about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Delilah Hammond
about
Got my heart up in this dance
What a beautiful man
That batchata as we rock on the set
Put his hand over my hips
Started looking at his lips
I'm the luckiest girl in the land
What a beautiful man
That batchata as we rock on the set
Put his hand over my hips
Started looking at his lips
I'm the luckiest girl in the land
Delilah popłynęła i to ostro w ostatnich dniach. Zapewniając sobie alibi z wyjazdem poza Lorne, wstawiając nawet jakieś stare zdjęcie z podróży służbowych zniknęła na kilka dni. Kazdy z nich spędziła w jednym z domów, o ktorego istnieniu wiedziały tylko dwie zainteresowane osoby. Do tej pory Delilah miała mętlik s głosie. Lorenzo wyprowadził ją z równowagi, zburzył wszelkie możliwe fasady jej odporności. Z początku wyjazd do Benedicta miał być tylko tymczasowym rozwiązaniem. Ta tymczasowość trwała właśnie tych kilka dni. Dopóki Max nie zaczęła wiercić jej dziury w brzuchu i przedewszystkim nie dała jej znać, że Thompson się odezwał. Nie do niej, a do jej siostry. Przyjęła to kwaśno, przyjęła to chłodno. Chociaz zawsze to ona pierwsza przełamywała ciszę, która wisiała między nimi - w tym momencie czekała na jego ruch. Nie doczekała się. Może nawet nie miała na to siły. Uwięziona w emocjonalnym wulkanie musiała się rozluźnić. Nie pojechała do siostry, wiedząc jak to spotkanie się mogło zakończyć. Nie pojechała też do Bena, od którego niedawno wróciłam. Musiała dać im przerwę, aby ochłonęli. Aby Delilah wróciła do dawnego życia, aby zapomniała o tych wszystkich upojnych chwilach. Co było nie tak? Przecież u boku Lorenzo miała to, miała tego dużo. Namiętność i pożądanie niejednokrotnie wychodził z ich lędźwi przy każdym spotkaniu. Zazdrość, chorobliwa zazdrość i obwinianie się nawzajem spowodowała, że zaczęła się dusić.
Umówiła się z znajomymi z uczelni. Po raz pierwszy od dłuższego czasu miała wolne, tylko dla siebie. Nie musiała się pilnować, nie musiała uważać na to co robi, by nie wzbudzić niczyjego gniewu. Po prostu była sobą. Niestety wizyty w takich miejscach budziły w człowieku to co źle. W szczególności dla kogoś pod wpływem silnych emocji, jak Delilah. Pierwsze grzeczne kieliszki zostały zamienione w kolejne, rozluźniające. Z kolejnymi wchodzącymi jak woda w Delilah było gorzej. Delilah oddaliła się od grupy studentów, która i tak już się przerzedziła. Znalazła sobie inne towarzystwo. Tańczyła z jedną z kelnerek, która kojarzyła z wizyt w ratuszu. Z czasem wokół ich duetu zaczął zacieśniać się pierścień męskich ciał. Skupiając się na lecącej muzyce, pod wpływem dużej ilości alkoholu Delilah nie orientowała się w tym, co się dzieje. Świat i tak wokół niej wirował. Migające neony działały uzależniające. Właśnie w tym momencie przez jej ciało przeszedł impuls. Może to ocierające się o jej tańczące ciało tak wpłynęło, a może coś innego. Delilah opierając ręce na jednej z nieznajomych klat pokręciła biodrami na boki, co z daleko mogło wyglądać inaczej - i korzystając z rozproszenia tancerza i powstałej luki, chwiejnym krokiem ruszyła w stronę baru. Z zamiarem... Właśnie jakim? Czy chciała pić ledwo trzymała się na nogach? A może chciała odpocząć i w drodze do wyjścia jej nogi zostały przyciągnięte przez bar? Wachlowała się kapeluszem, dziękując samej sobie za taką mądrą decyzję. Z poczatku nie dostrzegła morderczego niemal spojrzenia Lorenzo. Skupiła się na ignorującym ją barmanie, który zaczął myśleć za Hammond przestając dopełniać jej szklanki.
- Ostatnia tequilę na dziś... - zawołała ponad harmidrem, uśmiechając się szeroko. Właśnie wtedy kątem oka go dostrzegł. Siedzącego niczym posąg jakiegoś tytana. Czuła na sobie jego wzrok, od którego przeszył ją lód. Tak jakby ktoś przesunął dosłownie kostkami lodu po jej skórze. Spięła się cała. Zeszlego wieczora zastanawiała się nad tym, jak przebiegnie ich spotkanie. Wywołała wilka z lasu.
- Tak... - momentalnie wyprostowała się jak struna, jakby chciała zakamuflować to, w jakim stanie upojenia alkoholowego była. Już dawno takiej Delilah nie było. Zazwyczaj powściągliwa, uważająca na to co robi. Wiadomo czasami ją brało, ale nigdy do takiego stopnia jak teraz, gdy praktycznie nie panowała nad sobą. Sama sprowadzała na siebie kłopoty. Czuła na swoich plecach spojrzenia mężczyzn, których porzuciła w tańcu. W tej chwili chciało jej się wymiotować. Mimo to zachowała kamienną twarz. Złapała się barowej lady i przeszła wzdłuż niej do miejsca w którym zastygł Lorenzo. Nie widziala jego twarzy wyraźnie, wszystko jej się rozmazywało - może to i lepiej? Nie dostrzegła tej złości, irytacji, może nawet i obrzydzenia.
- Co ty tu robisz, do cholery? - W miarę wyraźnie wypowiedziała te słowa, zatrzymując się w bezpiecznej odległości od Thompsona, w tyle głowy nadal miała wspomnienie tego, jak skończyło się ich spotkanie. Spojrzała w kierunku barmana. Pod wpływem nagłego wkurwienia z powodu pojawienia się Lorenzo, w miejscu w którym do tej pory czuła się wygodnie, wydarła się na barmana.
- Gdzie jest moja pieprzona teqila!? - aby podkreślić swoją złość chciała uderzyć w ladę z pięści. Niestety gwałtowność ruchu spowodowała, że zachwiała się na swoich wysokich obcasach.
