imieniu. Tuż po wyjściu z więzienia robiła to wręcz zawodowo, ale z czasem rozwoju relacji z pewnym mężczyzną mogła ograniczyć niektóre działania i skupić się na osobistym rozwoju. To wciąż jednak był związek polegający na korzyściach dawania i odbierania, o czym pomyślała, kiedy odwracając się w lewo zauważyła znajomy profil.
Zamarła nie słysząc męskiego głosu faceta, który stanął obok i w jakże oczywisty sposób zaproponował jej drinka. Dopiero, gdy szerokie bary zakryły jej widok, uniosła ciemne tęczówki na byczka wypinającego pierś w sposób, w jaki zbyt dobrze znała. To był facet gotów zdominować kobietę, podbić ją, może ochronić, żeby samemu poczuć się lepiej i przede wszystkim zachęcić do siebie poprzez pawie zaloty.
Terrell nigdy nie odmawiała darmowego drinka, ale nie nastawiała się na podrywy. Specjalnie ubrała się mniej; mniej nóg na wierzchu, mniej wywalonego biustu i mniej elegancji. To oczywiście nie chroniło jej przed zalotami, ale po prostu się nie postarała i teraz zaczynała żałować.
Żałowała przyjścia tutaj i tego, jak była ubrana, bo skoro już na swej drodze miała wpaść na Desmonda (którego wciąż tak nazywała), to wolałaby wyglądać lepiej – wytworniej.
Pytanie jednak brzmiało, czy rzeczywiście chciała go widzieć. Nie miała żalu. Ich układ był obustronny. Każdy coś z tego miał, więc odcięcie się było jedną z wielu rzeczy, które kiedyś powinny nastąpić. Mogła się tego spodziewać, a jednak tyle wspólnych (z przerwami lat) sprawiało, że na wspomnienie miłych chwil, czuła w środku przyjemne ciepło.
- Wyjdziemy na zewnątrz? – zaproponowała nieznajomemu mężczyźnie, który parę chwil temu się przedstawił, ale nie zakodowała ani jednego słowa. Widziała tylko jak poruszał ustami w rytm ruchów wypiętej klaty.
Duszkiem dopiła drinka złapała gościa za koszulę i pociągnęła w stronę wyjścia. Niestety zrobiła tylko dwa kroki, kiedy nagle jakaś laska na nią wpadła. Nawet nie przeprosiła i już Joan miała zamiar coś powiedzieć, lecz wtedy w oczy rzuciła jej się osoba idąca za ów panną. Uniosła wzrok na Desmonda i milczała. A jednak w jej głowie działo się wiele. Pytała siebie, co dalej, co powinna powiedzieć, czy Desmond był z tą panną, czy to przypadek, że szedł za nią, czemu wciąż w dłoni trzymała fragment koszuli nieznajomego i skąd te nerwy?
Bo cię widzi. Jest tutaj - w Lorne Bay - w miejscu znającym wszystkie twoje grzechy i całą przeszłość, którą starałaś się ukryć przed kimś, dzięki komu stałaś się wykształconą kobietą.

frank farley
niegdyś tylko hodowca buraków — teraz multimilioner
49 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea


Frank starał się nie przywiązywać do swojej przeszłości głównie dlatego, że wywoływała u niego pewien dyskomfort. Liczyło się tu i teraz, czasem nawet żona z dzieckiem w domu nie trzymały go wystarczająco przy ziemi, by nie odleciał. Był zdecydowanie typem, który lubił być najdalej od szarej rzeczywistości, jak tylko mógł. Najczęściej robił to z pomocą alkoholu, aczkolwiek istniały również inne sposoby, między innymi długie wycieczki nie wiadomo gdzie. Prowadzenie drugiego, ukrytego życia, o którym nikt z jego prawdziwego nie ma pojęcia.
