25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Umówiła się na randkę, jedną z wielu na jakie ostatnimi czasy chadzała. Przez pryzmat ostatnich tygodni stało się to nawet swego rodzaju tradycją. Zwykle bywały to miejsca mocno publiczne. Co to znaczy? To znaczy, że wokół było mnóstwo ludzi albo przynajmniej garstka a ona sama nie musiała się obawiać, że potencjalny partner zrobi jej krzywdę. Poznawanie ludzi przez Internet nie było do końca bezpieczne więc nic dziwnego, że wybierała ten sposób asekuracji. Ludzie mogli to nazywać jak chcieli. Najważniejsze, że ona czuła się pewnie i bezpiecznie, szczególnie na takim zadupiu jak Lorne. Tęskniła do Seattle każdego dnia ale wszystko co wydarzyło się tutaj, na miejscu, trzymało ją na uwięzi niczym łańcuch psa. Z jakiegoś powodu nie umiała się ruszyć, nie umiała brnąć bardziej do przodu niż by chciała, a szczerze tego potrzebowała. Bodziec, coś, co wyzwoli w niej chęć walki o siebie, o przyszłość, o to co ma się wydarzy za tydzień lub rok.
Murphy potrzebny Ci jest kopniak.
I tym kopniakiem miała być praca w barze.
Co z tego wyniknie? Czas pokaże… teraz skupiła się na swoich idealnie przylegających dżinsach, topie w ciemnym kolorze i gumce, która trzymała w ryzach jej gąszcz włosów. Ciemne okulary chroniły przed światem pod każdym aspektem. W tej kurtynie czuła się bezpiecznie choć kiedy podeszła do odpowiedniego stolika zsunęła swą broń wyciągając dłoń. Tak bezbronnie i lekko wsunęła palce w jego rękę. – Susan Murphy. Bardzo miło mi Cię poznać – uśmiechnęła się delikatnie zdając się na rutynę, która towarzyszyła podobnym rozmowom. Już robiła to tyle razy… zaraz zapyta gdzie się urodził, co robi na co dzień, jaka jest jego pasja, jaką lubi muzykę i jaki rodzaj filmu preferuje. To było tak standardowe, że odebrało jej wszelkie emocje. Początek bywał identyczny, zawsze bez ekscytacji i motyli w brzuchu. Niemal jak kwalifikacja do dalszego etapu, który niemal zawsze wymykał się z uścisku.
Niesprawiedliwość spotyka nas na każdym korku.
Dlaczego…
Odpowiedź na to pytanie i wiele innych nie kryła się w żadnym z proponowanych kół ratunkowych. Tym bardziej skonsternowana Su nie podchodziła tak emocjonalnie do kolejnego przedstawiciela płci brzydkiej. Każdy miał jakieś wady ale i ona nie była ideałem. Załóżmy więc, że tym razem pójdzie lepiej niż ostatnio.
– Czego się napijemy? – pozostawiła wybór jemu sprawdzając jaki ma gust i co odpowie. Wbrew powszechnej opinii, nawet to miało znacznie.

Benedict Osbourne
towarzyska meduza
Susan Murphy
barman — Shadow
29 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dla niego to było całkiem nowe doświadczenie, chociaż życiowy licznik wcale by na to nie wskazywał. Życie potoczyło się tak a nie inaczej. Nie miał nigdy komfortu, by wieść sielankowe życie i spędzać czas na podrywaniu dziewczyn. Spotkał kiedyś swoją miłość, lecz to była już melodia przeszłości.
Musiał się odnaleźć w nowej, zwyczajnej rzeczywistości. Nie mógł wiecznie zasłaniać się pracą oraz siedzieć w zamknięciu w swoim domu w Sapphire River, który był niedaleko. Nie było to łatwe doświadczenie, lecz garstka ludzi, którymi zaczął się otaczać skutecznie pomagały mu w tej socjalizacji. Przystosowanie do nowych warunków zajęło mu chwilę, lecz w tym momencie, po czasie trudno było u niego dostrzec, iż wiedzie życie, po życiu.
- Bardzo oficjalnie. Benedict Osbourne. – uścisnął jej dłoń uśmiechając się przy tym, a przy okazji żartując sobie z niej trochę, iż dziewczyna przedstawiła się pełnym imieniem i nazwiskiem. Benedict przysiadł do Susan, zakładając część włosów za ucho, by nie zasłaniały mu całej twarzy. – Czy też zastanawiałaś się, czy jesteśmy pierwszą parą, która przyszła tutaj na randkę? – zapytał, by narzucić jakąś luźną gadką. Pomijając fakt spotkania w miejscu jego pracy, to wystarczyło rozejrzeć się dookoła by uświadomić sobie, że nie jest to najromantyczniejsze miejsce. Tańczące koleżanki Benedicta z pewnością położyły by kres randkom w trzy sekundy. –Masz na coś ochotę? – dopytał dziewczynę, bo ostatecznie nie musieli mieć podobnych gustów i byłoby to całkowicie okej. Po jej minie nawet zauważył, że chce go sprawdzić. Z drobnym, tajemniczym uśmieszkiem wstał z miejsca i odszedł od Susan, lecz miała go ciągle na widoku.
