organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
16.

Nie planowała już nigdy tutaj przychodzić, a jednak los bywał przewrotny. Był środek tygodnia, a mimo to zaskoczyła ją cisza, jaka otaczała to miejsce. Nie znała się za bardzo na klubach, jednak spodziewała się tłoku, którego już kilka razy tu uświadczyła... a w zasadzie, to dwa razy. Stała w gęstwinie drzew nieruchowo, przyglądając się ochroniarzom stojącym przy jednym z wejść. Nie wiedziała co powiedzieć, w ogóle nie wyobrażała sobie tego wszystkiego, ale miała do spłacenia dług i nie planowała przed nim uciekać. Odepchnęła się więc od jednego z drzew i przeszła przez ulicę, w której w dwóch miejscach brakowało asfaltu. Mimo świeżego podbicia w butach, które dostała od Nathaniela, jej kroki nie wydobywały żadnego dźwięku, ale i tak była obserwowana. Na tak wolnej przestrzeni nie dało się zniknąć. Podeszła do ochroniarzy, nie wiedząc od czego ma zacząć, ale nim zdobyła się na jakiekolwiek słowo, jeden z nich w ciszy otworzył przed nią drzwi. Weszła, nie pytając czy powinna i znów oniemiała. Dookoła było pusto. Czyżby wpadła w jakąś zasadzkę? Bez sensu, Nathaniel nie potrzebował takich zagrań, a mimo to serce waliło jej jak młotem, bo nie rozumiała tej sytuacji. Po metalowych schodkach zeszła w dół, rozglądając się dookoła. Teraz, pozbawione tłumów, to miejsce wydawało się większe. Wydawało jej się, że coś słyszy zza innych drzwi, nigdy tam nie była, tylko tutaj, w głównej sali z parkietem, no i w piwnicy, ale z tego niewiele pamiętała. Przeszła przez kolejne drzwi, korytarz wypełniony światłami neonów, minęła maszyny do hazardu przy których na moment przystanęła. Dostrzegła podesty z rurami i przełknęła ślinę, wiedząc, jak bardzo tu nie pasuje. Jednocześnie cieszyło ją, że nikt tutaj nie występował. Poszła jeszcze dalej i w końcu na niego natrafiła. Nie udało jej się wejść niezauważoną.
- Nikogo tu nie ma - zaczęła od tego, chociaż zwykle nie zapominała o powitaniu. Po prostu była skołowana nawet bardziej, niż zwykle. - Pomyliłam coś? Może wrócę innym razem - zaproponowała, już robiąc pierwszy krok w tył, bo czuła się tak, jakby zrobiła coś złego, a przecież nie pozwalała sobie na żadną samowolę. Chyba, że jednak kłamał z tym jej śpiewaniem... przecież to brzmiało absydalnie i może teraz zwyczajnie sprzeda ja na narządy? Jeśli tak, to nie rozumiała po co ten cały cyrk, skoro mógł to zrobić od razu.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nathaniela zaczynało drażnić jego własne zachowanie. Nie rozumiał dlaczego pozwolił Divinie Norwood nabrać takiego znaczenia dla jego osoby. Była przecież nikim, a jakimś niezrozumiałym sposobem sprawiła, że myśli Hawthorne'a coraz częściej uciekały do niej. Zaczynał się zastanawiać, czy nie miał specyficznego gustu co do kobiet, bo patrząc wstecz widział same popaprane i udręczone życiem przypadki. Chociaż ich liczba nie była zatważająca, bo może i Nathaniel mógł mieć każdą, którą by zechciał to zaangażowanie się z jego strony było zupełnie inną sprawą. Dwa razy w życiu uległ uczuciom. Za pierwszym razem skończyło się to śmiercią, a za drugim śmierć nieustępliwie krąży wokół Lean, zupełnie jakby ona miała ją za najlepszą dla siebie partnerkę. I chociaż nie z powodu Nate'a tak się stało, to Hawthorne uznał, że jego osoba nigdy nie pozwoli uwolnić się Eleonore z tego morderczego tańca. Bez niego miała na to większe szanse...