Co prawda od czasu, kiedy był Desmondem minęło już sporo czasu, to jednak gdzieś nadal miał ochotę spróbować jeszcze raz. Przez parę dni, albo tygodni, po prostu żyć bez zobowiązań i konsekwencji - jakby Frank nigdy nie istniał. Niestety życie nie było usłane różami, a tamte czasy zdawały się przeminąć wraz z tym, kiedy mężczyzna zaczął bardziej angażować się swoje życie rodzinne. Czasem żałował, że pewnego dnia po prostu zniknął z Perth i nie wracał przez dłuższy czas, ale czasem butelka wódki pomagała mu się z tym wszystkim pogodzić. A nawet z wieloma innymi sprawami również.
A co również poprawiało mu humor i sprawiało, że zapominał o bożym świecie?
Pieniądze.
Tak się właśnie złożyło, że Franklin wygrał pokaźną sumę pieniędzy nie tak dawno temu, dlatego postanowił wybrać się do klubu ze znajomymi. Miał kilku takich z AA, gdzie poszedł by wyleczyć się z alkoholizmu, a spotkał tam przyjaciół na całe życie. I do kielicha również.
Frank z natury był bardzo hojny, a po paru głębszych jeszcze bardziej, więc tego wieczoru miał zamiar trochę poszaleć. Stawiał już kolejną kolejkę z rzędu dla połowy klubu, kiedy podeszła do niego długonoga blondynka, która zdecydowanie uznała, że niekończąca się zawartość portfela Franka jest bardzo atrakcyjna. Farley nie za bardzo skupiał się na tym, co kobieta do niego mówiła, ale kiedy zaproponowała mu, że w podziękowaniu za to, że stawiał jej i jej znajomym, ona również mu coś postawi, wtedy wytężył słuch. A później, kiedy złapała go za dłoń i pociągnęła go za sobą, chętnie podążył za nią.
Przeciskając się przez tłum ludzi nie uważał na nikogo. Fakt, że i jego towarzyszka na kogoś wpadła nie zrobiłby na nim najmniejszego wrażenia, dopóki nie zobaczył, z kim się zderzyła. Wraz z tym Frank stanął w miejscu, gubiąc kobietę gdzieś w tłumie, bo ta po prostu musiała nie zauważyć, że mężczyzna już za nią nie idzie.
Odnajdując brązowe tęczówki Joan wpatrywał się w nie, jakby wcale nie byli wewnątrz ciemnego klubu, gdzie nic praktycznie nie było widać. A jednak, zawsze potrafił znaleźć jej spojrzenie, gdy tylko tego chciała. W tym momencie umknął mu również fakt, że Jo stała z jakimś wielkim osiłkiem, który z pewnością miał ochotę mu przyłożyć, żeby przestał się lampić.
- Przepraszam - Rzucił do dryblasa, zaraz po tym szybko nachylając się nad uchem Joan, a wszystko to działo się jakby w zwolnionym, ślimaczym tempie - co Ty tu robisz? Jak mnie znalazłaś? - Zapytał, czując jak czas nagle przyśpieszył, a przytłumiony dotychczas dźwięk muzyki nagle dochodzi do jego uszu. Serce biło mu jak oszalałe, trochę go otrzeźwiając. Sam Franklin nie był pewny, że było to dobry efekt uboczny stresującej sytuacji, ale w tym momencie pozostało mu granie w karty, które już miał.
Dlaczego Joan była w Lorne Bay? Czemu postanowiła go odnaleźć? Skąd wiedziała, że to tutaj mieszka. Tysiące pytań, które kłębiły się mu w głowie, aczkolwiek cierpliwie czekał, by je zadać. Nic nie mówiło mu jednak, że mógłby być to czysty przypadek. Przecież dobrze ją zna... zbyt dobrze. A może wcale? Może tak jak i on jego, Frank nie znał jej wcale.