Lorenzo Thompson
Umówiła się z znajomymi z uczelni. Po raz pierwszy od dłuższego czasu miała wolne, tylko dla siebie. Nie musiała się pilnować, nie musiała uważać na to co robi, by nie wzbudzić niczyjego gniewu. Po prostu była sobą. Niestety wizyty w takich miejscach budziły w człowieku to co źle. W szczególności dla kogoś pod wpływem silnych emocji, jak Delilah. Pierwsze grzeczne kieliszki zostały zamienione w kolejne, rozluźniające. Z kolejnymi wchodzącymi jak woda w Delilah było gorzej. Delilah oddaliła się od grupy studentów, która i tak już się przerzedziła. Znalazła sobie inne towarzystwo. Tańczyła z jedną z kelnerek, która kojarzyła z wizyt w ratuszu. Z czasem wokół ich duetu zaczął zacieśniać się pierścień męskich ciał. Skupiając się na lecącej muzyce, pod wpływem dużej ilości alkoholu Delilah nie orientowała się w tym, co się dzieje. Świat i tak wokół niej wirował. Migające neony działały uzależniające. Właśnie w tym momencie przez jej ciało przeszedł impuls. Może to ocierające się o jej tańczące ciało tak wpłynęło, a może coś innego. Delilah opierając ręce na jednej z nieznajomych klat pokręciła biodrami na boki, co z daleko mogło wyglądać inaczej - i korzystając z rozproszenia tancerza i powstałej luki, chwiejnym krokiem ruszyła w stronę baru. Z zamiarem... Właśnie jakim? Czy chciała pić ledwo trzymała się na nogach? A może chciała odpocząć i w drodze do wyjścia jej nogi zostały przyciągnięte przez bar? Wachlowała się kapeluszem, dziękując samej sobie za taką mądrą decyzję. Z poczatku nie dostrzegła morderczego niemal spojrzenia Lorenzo. Skupiła się na ignorującym ją barmanie, który zaczął myśleć za Hammond przestając dopełniać jej szklanki.
- Ostatnia tequilę na dziś... - zawołała ponad harmidrem, uśmiechając się szeroko. Właśnie wtedy kątem oka go dostrzegł. Siedzącego niczym posąg jakiegoś tytana. Czuła na sobie jego wzrok, od którego przeszył ją lód. Tak jakby ktoś przesunął dosłownie kostkami lodu po jej skórze. Spięła się cała. Zeszlego wieczora zastanawiała się nad tym, jak przebiegnie ich spotkanie. Wywołała wilka z lasu.
- Tak... - momentalnie wyprostowała się jak struna, jakby chciała zakamuflować to, w jakim stanie upojenia alkoholowego była. Już dawno takiej Delilah nie było. Zazwyczaj powściągliwa, uważająca na to co robi. Wiadomo czasami ją brało, ale nigdy do takiego stopnia jak teraz, gdy praktycznie nie panowała nad sobą. Sama sprowadzała na siebie kłopoty. Czuła na swoich plecach spojrzenia mężczyzn, których porzuciła w tańcu. W tej chwili chciało jej się wymiotować. Mimo to zachowała kamienną twarz. Złapała się barowej lady i przeszła wzdłuż niej do miejsca w którym zastygł Lorenzo. Nie widziala jego twarzy wyraźnie, wszystko jej się rozmazywało - może to i lepiej? Nie dostrzegła tej złości, irytacji, może nawet i obrzydzenia.
- Co ty tu robisz, do cholery? - W miarę wyraźnie wypowiedziała te słowa, zatrzymując się w bezpiecznej odległości od Thompsona, w tyle głowy nadal miała wspomnienie tego, jak skończyło się ich spotkanie. Spojrzała w kierunku barmana. Pod wpływem nagłego wkurwienia z powodu pojawienia się Lorenzo, w miejscu w którym do tej pory czuła się wygodnie, wydarła się na barmana.
- Gdzie jest moja pieprzona teqila!? - aby podkreślić swoją złość chciała uderzyć w ladę z pięści. Niestety gwałtowność ruchu spowodowała, że zachwiała się na swoich wysokich obcasach.
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Delilah Hammond
about
Got my heart up in this dance
What a beautiful man
That batchata as we rock on the set
Put his hand over my hips
Started looking at his lips
I'm the luckiest girl in the land
What a beautiful man
That batchata as we rock on the set
Put his hand over my hips
Started looking at his lips
I'm the luckiest girl in the land
Delilah popadająca w pijackie zatracenie, nie była tą samą dziewczyną. Jej nowe oblicze przypominało to sprzed kilku lat, kiedy miała problem z narkotykami. Wtedy dragi o mało jej nie zniszczyły. Walka z uzależnieniem utworzyła kobietę niemal ze skały. Ze skały, która ostatnio zaczęła pękać. Zamiast stanąć z podniesioną głową i rozprawić się z problemem, uciekła w coś o wiele łatwiejszego. Próbowała chyba wypłukać ostatni czas z głowy: noce spędzone na farmie, dnie spędzone na kanapie z kolejnymi butelkami do towarzystwa. Rodzina sadzila, że wyjechała. Gdyby ktoś zaczął dłubać pewnie dowiedziałby się, że żadnego wyjazdu służbowego nie było. Chciała oderwać się od rzeczywistości pełnej bólu oraz rozpaczy. Spity organizm nie reagował na macające ją ręce. Pod przymkniętymi oczami wczuwała się w grającą z głośników melodie. Do czasu.
Zbliżała się do baru, tak jakby była metalem przyciąganym do magnesu. Im bardziej oddalała się od parkietu, tym coraz więcej niepotrzebnych myśli pojawiało się w jej glowie. Za wszelką cenę chciała to zblokować. Właśnie dlatego chciała się napić. Napić, wyjść na zewnątrz i zniknąć bardziej lub mniej.
Dopóki nie spostrzegła Lorenzo. Nie wiedziała dlaczego było jej tak gorąco - czy to jego widok po takiej przerwie na nią dzialal, a może wyraz twarzy, której ledwo wyraźnie widziała? A może nagle wkurwienie? Wkurwienie, które wylądowała na Boga winnym barmanie.