Zakradł się do baru i pomijając czekających gości przygotował gdzieś z boku drinka, z którym wrócił po mniej więcej pięciu minutach, dzierżąc w dłoni stożkowaty kieliszek na nóżce, który wylądował przed Susan, w drugiej zaś – klasyczne, niskie szkło z rozlaną podwójną porcją Jack Danielsa. Był ciekaw jej oceny zrobionego drinka, o ciemnorudym kolorze, ziołowo-cytrusowym smaku, przyozdobionym wykałaczką z nabitym zestem i wisienką na środku, opartą końcami o przeciwległe punkty na brzegu szkła.

Susan Murphy
ambitny krab
nick
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
– Mogę mówić do Ciebie Ben? – usadowiła się wygodnie obrzucając mężczyznę po drugiej stronie stolika ciekawskim spojrzeniem. W gruncie rzeczy ostatnio coraz częściej napotykała na swej drodze nowe osoby i musiała przyznać, że sprawiało jej to przyjemność. Wielce prawdopodobne, że ową dwójkę łączyło coś o czym jeszcze nie mieli pojęcia. Wyjście z kokonu i odkrywanie na nowo smaku życia jest jak nauka chodzenia. Jedni załapią ją natychmiast, a inni zaliczą kilka upadków nim staną pewnie w pionie. I tylko i wyłącznie od nich będzie zależało to, czy spotkanie zakończy się sukcesem, totalną klapą albo neutralnie umrze śmiercią naturalną bo i tak się zdarza. Brak kontaktu wydaje się najmniej bolesną metodą powiedzenia „sorry ale nie iskrzy” i nawet jeśli pierwszy i kolejny raz takie zachowanie przynosi ukłucie żalu, tak z czasem przyjmuje się je jako rozsądne zachowanie dorosłych ludzi. Każdy w końcu postępuje tak jak jemu wygodnie.
– Tak? – Uśmiechnęła się szeroko będąc przyzwyczajona do tego wstępu. Imię, nazwisko, uścisk dłoni – niemal jak schemat, którym zawsze rozpoczyna konwersację z kimś, kogo personalia chciałaby znać. Później bywa już różnie.
– Za to miejsce dla kontrastu jest bardzo nieoficjalne – rozejrzała się obracając głowę lekko ku prawemu ramieniu. Widać, że czuła się tutaj wyjątkowo pewnie i swobodnie.
Dlaczego?
– Niebawem się dowiem – zagryzła przez chwilę dolną wargę bo chyba zapomniała o czymś wspomnieć ale spokojnie, to dopiero początek rozmowy i wszystko przed nimi. – Mmmmm zaskocz mnie – tak, lubiła wystawiać ludzi na próbę, lubiła sprawdzać ich reakcje oraz oceniać czy mówią prawdę, czy może chcą dopasować się do rozmówcy. Ceniła gdy ktoś posiadał swoje zdanie i nie wstydził się go. Grunt to pewność siebie i tego czego chce się w życiu a ona najbardziej chciała powrócić z krainy marazmu, odetchnąć rozgrzanym przez powietrze słońcem i nie żałować już niczego.
Taki miała plan.
I jak najbardziej spełniając jej oczekiwania, zaskoczył ją. Wstał i podszedł sprytnie do baru zlewając się z tłumem. Murphy przerzuciła rękę przez oparcie cały czas obserwując mężczyznę. Och gdyby tylko zaaferowani barmani dostrzegli co wyrabia w ich królestwie.
Nie byliby zadowoleni, oj nie.
Tak sądziła nim poznała prawdę…
– Nie wierzę – uniosła brwi przejmując naczynie od swojej randki. Do głowy jej nie przyszło, że siedzący z nią facet mógłby być pracownikiem tego lokalu i to z tego powodu nie został specjalnie wyproszony. Upiła łyk, oblizała delikatnie usta i pokiwała głową. – Dobre. Mocne ale dobre – słowa uznania i brawa za takie umiejętności.