W każdym razie wiedział, że i na Divinę zaczyna patrzeć tak, jak nie patrzył od dawna na żadną inną kobietę w swoim życiu. Nie chciał tego i bronił się jak mógł, niejednokrotnie traktując Norwood w sposób nieadekwatny do tego co czuł. W zasadzie pragnął zabić w sobie tę fascynację, a taktyka jaką obrał mogłaby mu w tym pomóc... Gdyby nie fakt, że zamiast odpychać od siebie dziewczynę, on wręcz nachalnie sprawiał, że stawała się częścią jego świata.
- Ja jestem - głos Nathaniela rozległ się echem po pustej sali. Znajdowali się w części klubu przeznaczonej dla wyjątkowych gości. Tutaj nikt, nigdy nie bywał przypadkiem. - Nie nie pomyliłaś, V. Zostań - dodał przechadzając się w stronę baru, na którym stała butelka whisky i pusta szklanka. Nim Divina przyszła, Hawthorne przyglądał się śnieżnobiałemu forteianowi, który kazał ustawić na niewielkim podeście. Norwood miała być jego nową gwiazdą, ale nim zaprezdentuje ją innym, sam chciał posłuchać tego co potrafiła. Poza tym.... - Chciałem, abyś poznała miejsce, w którym przyjdzie ci pracować - oznajmił i napełnił puste szkło. Zaraz potem zerknął na Norwood i westchnął cicho ostatecznie wchodząc za bar, aby napełnić drugą szklankę zimną wodą. - I przede wszystkim prezent, który dla ciebie przygotowałem - dodał i uniósł swojego drinka w stronę fortepianu, aby zaraz potem upić niewielką ilość alkoholu. - No może nie do końca to prezent dla ciebie, ale.... Mniemam, że nie miałaś okazji zasiąść za tak pięknym instrumentem - oznajmił i uniósł lekko kącik ust w swego rodzaju triumfalnym uśmiechu, bo co tu dużo mówić lubił imponować, nawet jeśli zrobienie jakiegokolwiek wrażenia na Divinie było naprawdę trudną sztuką; on się nie zrażał.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Niewiele z tego wszystkiego rozumiała, a teraz, gdy zdała sobie sprawę, że faktycznie w klubie nikogo nie ma, czuła się jeszcze bardziej przytłoczona tym miejscem. Każda ściana zdawała się krzyczeć do niej, że nie powinno jej tutaj być. Mimo to, kiedy Nathaniel kazał jej zostać, zaniechała wycofywania się w tył.
- Divina - przypomniała mu jedynie, dziwiąc się samej sobie, że było to już stałym repertuarem w jej życiu, a przecież do tego wcale nie chciała nikogo nowego zapraszać. Już na pewno nie Hawthorne'a, ale jakimś cudem nie mogła osiągnąć dystansu, jaki zwykle przychodził jej z łatwością. Kiedy wspomniał o tym, że powinna poznać to miejsce, rozejrzała się dookoła nieco pewniej, chociaż przy tym nie umknęło jej uwadze, że nalał jej wody. Zaskoczyło ją to, w całkiem pozytywnym, jak na te okoliczności, znaczeniu.
- Kupił pan fortepian z powodu mojej pracy? - zmarszczyła delikatnie nos, podchodząc nieco bliżej do instrumentu. Faktycznie, mimo, że nie miała nic do zarzucenia kościelnym organom, jeszcze nie widziała czegoś tak pięknego. Tylko, że to wszystko nie miało większego sensu. Nie dla niej. - Wydał pan na niego więcej, niż jestem panu winna - zauważyła. Nie mogła mieć pewności, bo nie znała się na cenach podobnych instrumentów, ale nawet taki laik, jak ona, widział, że nie był to byle egzemplarz kupiony z drugiej ręki. Nic z tego nie rozumiała - jak zawsze w towarzystwie Hawthorne'a, który w jej mniemaniu nie działał zgodnie z jakąkolwiek znaną jej logiką.
