sprzedawca — w Sugar Bakeshop
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
sprzedaję słodycze i chciałabym sama dostać od życia coś słodkiego
Ostatnio wszystko się równo jebało i Goldfish potrzebowała porządnego kopa. Musiała stanąć wreszcie na nogi i pokazać wszystkim - a przede wszystkim udowodnić sama sobie - że sobie radzi, że wcale nie jest uzależniona, że ciąża matki jej nie przeraża, że wcale nie podobało jej się pocałowanie kobiety. Dlatego Effy szczególnie dzisiaj cholernie chciała być Blonde rebelion. Nałożyła zatem dość mocny i ciemny makijaż podkreślający oczy, spryskała się męskimi perfumami jednego z byłych gachów matki, którzy zadomowili się w mieszkaniu przy Sapphire River na dłużej niż jedną noc. Na nagie ciało narzuciła najpierw luźną koszulkę. Dużą, nieobciskającą jej ciała. Do tego założyła krótką spódniczkę. Na koniec ponakładała na siebie mnóstwo biżuterii i dopiero wtedy spojrzała na swoją “tajną broń”.
Dopełnieniem tego outfitu - nałożonym niemal z obrzydzeniem - były bowiem czarne, rozciągnięte, bawełniane, okresowe majtki zalegające na dnie jej szuflady przez wiele lat, skoro sama od dawna już nie miesiączkowała. Żadne tam koronkowe stringi albo - co też jej się czasem zdarzało - całkowity brak bielizny. Miał być to jej pas cnoty, który powstrzyma ją przed rozłożeniem nóg. Mogła się upodlić i pieprzyć się w najbardziej obskurnej łazience w zapyziałym barze, ale duma nie pozwalała jej zdjąć takich obleśnych majtek przed żadnym facetem. Nie i kropka! No i była przecież Blonde rebellion! Będzie kusić, będzie nęcić, będzie prawdziwą femme fatale, wypije grzecznie tylko jednego drinka i na koniec pokaże typowi środkowy palec spławiając go z pełną satysfakcją.
I tym razem nie wyląduje w cudzym łóżku!
Stąd też wybrała się do miejsca, gdzie z reguły nie spotykało się przyjemniaczków, a jakieś typy spod ciemnej gwiazdy. Od razu wyhaczyła najsłabsze ogniwo przy barze - najprawdopodobniej jakiegoś przyjezdnego, bo nic nie mówiła jej ta twarz, a w Shadow zdarzało jej się bywać kilka razy w miesiącu i kojarzyła z widzenia stałych bywalców. Podeszła prosto do swojej ofiary najbardziej pewnym siebie krokiem, na jaki było ją stać. Usiadła odrzucając włosy na ramię i uśmiechnęła się zaczepnie do faceta poruszając zachęcająco brwiami. Założyła kusząco nogę na nogę opierając obcas o łączenie między nogami barowego stołka, po czym przedstawiła się jako Monica. Brzmiało mocno, z charakterem, dodawało blondynce pewności siebie.
A z tą tapetą na twarzy matematyka była prosta: +20 do atrakcyjności = darmowe drinki.
Miał być jeden drink. Zamiast tego pół godziny później wlewała w siebie chyba piątego shota, opowiadała typowi bez najmniejszego zająknięcia, jak to przed kontuzją kostki tańczyła w teledyskach i na koncertach Jasona Derulo, Justina Biebera i Ariany Grande. A żeby tego było mało, to jej siostra robiła karierę w modelingu na włoskich wybiegach, a jej były facet robił za kaskadera TEGO Vin Diesela!
Co robi zatem w Lorne Bay?
Dobre pytanie, Aphrodite. Zapija smutki w towarzystwie pierwszego lepszego faceta, który już łapał ją za kolano i posuwał swoją dłoń wyżej i wyżej po jej udzie, kurwa jego mać.
Miała być Blonde rebelion. Niestety, skończyła totalnie jako Miss nothing. Ale przynajmniej facet wyglądał 6/10, a to już zaliczało. Zaliczało, cholera jasna. Miss nothing
Zostawiwszy torebkę i shota - jak głupia! - przy barze, ześlizgnęła się ze stołka i ruszyła chwiejnie w kierunku łazienki, aby pozbyć się tych pieprzonych majtek - z dwojga złego wolała wyjść na kurwę niż obleśną laskę w babcinych gaciach.

Hannah Mayfair
ambitny krab
try to guess
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Następnego dnia obudziła się z potężnym kacem - i z jeszcze większymi wyrzutami sumienia. Bo sama w sumie nie wiedziała, kto tu kogo pocałował i kto wczuł się tak bardzo, że wepchnął drugiej osobie język do gardła. I co na to wszystko dzisiaj Effy, która jakby nie patrzeć była jej najlepszą przyjaciółką i z tego co Mayfair wiedziała, choć nogi rozkładały się jej praktycznie same, ograniczała się do średnio przystojnych mężczyzn, którzy po pijaku prawili jej komplementy i stawiali niezbyt wyszukane drinki, z kobietami natomiast nigdy się nie zabawiała. Nie, żeby to była jakaś wielka sprawa, coś absolutnie przełomowego, nie dotarły przecież nawet do drugiej bazy, chociaż przez jakiś czas ręka brunetki sunęła pod koszulką Goldfish. Po prostu... cholera, sama nie wiedziała co po prostu. Zazwyczaj nie przejmowała się takimi pierdołami. Zazwyczaj pieprzyła się z przypadkowymi ludźmi, spotykała z osobami, których szansa, że już nigdy więcej nie spotka wynosiła jakieś 99%. No za wyjątkiem Masona, który ceremonialnie spieprzył sprawę oraz Brandona, który jako pierwszy (i ostatni, nikomu więcej nie miała zamiaru na to pozwolić) złamał jej serce. W każdym razie, nie chciała między nimi jakiś niejasności, dziwnego napięcia, niekończących się rozważań co, kto, kiedy, po co i dlaczego. Wolała rozwiać wątpliwości od razu, zamiast chować głowę w piasek, zmierzyć się z konsekwencjami feralnej nocy.