Niewątpliwie Ben zyskał plusa, sporego. – Wybrałam to miejsce bo od przyszłego tygodnia mam przyjść do pracy więc postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym – tym „czymś” przyjemnym miała być rozmowa z Osbourne’m. Pożytecznym zaś mały research w celu podreperowania własnej wiedzy. Randki w jej wieku nie wyglądały już jak te z okresu szkolnego, a ona jako otwarta kobieta lubiła mówić i zadawać pytania. – Czym się zajmujesz prócz robienia świetnych drinków na uboczu baru? – owszem, umówili się przez internet ale było to na tyle spontaniczne, że ich wiedza o sobie była naprawdę nikła.
Czas ją uzupełnić.

Benedict Osbourne
towarzyska meduza
Susan Murphy
barman — Shadow
29 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Właśnie taki werdykt na temat swojego drinka chciał usłyszeć. Nie parał się wcześniej miksologią, ale okazało się, że sprawia mu to całkiem niemałą przyjemność. Był zdeterminowany, zaczynając pracę tutaj, poznając wszelakie podstawy plus coś więcej. Nawet, jeżeli Shadow nie miało aż takiej wymagającej klienteli. Zazwyczaj wystarczyła schłodzona butelka wódki za kilkaset dolarów, by umilić komuś wieczór. Część gości przy barze robiła sobie tylko przerwę od tańczących dziewczyn, które były najważniejsze. Nie ważne wtedy, co w siebie wlewali. Od czasu do czasu wpadali jednak bardziej szykowni panowie, których trzeba było odpowiednio udobruchać.
- Całą robotę robi likier, o wspaniałej nazwie Benedictine. – może dlatego właśnie lubił podawać taką wersję martini kobietom. Faceci kręcili nosem na koktajlowe szkło. Rzeczywiście, przez to można było wyjść na mięczaka i frajera.
- A już myślałem, że ci się podobam. – pokręcił oczami, mówiąc jednak żartobliwie. Nie miał pretensji słysząc, że ich spotkanie ma drugie dno. Trochę go zaskoczyła, że to właśnie z nim robiła wywiad środowiskowy. Zastanawiał się teraz, czy wiedziała, że pracuje tutaj zanim zaprosiła go na spotkanie czy był to totalny przypadek. Niemniej, gdy podała miejsce, nie oponował zawczasu, uważając Shadow jak każde inne. Z małymi, drobnymi szczegółami. Jak widać, randka mogła się tutaj odbyć bez żadnych przeszkód. – W zasadzie tym się głównie zajmuję. Jestem tutaj barmanem, a robienie drinków to moja praca. Jak dotąd, nikt mi jeszcze nie kazał wskakiwać na wybieg i kręcić tyłkiem. – wzruszył delikatnie ramieniem, rozkładając rękę do boku. Oczywiście szanował pracę, jaką wykonywały jego koleżanki. Nie chciał zdradzać też zbyt wiele. Susan może była świadoma bądź nie, ale Shadow obrosło w wiele historii i plotek. Nie wynoszenie spraw poza ściany lokalu służyło wszystkim. – Dlaczego chcesz pracować akurat tutaj? – zapytał niczym na rozmowie rekrutacyjnej, ale przy nim mogła swobodnie się wypowiedzieć. Większość pobudek u pracujących tutaj ludzi była podobna. Każda dziewczyna miała jakąś historię, zazwyczaj trudną przeszłość, przez które lądowały w tym miejscu, dogadzając klientom. Chyba odgórnie założył, że Susan również ubiegała się o stanowisko tancerki. Te ładniejsze dziewczyny zazwyczaj tam lądowały, lecz w zamian, za większe pieniądze, plus te, wyskubane od napalonych gości.

Susan Murphy
ambitny krab
nick
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Mimo rozbrzmiewającej wokół muzyki i zgrabnych kobiet, które umiejętnie oplatały swe gibkie ciała wokół rur, słuchała słów rozmówcy z zainteresowaniem. – A byłam przekonana, że nie lubię likierów – zaskoczenie nr. 2 jeśli prawidłowo liczy. Upiła jeszcze jeden, spory łyk. To nie było ani kulturalne, ani nie świadczyło o abstynencji ale w miejscach takich jak to nikt nie musiał udawać, że popija procenty niemal z przymusu. Po tej dobrej miksturze nie odmówi kolejki shotów. Chyba, że Ben postanowi kontynuować passę i skonstruować coś równie smacznego co na dłuższą metę będzie musiało źle się skończyć.
Podstawa dobrej imprezy – nie mieszaj.