Prychnęła tylko na jego słowa, machając przy tym ręką - tak jakby chciała olać każde jego zdanie. A wcale tak nie było. Żeby nie dać się ponieść emocjom musiała się napić, musiała się zapić. Nie ważne czy na jego oczach czy nie.
- No tak w Lorne nie ma innego klubu - naprawdę żałowała, że nie została dłużej w Sydney. W tym momencie odechciało jej się zabawy. Odechciało jej się całego tego pieprzonego miasteczka. Dobrze, że nie dostrzegła tego ironicznego uśmiechu, nie wiadomo jak zareagowała.
- A co nawet bawić mi się już nie wolno? - Spytała, unosząc brew, każde słowo przeciągała. Wszystkim przez stan, który coraz bardziej obezwładniał ją.. Zerknęła w kierunku parkietu, gdzie jeszcze przed chwilą tak wiele się działo, gdzie w plątaninie ciał ginęła wraz ze swoim człowieczeństwem i prawdziwa Delilah. Wraz z tym na widok czego chciało jej się wymiotować teraz.
- Sam sobie odpowiedź... Wyraźnie podkresliłeś to ostatnio, wyzywając mnie od... - tutaj pochyliła się jego kierunku, z kamienną twarzą. Nie wypowiedziała tego słowa głośno. Aby poruszała ustami w kształt litery, które spokojnie można było odczytać. Słowo dziwka jeszcze przez chwilę rozchodziło się w powietrzu. Tylko, czy nie było w tym prawdy? Przynajmniej ziarenka? Właśnie wtedy poczuła wsparcie,nagle wsparcie czyjegoś ciała. Znała ten zapach. Od niego zakręciło jej się w głowie, przez co dosłownie na moment uczepiła się jego ramienia. Po chwili od razu go puszczając. Nie usłyszała tych słów. W uszach od emocji huczało jej, głowa dosłownie eksplodowała. Ponad tym wszystkim, gdzieś na tle muzyki słychać było nawoływania z parkietu.
- Delilah, nie pozwól na siebie czekać...
Spojrzała kątem oka w kierunku parkietu, potem tez na Lorenzo i na barmana. I tak kilka razy. Jeżeli wcześniej wyglądała na pewną siebie, podchmieloną ale pewną - to teraz z pewnością tak nie było. Musiała stąd wyjść, z dala od coraz cięższej atmosfery. Mimo ciemności czuła jak momentalnie zrobiło jej się zimno. Nie czekała na kolejne słowa Lorenzo, nie słyszała ich. Nie czekała na drinka, który dla świętego spokoju został przygotowywany. Ruszyła przed siebie, odpychając Lorenzo. Poruszała się ślepo, przepychając i odpychając kolejnych ludzi, aby tylko dotrzeć do głównego wyjścia. Świeże powietrze, właśnie tego jej było trzeba. Ktoś ją zaczepił, ktoś złapał za ramię, a Del tylko przyspieszyła, niemal wypadając na zewnatrz. Słyszała komentarze ochroniarzy, że kolejna panna przesadziła. Słyszała komentarze bardziej lub przyjemne. Miała to, gdzieś. Przysiadła na krawężniku, z nogami opartymi na ulicy i schowała głowę w kolanach.
- Pojebane... - powtarzała w kółko. W tym momencie miała ochotę zapaść się pod ziemię. Pod stopami czuła drżenie jezdni od przejeżdżających samochodów. Powinna wyjść telefon, zadzwonić do kogoś i wrócić do domu. Czy chciała by Lorenzo zadzwonił? Nie wiedziała. A raczej nie mogła się zdecydować. Chciała, ale jednocześnie też bała się tego cholernie. Właśnie od tego jeszcze bardziej zaczęło jej się kręcić w głowie.
- Jeżeli chcesz możemy zmienić lokalizację - Usłyszała za swoimi plecami głęboki głos nieznajomego z parkietu, na którego dźwięk spięła się cała. Wystrzeliła w powietrze środkowy palec, ponosząc po raz pierwszy głowę, odkąd wyszła na zewnątrz.
- Mam nadzieję, że zrozumiałeś moją klarowną odpowiedź dupku...
Lorenzo Thompson
Zbliżała się do baru, tak jakby była metalem przyciąganym do magnesu. Im bardziej oddalała się od parkietu, tym coraz więcej niepotrzebnych myśli pojawiało się w jej glowie. Za wszelką cenę chciała to zblokować. Właśnie dlatego chciała się napić. Napić, wyjść na zewnątrz i zniknąć bardziej lub mniej.
Dopóki nie spostrzegła Lorenzo. Nie wiedziała dlaczego było jej tak gorąco - czy to jego widok po takiej przerwie na nią dzialal, a może wyraz twarzy, której ledwo wyraźnie widziała? A może nagle wkurwienie? Wkurwienie, które wylądowała na Boga winnym barmanie.
Prychnęła tylko na jego słowa, machając przy tym ręką - tak jakby chciała olać każde jego zdanie. A wcale tak nie było. Żeby nie dać się ponieść emocjom musiała się napić, musiała się zapić. Nie ważne czy na jego oczach czy nie.
- No tak w Lorne nie ma innego klubu - naprawdę żałowała, że nie została dłużej w Sydney. W tym momencie odechciało jej się zabawy. Odechciało jej się całego tego pieprzonego miasteczka. Dobrze, że nie dostrzegła tego ironicznego uśmiechu, nie wiadomo jak zareagowała.
- A co nawet bawić mi się już nie wolno? - Spytała, unosząc brew, każde słowo przeciągała. Wszystkim przez stan, który coraz bardziej obezwładniał ją.. Zerknęła w kierunku parkietu, gdzie jeszcze przed chwilą tak wiele się działo, gdzie w plątaninie ciał ginęła wraz ze swoim człowieczeństwem i prawdziwa Delilah. Wraz z tym na widok czego chciało jej się wymiotować teraz.