Właśnie dlatego zadzwoniła do Afro i zaproponowała jej wspólne wyjście na kawę. Nie do siebie, nie do niej. Do kawiarni, tak, żeby mogły spotkać się na neutralnym gruncie, wykrzyczeć sobie wszystko, co miały do wykrzyczenia albo wyśmiać całą sprawę (wszystko zależałoby tutaj od reakcji blondynki, bo ci by tu dużo mówić, Hani posmakowały jej miękkie usta i chętnie by to powtórzyła). Zamiast zgody na babskie wyjście Mayfair usłyszała jednak kilka gluchych kaszlnięć i krótkie "nie czuję się najlepiej, chyba będę chora, innym razem", co pewnie, brzmiało dość podejrzliwie, ale kim ona była, żeby kwestionować prawdomówność dziewczyny?
Co zabawne, to nie był jedyny raz, kiedy zadała sobie to samo pytanie. O nie. Dokładnie ta sama wątpliwość pojawiła się we wnętrzu jej głowy w chwili, w której z własnego samochodu przeniosła się na obserwację podejrzanego prosto do jakiegoś obskurnego klubu i zauważyła wstawioną przyjaciółkę siedzącą przy barze, migdalacą się z jakimś oślizgłym typkiem. On trzymał rękę na jej udzie, ona chichotała, a Hannah chciało się rzygać. Przechodząc obok, z zasięgu wzroku tracąc swoi cel, posłała przyjaciółce ostre spojrzenie, wyminęła ją, a następnie zajęła wolne miejsce przy jednym ze stolików. Nie będąc pewna, czy dziewczyna w ogóle odczyta wiadomość, sięgnęła po telefon i wyskrobała krótką, ale jakże treściwą wiadomość: "Pieprz się, Goldfish. Jesteś marną kłamczuchą."

Aphrodite Goldfish
ambitny krab
Hania
sprzedawca — w Sugar Bakeshop
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
sprzedaję słodycze i chciałabym sama dostać od życia coś słodkiego
Effy dostrzegła kątem oka znajomą sylwetkę i żołądek zacisnął jej się w supeł. Udając, że wcale jej nie widzi, dalej trajkotała w najlepsze z poznanym facetem, którego imienia nie zapamiętała, bo nie było jej do niczego potrzebne. Mimo to miała wrażenie, że czuje na sobie uważne spojrzenie. Nie odwróciła się ani jeden raz. A potem spostrzegła, że w lustrzanej ścianie za barem doskonale widzi stolik, przy którym siedzi Hannah. Jak na zawołanie ich spojrzenia się skrzyżowały i już nie mogła udawać, że jej nie widzi. Odwróciła głowę w kierunku Mayfair i skinęła chcąc się przywitać. Facet nagle przestał mówić i zapadła między nimi cisza. Effy zamrugała szybko powiekami starając się przypomnieć o czym mówił. Zadał pytanie? A może czekał na jakąś jej reakcję? Patrzyła na niego tępym wzrokiem nie mogąc się na nim skupić, bo ciągle myślała o tym, jak to zachowała się parszywie oszukując Hannah, która przyłapała ją na tym kłamstwie. Nie zajrzała do torebki i nie odczytała wiadomości, ale i bez tego dobrze wiedziała, że była paskudną kłamczuchą, co tylko potęgował ten ucisk w brzuchu.
Aphrodite nie była dzielnie odważna, była głupio odważna. Podejmowała nierozsądne decyzje nie zastanawiając się nad konsekwencjami, ale jeśli chodziło o branie odpowiedzialności za swoje czyny, była ostatnią do pchania się o pierwszeństwo w kolejce, zamiatając złe doświadczenia pod dywan. Ale w tym przypadku zamiecenie wczorajszego wieczoru wiązało się z tym, że między nią a Hannah będzie cholernie niezręcznie. Że będą się unikać i doprowadzać do podobnych sytuacji, w których - chociaż oddzielnie - będą czuły podskórnie, że są obserwowane przez tę drugą. Nie, Goldfish nie była odważna. Ale Hannah była jej przyjaciółką, a jej było zwyczajnie głupio. Dlatego bez słowa zostawiła typa przy swoim drinku, wzięła torebkę leżącą na ladzie i powoli ruszyła w kierunku stolika zajmowanego przez Hannah.