– Gdybyś nie był w moim typie, nie zaproponowałabym spotkania – pospieszyła z wyjaśnieniami uznając to nawet za zabawne. – Czujesz się wykorzystywany? – jej wzrok zjechał w dół niczym rozochocony dzieciak na ślizgawce zatrzymując się na dużym tatuażu. Pasował do niego, dopełniał całości, dodawał pazura i… – Co? – zapytała wybita z rytmu, z zamyślenia nie mając pewności czy aby dobrze usłyszała i przetworzyła informację. – Ty tutaj pracujesz ? – to wyjaśniałoby swobodę z jaką poruszał się po lokalu i za barem. Do tego to Lorne a nie Nowy Jork więc ilość miejsc pracy nie powalała z nóg. Do tej pory w swoich rozmowach nie poruszali tego tematu więc… – Będziemy razem pracować – podkręciła głową będąc wyraźnie rozbawiona tym faktem. Zupełny zbieg okoliczności czy psikus od losu?
To nawet zabawne.
– Może kiedyś, po pracy, hm? Myśle, że spokojnie dałbyś radę. Wyglądasz na odważnego gościa – dopiła drinka odstawiając szkło na blat. – Mogę być Twoją jednoosobową widownią – uniosła brwi doskonale wiedząc, że jest grupa facetów, dla których podobne wybryki są co najmniej poniżające ale wszystko zależy od dystansu do własnej osoby. Jaki był Benedict ?
Trzeba sprawdzić.
– Kwestia przypadku. Szukali kelnerki, znajoma podrzuciła mi numer i jakoś tak wyszło – zdradziła kulisy dość banalnego zbiegu okoliczności zastanawiając się czy powinna kontynuować ale jako Susan M. nie miała absolutnie problemu ze szczerością więc…
– Prowadzę w mieście zakład pogrzebowy i stwierdziłam, że czas zacząć przebywać w nieco żywszym towarzystwie – utkwiła wzrok w źrenicach mężczyzny chcąc odgadnąć jak zareaguje. Uwierzy lub nie. Ewentualnie zarzuci jej kłamstwo. Przerobiła już każdy scenariusz i żaden jej nie zrazi. – Skoro już wiemy, że spotkamy się tutaj za tydzień to może jest coś o czym powinnam wiedzieć? Ewentualnie kogo omijać szerokim łukiem – taka wiedza zawsze była przydatna. – Mam ochotę na tequile, a Ty? – uniosła tajemniczo kącik ust.

Benedict Osbourne
towarzyska meduza
Susan Murphy
barman — Shadow
29 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Za sowitym wynagrodzeniem i dobrymi napiwkami może ubrałbym na gołe ciało robocze szelki i potrząsnąłbym tyłkiem przy rurze. Obawiam się, że nasza klientela jest bardziej wymagająca i zamiast blond barmanów woli pogapić się na blond piękności. – rozłożył bezradnie ręce. Susan miała fory już na starcie. I nie ważne, czy było się tutaj tancerką, barmanką czy kelnerką. Faceci oblepiali spojrzeniami niemal każdą z dziewczyn. Do jego zadań należało przygotowanie jakiegoś drogiego koktajlu dla gościa i upolowanej dziewczyny, chociaż kto był zwierzyną, a kto łowcą nie było takie oczywiste. – Prywatny pokaz dla ciebie? Może po paru takich martini. – uniósł kąt ust do góry, bo ostatecznie nie zanegował propozycji.
- Czy znajoma też tutaj pracuje? – zapytał, aczkolwiek nie oczekiwał, że Susan wylewnie odpowie mu na to pytanie i nie dziwił się. – Często dziewczyny skąpią miejsca nowym osobom i nie składają tak po prostu oferty pracy. – wyjawił mały sekret, który zdążył podpatrzeć. Trzeba było wziąć pod uwagę, że każdy widział w gościach chodzące portfele. Mimo, że większość lubiła się wzajemnie, to wszyscy chcieli wyciągnąć dla siebie jak najwięcej się dało, a nowe osoby stanowiły dodatkową konkurencję. – Nie mówiąc o tym, jak większość reaguje po przyjściu do tego miejsca. Nie każdy ma w sobie tyle entuzjazmu. – dość powiedzieć, że część pracowników po prostu nie miała pójść dokąd indziej. Sam Benedict nie widział dla siebie innych możliwości ze swoją przeszłością. Niemniej, wpadł w tą samą pułapkę co większość. Po przepracowaniu już kilku miesięcy, wcale nie myślał, aby stąd odchodzić.