- Sam sobie odpowiedź... Wyraźnie podkresliłeś to ostatnio, wyzywając mnie od... - tutaj pochyliła się jego kierunku, z kamienną twarzą. Nie wypowiedziała tego słowa głośno. Aby poruszała ustami w kształt litery, które spokojnie można było odczytać. Słowo dziwka jeszcze przez chwilę rozchodziło się w powietrzu. Tylko, czy nie było w tym prawdy? Przynajmniej ziarenka? Właśnie wtedy poczuła wsparcie,nagle wsparcie czyjegoś ciała. Znała ten zapach. Od niego zakręciło jej się w głowie, przez co dosłownie na moment uczepiła się jego ramienia. Po chwili od razu go puszczając. Nie usłyszała tych słów. W uszach od emocji huczało jej, głowa dosłownie eksplodowała. Ponad tym wszystkim, gdzieś na tle muzyki słychać było nawoływania z parkietu.
- Delilah, nie pozwól na siebie czekać...
Spojrzała kątem oka w kierunku parkietu, potem tez na Lorenzo i na barmana. I tak kilka razy. Jeżeli wcześniej wyglądała na pewną siebie, podchmieloną ale pewną - to teraz z pewnością tak nie było. Musiała stąd wyjść, z dala od coraz cięższej atmosfery. Mimo ciemności czuła jak momentalnie zrobiło jej się zimno. Nie czekała na kolejne słowa Lorenzo, nie słyszała ich. Nie czekała na drinka, który dla świętego spokoju został przygotowywany. Ruszyła przed siebie, odpychając Lorenzo. Poruszała się ślepo, przepychając i odpychając kolejnych ludzi, aby tylko dotrzeć do głównego wyjścia. Świeże powietrze, właśnie tego jej było trzeba. Ktoś ją zaczepił, ktoś złapał za ramię, a Del tylko przyspieszyła, niemal wypadając na zewnatrz. Słyszała komentarze ochroniarzy, że kolejna panna przesadziła. Słyszała komentarze bardziej lub przyjemne. Miała to, gdzieś. Przysiadła na krawężniku, z nogami opartymi na ulicy i schowała głowę w kolanach.
- Pojebane... - powtarzała w kółko. W tym momencie miała ochotę zapaść się pod ziemię. Pod stopami czuła drżenie jezdni od przejeżdżających samochodów. Powinna wyjść telefon, zadzwonić do kogoś i wrócić do domu. Czy chciała by Lorenzo zadzwonił? Nie wiedziała. A raczej nie mogła się zdecydować. Chciała, ale jednocześnie też bała się tego cholernie. Właśnie od tego jeszcze bardziej zaczęło jej się kręcić w głowie.
- Jeżeli chcesz możemy zmienić lokalizację - Usłyszała za swoimi plecami głęboki głos nieznajomego z parkietu, na którego dźwięk spięła się cała. Wystrzeliła w powietrze środkowy palec, ponosząc po raz pierwszy głowę, odkąd wyszła na zewnątrz.
- Mam nadzieję, że zrozumiałeś moją klarowną odpowiedź dupku...
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Delilah Hammond
about
Got my heart up in this dance
What a beautiful man
That batchata as we rock on the set
Put his hand over my hips
Started looking at his lips
I'm the luckiest girl in the land
What a beautiful man
That batchata as we rock on the set
Put his hand over my hips
Started looking at his lips
I'm the luckiest girl in the land
w momencie, gdy na horyzoncie jej klubowej zabawy pojawił się Lorenzo już nie czuła się dobrze. Czuła się cholernie niewygodnie. Alkohol, który miał jej pomóc w rozluźnieniu się, w tej chwili palił jej żołądek. Naprawdę niewiele brakowało na go by zwymiotowała. A każde słowo, nie do końca zrozumiane przez nią jeszcze bardziej dawało jej po żołądku. Niezależnie od tego co Lorenzo powiedział, Del odbierała to jak atak. Na który w tej chwili nie była gotowa. Możliwe, że jej coś się poplątało. Słowa, które wtedy powiedział do Lorenzo w tym momencie podsuwane były przez jej podświadomość, jako te od Lorenzo. Pokręciła tylko głową. Czy miała siłę i ochotę na dalsze przepychanki słowne, za cholerę nie. Dlatego, kiedy Lorenzo stracił zainteresowanie jej osobą, Delilah wykorzystała okazję na ewakuację. Tylko tyle mogła w tym momencie zrobić. Lont w jej dynamice dodatkowo odpalił ton jego głosu, gdy usłyszała nawoływanie z parkietu. Brakowałoby z tej wściekłości zaraz się rozpłakała
To co się działo potem pamietała, jak przez mgłę. Chlodne, wieczorne powietrze z początku pomagało jej, ale tylko do czasu. Środkowy palec jeszcze wisiał w powietrzu, gdy usta Hammond ułożyły się w wypowiedzenie jednego soczystego słowa:
- Spierdalaj - potem do jej uszu dotarły tylko krzyki ludzi wokół, dźwięk jakiś zamachów, pojekiwania. Gdyby była trzeźwa pewnie rzuciłaby się, aby ich rozdzielić, w szczególności gdyby wiedziała, że niejako Lorenzo ją uratował. A może sama dowaliłaby gościowi? Nie wiedziała tego. Dopiero, gdy intruz oddalił się z przekleństwami szeptanymi pod nosem Del podniosła głowę, mając nadal przymknięte oczy. Jeśli przed chwilą pamiętała, że gdzieś zaraz za nią stoi Lorenzo próbujący opanować oddech, tak teraz na dźwięk jego głosu podskoczyła na zimnych płytkach.
Czy chciała by ją odwiózł? Chciała by odprowadził do drzwi? Na pewno chciała. Chciałaby cofnąć czas, usunąć wszystkie źle momentu. Wypłukać z nich toksynę. Niestety już raz mleko rozlano. Tylko ile by to ją kosztowało potem, dochodzenie do normalności, gdy Lorenzo odwróciłby się i wyszedł, zostawiając Cel z wyrzutami sumienia, z jego zapachem i wszystkimi wspomnieniami, dobrymi i złymi. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć, a raczej nie myślała nad sensowna odpowiedzią. W jej głowie nagle zapanowała pusta. Odwróciła głowę tak, że brodę oparła na swoim obojczyku, zerkając na Lorenzo z ukosa. Nic się nie zmienił, poza kilkoma siniakami i szybko unoszącą się klatką piersiową, świadczącą o niedawnym wysiłku. Domyśliła się wowczas, że te odgłosy bitki, ktore przed chwilą docierały do jej uszu, mimo panującego w głowie helikoptera miały coś wspólnego z Lorenzo. I szczerze? Żałowała, żałowała tego, że tak łatwo się to spierdoliło. Żałowała,że pojawiła się w Shadow. Najlepszym rozwiązaniem byłoby wpadniecie pod nadjeżdżający samochód. Albo podziękowanie,czyste i szczere...