- Wolne? - powiedziała dość głośno przekrzykując piosenkę puszczaną przez DJ-kę. Przestępowała niepewnie z nogi na nogę zakładając włosy za ucho i skubiąc spód sukienki. I wtedy to do niej dotarło. Nie, to nie ona musiała być owieczką zagonioną w kąt przed rzeźnika - chociaż porównanie to było totalnie nietrafne w przypadku Hannah, to metafora w pewien sposób pasowała. Momentalnie jej energia się zmieniła. Może to kwestia wypitych drinków? Nastawienia Blonde rebelion? Przebojowej Moniki? Bez znaczenia, najważniejsze, że podziałało! - Nie, chociaż nie! - rzuciła już z przytupem cisnąwszy torebkę w sam kąt kanapy, na której siedziała Hannah. Sama - dla lepszego efektu - stała nad nią z pozycji dominującej. - Coś ty do cholery sobie myślała, kiedy mnie pocałowałaś?! Po czymś takim miałam prawo uciec i się schować w swojej własnej przestrzeni! Nie wszyscy są pewnymi siebie dżagami z ciętym językiem, które na drugi dzień potrafią na luzie o tym rozmawiać! - rozkręcała się coraz bardziej i nie mogła się już powstrzymać. - I nie, nie masz prawa mnie oceniać, że uciekłam od spotkania z tobą! - teraz już naprawdę tupnęła i jeszcze wycelowała w Hannah bezczelnie palcem! - Bo to twoja wina, więc nie oczekuj, że po czymś takim wszystko wróci do normy na drugi dzień i nie wiem, może jeszcze wskoczę ci w ramiona?! - ostatnie słowa Effy pisnęła żałośnie psując cały efekt. Opadła bezwładnie na drugi koniec kanapy i sięgnęła po drinka należącego do Hannah - chyba był bezalkoholowy? - i opróżniła go jednym haustem, a serce dalej waliło jej jak oszalałe.

Hannah Mayfair
ambitny krab
try to guess
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Kątem oka zerknęła na faceta, za którym weszła do baru. Siedział kilka stolików dalej, otoczony podobnymi sobie, równie nieprzyjemnymi gębami. Dłonie trzymał na widoku, luźno na stole. Jeżeli doszło do przekazania koperty - Mayfair tego momentu nie zarejestrowała, a teraz tylko mogła pluć sobie w brodę, bo zaprzepaściła dwa tygodnie śledztwa. Przesiadywania godzinami w samochodzie, obserwowania okolicy, spotykania się z typami spod ciemnej gwiazdy i oferowania im różnego rodzaju przysług w zamian za namiary na tego, którego od samego początku szukała. "Dzięki, Golsfish" skomentowała kwaśno w myślach, bo czy to było naprawdę coś tak niesamowicie dziwnego, że martwiła się o przyjaciółkę i bez względu na to, czym się aktualnie zajmowała, bliscy zawsze byli dla niej na pierwszym planie? Nie chciała przecież porozmawiać z Afro z własnych, samolubnych powodów. Po to, żeby złapać ją w swoje sidła i zaciągnąć do ciemnej jaskini, w której trzymałaby ją przykutą do kaloryfera i zmuszała do długich godzin całowania. Nie była przecież aż tak pieprznięta. Ot, po prostu. Chciała upewnić się, że dziewczyna czuje się w porządku, że niczego jej nie potrzeba, że między nimi nic się nie zmieniło, że ich przyjaźń wciąż kwitnie... Przecież wszystkich tych, którzy mieszkali w Australii i na którym jej zależało mogła policzyć na palcach jednej ręki. Jerry, Lily, Mari i Aphrodite. Wszyscy się znali, wszyscy byli ze sobą powiązani. Wyłamywał się jeden element, sypała się cała układanka, a Hania nie mogła do tego dopuścić. Lorne było jedynym miejscem, w którym czuła się sobą.
Zatopiona we wnętrzu własnej głowy nawet nie zauważyła, gdy przyjaciółka podeszła do jej stolika. Dopiero, gdy usłyszała jej pytanie uśmiechnęła się leciutko, otworzyła usta i kiedy już miała powiedzieć, że tak, wolne, niech siada śmiało, blondynka nagle zmieniła taktykę. Na prawdopodobnie najgorszą z możliwych, bo taką, która nie tylko wzbudzała w Mayfair złość, ale też wywoływała przykrość. Tych kilka słów wystarczyło bowiem, żeby dać jej do zrozumienia, że Effy jest skupiona na czubku własnego nosa, choć w nieplanowane zbliżenie była w równym stopniu zaangażowana, teraz całą winą obarcza ją i co w tym wszystkim najgorsze. Zupełnie gdzieś ma jej uczucia. Nie interesuje jej to, jak Hania czuje się z całym tym zamieszaniem, przez co ona przechodzi. Nie. Brunetka postawiona została do rangi tej najgorszej. Wstrętnej, podłej manipulatorki, która ją biedną, niewinną i naiwną po prostu zaatakowała.
Kobieta z niedowierzaniem pokręciła głową. Naprawdę Aphrodite chciała z nią tak rozmawiać?