- Ciężko powiedzieć. – pogładził nieco swój podbródek w zamyśleniu, rozglądając się przez chwilę na boki. – Na pewno warto zaprzyjaźnić się bardziej z ochroniarzami. Z barmanami też, jeżeli będziesz miała ochotę na jakiegoś drinka w międzyczasie. Tancerki są spoko, ale na niektóre bym uważał. A szefa lepiej nie wypytywać o nic, co nie ma związku z pracą tutaj. – sprzedał jej kilka dobrych rad, które mogą ułatwić wykonywanie zawodu. Miał nadzieję, że nie zniechęci Susan to dołączenia do ekipy. Wydała mu się miłą osobą, z którą na razie bardzo dobrze mu się randkowało. Nie działało to jednak na korzyść, jeśli chodzi o pracę, bo różne rzeczy mogły się stać i czasem samemu trzeba było wyjaśnić paru kolesi i całą sytuację.
- Na tequilę powiadasz? Dobrze, chodźmy. – zaproponował po czym wstał i podprowadził Susan do baru. Uśmiechnął się do swojej koleżanki barmanki i poprosił o cztery szoty tequili. Skoro zaimponował Murphy wcześniej, bezkarnie wstępując za bar, by przygotować dla niej drinka, to tym razem nie zamierzał wyręczać innych z obowiązków.

Susan Murphy
ambitny krab
nick
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Słów mężczyzny słuchała z przymrużeniem oka wrzucając przy tym piąty bieg wyobraźni i pierwszym skojarzeniem jakie zawitało w jej głowie był obraz pokaźnej gromadki ledwo trzymających się na nogach pań. – Wieczór panieński. W taki klimat wpisywałbyś się idealnie – ale co by powiedzieli koledzy za barem. Indywidualny pokaz z dużą dozą rozbawienia był o wiele lepszym wyjściem i alternatywą dla zapewne jednorazowej akcji w klubie. – Jeśli mnie tylko nauczysz takie robić to nie ma problemu – stuknęła paznokciem pokrytym kolorem czerwonej hybrydy w szkło. W odróżnieniu od np. lekarzy, ona za swoje usługi nie otrzymywała alkoholi. Zresztą komu przyszłoby do głowy aby do zapłaty za pogrzeb dorzucać chociażby wino czy likier. Osoby pogrążone w żałobie myślą tylko o tym aby uiścić należność, wyjść i nigdy tam nie wracać. Przygnębiające ale prawdziwe.
Su we własnym zakresie od czasu do czasu kupowała butelkę lub dwie, które odkładała do szklanej szafki zastanawiając się, jak duży ciężar może ona przyjąć. Nie mogła porównywać swoich zasobów do tych za plecami pracujących niczym mrówki barmanów i z pewnością brakowało jej dodatków, chociażby soków. Te musiałaby kupić w najbliższym sklepie. Pomysł na wieczór nie był głupi. Pasował nawet na cały tydzień gdzie pod pretekstem nauki mogłaby wprawiać się w miły, kołyszący ciało i umysł stan.
Tak, to byłoby świetne.
Może Ben da się namówić na indywidualne zajęcia.
– Nie – pokręciła głową nie chcąc wchodzić w szczegóły dotyczące osoby, która podsunęła jej numer. Zauważyła, że sam właściciel nie był zadowolony z takiego stanu rzeczy więc nie powinna rozpowszechniać informacji o tym jak tu się znalazła. Wyraźnie rozdawanie prywatnej komórki mu nie leżało i mowa tutaj o Nathanielu.
– Rozumiem ale uwierz, że nie mam z tym problemu. Ta robota to dla mnie czysta rozrywka więc nie mam zamiaru z nikim o nic konkurować – mówiąc inaczej, miała totalnie wywalone czy przyniesie drinka bogatemu mężczyźnie w garniturze z wielkim brzuchem czy młokosowi chcącemu się odrobinę rozerwać po skończonej robocie na magazynie. Takie podejście a właściwie zaplecze finansowe jakie posiadała dawało dużo psychicznego luzu bowiem nie musiała się martwić nawet jeśli ta opcja nie wypali. – Okej, zapamiętam i słuchając Twojej rady zacznę zaprzyjaźniać się z barmanami. Może na początek z jednym – przekrzywiła głowę nieco w bok szukając w jego tęczówkach chociażby iskierki aprobaty. – Idziemy – zawtórowała mu z entuzjazmem zajmując obrotowe krzesło tuż przy solidnym blacie. Z odrobiną bezczelności, która kryła się w jej sposobie spoglądania na kobietę po drugiej stronie, spostrzegła, że ukradkiem raz, czy dwa obrzuca spojrzeniem Benedicta. Kobiety wyczuwają takie rzeczy na kilometr. Tego nie da się pomylić z niczym innym.
Su wzbudziła w niej nutkę zazdrości? Nie wierzę !