- Czyli to tyle? Skoro dziś nie pracuję, to mogę już wracać - zauważyła, bo mimo wszystko nie chciała tu spędzać czasu, jeśli nie było to wymagane. Niepotrzebnie się starała. Włosy upięła nieco staranniej, z szafy wyciągnęła swoją najlepszą sukienkę. Nie po to, aby zrobić na kimś wrażenie, ale zwyczajnie, by nie dawać mu powodów do narzekania. Może nie był to ubiór prosto ze sklepu i w tonie najnowszych trendów, ale naprawdę nie chciała się narażać, to nigdy nie było jej celem. Wolała gdzieś z boku robić, co do niej należy, a potem usuwać się w cień, kiedy obowiązki miała już z głowy. - Och, jeszcze jedno - przypomniała sobie teraz, zerkając w stronę instrumentu. Wydawało jej się, że jest tego świadomy, ale wolała mieć pewność. - Nie znam zbyt wielu współczesnych piosenek... w zasadzie tych naprawdę współczesnych nie znam wcale - nie była klubową performerką. Kompletnie tutaj nie pasowała, ale też aż do teraz, nie sądziła, że do takiego miejsca pasuje fortepian.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Przesunął szklankę z wodą po blacie w stronę Diviny, która niepewnie stawiała kroki w pustej sali. Wydawała się być lekko zestresowana i zdecydowanie zaskoczona tym, co zastała, aczkolwiek Nathanielowi nie umknął lekki błysk w jej oku, gdy wspomniał o fortepianie. Wspaniale było przyglądać się dziewczynie, która nie umiała ukryć zachwytu nad instrumentem. Zresztą nie było to wcale dziwne, bo stojący na podeście fortepian był zniewalający.
- Kupiłem go w nadziei na owocną współpracę - odpowiedział, bo faktycznie zdecydował się na tak ekstrawagancki zakup przede wszystkim ze względu na Divinę. Chciał jej zaimponować i może też sprawić radość, ale oczywiście do tego drugiego nie miał zamiaru przyznawać się wprost. Ludzie tacy jak on nie rozdawali prezentów bez przyczyny, a Norwood i tak wiele od niego już dostała. - Poza tym moim klienci doceniają dobrych artustów, więc może jeszcze nie jeden muzyk uraczy ich swoją grą - dodał mając na myśli oczywiście tę klientelę, której daleko było od huligańskiego wizerunku. To oni tworzyli świat, w którym ta druga część mogła się świetnie bawić i wykonywać dla nich czarną robotę. Tak to już funkcjonowało.
Jego suchy, teatralny śmiech rozbrzmiał w pomieszczeniu po tym jak Divina zadała swoje pytanie. I ciężko powiedzieć, czy to było przerażające, czy fakt jak nagle Nathaniel uciął tę reakcję i wymierzył swoje spojrzenie w dziewczynę.