"Co ja sobie myślałam? Wybacz, ciężko mi się było skupić, kiedy wpychałaś mi język do gardła" odpyskowała, kompletnie zapominając, że zarówno czas, miejsce jak i okoliczności nie były najbardziej sprzyjające publicznym awanturom. Tak długo przecież robiła wszystko, żeby pozostać niewidzialną, a teraz sama, za sprawą jednej, małej, krzykliwej blondynki cholernie się odsłaniała. "Daruj sobie pieprzenie tych głupot. Gdybyś powiedziała, że potrzebujesz czasu i chcesz teraz pobyć sama, zrozumiałabym" wygarnęła jej. Znały się już tyle czasu i nigdy jej nie zawiodła, nie zrobiła jej czegoś wbrew, do czegokolwiek jej nie przymuszała. Szanowała jej granice, podobnie jak i jasno wytyczała własne, a ona sugerowała, że dziennikarka podstawiła ją pod ścianą i zmusiła do kłamania... Cholera, może i Hanka była twarda jak skała i niczego się nie bała, ale to? Tym Effy ugodła ją w samo serduszko. "Na litość boską, Aphrodite, kurwa. Przestań zgrywać taką cnotkę. Pieprzysz się ze wszystkimi dookoła i nagle jeden pocałunek tak bardzo Cię wzburza? Proszę Cię, daruj sobie" o nie, ona już nie mówiła, ona krzyczała jej to w twarz. "Myślisz, że nie wiem, po co tu przychodzisz? Że jestem taka głupia, że nie widziałam jak kleilaś się do tamtego kolesia?" zapytała, zaciskając usta w wąska kreskę. "Jeśli nie jesteś tego świadoma, do tej pory słowem nie wspominałam o wskakiwaniu mi w ramiona. Skoro jednak poruszasz ten temat, niech zgadnę? Pół dnia o tym myślałaś?" zapytała złośliwie, rzucając jej wyzywające spojrzenie. Chciała ją wkurwić? Bez dwóch zdań. Sprowokować? Może...

Eric Milton
ambitny krab
Hania
sprzedawca — w Sugar Bakeshop
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
sprzedaję słodycze i chciałabym sama dostać od życia coś słodkiego
- Byłam pijana! - wrzasnęła tak żałośnie, piskliwie i wysoko, jakby chciała tym dźwiękiem wybić wszystkie szkła w okolicy trzech kilometrów. Była już bezsilna, bo nie umiała ułożyć sobie tego w głowie. Z jednej strony wiedziała, że pocałowanie dziewczyny to nic takiego, ale to było co innego w wypadku, kiedy dotyczyło innych. Gdy sama tego doświadczyła - spanikowała. - Pijana i załamana! Potrzebowałam poczuć się ważna! - Łzy ciekły jej po twarzy ciurkiem rozmazując misternie nałożony przed kilkoma godzinami makijaż, co uwydatniło jeszcze bardziej jej nędzny stan. - BRAWO, kurwa, brawo! Gratuluję, że chociaż jedna z nas by zrozumiała! Cudownie! Bo ja sama - wycelowała mocno palec w swoją klatkę piersiową uderzając z głuchym tąpnięciem o mostek - nie rozumiem! Nie rozumiem tego, nie wiem, może nie chcę zrozumieć! - coraz bardziej zapowietrzała się przy kolejnych wykrzykiwanych słowach bez ładu, składu, a na pewno bez żadnego przemyślenia. - Uważasz, że jesteś lepsza ode mnie?! To nie ja chwaliłam się światowymi przygodami z panami, paniami, panami i paniami! I nie wiadomo czym i kim jeszcze! Dla mnie to NIE jest normalne! Pewnie, łatwiej zarzucić komuś puszczanie się, zamiast zainteresować się, dlaczego to robi! - znów tupnięcie nogą, ale przy okazji kopnęła kolanem w stolik, więc odczuła to jeszcze bardziej. - Nie wszystkie, kurwa, jesteśmy, kurwa, świadomie takimi pewnymi siebie i, kurwa, wyzwolonymi kobietami! - po każdej “kurwie” zachodziła się najżałośniejszym szlochem na świecie.
W pewnej chwili Aphrodite zrozumiała, że ma ochotę rozszarpać Hannah na strzępy, jeśli ta rozmowa potoczy się dalej. Brunetka mówiła prawdę, co bolało jeszcze bardziej. Ale Effy miała już dość. Swojej bezradności, zagubienia, tego chaosu, który wkroczył w jej życie lata temu i nie chciał jej uwolnić. Zahukania, przez które nie umiała normalnie funkcjonować. Chciała, żeby ktoś z zewnątrz ogarnął ją do kupy i powiedział, jak ma żyć. Jak o siebie zadbać. Jak pilnować finansów, aby wystarczyło do kolejnej wypłaty. Jak traktować samą siebie z szacunkiem, aby inni ją tak traktowali. Chciała być niezależna. Jak Hannah. Zamiast tego wieczór w wieczór robiła dokładnie to samo. Upadła niżej niż kurwy, te przynajmniej miały z tego pieniądze.
Pierdol się, Mayfair. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jest niesprawiedliwa i jednocześnie nie była w stanie patrzeć dłużej przyjaciółce w oczy, więc zrobiła to, co umiała najlepiej - zapłakana i zasmarkana - stchórzyła; zabrała trzęsącymi się dłońmi swoje rzeczy, wstała niepewnie i pobiegła przeciskając się przez tłum do łazienki. Męskiej, do damskiej była za duża kolejka. Od razu zamknęła się w kabinie, opuściła deskę, usiadła na niej podkulając kolana pod brodę i obejmując szczelnie nogi ramionami schowała głowę między kolana i ryczała jak głupia. Dlaczego? Bo wszystko było nie tak, a ona nie umiała ułożyć tego w sensowną całość.