- Po co chcesz się wysilać, Thompson - westchnęła. Postanowiła wstać, oczywiście czynność ta o wiele łatwiej wyglądała w myślach, niż w realu. Mimo to odepchnęła się od chłodnika, bardzo powoli odwracając się w jego kierunku. Gdzieś te cząstki dawnej Del kazały jej porzucić swoje popieprzone emocje i to całe wkurwienie… i po prostu podbiec do niego. Splotła ręce na klatce piersiowej, niczym naburmuszone dziecko. Świat jeszcze wirował, ale nie tak jak w ciasnym klubie. Zastanawiała się co może mu powiedzieć? Podziękować za ratunek? Zrobić cokolwiek,co mogło przestać ich pogrążać? Stawiając małe kroczki, zbliżyła się na niebezpieczną odległość, mimo obcasów musiała zadzierać głowę do góry.
- Odstawisz mnie do domu i co potem? Jednorazowa charytatywna pomoc nawalonej chyba byłej? Miałeś na to dwa tygodnie, Lorenzo. Dwa tygodnie na jakikolwiek wysiłek... - wyrzuciła z siebie, chociaż przecież sama nie była święta. Nigdy Delilah mu nie wypominała tego, nie widząc w tym sensie. Nawet jeśli oboje próbowali w przeszłości się pogodzić, zazwyczaj to Hammond pękała pierwsza. Teraz było inaczej, nie chciała zabiegać. Uniosła dłoń na wysokość jego torsu i palcem wskazującym dziubała go na wysokości mostka. Znowu mówiła to co pojawiło się w jej sporym umyśle, bez jakiegokolwiek przemyślenia. W końcu myśli pijanego są ponoć prawdziwe.
- Zresztą po co ja się produkuje, skoro już zakwalifikowano mnie do najgorszego sortu - bardzo szybko zabrała dłoń z jego klaty, znowu splatając ręce, wycofując się. Gdyby ktoś zaczął im się dłużej przyglądać stwierdziłby, że Del albo było zimno ,albo tańczy małymi kroczkami w przód i w tył. Jeśli wcześniej potrafiła nawiązać z nim kontakt wzrokowy, to teraz było inaczej. Jej emocje i zachowania zmieniały się jak w kalejdoskopie. Jak z każdym obrotem wychodziła na wierzch inna część jej osobowości. Dopiero co była agresywna, a teraz czuła się jakby pękała. Spojrzała gdzieś w bok, w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Chyba czas, abyś wrócił do swojego nocnego życia, Lorenzo - wypowiadając te słowa uśmiechnęła się kwaśno, ale i za razem smutno, dając mu w tym momencie możliwość ucieczki. Ucieczki ku wolności. Bez Delilah i Lorenzo - tego czego na pewno nie chciała. A do czego niestety oboje podążali bez zatrzymania w ostatnim czasie, gubiąc się w tym wszystkim. Z jednej strony miała ochotę zapomnieć o wszystkim i się na niego rzucić - jak zwykle robiła w takich chwilach, ale z drugiej... Stała w miejscu, nadal blisko mężczyzny i ani drgnęła. Wewnętrzna walka o to wszystko, o te miesiące wzlotów i upadków w tym momencie zawisła na cienkiej nitce nad przepaścią, czekając na cud. Albo i nie...
Lorenzo Thompson
To co się działo potem pamietała, jak przez mgłę. Chlodne, wieczorne powietrze z początku pomagało jej, ale tylko do czasu. Środkowy palec jeszcze wisiał w powietrzu, gdy usta Hammond ułożyły się w wypowiedzenie jednego soczystego słowa:
- Spierdalaj - potem do jej uszu dotarły tylko krzyki ludzi wokół, dźwięk jakiś zamachów, pojekiwania. Gdyby była trzeźwa pewnie rzuciłaby się, aby ich rozdzielić, w szczególności gdyby wiedziała, że niejako Lorenzo ją uratował. A może sama dowaliłaby gościowi? Nie wiedziała tego. Dopiero, gdy intruz oddalił się z przekleństwami szeptanymi pod nosem Del podniosła głowę, mając nadal przymknięte oczy. Jeśli przed chwilą pamiętała, że gdzieś zaraz za nią stoi Lorenzo próbujący opanować oddech, tak teraz na dźwięk jego głosu podskoczyła na zimnych płytkach.
Czy chciała by ją odwiózł? Chciała by odprowadził do drzwi? Na pewno chciała. Chciałaby cofnąć czas, usunąć wszystkie źle momentu. Wypłukać z nich toksynę. Niestety już raz mleko rozlano. Tylko ile by to ją kosztowało potem, dochodzenie do normalności, gdy Lorenzo odwróciłby się i wyszedł, zostawiając Cel z wyrzutami sumienia, z jego zapachem i wszystkimi wspomnieniami, dobrymi i złymi. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć, a raczej nie myślała nad sensowna odpowiedzią. W jej głowie nagle zapanowała pusta. Odwróciła głowę tak, że brodę oparła na swoim obojczyku, zerkając na Lorenzo z ukosa. Nic się nie zmienił, poza kilkoma siniakami i szybko unoszącą się klatką piersiową, świadczącą o niedawnym wysiłku. Domyśliła się wowczas, że te odgłosy bitki, ktore przed chwilą docierały do jej uszu, mimo panującego w głowie helikoptera miały coś wspólnego z Lorenzo. I szczerze? Żałowała, żałowała tego, że tak łatwo się to spierdoliło. Żałowała,że pojawiła się w Shadow. Najlepszym rozwiązaniem byłoby wpadniecie pod nadjeżdżający samochód. Albo podziękowanie,czyste i szczere...