- Przyzwyczajaj się do tego miejsca od teraz będzie twoim drugim domem - rzucił niby lekko, ale w jego głosie kryła się swego rodzaju groźba. - Poza tym to nie koniec - dodał, ale nim wyjaśnił co chciał od Norwood, ta wspomniała o małoistotnej dla niego kwestii. - Zagrasz to co zechcesz; oczywiście bez jakiegoś kościelnego barachła. Możesz sama coś skomponować, możesz posilić się o klasykę, jazz, cokolwiek - oświadczył przechadzając się w pobliżu Diviny, aż znalazł się przy fortepianie i powoli uniósł wieko pod którym skrywała się klawiatura. Wpierw przesunął po niej palcami i nacisnął ostrożnie jeden z klawiszy, a dopiero potem uniósł spojrzenie na Norwood. - Kusi prawda? - Mruknął i upił nieco alkoholu. - Poczęstuj się - dodał i odszedł kierując się w stronę swojej ulubionej loży. - To nie była propozycja. - Sprostował, po tym jak już zasiadł się wygodnie na skórzanej kanapie. - Masz dla mnie zagrać. Nie będę w ciemno chwalił czegoś, czego nie znam... Chociaż jestem spokojny o twój talent, bo nie zawiedziesz mnie, prawda? - Ostatnie słowa dodał spoglądając na dziewczynę, ale jednocześnie przy tym niby naturalnie i kompletnym przypadkiem wyciągając broń i odkładając ją przed sobą na niskim stoliku.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Instrument był przepiękny, nie dało się tego nie zauważyć, ale mimo zachwytu, jaki wzbudzał, pojawił się też żal. To wszystko musiało go bawić... nie chciał wcale spłaty długu, skoro wydawał więcej, niż była mu winna. Za taki fortepian mogłaby tak wiele, ale podobne pieniądze zawsze będą poza jej zasięgiem. Zerknęła mimowolnie w kierunku swoich stóp, na buty, które były nowe i skrzypiały przez pierwsze dni. Nie wiedziała, że świeża skóra skrzypi, wcześniej nie miała z nią styczności.
- Mógłby pan od razu zatrudnić kogoś lepszego - zauważyła, bo chociaż tego nie rozumiała, to wierzyła, że wiele osób chętnie by tutaj pracowało. Z jej strony było to niemożliwe, bo Shadow w jej głowie jawiło się, jako miejsce niezwykle odpychające, toczące się zarazą. Jej uprzedzenia nie brały się znikąd i za sprawą Hawtohorne'a miała do nich prawo.
- Nasza umowa jest ograniczona czasowo - pragnęła mu przypomnieć, zerkając w kierunku szklanki z wodą, jaką pozostawił na barowej ladzie. - Nie byłabym w stanie poczuć się w tym miejscu, jak w domu. Boję się go - odpowiedziała spokojnie, jakby mówiła o pogodzie i nie przyznawała się do niczego. Z resztą jej maniera mówienia nie wskazywała na to, że się lękała, ale też... Divina po prostu nie okazywała emocji, nie oznaczało to natomiast, że ich nie odczuwa. Dlatego też chciała już stąd pójść, ale Nathaniel ją zatrzymał. Skrzywiła się na to, jak określił kościelne utwory, ale nic nie powiedziała. Całkiem zaskoczyła ją jego duża swobodna.
- A jak zawiodę, to mnie pan zastrzeli? - spojrzała na pistolet. Ciarki przeszły jej po plecach, chociaż w zasadzie... tak niewiele by brakowało, a mogłaby uciec stąd na zawsze. Nie tylko z tego klubu, ale z tego świata, być wreszcie wolna. Dlatego też dłużej, niż wypadało, zawiesiła się na pistolecie, odczuwając nagłą suchość w ustach. - Gdyby teraz weszła tu policja, miałby pan kłopoty - zauważyła jeszcze, bo nie potrafiła zrozumieć jego swobody. Ona sama nigdy nic złego nie zrobiła, ale wiecznie była o wiele bardziej spięta. Mimo wszystko podeszła do instrumentu, zasiadając przed nim. Ława była nieco za niska, więc wstała, aby ją dostosować. Chwilę to zajęło, nie znała się na nowoczesnych rozwiązaniach tego typu, ale w końcu ponownie usiadła. - Słyszał już pan moją grę - zauważyła patrząc na klawiaturę. Szukała w głowie jakiejś melodii bez słów, która nie była kościelną, skoro na to liczył, ale też... dziwnie się czuła z tym, że jest tutaj tylko on. - Zwykle nie grywam dla jednej osoby - mruknęła cicho, całkowicie zbędnie. Znała na pamięć wiele utworów, bo też co innego miała robić w wolnym czasie, jak nie wygrywać te same melodie, do których nuty udało jej się skądś zdobyć? Jezioro Łabędzie Tchaikovsky'ego jako pierwsze przyszło jej do głowy, lubiła ten utwór, dobrze znała i po chwili wahania po prostu zaczęła grać, próbując zignorować to, jak osobliwie się z tym czuła.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Konwersacje prowadzone między Nathanielem, a Diviną kierowały się pewną tendencją. W każdym razie Hawthorne uważał, że właśnie tak było. Toteż nie zaskoczył go komentarz Diviny proponujący zatrudnienia zamiast niej kogoś innego. Zastosowała technikę, do której Nate zdążył już przywyknąć.