Hannah Mayfair
ambitny krab
try to guess
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Źle to zabrzmiało. Jakby kobieta ją wykorzystała, a to przecież wcale nie było tak. Obydwie były pijane. Obydwie jednakowo mocno. Jedyna różnica polegała na tym, że Effy upiła się z rozpaczy, a Hania zrobiła to, aby dotrzymać przyjaciółce towarzystwa. Żeby ta pierwsza nie czuła się samotna i opuszczona, a miała poczucie, że na tym świecie jest ktoś, kto ją rozumie. I kto zawsze będzie obok, nieważne, co będzie się działo.
Patrząc na Effy z wyraźnym zmartwieniem, pokręciła lekko głową, kiedy ta zanosząc się płaczem i kaszlem zaczęła przekręcać jej słowa. Nie mogła wejść do jej głowy, nie mogła postawić się w jej sytuacji, a było jej bardzo szkoda, bo cholera. Chciałaby wiedzieć, o czym teraz myśli? I dlaczego to, że pocałowała się z kobietą tak bardzo mocno nią wstrząsnęło i tak drastycznie zachwiało całym jej światopoglądem? Przecież nie był to koniec świata. Nic strasznego, obrzydliwego i przerażającego. Nic z czym ona, Aphrodite Goldfish nie dałaby sobie rady. Ale jak miała jej to wytłumaczyć, kiedy Effy wciąż znajdowała się w stanie najwyższej histerii i nie docierały do niej żadne rozsądne argumenty?
"Effy, co?" sapnęła, kiedy blondynka wytknęła jej, że lepsza wcale nigdy nie była, że sama swego czasu miała sporo za uszami, że też sypiała z kim popadnie i zamiast się tego wstydzić, jeszcze się tym chwaliła. Tyle, że to była Hania. Ona po prostu lubiła seks, nie uważała go za magiczne lekarstwo. Za coś co przegoni smutki, pomoże zapomnieć, odreagować stresy. Pieprzyła się na lewo i prawo, bo była wolna, nie miała żadnych zobowiązań i mogła robić to, na co miała ochotę. Nie dlatego, że chciała poczuć się lepiej sama ze sobą. "Hej, zaczekaj!" w porę nie zdążyła złapać jej za rękę i zatrzymać - jeśli zależało jej więc na tym, żeby nie zgubić jej w tłumie musiała czym prędzej poderwać się z miejsca i rzucić w szaleńczą pogoń.
"Ej, Ty. Wynocha" warknęła do faceta, który nie przejmując się zawodzeniem dobiegającym z jednej z kabin, przeglądał się w lustrze w łazience. "Ty też! Wszyscy, wszyscy stąd wypierdalać" zawołała, machając rękami. Miała gdzieś, czy wezmą ją za wariatkę, albo czy zaczną się stawiać i dla przykładu jednemu z delikwentów będzie musiała nabić limo. Zależało jej tylko na tym, żeby mogła w spokoju porozmawiać z dziewczyną. Przeprosić, przytulić, dowiedzieć się, co stało się za słowami "Pewnie, łatwiej zarzucić komuś puszczanie się, zamiast zainteresować się, dlaczego to robi!, nakłonić ją do wyjścia z kabiny i zabrać do domu. Wpakować do łóżka, przebrać w piżamkę, przykryć kołderką i nie spuszczać z oka tak długo, dopóki nie zaśnie.
"No już, nie każcie mi się powtarzać" ryknęła, przeganiając ostatniego delikwenta, a następnie zamykając za nim drzwi tak, żeby nikt niepowołany nie dostał się więcej do środka.
"Okej, mała. Podoba Ci się to czy nie, zostałyśmy same. Jesteś na mnie skazana" zaczęła miękko, siadając na blacie umywalki. "Przepraszam za to co powiedziałam. Nie byłam delikatna. Nie chciałam doprowadzić Cię do łez. Martwię się o Ciebie, Effy" dodała, zagryzając dolną wargę. Miala tylko ją i Mari. Nie mogła dopuścić do tego, żeby albo jednej albo drugiej się coś stało. "Jeśli przez to masz się poczuć spokojniejsza, możemy zapomnieć o wszystkim, co się między nami wydarzyło. Udać, że nic takiego nie miało miejsca. Nigdy więcej o tym nie rozmawiać" zapewniła, wbijając wzrok we własne dłonie. Były najlepszymi przyjaciółkami. Skoro Goldfish właśnie tego chciała... nie miała zamiaru jej tego utrudniać. "Nie uważam się wcale za lepszą. Był taki czas, że prawie codziennie budziłam się w obcym łóżku, ale wierz mi czy nie. Dla mnie to nie była terapia. Sposób na walkę z demonami. Ja po prostu lubię obce ciała..." była zepsuta, łatwa? Być może, ale przynajmniej nie próbowała nikogo oszukiwać. "Nie lubisz tego, Effy. Sama to powiedziałaś. Dlaczego sama to sobie robisz?" zapytała ciszej, nasłuchując głosu przyjaciółki.