Mając przed sobą cztery kieliszki oprószone na brzegach solą, z ćwiartkami limonki na swym szczycie, wzięła pierwszy z nich do ręki. Obróciła się na krzesełku tak aby być na wprost mężczyzny, którego tak obłapiała wzrokiem barmanka… Kolejny raz Murphy posłała jej wyzywające spojrzenie – oj nie zostaną raczej przyjaciółkami bo blondynka zabierając z blatu kieliszek bardzo ostrożnie otarła kryształki soli o dolną wargę zaskoczonego jej zabawą mężczyzny uśmiechając się przy tym czarująco. Następnie bez żadnego pośpiechu przysunęła jego podbródek bliżej swej twarzy. Koniuszkiem języka zlizała sól z rozchylonych ust. Wszystko w otoczce migających świateł i dudniącej w uszach muzyki. Przechyliła kieliszek a zamiast zagryźć szota ćwiartką cytrusa, postanowiła kontynuować pocałunek mając dziką przyjemność z przyglądającej im się jednoosobowej widowni.


Benedict Osbourne
towarzyska meduza
Susan Murphy
barman — Shadow
29 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Benedict przysiadł przed barem zerkając w stronę swojej koleżanki, wypełniającą zmianę. Dał Murphy uczynić honory, pozwalając jej zamówić klasyczny zestaw tequili. W swoim stylu postanowił odłożył kawałek limonki, który prawdopodobnie skonsumuje na koniec. Palący, pikantny, nieco zepsuty smak alkoholu z agawy nie był dla niego wyzwaniem nie do przełknięcia.
Nim zdążył sięgnąć po swoją porcję jego sylwetka została zmuszona, by odchylić się od prostej linii, jaką tworzyły barowy stołek i jego ciało. Popatrzył na swoją randkę, dostrzegając na jej wargach błyszczące kryształki soli. Zanim jakkolwiek wydał z siebie reakcję, blondynka pochłonęła swojego szota, kończąc go niespodziewanie na jego ustach. W pierwszym odruchu nieco zaskoczony, w drugim przymknął oczy i zaangażował się sam. Zapominając chwilę o miejscu, w jakim się znajdowali dotykał jej ust, czując na swoich słony smak.
Wyprostował się z powrotem przyglądając Susan, która wydawała się być wyjątkowo zadowolona ze swojego planu. Nie wyczytał tutaj żadnego podtekstu, związanego z barmanką, która aktualnie obsługiwała innych gości. Benedict nie był emocjonalnie zaangażowany w żadną z dwóch dziewczyn. Niemniej, Susan bardzo go zaskoczyła i dał się na moment porwać.
- Takiego sposobu picia tequili jeszcze nie znałem. – odrzekł nieco żartobliwie, a następnie dłużej się nie ociągając chwycił za kieliszek i przechylił go, wlewając do gardła całość. Odstawił niewielkie szkło z powrotem na bar czekając, aż elektryzujący alkohol przejdzie przez organizm aż do żołądka. – Jeżeli o mnie chodzi, zatrudniłbym cię już teraz. – skwitował po takiej próbce jej możliwości, którym mogła oczarowywać innych klientów. W międzyczasie Benedict sięgnął po następnego szota i zrobił z nim to samo, co z poprzednim. Na sam koniec wgryzł się w limonkę o słodko-kwaśnym smaku.
- Jesteś stąd? Z Lorne? – zapytał, jednocześnie wyjmując z kieszeni swojej skórzanej kurtki papierosy i zapalniczkę. Wsunął jednego między wargi i podpalił jego końcówkę. Odłożył zestaw na barze, gdzieś między nimi, chcąc tym samym dać znać, że jeżeli ma ochotę, może się częstować. Może jednak powinien powiedzieć to wprost. Coś mu mówiło, że Susan i tak nie będzie pytać. Przysunął jeszcze popielniczkę bliżej ich osób, by strzepnąć do niej trochę spalonego tytoniu.

Susan Murphy
ambitny krab
nick
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Uchyliła powieki znajdując się o kilka milimetrów od mężczyzny, patrząc wprost na jego jasne źrenice tak podobne do jej. Kokieteryjny uśmiech nie schodził z jej ust nawet gdy wspólnie z nim przechyliła kolejny kieliszek. Tym razem nie umiała ukryć lekkiego skrzywienia ze względu na posmak trunku. Dla niej był on mocny i nie umiała zadowolić się jedynie głębszym wdechem więc kolejny kieliszek przegryzła. Wymownie odwróciła się w stronę dziewczyny, która umknęła w drugi koniec baru obsługując najbardziej oddalonych klientów. – Nie zauważasz, że na Ciebie leci? Serio? – mężczyźni niekiedy bywali ślepi na gesty i ukradkowe spojrzenia kobiet. To fascynujące, że jedna laska potrafiła odczytać bez pomyłki intencje innej, a rasa męska miała z tym problem.