- Ale to ty masz dług - wypomniał jej więc dlaczego się tutaj znalazła. Oczywiście, że miała rację w swoich domysłach. Wcale nie zależało mu na finansowej spłacie zadłużenia przez Norwood, ale na tym prawdziwość jej domniemań się kończyła. Nathanielowi chodziło o coś więcej, ale sam nie mógł, ani nie chciał się ku temu przyznać. Ostatecznie mógł powiedzieć tylko tyle, że... - Nie masz czego się tutaj bać, póki masz mnie po swojej stronie, a masz... Poza tym potraktuj to jako szansę, V, ale pomówimy o tym, gdy spłacisz swój dług. - Zakończył rozsiadając się wygodniej i sugestywnie okazując Norwood swoje oczekiwania i zniecierpliwienie.
Po raz kolejny rozbawił go komentarz, na który sobie pozwoliła. Bawiło go jak niewiele wiedziała o tym w jakim położeniu się znalazła, ani kim był człowiek przed którym miała zagrać. Miała Hawthorne'a za zwykłego zbira, gdy ten tak naprawdę był kimś o wiele bardziej istotnym i wpływowym. Właściwie Norwood miała niezwykłe szczęście, że Nate zainteresował się jej marną osóbką. Szkoda tylko, że nie potrafiła tego dostrzec i docenić, ale Hawthorne dawał jej czas. Wszystkiego się jeszcze nauczy.
- Szkoda by mi było fortepianu. Pewnie zapłaciłbym krocie za jego wyczyszczenie - odpowiedział na jej pytanie nie kryjąc rozbawienia. - Ojej... Faktycznie V, masz rację i co teraz? Myślisz, że powinienem się bać? - Dodał i sięgnął po papierosa, aby zaraz się nim uraczyć. - Przestań już pieprzyć i bierz się do roboty - rzucił srogo przecinając nagle swój śmiech. - Grasz dla fanatyków, albo dla samej siebie... Teraz zagrasz dla kogoś kto doceni twój talent - burknął wypuszczając sym z płuc. - Już! - Ponaglił ją, a gdy smukłe palce Norwood dotknęły klawiatury wszystko zniknęło.
Z początku Nathaniel wpatrywał się w dziewczynę, ale z czasem pozwolił sobie odchylić głowę i rozkoszować się melodią, którą tak doskonale znał. Tym jednak razem w każdym dźwięku odnajdował coś wyjątkowego. Pod koniec jego wzrok ponownie skupił się na Norwood, dostrzegając w jej zwykle ponurym i neutralnym obliczu emocje; to było najbardziej zaskakujące doznanie.
Gdy skończyła grać ciszę przerwały jego oklaski.