Joan D. Terrell
powitalny kokos
nick
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Przełknęła ślinę czując niespodziewaną suchość w ustach. On tu był. Stał bliżej niż wcześniej; wysoki, przystojny i jak zawsze pewny siebie, chociaż nieraz w rozmowach dochodzili do momentu, kiedy Desmond wcale taki nie był. Momentami czuł się zagubiony a Joan go słuchała. Była przy nim, nie oceniała i nie miała wybujałych oczekiwań. Nigdy wprost o nic go nie prosiła. Te wszystkie rzeczy, jak mieszkanie, ubrania i nawet przekupiony dziekanat uczelni był tylko i wyłącznie jego inicjatywą. Sam tego chciał tak samo, jak ona chciała być przy nim kiedy tego potrzebował, czyli zawsze gdy pojawiał się w Perth. Coś za coś. A jednak po latach jej zachowanie stało się mniej wymuszone. Wsiąkła w ich wspólne życie a jej być albo nie być już nie było kwestią przetrwania. Po prostu tego chciała. Chciała być dla Desmonda, w ich małej bańce, z której każde z nich mogło wyjść.
Wychodzili – aż wreszcie już nigdy do niej nie wrócili.
Wciąż trzymała nieznajomego za koszulę. Za cholerę nie wiedziała po co on jej tutaj był, ale najwyraźniej podświadomie potrzebowała mieć podkładkę pod ewentualną ucieczkę albo osobę, która w razie czego ją obroni, bo.. tak, podejrzewała wiele osób o napaść na nią i choć nigdy nie brała pod uwagę Desmonda, to nie mogła wykluczać żadnej z opcji.
Spięła mięsnie widząc, jak jej dawny kochanek pochyla się tak samo, jak to robił kiedyś. Poczuła dreszcz, za który szybko skarciła się w myślach.
- Nie szukałam cię – stwierdziła stanowczo. Aż nazbyt w porównaniu z tym, co kiedyś robili w takich momentach. Kiedy on się pochylał, Joan była dla niego jak przyjemny kocyk, który tulił go swym ciepłym głosem. Mówiła rzeczy, które chciał usłyszeć.
Teraz tak nie było.
- Czy on cię nagabuje? – Gość o nieznanym imieniu jeszcze bardziej wypiął pierś. Joan skonfundowana popatrzyła to na jednego, a potem na drugiego. Wiedziała, że bezimienny może chcieć pokazać, jakim to był wielkim samcem alfa, dlatego przesunęła dłoń nieco wyżej i pociągnęła za koszulę tak, co by tamten pochylił się ku niej.
- Poczekasz na mnie na zewnątrz? Obiecuje, że nie pożałujesz. – Skłamała mu prosto do ucha na co ten od razu się zgodził i pognał do wyjścia jak strzała nieświadom, że tej panny nie zaliczy.
Kiedy tylko bezimienny ich minął, od razu złapała Desmonda za jego koszulę (rządziła się i szarpała tymi koszulami jak swoimi) i pociągnęła w przeciwnym kierunku.
Bez krępacji pociągnęła go w stronę toalet i jakby nigdy nic weszła do tej męskiej po drodze mijając kolejkę kobiet oczekujących do damskiego wc.
- Oho, ktoś jest chętny na pokaz. – Skomentował ktoś przy pisuarze, co Joan zignorowała zatrzymując się przy umywalkach. Dopiero wtedy puściła koszulę Desmonda.
- Nie udawaj głupiego – nakazała celując w mężczyznę palcem. – Dobrze wiesz, że cię nie szukałam, ale za to ty zawsze miałeś środki, żeby znaleźć mnie. Co jest? Nagle sobie przypomniałeś o tamtym życiu? A może chcesz dokończyć coś, co nie udało się zrobić z Perth? – Świadomie wysnuła oskarżenia, bo była ciekawa reakcji mężczyzny. Miała też gdzieś obecność innych zbyt pijanych facetów, którzy i tak nie rozumieli sensu słów ani też ich nie zapamiętają. - Co tu robisz? Co robisz w pieprzonym Lorne? - zapytała wprost i to nie tak, że była zła na Desmonda. Była zła na miasto, że posiadało o niej wszystkie tajemnice, których nigdy nie chciała zdradzać mężczyźnie.

frank farley
ODPOWIEDZ