– To bardzo nowatorska metoda, opatentowana – pogroziła zaczepnie palcem co by nie sądził, że może jej używać na innych pannach. Jej humor szybował właśnie gdzieś pod sufit ze względu na stężenie alkoholu we krwi, dobry nastrój oraz towarzystwo. Tak dawno nie wychodziła na randki, że chyba zapomniała jak to się robi – otóż nie, tego nie da się zapomnieć.
Podsumowując – absolutnie nie żałowała, że zebrała się i wyszła z domu.
– Na czas nieokreślony – dodała, choć rodzaj umowy nie miał dla niej kompletnie żadnego znaczenia. Pomijając sam fakt pieniędzy, który traktowała jako dodatek (co było wręcz niespotykane) pragnęła wprowadzić do swojego ospałego życia nieco rozrywki. Tym właśnie miał być Shadow.
Urozmaiceniem codzienności.
– Nie. Pochodzę ze Stanów a tutaj mieszkam od pół roku. Przeprowadziłam się po śmierci ojca ale nieszczególnie chce wracać na stare śmieci. Tu jest tak… spokojniej – w porównaniu z głośnym, dużym miastem, Lorne wypadało niczym oaza. I mimo tego, że miasteczko było nudne, to było jej tu okej. – Może mam mało znajomych ale liczę, że to się zmieni – rozłożyła ręce wskazując na cały teren klubu. – A Ty? Opowiedz mi o sobie coś więcej – to chyba właściwa chwila na tego typu rozmowy. Su jeszcze nie była na tyle pijana aby pieprzyć głupoty. Równocześnie była na tyle trzeźwa aby zapamiętać informacje jakie zaraz usłyszy od mężczyzny. Głupio byłoby pytać o to samo za kilka dni gdy spotkają się np. w pracy więc obracając w palcach jego zapalniczkę skierowała całą uwagę na rozmówcę.
Nie miała ochoty na papierosa. Połączenie tytoniu i procentów zazwyczaj dawało u niej fatalny skutek na drugi dzień przynosząc kaca roku a szczerze nie tęskniła za tym stanem. Gdyby była bardziej rozsądna to poprosiłaby o szklankę wody aby uzupełnić płyny lecz czy o tym teraz myślała?
Absolutnie nie.
Jej myśli krążyły w zupełnie innym kierunku.
– Może kupimy flaszkę i pójdziemy się przejść? – przekrzywiła głowę w bok wpadając na super świetny pomysł. – Umiesz pływać? – wyprostowała się a w jej oczach widać było wyraźne zaangażowanie w świeży plan.

Benedict Osbourne
towarzyska meduza
Susan Murphy
barman — Shadow
29 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przygasił wypalonego dopiero w połowie papierosa o dno popielniczki. Nie była to używka, po którą sięgał często i do której byłby przyzwyczajony. Patrząc na jego historię, można by powiedzieć, że jest ona najbezpieczniejszą opcją, z efektami przesuniętymi w czasie, które nie wpędzą go szybko do grobu. Przy odrobinie szczęścia, może nawet wszystko zakończyłoby się happy endem, w postaci braku kondycji i zawężonymi oskrzelikami płucnymi, powodującymi chropowaty kaszel. Jeśli już sięgał po nikotynę, to zazwyczaj akcentował pewne momenty, jak zakończoną pracę, seks czy integrację z innymi palącymi osobami.
- Interesujące miejsce wybrałaś na ucieczkę. – odparł z lekkim przekąsem, bo południowy kraniec wielkiej wyspy na Pacyfiku nie wydawał mu się szczególnie atrakcyjny do rozpoczęcia nowego życia. No i te wszędobylskie pająki oraz gady. – Przynajmniej jest tu ciepło. – znalazł na siłę jakiś pozytyw. Więcej wiedzieć jednak nie chciał. Nie był to jego interes, a nie chciał też, żeby opowieści o zmarłych przyćmiły im to spotkanie.
- Wiesz już o mnie tyle, ile powinnaś. – uciął krótko, posyłając jej nieco długie spojrzenie, którym chciał ukrócić temat zagłębiania się w jego historię. Nie tędy była droga do poznania go. Sam Benedict tylko tym sposobem radził sobie ze swoją przeszłością – nie mówiąc o niej wcale. Może dlatego nie zadawał innym podobnej prośby, by nie musieć odwdzięczać się tym samym. Pytanie o pochodzenie było na wskroś neutralne, ale i z tym uważał.