- Znakomicie, V - mruknął niezbyt entuzjastycznie, chociaż tak naprawdę był pod wielkim wrażeniem. - Zrobisz wrażenie na moich gościach - oznajmił z pewnością. - Ale nie możesz się tak zaprezentować - dodał, po czym wstał i skinął dłonią w stronę ciemnego przejścia nieopodal. Stojący w cieniu człowiek poruszył się oznajmiając swoją obecność i zniknął. W tym czasie Hawthorne podszedł bliżej fortepianu. - Zagraj coś jeszcze, ale tym razem masz zaśpiewać - rozkazał. Tym razem chciał przyjrzeć się Norwood z bliska, chłonąć emocje, które przez nią przemawiały. No i nie chciał tylko słuchać jej grania. Miała cudowny głos i to w głównej mierze przez niego, Natahniel zdecydował się dać jej sznsę. Nim jednak dziewczyna mogła wykonać jego rozkaz, człowiek Nate'a powrócił trzymając w dłoniach wieszak z czarnym pokrowcem. - Odejdź - mruknął Nathaniel odbierając od niego ubranie i odkładając je ostrożnie na krześle nieopodal. - Tym zajmiemy się po twoim występie - oznajmił, gdy jego błękitne spojrzenie ponownie spoczęło na twarzy Diviny.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie zamierzała się z nim kłócić, miała dług i chciała go spłacić, ale jednocześnie... nie rozumiała dlaczego wydaje więcej pieniędzy, niż jest mu winna, na fortepian.
- To coś nowego - mruknęła, gdy powiedział, że nie ma się czego bać. Poprzednie spotkania nie wskazywały na to, by miała go mieć po swojej stronie. Nawet się nie skrzywiła, gdy zażartował z czyszczeniem. Faktycznie byłaby szkoda. - Mogłabym wstać - rzuciła niezbyt głośno i może nawet bezwiednie, chociaż po pustej sali z dobrą akustyką dźwięki niosły się z łatwością. - Wierni nie zawsze są fanatykami - tym razem poniosła na niego spojrzenie i powiedziała te słowa dość wyraźnie, ale po tym faktycznie zaczęła grać. Fortepian miał przyjemną barwę, klawisze chodziły znacznie płynniej, niż w starych organach. Pedały ustępowały pod drobnym naciskiem, więc łydka nie bolała tak bardzo, gdy na nie naciskała. Chociaż źle się czuła w tym miejscu i przed tym człowiekiem, to gra ją uspokajała, przenosiła do innej przestrzeni, gdzieś poza tym wszystkim, co zwykło ją przytłaczać. Odpłynęła więc wraz z melodią i dopiero po wybiciu ostatniej nuty, z powrotem znalazła się w klubie, przypomniała sobie o obecności Nathaniela, gdy ten klasną w dłonie. Zwykle nikt dla niej nie klaskał.
- Divina - poprawiła go, dziwnie czując się z komplementem, jakby zrobiła coś złego. Opuściła więc spojrzenie, skuliła nieco ramiona, a dłonie ściągnęła z klawiatury na kolana. Spojrzała po sobie i zabawne było to, że poczuła się urażona. Wybrała swoją najlepszą sukienkę dla tego paskudnego człowieka, by nie robić mu wstydu, ale on i tak nie był zadowolony. Nie znała jego standardów i nie chciała do nich dorastać, miała tu grać i śpiewać, nic poza tym. Tym miała spłacić dług, ale jeśli myślał, że zmieni ją w kogoś, kim nie była, to się mylił. - Ostrzegałam, że nie znam typowych piosenek - znała kilka hitów, ale raczej minionych, niż aktualnych, zakonnica, która uczyła ją grać uwielbiała ballady, więc nuty do tych też czasem znajdowały się w dłoniach Viny. Póki co jednak zerknęła w stronę pokrowca, który przyniósł pracownik Nathaniela.
- Nie przyjmę już od pana niczego - powiedziała z mocą i w jej oczach faktycznie było widać zawziętość. - Jak się mnie pan wstydzi, to mogę tu sprzątać w ramach długu - dodała, bo nie chciała być marionetką, nawet jeśli całe życie niewiele miała do powiedzenia. Zwykle jednak polegało to na tym, że ludzie budowali sobie o niej opinię, a ona sama nie musiała się do tego odnosić. Nathaniel chciał ugiąć jej wolę, ingerować w jej osobę bezpośrednio, a na to nie chciała się godzić. Nie dała mu jednak czasu na odpowiedź, im szybciej zagra, tym szybciej stąd wyjdzie. Umieściła dłonie na klawiaturze i zaczęła grać piosenkę, która być może kompletnie nie pasowała do tego miejsca i takiej publiczności, ale nie myślała o tym wcale. Dawał jej w końcu dowolność.