- Po co chcesz się wysilać, Thompson - westchnęła. Postanowiła wstać, oczywiście czynność ta o wiele łatwiej wyglądała w myślach, niż w realu. Mimo to odepchnęła się od chłodnika, bardzo powoli odwracając się w jego kierunku. Gdzieś te cząstki dawnej Del kazały jej porzucić swoje popieprzone emocje i to całe wkurwienie… i po prostu podbiec do niego. Splotła ręce na klatce piersiowej, niczym naburmuszone dziecko. Świat jeszcze wirował, ale nie tak jak w ciasnym klubie. Zastanawiała się co może mu powiedzieć? Podziękować za ratunek? Zrobić cokolwiek,co mogło przestać ich pogrążać? Stawiając małe kroczki, zbliżyła się na niebezpieczną odległość, mimo obcasów musiała zadzierać głowę do góry.
- Odstawisz mnie do domu i co potem? Jednorazowa charytatywna pomoc nawalonej chyba byłej? Miałeś na to dwa tygodnie, Lorenzo. Dwa tygodnie na jakikolwiek wysiłek... - wyrzuciła z siebie, chociaż przecież sama nie była święta. Nigdy Delilah mu nie wypominała tego, nie widząc w tym sensie. Nawet jeśli oboje próbowali w przeszłości się pogodzić, zazwyczaj to Hammond pękała pierwsza. Teraz było inaczej, nie chciała zabiegać. Uniosła dłoń na wysokość jego torsu i palcem wskazującym dziubała go na wysokości mostka. Znowu mówiła to co pojawiło się w jej sporym umyśle, bez jakiegokolwiek przemyślenia. W końcu myśli pijanego są ponoć prawdziwe.
- Zresztą po co ja się produkuje, skoro już zakwalifikowano mnie do najgorszego sortu - bardzo szybko zabrała dłoń z jego klaty, znowu splatając ręce, wycofując się. Gdyby ktoś zaczął im się dłużej przyglądać stwierdziłby, że Del albo było zimno ,albo tańczy małymi kroczkami w przód i w tył. Jeśli wcześniej potrafiła nawiązać z nim kontakt wzrokowy, to teraz było inaczej. Jej emocje i zachowania zmieniały się jak w kalejdoskopie. Jak z każdym obrotem wychodziła na wierzch inna część jej osobowości. Dopiero co była agresywna, a teraz czuła się jakby pękała. Spojrzała gdzieś w bok, w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Chyba czas, abyś wrócił do swojego nocnego życia, Lorenzo - wypowiadając te słowa uśmiechnęła się kwaśno, ale i za razem smutno, dając mu w tym momencie możliwość ucieczki. Ucieczki ku wolności. Bez Delilah i Lorenzo - tego czego na pewno nie chciała. A do czego niestety oboje podążali bez zatrzymania w ostatnim czasie, gubiąc się w tym wszystkim. Z jednej strony miała ochotę zapomnieć o wszystkim i się na niego rzucić - jak zwykle robiła w takich chwilach, ale z drugiej... Stała w miejscu, nadal blisko mężczyzny i ani drgnęła. Wewnętrzna walka o to wszystko, o te miesiące wzlotów i upadków w tym momencie zawisła na cienkiej nitce nad przepaścią, czekając na cud. Albo i nie...
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Delilah Hammond
about
Got my heart up in this dance
What a beautiful man
That batchata as we rock on the set
Put his hand over my hips
Started looking at his lips
I'm the luckiest girl in the land
What a beautiful man
That batchata as we rock on the set
Put his hand over my hips
Started looking at his lips
I'm the luckiest girl in the land
Delilah pewnie jutro nie będzie pamiętała tego wieczoru. Może aby tylko jakieś przeblyski. Chociaż,czy na pewno? W końcu chłodne, wieczorne powietrze powinno działać cuda, powinno jej dojść do siebie. Mimo to Delilah stając twarzą w twarz z wszystkimi demonami emocjonalnymi i istnym Lucyferem kilka centymetrów dalej... Naprawdę nie wiedziała czego chciała. Z jednej strony chciała to skończyć. Uwolnić ich raz na zawsze, aby mogli żyć. Wiadomo rany będą bolały, ale z czasem przestałyby. Jedyną pamiątką byłyby blizny. Ale z drugiej przez ten czas rozłąki... Brakowało jej Lorenzo. Brakowało tego ognia w jego oczach, bliskości, brakowało nawet tej chorej zazdrości. Zazwyczaj godzili się i to bardzo szybko. Tym razem było inaczej. Oboje tak samo ślepi, oboje tak samo głusi na to co się dzieje. I oboje cholernie uprości. Delilah ostatkami sił próbowała zatrzymać tą upartość, tą samokontrolę. Chyba to, że postanowiła zbliżyć się do Thompsona było bledem, który lepiej od alkoholu odbierał jej wszystko. Prychnęła tylko na jego słowa, odrzucając głowę do tyłu. Dosłownie poczuła się tak, jakby na jego oczach go zdradzała. Wiadomo święta nie była, ale... Aż tak podłe z pewnością by się nie zachowała. Powoli przeniosła oczy na Lorenzo, dokładnie mu się przyglądając.
- Mówisz tak, jakbym conajmniej pieprzyła się z byle kim na twoich oczach - musiała mu przyznać racje, że z pewnością źle to wyglądało patrząc z boku, w szczególności, że dzisiejszego wieczoru raczej nie była ubrana od stóp do głów. Ale nie potrafiła się do tego przyznać. Do prowokowania, chyba nie... Tak ja i do tego, że przyciągał ją jak magnes, chociaż akurat to dokładnie widział. Wypuściła wstrzymywane powietrze, kiedy poczuła dotyk na swojej brodzie. Zrobilo jej się piekielnie gorąco, dosłownie języki ognia przechodzily przez jej ciało. Momentalnie dostała gęsiej skórki, kiedy ponownie patrzyła w jego twarz, znajdującą się tak blisko, a nadal tak daleko. Nienawidziła się. Nienawidziła za głupotę, za niewyparzony język, za słabość i to jak mimo złości i początkowego wkurwienia dalej na nią działał. Czy nie o to jej chodziło, by zniesmaczyć go na tyle by odszedł? Oczy mało nie wyszły jej z orbit, gdy poczuła jego dłoń na skórze szyji, a potem w chwili gdy do jej wstawionego łba docierały jego słowa, dosłownie jakby ktoś ją hipnotyzował. Rzucał na nią zaklęcie.