Aphrodite Goldfish
ambitny krab
Hania
sprzedawca — w Sugar Bakeshop
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
sprzedaję słodycze i chciałabym sama dostać od życia coś słodkiego
Otulona własnymi ramionami paradoksalnie czuła się mniej samotna niż w zatłoczonej klubowej sali, ale jej położenie było wystarczająco żałosne, żeby dalej użalać się nad sobą. W dodatku zdążyła pozbyć się tych pieprzonych babcinych bawełnianych majtek i teraz czuła się jak przeczołgana szmata, nawet jeśli między nią a tym facetem do niczego nie doszło. Podniosła głowę, gdy usłyszała głos Hannah, która wygoniła facetów z ich przestrzeni i zobaczyła odbicia z tuszu i cieni na swoich kolanach. Pociągnęła głośno nosem i przetarła twarz wierzchem dłoni, a makijaż pozostawił na jej skórze grubą i rozmazaną ciemną smugę.
Gdy zostały same i Mayfair zaczęła mówić, przepraszać, zapewniać że się martwi, dopadły Aphrodite paskudne wyrzuty sumienia. Zrozumiała wtedy także, że Hannah nie mogła jej zrozumieć właśnie dlatego, że ona robiła to, bo chciała. Effy przez pewien czas też myślała, że robi to właśnie z egoistycznych pobudek, ale ciąża matki uświadomiła jej, że kryło się za tym coś więcej. Wiedziała zaledwie od kilku dni o tym, że za kilka miesięcy na tym świecie pojawi się jej młodszy brat lub siostra, które równie dobrze mogłoby być jej dzieckiem. Ale nigdy nie będzie. I nikt nigdy jej nie zrozumie. Ani Hannah, ani Marianne, ani własna matka. Szczególnie własna matka. To potęgowało poczucie samotności. Nie chciała być sama, ale obecność ludzi, którzy próbowali ją pocieszać i się nad nią litować nie poprawiała jej nastroju. Na chwilę robili to mężczyźni, którzy chętnie wykorzystywali nadarzającą się okazję. Tak, oni cieszyli się z tego, że jest bezpłodna, “sterylna”. Gdy tylko się o tym dowiadywali, odchodził strach o to, że przypadkowa kochanka naciągnie ich na ciążę. To powodowało, że pozbywali się zahamowań. I przynajmniej seks był lepszy, choć nie zawsze satysfakcjonujący.
Na ten wniosek jeszcze bardziej rozwyła się za drzwiami kabiny. Nie mogła tego słuchać, ale przez jej usta nie przeszło także żadne “idź stąd i zostaw mnie samą” ani “nie chcę rozmawiać”, choć potrzebowała wsparcia. Jakiego? Och, o ile jej życie byłoby łatwiejsze, gdyby umiała odpowiedzieć sobie na to pytanie!
Przełknęła spływającą po tylnej ścianie gardła wydzielinę, wydała z siebie niekontrolowany szloch i powoli się uspokajała. - Nie chodziło o pocałunek… - zaczęła z przerwami na oddech po każdym słowie. Głos miała rozedrgany, ciągle zawodzący płaczem, choć łzy już nie płynęły po jej policzkach. - Chyba. To znaczy… - znów się podłamywała, znów oczy ją piekły, a w głowie pulsowało. Schowała głowę między kolanami powstrzymując kolejny wybuch płaczu. - Ja… - zagryzła policzek od środka. Nigdy nikomu o tym nie mówiła, ale skoro upadła już tak nisko, nie miała nic do stracenia. - Ja nie jestem kobietą, Hannah. Nigdy już nią nie będę. Oni… oni sprawiają… - znów szloch targnął jej klatką piersiową - oni sprawiają, że przez chwilę czuję się… czuję się jak kobieta. - Wciągnęła łapczywie powietrze i zamknęła dłonią usta, żeby nie rozwyć się na nowo. Gapiła się tępo w drzwi od kabiny i kołysała w przód i w tył na tym parszywym kiblu, jakby to była jej własna kapsuła bezpieczeństwa. Równie ohydna i nędzna jak sama Aphrodite Goldfish.

Hannah Mayfair
ambitny krab
try to guess
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Nie mogła dłużej tego słuchać. Rozpaczliwe zawodzenie Effy nie tylko łamało jej serce, ale też wprawiało ją w coraz większą konsternację. Nieważne jak bardzo się starała, jak mocno próbowała, nie rozumiała tego, co działo się dookoła. Nie wiedziała dlaczego jeden, głupi pocałunek wzbudzał w Effy tyle emocji, z jakiego powodu tak zawzięcie się z nią kłóciła, dlaczego tak niespodziewanie zerwała się z miejsca i zalała łzami? Chciała jej pomóc, ulżyć jej w cierpieniu tylko... sama nie bardzo wiedziała jak. Brakowało jej delikatności, ogłady. Czuła się trochę jak słoń w składzie porcelany. Albo taki stepujący po polu minowym. Jeden nieostrożny krok i... koniec. Starała się więc słuchać, obserwować, ważyć słowa. Wszystko po to, aby nie sprowadzić na nie jeszcze większych kłopotów i nie pogorszyć sytuacji.