Musiała przymknąć oczy, by nie myśleć o tym gdzie jest, o tym w jakiej sytuacji wylądowała. Ponownie dała porwać się muzyce i kiedy skończyła, sama była zaskoczona. Potrzebowała chwili, by ostatecznie złapać za pokrywę i przymknąć ją z cichym stuknięciem.
- Tyle chyba wystarczy - nie wiedziała sama, czy było to pytaniem, czy stwierdzeniem.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Dosłyszał jej słowa, ale postanowił je zignorować. Nie pierwszy raz Divina odnośnie swojej śmierci odnosiła się z taką lekkością. Niezwykle to Nathaniela przygnębiało i rozdrażniało zarazem; w swoim życiu nieustannie ocierał się o śmierć, ale nigdy nie drwił, ani nie tańczył z nią tak śmiało jak one; te na których mu zależało. Zależało... Czy zaliczanie Diviny do nich nie było zbyt śmiałym posunięciem? Z jednej strony Hawthorne coraz częściej przyłapywał się na takich rozmyślaniach, a z drugiej łatwiej było mu skupiać się na faktach i oczywistościach, a nie na emocjach, których znaczeń się obawiał.
- Zagraj coś, co uznasz za warte mojej uwagi - mruknął ignorując to jak po raz setny go poprawiła. Liczył na to, że wreszcie się je to znudzi, a jeśli nie, to on i tak nie zrezygnuje ze sposobu w jaki ją nazywał. Był uparty i nieustępliwy, nawet jeśli chodziło o tak trywialne kwestie. Po prostu Hawthorne musiał mieć ostatnie zdanie, a jeśli ktoś mu nie ustępował to cóż... Zawsze istniało rozwiązanie ostateczne, po którym stronę przeciwna już nie miała możliwości argumentacji. Jednak w przypadku Diviny, taki scenariusz był coraz mniej prawdopodobny.
Był dla niej dobry. Jak na siebie - przekraczał wszelkie granice, ale te nadal istniały. Jak też momenty, w których Norwood do nich docierała rozbudzając w Hawthornie złość i frustrację, nad którą nie chciał, ani nie umiał zapanować.
Głośne uderzenie przerwało ciszę, a wieko fortepianu za trzęsło się delikatnie, po tym jak Nate uderzył pięścią w krawędź instrumentu. Jednak wzrok mężczyzny nie spoczywał na pudle, a na Divinie. Błękitne ślepia Nathaniela gromiły spojrzeniem dziewczynę. I chociaż nie jedna osoba jego oczy uznawała za niebiańskie i ciepłe, to w tamtej chwili na próżno w obliczu Hawthorne'a było szukać anielskiej łagodności.
- Kurwa mać! Wyraziłem się jasno! Będziesz dla mnie, kurwa, grać, rozumiesz? - Warknął i jeszcze przez moment pochylał się nad dziewczyną. - I przyjmiesz ode mnie co ci rozkażę, bo to twoja praca. Odpowiednie odzienie należy do twoich obowiązków, z których musisz się wywiązywać na mocy naszej umowy - dopiero po tych słowach spuścił z tonu i upiwszy kilka kropel alkoholu wygodniej oparł się o fortepian, tym razem gładząc przy tym jego krawędź. - Graj - ponaglił ją, a gdy wreszcie zaczęła znów poczuł jak wszystko wokół przestaje mieć znaczenie.
Tym razem nie tylko melodia, ale także głos Diviny pieściły jego zmysły powodując na ciele gęsią skórkę. Wsłuchiwał się w słowa, które wyśpiewywała i zastanawiał się, czy są ironią, czy tęsknotą, którego znaczenia Norwood nie pojmowała, bo przecież... Przecież dla kogo mogłaby śpiewać? Przypatrywał się przy tym jej bez ustanku, chłonąc każdą emocję, która pojawiała się na jej niewinnej, pięknej twarzy.
