aplikant — courthouse cairns
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Cause i only lose my mind when i ain't got you,
and how can i win when i'm always bound to lose?
  • 2


Środowy dzień był zły pod każdym względem. Nie dość, że Lettie wciąż nie pogodziła się z Nelsonem po ostatniej kłótni, która rozmiarami przekroczyła jej najśmielsze oczekiwania, to praca zaczynała jej coraz bardziej ciążyć. Nie chodziło o to, że nie posiadała umiejętności, tych, o dziwo, miała całkiem sporo, jednak poczucie braku kontroli ją przytłaczało. Po kolejnych frustrujących godzinach spędzonych nad sądowymi aktami, co nie dało jej ani grama satysfakcji, po kilku nadgodzinach, jakie wolałaby spędzić w swoim mieszkaniu, postanowiła porozmawiać z ojcem. Jeden telefon, jedno krótkie zdanie, rozmowa trwająca ledwie minutę albo niespełna dwie - wiedziała, że to był kolejny błąd. Nie zdążyła nawet wspomnieć o swoich własnych potrzebach i pragnieniach, a została przywołana do porządku masą płytkich gadek: nie tak cię wychowaliśmy, ta praca da ci przyszłość i zapewni odpowiednią sumę na koncie. jesteś niewdzięczna, nie zachowuj się jak dziecko - to ledwie początek, po którym zwyczajnie, rzucając w eter głośne pa, rozłączyła się. Dlaczego to ciągle się działo, dlaczego mając za sobą dwadzieścia pięć lat życia wciąż podporządkowywała się woli kogoś innego?
Nakładające się na siebie frustrujące sytuacje powodowały generalne wkurwienie - nie dało się tego nazwać inaczej. Lettie chodziła zwyczajnie i po ludzku wkurwiona. Wczoraj, dzisiaj i najpewniej jutro. Za tydzień, dwa i miesiąc. Liczenie do dziesięciu dawno przestało wystarczać, sto też zdawało się być za małą liczbą, nie relaksowała jej ulubiona muzyka, butelka wina, ani tym bardziej czyjekolwiek towarzystwo.
Wracając do Lorne Bay musiała tylko zaopatrzyć się w mocniejszy alkohol, wysokoprocentowy, skutecznie uśmierzający ból - nie ten stricte fizyczny, a później zająć myśli czymś innym. Czymkolwiek. Albo kimkolwiek. Parkując auto przy jednym z krawężników, wyskoczyła z jego wnętrza i szybkim krokiem pokonała jezdnię, zahaczając kaszmirowym płaszczem kosztującym bajeczną sumę o zderzak brudnego i doskonale znanego jej samochodu. - To chyba żart - fuknęła w złości, szarpiąc się i niepotrzebnie wywołując jeszcze większe szkody. Nie dość, że była umorusana, to jeszcze rozdarła kawałek materiału w tak widocznym miejscu, że prawdopodobnie nie uda się tego uratować. Uspokajając się, odeszła na kilka kroków, rozglądając się dookoła. Nie wiedziała kiedy i jak doszło do tego, że kilkadziesiąt sekund później stała z czerwoną szminką w dłoni i rysowała na szybach auta bliżej nieokreślone kształty. Finalnie wspięła się nawet na maskę, by dosięgnąć tej największej - przedniej i wylać na jej gładką powierzchnię podkład, za który wczoraj zapłaciła prawie sto dolarów i z miną szaleńca rozsmarowała go dłońmi. - Nauczysz się parkować, podły człowieku - mruknęła pod nosem, raz po raz upewniając się, że nikt jej nie widzi. Wieńcząc dzieło zeskoczyła z auta, przyglądając się temu obrazowi rozpaczy. Uśmiechnęła się, odszukując w torebce chusteczki i już miała się oddalić, energicznie obracając na pięcie, gdy nagle zderzyła się z czymś twardym i ciepłym. Unosząc wzrok ku górze już wiedziała, że została przyłapana na-kurwsko-złym-uczynku. - Nie uwierzysz czego właśnie byłam świadkiem - zagranie kartą niewiniątka nie wchodziło w grę, a jednak to jedyne, co na szybko przyszło jej do głowy.

Avery Sullivan
powitalny kokos
kapuczina