"Nie chodziło o pocałunek?" powtórzyła marszcząc czoło. Nie zdążyła jednak dodać nic więcej, a Goldfish już zaprzeczyła własnym słowom. Dziennikarce nie pozostało zatem nic więcej, jak schować twarz w dłonie i westchnąć z niedowierzaniem. Nie tylko Aphrodite, ona też czuła się zagubiona - i szczerze nie znosiła tego uczucia. Przyzwyczajona była do tego, że panuje nad sytuacją. Wie co ma mówić i co robić, a teraz... nic, pustka w głowie. Oby chociaż sama jej obecność przyniosła blondynce częściowe ukojenie.
Ja nie jestem kobietą, Hannah. Co - miała ochotę zapytać. Dobrze, że w porę ugryzła się w język. To nie byłaby najlepsza reakcja, nawet jeśli najbliższa wszystkim myślom krążącym jej teraz po głowie. O czym ona do cholery mówiła? Jak to nie jest kobietą? Co chciała przez to powiedzieć? Że urodziła się w złym ciele? Że nie czuła się wystarczająco zmysłowa? Kompleksy do tego stopnia utrudniały jej życie, że nie potrafiła wytrwać w trzeźwości, bez jakiegoś napalonego frajera między udami? Przecież to nie miało sensu, żadna z tych rzeczy nie miała sensu. Effy była piękna w środku i na zewnątrz.
"Czy ktoś Cię skrzywdził?" wyszeptała z przerażeniem, kiedy do jej uszu dotarło, że jasnowłosa JUŻ nie jest kobietą. Sama w pamięci wciąż miała ten dzień, kiedy obrzydliwy barman dosypał jej coś do piwa, a potem udał się za nią, kiedy poszła do łazienki. Gdyby nie interwencja przyjaciela, który zaniepokoił się tym, że tak długo nie wraca i poszedł jej szukać najprawdopodobniej doszłoby do tragedii, po której Hannah długo by się nie pozbierała. Czy dziewczyna nie miała tego szczęścia? Na samą myśl o tym zrobiło się jej niedobrze, a łzy zebrały się jej pod powiekami.
W pewnym momencie jednak do głowy przyszło jej coś innego. Przypomniała się jej reakcja przyjaciółki na ciążę matki, to jak zawsze się krzywiła, gdy rozmawiały o dzieciach i... nagle ją to uderzyło.
"Effy" jęknęła, z trudem trzymając nerwy na wodzy. "Jesteś wspaniała. Jesteś wspaniała, słyszysz?" zaczęła z dudniącym sercem. "Ci wszyscy faceci na Ciebie nie zasługują. Oni żerują na Twojej bezbronności" im nie zależy na Tobie, kochanie - czego na szczsscie na głos już nie powiedziało. "Nie możesz mieć dzieci? To wcale nie determinuje twojej wartości oraz tego, kim jesteś. Nie sprawia, że jesteś mniej kobieca albo jakaś zepsuta czy wybrakowana" przecież rola kobiet nie ograniczała się tylko do tego, aby zajść w ciążę i wydać na świat potomstwo. "Chcesz zostać mamą? Jest tyle różnych możliwości, żebyś założyła rodzinę. Możesz wynająć surogatkę, adoptować. Z Mari we wszystkim Ci pomożemy. Zajmiemy się formalnościami i pomożemy urządzić pokoik dla dziecka. Chyba, że najpierw będziesz chciała poczekać na jakiegoś miłego, porządnego faceta, który świata poza Tobą nie będzie widział i będzie nosił Cię na rękach jak księżniczkę" uśmiechnęła się, ocierając mokre od łez policzki. Nie udało się jej ich utrzymać tam, gdzie było ich miejsce i teraz gęsto spływały po skórze, mocząc usta i brodę. "Chciałabym, żebyś mogła spojrzeć na siebie moimi oczami i dostrzec to, jak jesteś niesamowita" pociągnęła nosem. "Otworzysz drzwi, wpuścisz mnie?"

Aphrodite Goldfish
ambitny krab
Hania
sprzedawca — w Sugar Bakeshop
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
sprzedaję słodycze i chciałabym sama dostać od życia coś słodkiego
Kto ją skrzywdził? Bóg, jeśli jakiś istniał? Jej własny organizm, który zaatakował ją bez ostrzeżenia? Czyjś zły urok, bo w dzieciństwie zabrała jakiejś czarownicy łopatkę i ta teraz się na niej mściła w taki perfidny sposób? Nie wiedziała, a szukała odpowiedzi na te pytania od tak dawna! Na pewno nie był to żaden z tych mężczyzn. Nie, oni nie byli niczemu winni, nawet jeśli Effy wiedziała, że ją wykorzystują. Poniekąd ona wykorzystywała także ich, więc w czym była lepsza? Otóż w niczym. Była jednak pewna jednej rzeczy.
Hannah kłamała.
Aphrodite Goldfish nie była wspaniała. W przeciwieństwie do jej przyjaciółek. Mari miała urodę, pracę, córkę i Jerry'ego, z którym prędzej czy później i tak się zejdą. Hannah również była piękną kobietą. Pewną siebie, ambitną, światową, wykształconą, zwiedzającą świat. Mającą szerokie perspektywy. A ona? W czym niby Effy była wspaniała? Była leniwą egoistką bez wykształcenia, bez pasji, bez wyglądu, bez żadnego znaczenia. Bez macicy.