Przymknęła na chwilę oczy, czując jak serducho podchodzi jej do gardła. Po raz pierwszy je poczuła, dzisiejszego wieczora. Teraz o mało co nie łamało jej żeber. Posłusznie podniosła ręce i ułożyła je na umięśnionym torsie mężczyzny. W tym momencie dawał jej szansę, ostatnia szansę na ucieczkę znad przepaści, albo całkowity skok w nią, bez wiedzy co będzie dalej. Nie mówiła nic, nie musiała. Jej ciało było odpowiedzią. Przyspieszony oddech, żyły ktore wyszły jej na czole. To jak przygryzała wargę niemal do krwi. Walczyła z dwoma wewnętrznymi przeciwnikami.
Zacisnęła dłonie w pięści, zbierając w nie jego koszulkę. Może, gdyby Lorenzo nie asekurował ją ramieniem, może gdyby nie czuła tego gorąca bijącego od jego ciała. Nie czuła jego zapachu, gdyby nie zgłupiała od nadmiaru doznań, zrobiłaby to co powinna.
- Nie mogę... Nie mogę tego zrobić... - ledwo słyszalnie wyszeptała. Pękła, pierwsza pękła czując jak znowu wszystko wymyka jej się z rąk. Czuła się bezsilna, brudna. Jakąś inną. Właśnie przed to szarpnęła za koszulkę, przyciągając do siebie Lorenzo, chowając się w jego cieniu, kryjąc twarz w trzymanej nadal koszulce. Jak nalogowiec przez nos wciągała zapach,za którym tak cholernie tęskniła. Przez brak którego zrobiła tyle błędów, aby jakiś zaleczyć miejsce, którego coś jej uciekło. Pogubiona. Taka właśnie była.
Brakowało jeszcze tego, aby się poryczała. Dobrze, że alkohol miał jeszcze nad nią kontrolę. W pewnej chwili puściła jego zmaltretowaną koszulkę, ale nadal nie odsunęła się od Lorenzo.
- Co teraz? - Chyba tylko te dwa słowa pasowały do tej sytuacji. Jeszcze kilkanaście minut temu prawie pozabijaliby się w Shadow, a teraz... No właśnie, co teraz. Poza panującym tornado w jej głowie, nie wiedziała nic.
Lorenzo Thompson ]
- Mówisz tak, jakbym conajmniej pieprzyła się z byle kim na twoich oczach - musiała mu przyznać racje, że z pewnością źle to wyglądało patrząc z boku, w szczególności, że dzisiejszego wieczoru raczej nie była ubrana od stóp do głów. Ale nie potrafiła się do tego przyznać. Do prowokowania, chyba nie... Tak ja i do tego, że przyciągał ją jak magnes, chociaż akurat to dokładnie widział. Wypuściła wstrzymywane powietrze, kiedy poczuła dotyk na swojej brodzie. Zrobilo jej się piekielnie gorąco, dosłownie języki ognia przechodzily przez jej ciało. Momentalnie dostała gęsiej skórki, kiedy ponownie patrzyła w jego twarz, znajdującą się tak blisko, a nadal tak daleko. Nienawidziła się. Nienawidziła za głupotę, za niewyparzony język, za słabość i to jak mimo złości i początkowego wkurwienia dalej na nią działał. Czy nie o to jej chodziło, by zniesmaczyć go na tyle by odszedł? Oczy mało nie wyszły jej z orbit, gdy poczuła jego dłoń na skórze szyji, a potem w chwili gdy do jej wstawionego łba docierały jego słowa, dosłownie jakby ktoś ją hipnotyzował. Rzucał na nią zaklęcie.
Przymknęła na chwilę oczy, czując jak serducho podchodzi jej do gardła. Po raz pierwszy je poczuła, dzisiejszego wieczora. Teraz o mało co nie łamało jej żeber. Posłusznie podniosła ręce i ułożyła je na umięśnionym torsie mężczyzny. W tym momencie dawał jej szansę, ostatnia szansę na ucieczkę znad przepaści, albo całkowity skok w nią, bez wiedzy co będzie dalej. Nie mówiła nic, nie musiała. Jej ciało było odpowiedzią. Przyspieszony oddech, żyły ktore wyszły jej na czole. To jak przygryzała wargę niemal do krwi. Walczyła z dwoma wewnętrznymi przeciwnikami.
Zacisnęła dłonie w pięści, zbierając w nie jego koszulkę. Może, gdyby Lorenzo nie asekurował ją ramieniem, może gdyby nie czuła tego gorąca bijącego od jego ciała. Nie czuła jego zapachu, gdyby nie zgłupiała od nadmiaru doznań, zrobiłaby to co powinna.
- Nie mogę... Nie mogę tego zrobić... - ledwo słyszalnie wyszeptała. Pękła, pierwsza pękła czując jak znowu wszystko wymyka jej się z rąk. Czuła się bezsilna, brudna. Jakąś inną. Właśnie przed to szarpnęła za koszulkę, przyciągając do siebie Lorenzo, chowając się w jego cieniu, kryjąc twarz w trzymanej nadal koszulce. Jak nalogowiec przez nos wciągała zapach,za którym tak cholernie tęskniła. Przez brak którego zrobiła tyle błędów, aby jakiś zaleczyć miejsce, którego coś jej uciekło. Pogubiona. Taka właśnie była.
Brakowało jeszcze tego, aby się poryczała. Dobrze, że alkohol miał jeszcze nad nią kontrolę. W pewnej chwili puściła jego zmaltretowaną koszulkę, ale nadal nie odsunęła się od Lorenzo.
- Co teraz? - Chyba tylko te dwa słowa pasowały do tej sytuacji. Jeszcze kilkanaście minut temu prawie pozabijaliby się w Shadow, a teraz... No właśnie, co teraz. Poza panującym tornado w jej głowie, nie wiedziała nic.