- Ja tutaj dyktuję warunki, ale tak... Dość na teraz - mruknął, tym razem nie pozwalając sobie na brawa. Niby obojętnie rzucił na kolana Norwood wieszak, który zabrał z pobliskiego krzesła, ale podświadomie, nadal przeżywał to co usłyszał. - Masz to ubrać dzisiaj wieczorem - rozkazał i nie potrafił się powstrzymać od tego co uczynił zaraz potem. Podszedł bliżej i ostrożnie musnął wierzchem dłoni policzek Norwood; spodziewając się tego, że ona sama zaraz się odsunie. - Gdy grasz jesteś piękniejsza, zupełnie tak jakbyś zdejmowała z siebie to przytłaczające przygnębienie - oznajmił i ponownie dotknął jej policzka, a potem założył jej za ucho pasmo włosów czerpiąc z tej bliskości znacznie więcej niż się spodziewał. Ostatecznie odsunął się nie będąc zdolnym pojąć własnych reakcji. - Dziś o dwudziestej masz być tutaj. Nie spóźnij się - dodał surowo, po czym zszedł z niewielkiego podestu i puste szkło odstawił na pierwszym wolnym stoliku w drugiej dłoni ponownie dzierżąc papierosa.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Odruchowo drgnęła, kiedy nieoczekiwanie uderzył w fortepian. Naprawdę się zmartwiła, taki instrument był niezwykle delikatny, więc nie powinien tak się z nim obchodzić. Najchętniej zaraz by sprawdziła, czy nic się nie stało, ale Nathaniel skupiał na sobie jej uwagę, gdy tak się nad nią pochylał. Niekoniecznie podobało jej się to, co usłyszała.
- Nie ustaliliśmy żadnych konkretnych warunków - przypomniała mu, mimo, że rozsądek większości osobom nakazywałby teraz milczenie. Nie chodziło o to, że się nie bała... po prostu przywykła do strachu. Ten nie był anomalią, a normą. Mimo to, najwyraźniej nie rozgniewała Nathaniela na tyle, by złamał swoją obietnicę względem tego, że jest bezpieczna. Skupiła się więc na swojej grze, a kiedy ta dobiegła końca, czekała na jakąś oznakę. Nie wiedziała, czy spełniła jego wymagania, tym razem nie klasnął, a jedynie rzucił jej wieszak z pokrowcem. Otwierała już usta, by się sprzeciwić, ale wtedy zrobił coś dziwnego. Cała się spięła, chociaż nie pierwszy raz dotykał jej twarzy. Nadal nie rozumiała, co kierowało nim w podobnych chwilach. Komplement ją zaskoczył, nie miała pojęcia, co mogłaby na niego odpowiedzieć i widocznie on sam nie czekał na żadną odpowiedź, bo odszedł, zostawiając ją samą na podeście.
- Do widzenia - mruknęła jedynie i przeszła przez drzwi, a skoro Nathaniel stał tyłem, wykorzystała to, aby odłożyć sukienkę na krzesło. - Jeśli zamierza mnie pan do tego zmusić na mocy kontraktu... nic nie sprawia, że powinnam brać to stąd do domu. Po występie też to tutaj zostawię - wyjaśniła i nie sprawdzając nawet, co znajduje się w pokrowcu, odwróciła się i pospiesznie ruszyła przed siebie, nie pierwszy raz opuszczając Shadow z obawą, że ktoś ją zaraz zatrzyma i udaremni jej ucieczkę. Na szczęście tak się nie stało, a ona wyszła bez problemu, wiedząc, że jeszcze tego samego dnia znów będzie zmuszona tutaj wrócić. Dlatego w pierwszej kolejności skierowała się do kościoła.

Nathaniel Hawthorne
koniec <3
ODPOWIEDZ