- Nie chcę mieć dzieci! To znaczy nie wiem, czy chcę. Może nie chcę! Nie wiem, nie mam już wyboru. Niczego nie wiem… - załkała żałośnie. Zatkała uszy, kiedy Hannah opowiadała o pomocy w adopcji i przygotowywaniu pokoju dziecięcego. Nie, nie, nie! Nie chodziło o samo posiadanie potomstwa. Effy raz była w ciąży. Z tamtym mężczyzną dziekcu niczego bym nie zabrakło. Ale teraz… kiedy była sama, nie nadawała się na matkę. Nie chciała skończyć jak jej starsza kopia.
Effy wiedziała, że Hannah chce pomóc, ale te słowa nie sprawiały, że czuła się lepiej. Wręcz przeciwnie - wywoływały poczucie winy, że ktoś widzi ją jako wspaniałą kobietę, a ona tak paskudnie go oszukuje i zawodzi. Bo nie jest, nigdy nie była i nigdy nie będzie wspaniała. Tu nawet nie chodziło o kompleksy - tak ogólnie nie uważała się za gorszą pod względem wyglądu, wykształcenia czy pracy. Uważała się za śmiecia przez brak tego jednego narządu, jakby on miał ją determinować jako człowieka.
Teoretycznie tak było. I w lepszych chwilach Effy nie tyle to czuła, co sobie wmawiała. W większości przypadków działało. Dziś niekoniecznie. Ciągle nie przetrawiła wiadomości o ciąży matki. Będzie musiała żyć z tym właściwie do końca swoich dni, więc tak czy siak pozostawała jej jedynie akceptacja, skoro wsparcia ze strony rodzicielki nie mogła otrzymać, musiała być silna. I to jej tylko pozostało, nawet jeśli siła ta była budowana na chwiejnych fundamentach oszukiwania samej siebie.
Wyszła w końcu ze skulonymi ramionami, opuszczoną głową, wierzchem dłoni wycierając wodę wyciekającą z nosa. W odbiciu lustra naprzeciwko zauważyła, że Hannah również ma rozmazany makijaż i przelotnie spojrzała na nią bezpośrednio.
- No i czemu płaczesz, głupia - trąciła Hannah w ramię próbując obrócić sytuację w żart i nawet parsknęła czymś na wzór ni to śmiechu, ni to szlochu. Nabrała żałośnie powietrza z płaczliwym jękiem, po czym wyciągnęła z torebki chusteczki i zaczęła wycierać rozmazany makijaż z twarzy. - Mam pms, to i się rozkleiłam - zażartowała zaciskając zęby i wbijając mocno paznokcie w skórę wewnętrznej strony dłoni. - Nie wracajmy do tego, Han, proszę - spojrzała na brunetkę błagalnym wzrokiem, kiedy połowa jej twarzy była czerwona od szorowania rozmazanego i miejscami zaschniętego makijażu, a drugą ciągle zdobiły ciemne pręgi i smugi.

Hannah Mayfair
ambitny krab
try to guess
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Nie była oszustką, tak samo jak Hania nie mówiła jej tych wszystkich pięknych słów, żeby poprawić jej humor i podtrzymać na duchu, a dlatego, że naprawdę tak myślała. Aphrodite Goldfish była dzielna, jedna z najdzielniejszych osób, jakie Mayfair znała. Była bekompromisowa, nie bała się mówić tego, co myślała. Szalona, lekko szurnięta. Z głową pełną pomysłów i sercem pełnym marzeń. A to, że się jej nie udawało? Że podejmowała zle decyzje? Że ponosiła porażki? Nie wszystko szło po jej myśli? Była tylko człowiekiem, miała prawo do tego, żeby się potykać, szukać swojej drogi, sprawdzać, co sprawia jej radość, a czego kategorycznie nie chce / nie lubi robić.
Wierzyła w nią - nawet jeśli ona nie wierzyła w siebie. I nie miała zamiaru pozwalać jej tak nad sobą się użalać czy spędzać noce w ramionach jakichś obślizgłych typów, z którymi nic wspólnego mieć nie chciała. Pragnęła się nią zaopiekować - nie po to, żeby coś ugrać, sprawić, żeby Effy jakoś inaczej na nią spojrzała, a dlatego, że tak robią przyjaciele. I nie miała wątpliwości, że gdyby to ona była w dołku, blondynka również nie zadawałaby zbędnych pytań, po prostu o nią zadbała.
"Jesteś słaba w komplementy" burknęła żartobliwie, na to jej buńczuczne "i czemu płaczesz, głupia". Nie spodziewała się co prawda, że blondi rzuci się jej w ramiona, ale po tym słonym potoku łez dobrze zrobiłoby im obu trochę endorfin - dlatego zanim kobieta zdążyłaby chociażby pomyśleć o tym, żeby się od niej odsunąć, Han objęła ją ramieniem i cmoknęła w czubek głowy.
"Ruszaj swoją chudą dupę. Zabieram Cię do domu. Nie zostawię Cię tutaj samej" odparła takim tonem, że wykłócanie się z nią nie miałoby nawet sensu. "A do tematu wrócimy, kiedy poczujesz się gotowa. Wiesz, że o wszystkim możesz mi powiedzieć" dodała już łagodniej, pomagając Effy doprowadzić się do porządku.

/ zt x 2
Aphrodite Goldfish
ambitny krab
Hania
ODPOWIEDZ