- Czy powinienem spytać, ile masz lat? – w sumie, już zapytał, lecz żartobliwie odnosząc się do pomysłu, rodem z nastoletnich ekscesów. Ale nie wyśmiał jej planu i nie spojrzał z politowaniem. Nawet przypadł mu do gustu ten pomysł, bo w Shadow i tak spędzał znaczną część swojego czasu. Niekoniecznie widziało mu się oddawanie temu miejscu również tego wolnego. Z resztą zanosiło się, że będą się tutaj spotykać częściej, choć w innej roli. – Umiem, chyba jak każdy mieszkaniec tego zakątka. – żyjąc na wyspie, gdzie życie było rozlokowane na wybrzeżach ciężko było znaleźć śmiertelnika, który nigdy nie współgrał by się z wodą. – Ale chyba nie chcesz teraz kąpać się w rzece? Nie jestem pewien, czy aligatory o tej porze śpią gdzieś w zaroślach. – przechylił ostatni kieliszek tequili, będąc niczym znawca lokalnej flory i fauny. Nie był przekonany, czy Sapphire River nadawała się do kąpieli. A ze zwierzakami nie żartował. W końcu mieszkał nad wodą i miał dobry, całkiem ładny widok na płynącą wodę i leśny busz. Co raz udało mu się wypatrzyć z daleka ruch, który prawdopodobnie należał właśnie do tych uroczych gadów. – Możemy przemieścić się do mnie. Mieszkam niedaleko. Jak już kupimy flaszkę, oczywiście. – wyprostował się, podając Susan własną propozycję na spędzenie wieczoru.

Susan Murphy
ambitny krab
nick
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Murphy potrafiła korzystać z jednej paczki papierosów nawet dwa miesiące i nigdy jakoś specjalnie nie kryła się z tym faktem. Biorąc pod uwagę specyfikę pracujących tu ludzi i powiedzonko sugerujące, że wchodząc między wrony trzeba krakać tak jak i one, w najbliższym czasie powinna zamienić się w nałogowego smoka, lecz małe na to szanse. Pomimo wielu nieciekawych sytuacji jakie miały miejsce w jej życiu, obecnie była na etapie niepozwalającym w żadnym wypadku stawiać się w roli ofiary. Co za tym idzie, nie kupowała splotu wydarzeń, w którym dzięki jaraniu z każdym po kolei zdobędzie przychylność załogi. Paczkę wyciągała tylko wtedy gdy nachodziła ją na to ochota, bądź doznała przypływu ogromnego stresu. Innymi słowy – trzeba było ją porządnie wyprowadzić z równowagi.
– Na początku umierałam z nudów ale rozkręcam się – to co dla niego było nudne, dla niej było bezpieczne. W Seattle zostawiła swoim zdaniem zakończone sprawy ale w każdej chwili ktoś mógł zacząć przy nich grzebać. W takim zapomnianym przez boga zakątku jak Lorne, była bardziej nieuchwytna niż w wielkim mieście. Przynajmniej takie przeświadczenie pozwalało jej spokojnie spać.
– Ciepło to mało powiedziane. Gorąco – uniosła nieznacznie prawą brew do góry ale w tym wątpliwym świetle trudno było to dostrzec. Pierwsze opalanie w tym roku Su miała już a sobą. Nawet zdążyła zakupić ciekawy pod względem kształtu materac i obiecała sobie, że jeszcze tego lata nauczy się pływać na desce. Tylko znajdzie odpowiedniego instruktora…
– Ou, tajemniczo. Okej – ustawiła otwarte dłonie przodem do mężczyzny dając tym samym znak, że się poddaje i nie ma zamiaru dalej drążyć tematu. Może i miała czasem napady infantylności ale podobne przekazy trafiały do niej z bezbłędną precyzją. – Jestem pełnoletnia – odparła najchętniej podkreślając, że czuje się na wieczne 18 lat jednak z jej wyglądem i zachowaniem mogło uchodzić to za najszczerszą prawdę. Daleko było jej do stabilizacji i przeciętnie ponurego zachowania. – Nieeee, nie miałam na myśli żadnej rzeki – zapewne niezamierzenie Benedict wywołał na jej twarzy szeroki i szczery uśmiech. Ledwo co wspomniał o aligatorach, a przed jej oczami ukazał się obraz dwóch uciekających przed drapieżnikami pracowników Shadow. Takie nocne wypady do jakiegoś bajora nie były kompletnie w jej stylu.
– Jasne. Bardzo chętnie. Może mnie nauczysz czegoś pożytecznego – zsunęła się z wysokiego krzesełka rzucając ostatnie spojrzenie przed wyjściem wściekłej barmance. Jakby tego było mało, aby rzekomo nie zgubić się w tłumie, wplotła swoją dłoń w dłoń mężczyzny.

z/t x 2
Benedict Osbourne
towarzyska meduza
Susan Murphy
ODPOWIEDZ