Lorenzo Thompson ]
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Delilah Hammond
about
Got my heart up in this dance
What a beautiful man
That batchata as we rock on the set
Put his hand over my hips
Started looking at his lips
I'm the luckiest girl in the land
What a beautiful man
That batchata as we rock on the set
Put his hand over my hips
Started looking at his lips
I'm the luckiest girl in the land
Może, gdyby nie działał na nią alkohol zrobiłaby inaczej. A może, właśnie gdyby nie wypiła za dużo sama szybciej doszłaby do wniosku, że nie warto się odsuwać. Nie warto odpychać, przynajmniej narazie? Niezależnie od tego co między nimi było i ile rzeczy ich dzieliło, nie potrafiła zrezygnowac z tego wszystkiego. Mimo metliku w głowie, który miała po spotkaniu z Benedictem. Mimo metliku zasianego przez siostry. I przedewszystkim tej niepewności, którą sami wzbudzili. Skakała na główkę, od razu nie czekając na jakąkolwiek reakcje, po prostu pozwoliła życiu toczyć się dalej. Najwyżej popełniła błąd. Błąd, który z czasem może ja srogo kosztować. W tym jednak momencie myślała tylko o tym, jak umięśnione ramiona otaczały jej ciało. Jak znajomy zapach drażnił jej nozdrza niczym najlepszy narkotyk
Jak bicie jego serducha doprowadzało ją do czerwoności.
- Co... - niedosłyszała, a raczej nie pozwolono jej. Gdy poczula wargi Lorenzo poczuła, że świat wiruje. Już raz tak miała, jakiś czas temu, gdy podkradła Rockowo prochy. Identyczny odlot, tylko po tamtym czuła się źle. Z początku zdziwiła ją intensywność tego wszystkiego, to jak zaczął ją namiętnie całować, jednoczenie pokazując tą władczość.nsd Hammond. Stęsknione usta i ciało w końcu zaczęły współpracować, Delilah niemal zapadała się w ciało Lorenzo, łaknąć bliskości, dotyku. Wszystkiego czego brakowało jej w ostatnim czasie. Jęknęła cicho prosto w usta mężczyzny, stojáv dosłownie na miękkich kolanach. Nawet, gdy Lorenzo odsunął się na bezpieczną odległość Delilah nadal zbliżona miała.usta złożone do pocałunku. Z daleka mogło.yo nawet wydawać się śmieszne. Przynajmniej dopóki nie wróciła do żywych. Jedynym potwierdzeniem tego, jak nagły wybuch pożądania na nią zdziałał, był przyspieszony oddech.
- Zwariowałam - powiedziała na głos, chociaż tak naprawdę powinna to powiedzieć tylko do siebie. Nie wrócili już do klubu. Pojechali do niej, Delilah spragniona dalszych pocałunków nawet podczas przejazdu taksówką nie odsuwała się od Lorenzo, coraz bardziej sobie pozwalając. Odzyskała jakąś część siebie. Nawet jeśli byli siebie spragnieni, Hammond poległa. Świeże wieczorne powietrze może pomogło jej się otrząsnąć, ale w chwili gdy przekroczyli jej prób znowu zaczęło jej się kręcić w głowie. Tak jakby alkohol uderzył w nią z potrójną siłą. Nie wiedziała nawet jak znalazła się w łóżku, nie wiedziała czy nadal koło niej był Lorenzo. Jedyna rzeczą, jaka utwierdzała ją w tym był dotyk drugiego ciała, zaraz obok - kiedy Delilah odpływała już całkowicie, odcinając się na chwilę od świata pełnego bólu, pasji, łez i pożądania. Zasypiając z myślą, że następnego dnia wstanie na kacu i niewiele będzie z tego wszystkiego pamiętać.
Z.T X2
Lorenzo Thompson
Jak bicie jego serducha doprowadzało ją do czerwoności.
- Co... - niedosłyszała, a raczej nie pozwolono jej. Gdy poczula wargi Lorenzo poczuła, że świat wiruje. Już raz tak miała, jakiś czas temu, gdy podkradła Rockowo prochy. Identyczny odlot, tylko po tamtym czuła się źle. Z początku zdziwiła ją intensywność tego wszystkiego, to jak zaczął ją namiętnie całować, jednoczenie pokazując tą władczość.nsd Hammond. Stęsknione usta i ciało w końcu zaczęły współpracować, Delilah niemal zapadała się w ciało Lorenzo, łaknąć bliskości, dotyku. Wszystkiego czego brakowało jej w ostatnim czasie. Jęknęła cicho prosto w usta mężczyzny, stojáv dosłownie na miękkich kolanach. Nawet, gdy Lorenzo odsunął się na bezpieczną odległość Delilah nadal zbliżona miała.usta złożone do pocałunku. Z daleka mogło.yo nawet wydawać się śmieszne. Przynajmniej dopóki nie wróciła do żywych. Jedynym potwierdzeniem tego, jak nagły wybuch pożądania na nią zdziałał, był przyspieszony oddech.
- Zwariowałam - powiedziała na głos, chociaż tak naprawdę powinna to powiedzieć tylko do siebie. Nie wrócili już do klubu. Pojechali do niej, Delilah spragniona dalszych pocałunków nawet podczas przejazdu taksówką nie odsuwała się od Lorenzo, coraz bardziej sobie pozwalając. Odzyskała jakąś część siebie. Nawet jeśli byli siebie spragnieni, Hammond poległa. Świeże wieczorne powietrze może pomogło jej się otrząsnąć, ale w chwili gdy przekroczyli jej prób znowu zaczęło jej się kręcić w głowie. Tak jakby alkohol uderzył w nią z potrójną siłą. Nie wiedziała nawet jak znalazła się w łóżku, nie wiedziała czy nadal koło niej był Lorenzo. Jedyna rzeczą, jaka utwierdzała ją w tym był dotyk drugiego ciała, zaraz obok - kiedy Delilah odpływała już całkowicie, odcinając się na chwilę od świata pełnego bólu, pasji, łez i pożądania. Zasypiając z myślą, że następnego dnia wstanie na kacu i niewiele będzie z tego wszystkiego pamiętać.
Z.T X2
Lorenzo Thompson